Nie ma czasów tak ciemnych, by człowiek nie szukał w nich miłości. Wywiad z Anną Sakowicz

Data: 2023-05-12 10:34:54 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Nie ma czasów tak ciemnych, by człowiek nie szukał w nich miłości. Wywiad z Anną Sakowicz z kategorii Wywiad

– Nie ma czasów tak ciemnych, by człowiek nie szukał w nich miłości. Marek Edelman pisał o miłości w getcie. Krzysztof Kamil Baczyński w czasie wojny spotkał swoją ukochaną Basię i pewnie można by podobne przykłady długo wymieniać. Każdy z nas pragnie kochać i być kochanym, niezależnie od czasów, w których żyje. Myślę, że miłość z jednej strony pozwala przetrwać, a z drugiej czyni to przetrwanie trudniejszym, bo pojawia się strach nie tylko o siebie, ale i o drugą osobę. To może paraliżować. Jednak nikt z nas nie zna dnia ani godziny, kiedy dopadnie go zakochanie – mówi Anna Sakowicz, autorka książki Nić przeznaczenia.

Najpierw była Jaśminowa Saga, teraz mamy Muślinową sagę. Sięgasz do historii i tkasz opowieści o rodzinach, żyjących w burzliwych i wymagających czasach. Wiem, że na początku obawiałaś się pisania sag – to w końcu wielki, pisarski rozmach… A jak czujesz się teraz, kiedy masz na koncie kilka tak wspaniałych książek, na dodatek ciepło przyjętych przez czytelników?

Faktycznie kiedyś bałam się zabrać za pisanie sagi. Moim zdaniem to nie jest łatwy gatunek literacki. Wiadomo, opowiada się dzieje rodu, ale musi być jeszcze powód, dla którego to się robi. Ponadto paraliżowała mnie historia, bałam się, że narobię błędów, a nie chciałam pisać książki, która tylko „udaje” tło historyczne. Zaczęłam więc od powieści Na dnie duszy, która była wprawką przed stworzeniem pierwszej sagi. A kiedy już postanowiłam, że napiszę Jaśminową sagę, to zamarzyła mi się powieść napisana z epickim rozmachem. Mam nadzieję, że się udało. Czytelnicy przyjęli ją bardzo ciepło. Potem przyszedł czas na Muśllinową... – już bez lęku, bo wiedziałam też, że mogę liczyć na konsultacje z historykiem. Pomocą służył mi pan dr Michał Dzimira, za co jestem mu bardzo wdzięczna. A jak się dzisiaj czuję? Myślę, że jestem spełniona i dumna. Włożyłam dużo pracy w napisanie obu sag, przeczytałam mnóstwo książek, odbyłam sporo rozmów, ale czytelnicy przyjęli je tak ciepło, że pewnie kiedyś po prostu będzie musiała powstać kolejna saga.

Opowiadałaś już na łamach serwisu granice.pl o pierwszym tomie, Skrawkach przeszłości. Saga ma dla ciebie szczególne znaczenie, bo akcja rozgrywa się w rejonach związanych z Twoją rodziną. Czy teraz, gdy jesteś tak bardzo zagłębiona w losy Wilamowskich, czujesz, że jesteś jeszcze mocniej związana z bliskimi? Jakie to uczucie, dokopać się do korzeni?

Muślinowa saga pozwoliła mi przeżyć żałobę po śmierci mamy i babci (urodzonych w Lidzbarku i w Nicku). Dzisiaj czuję się spokojna, ale też moja ciekawość została po części zaspokojona. Szukałam swoich korzeni, próbowałam określić swoją tożsamość i chyba udało mi się zaspokoić swoje pragnienia (przynajmniej w części). Ponadto wydaje mi się, że saga pozwoliła mi pojednać się z babcią. Mieszkała ze mną przez ostatnie sześć lat swojego życia. Bywało bardzo ciężko, bo babcia nie uznawała kompromisów, a gdy nie wiadomo było, kto ma rację, trzeba było patrzeć w punkt pierwszy „domowego regulaminu”, w którym stało, że rację ma zawsze najstarsza osoba w rodzinie. Dziś czuję, że babcia jest ze mnie dumna. Dawniej mi powtarzała: „Napisz o mnie książkę, to ludzie będą płakać”, więc napisałam.

Pytasz też, jakie to uczucie dokopać się korzeni. Trudno to opisać, bo to są ogromne emocje, jakby wygrało się los na loterii. Czasami wydawało się, że utknęłyśmy (bo szukałyśmy razem z kuzynką Natalią Osiecką), a tu nagle znalazł się akt ślubu lub urodzin i znów można było szukać dalej. Uczucia te zrozumie tylko ktoś, kto grzebał w przeszłości swojej rodziny.

Szczególnie ważny wątek dla ciebie to historia Edzi, tak mówiono na twoją babcię. Czujesz spełnienie, że poprzez swoją pisarską pasję, ale też ogromną pracę, oddałaś hołd? Krzewisz pamięć?

Tak! I to bardzo! W Nici przeznaczenia we wnętrzu okładki udało się też zamieścić zdjęcia przedstawiające babcię i fragmenty pism, które wysyłała do różnych instytucji, gdy starała się o odszkodowanie w latach 90. XX w. Postawiłam Elżbiecie (Edzi) piękny pomnik. Mój tata śmieje się, że to babcia kierowała moją ręką podczas pisania i sama sobie ten pomnik postawiła. Może coś w tym jest, bo tworzenie tej opowieści czasami bywało niezwykłe. Rozwiązania różnych wątków pojawiały się we snach albo przychodziły w dziwnych okolicznościach. Cieszę się, że pamięć po mojej babci zostanie na kartach powieści.

Przeplatasz fikcję literacką z wydarzeniami, których doświadczyli twoi bliscy. Jak udało ci się to wszystko pozbierać? Domyślam się, że szukanie informacji było absorbujące, ale też wyczerpujące.

Po śmierci babci znalazłam w jej pokoju teczkę z dokumentami. Były tam między innymi zeznania świadków potwierdzające pracę Edzi w niemieckim gospodarstwie. Ponadto znalazłam swój zeszyt, w którym zapisywałam opowieści babci jako nastolatka. To dziwne, że znalazłam go właśnie po śmierci babci, jakby ta opowieść sama pchała się na świat. Porozmawiałam też z żyjącą jeszcze siostrą babci. Moja kuzynka pozbierała informacje od pozostałych członków rodziny. Resztę trzeba było dozmyślać albo uzupełnić wspomnieniami mieszkańców Dłutowa i Lidzbarka. Dla mnie szukanie informacji zawsze jest najciekawszym etapem pracy nad książką. Jest to męczące, ale ogromnie satysfakcjonujące. Towarzyszą temu niezwykłe emocje.

Zdarzało ci się sięgać pomoc konsultanta historycznego, tym razem wskazówek udzielały Ci też osoby związane z Lidzbarkiem i Dłutowem. Jesteś zadowolona z tej współpracy?

Jestem bardzo zadowolona! Głównym konsultantem historycznym był pan dr Michał Dzimira, ale mogłam też liczyć na regionalistkę panią Ewę Rzeszutko. Za to pani dyrektor biblioteki w Lidzbarku – Edyta Marszak udostępniła mi wszystkie książki związane z interesującym mnie okresem. To zaoszczędziło mi wiele czasu, mogłam z nich spokojnie korzystać w domu (tym bardziej, że do Lidzbarka mam dość daleko). Nieocenioną pomocą służyła także pani Anna Kamecka, która kiedyś wydała zachowane wspomnienia mamy. Co ciekawe, jej mama pracowała w tym samym gospodarstwie co moja babcia. To były bezcenne zapiski! Korzystałam także z pomocy członków grupy Stare Dłutowo. Nigdy nie zdarzyło się, by ktoś odmówił mi pomocy. Naprawdę czułam ogromne wsparcie ze strony mieszkańców i Lidzbarka, i Dłutowa. A potem premiery poszczególnych tomów! To były przepiękne uroczystości. Odbyły się z udziałem burmistrza Lidzbarka pana Macieja Sitarka i jego zastępcy pana Janusza Bieleckiego. Myślę, że dzięki temu premiera sagi stała się ważną lokalną uroczystością, a ja czuję się dzisiaj (jak to określił pan Michał Dzimira) przyjaciółką i ambasadorką Lidzbarka. Na koniec muszę też wspomnieć przywoływaną już nieraz moją kuzynkę Natalię Osiecką. Bez niej po prostu nie byłoby tej sagi.

Przyznam, że Twoja powieść to kula emocji. I niczego innego nie spodziewałam, patrząc na przedział czasowy, lata wojenne – które rozsadzają serce i głowę. Już sam wstęp, gdy bohaterowie muszą pozbyć się ciała hitlerowca, mrozi. A jak ty poradziłaś sobie z tym, że piszesz o tak trudnych wydarzeniach?

Dla mnie to też były trudne emocje. Trudniejsze tym bardziej, że dla mnie Edzia to była moja babcia. Do mnie dopiero teraz dotarło, ile ona przeszła. Kiedy trafiła do więzienia w Sierpcu, była nastolatką! Jak to musiało wpłynąć na jej psychikę! Przyznam, że wielu nocy nie przespałam, bo kotłowały się we mnie najróżniejsze emocje. A najbardziej poruszającą sceną był powrót Heńka do domu. Czułam niemal fizyczny ból. Trudno to dziś wyjaśnić, ale wchodzenie w takie emocje jest naprawdę trudne.

Nie brakuje scen, które dosłownie stawiają sprawę na ostrzu noża. Życie albo śmierć, tu i teraz. Czasem sprawa dotyczy nie tylko życia Polaków, jak scena, gdy Rozalia musi podjąć decyzję, co począć z Oskarem i Jakobem… Domyślam się, że wcale nie musiałaś nic „podkręcać”. Wtedy tak po prostu było? Tak ciężko?

Wiadomo, że niektóre sceny są wynikiem mojej wyobraźni, ale naczytałam się tyle o wojnie, że wydaje mi się, że naprawdę niczego nie „podkręcałam”. Zresztą nie lubię epatować cierpieniem. Nie mogłam jednak pisać o tamtych czasach i go pominąć. Moja babcia nie bez powodu nie chciała opowiadać o wojnie. Czasami udało się od niej coś „wyciągnąć”, ale zaraz milkła. Pamiętam, jak raz opowiadała o Żydach, o tym, jak chodziło się do opuszczonych domów, przyznała, że też poszła (chyba z siostrą), ale zrobiła to tylko raz, bo znalazła w piecu chlebowych spalone zwłoki. Więcej mówić nie chciała, a ja nie naciskałam. Nie wszystkie skrawki jej opowieści wykorzystałam w sadze, o niektórych po prostu albo nie miałam siły pisać, albo uważałam za zbyt drastyczne lub zbyt intymne. Wojna jest czymś strasznym, o tym należy pamiętać. Przydałoby się jeszcze, żebyśmy umieli z historii wyciągać wnioski i nie doprowadzać do wybuchu kolejnych konfliktów.

Są i dramaty związane z uczuciami. Bo choć wojna jest tak pochłaniająca, choć potrafi zawłaszczyć wszystko, miłość zawsze znajdzie jakieś wejście. Czy miłość jest także tym światłem, które pozwala – i pozwalało – przetrwać?

Nie ma czasów tak ciemnych, by człowiek nie szukał w nich miłości. Marek Edelman pisał o miłości w getcie. Krzysztof Kamil Baczyński w czasie wojny spotkał swoją ukochaną Basię i pewnie można by podobne przykłady długo wymieniać. Każdy z nas pragnie kochać i być kochanym, niezależnie od czasów, w których żyje. Myślę, że miłość z jednej strony pozwala przetrwać, a z drugiej czyni to przetrwanie trudniejszym, bo pojawia się strach nie tylko o siebie, ale i o drugą osobę. To może paraliżować. Jednak nikt z nas nie zna dnia ani godziny, kiedy dopadnie go zakochanie.

Twoi bohaterowie doświadczają non stop emocji bardzo trudnych, „wysokich“. Strach, niepewność, głęboki lęk, tęsknota, nadzieja, ale też i beznadziejność. Jak po wojnie ludziom udawało się wyjść z tego ciągłego, przewlekłego stanu? Wiemy przecież, że wojenne pokolenia nosiły w sobie traumę…

Tego nie wiem. Kiedy dziś patrzę na swoją babcię z perspektywy czasu, rozumiem, dlaczego była apodyktyczna, miała dziwny stosunek do mężczyzn, jadła bardzo zachłannie itp. Czuję, że przeżyła traumę. Do końca życia mówiła, że pracowała jak koń, dosłownie zaprzęgnięta w pług, przywoływała słowa niemieckiego sędziego, który skazał ją na więzienie, mówiła o głodzie. A przypomnę, była wówczas nastolatką. Wydarzenia wojenne nie mogły być bez wpływu na jej życie. Odpowiedź na Twoje pytanie jest bardzo trudna, bo nie ma chyba recepty na to, jak żyć po wojnie. Wystarczy przypomnieć sobie słowa Tadeusza Różewicza, aby wiedzieć, jak bardzo wojna wywraca świat do góry nogami i jak trudno mu wrócić w stare koleiny:

Szukam nauczyciela i mistrza

Niech przywróci mi wzrok słuch i mowę

Niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia

Niech oddzieli światło od ciemności.

Czy wchodząc do świata prozy historycznej, pełnej faktów, także związanych z Twoją rodziną, czujesz, że Twoja pisarska mentalność uległa zmianie? Masz na koncie wiele publikacji, ale chyba te ostatnie są szczególnie wyjątkowe?

Myślę, że tak, że zmieniłam się jako autorka. Odkryłam, że warto podejmować wyzwania i stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej. Nigdy nie myślałam, że „grzebanie” w historii może być tak ekscytujące. To zachęciło mnie do tego, by się nie bać faktów, a starannie wykorzystywać je w swoich powieściach. Sagi na pewno stanowią ważny punkt w mojej twórczości.

Książkę Nić przeznaczenia kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.