Między tańcem a teatrem
Data: 2008-07-15 15:42:0029 czerwca przedstawieniem „Kroniki sąsiedzkie” Śląskiego Teatru Tańca rozpoczęła się w Bytomiu XV Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i zainaugurowany został Festiwal Sztuki Tanecznej. Na spektakl otwarcia złożyły się dwie etiudy. Pierwsza z nich, „Zobaczyć świat w ziarnku piasku” to mocno enigmatyczna opowieść o przemijaniu, o ciągłym przekraczaniu granicy między życiem i śmiercią. To opowieść o ludzkim życiu jako ciągu nieustannych prób wzniesienia się w górę. To opowieść o tajemnicy, o czasie, który determinuje ludzki los. To historia ludzkiego życia, w którym odbija się los wszechświata. „Zobaczyć świat w ziarnku piasku” to spektakl w dorobku Łumińskiego zaskakująco spokojny. Nie ma tu zbyt wiele dynamiki, gwałtownych ruchów, a w warstwie muzycznej – dysonansów. Ilustracja muzyczna w postaci utworów Gotan Project i Pawła Szymańskiego doskonale współgra i współtworzy atmosferę przedstawienia. Jedyną scenografię tworzą ustawione pośrodku sceny drzwi. Początkowo aktorzy sprawiają wrażenie zdezorientowanych, jakby nie wiedzieli, gdzie się znaleźli i dlaczego trafili właśnie w to miejsce. Nie ogarniają świata. Stopniowo jednak sekwencja ruchów staje się coraz bardziej wyrazista i harmonijna. Aktorzy stają się coraz bardziej zdecydowani w podróży, w którą zabierają widownię. Niedzielne przedstawienie Śląskiego Teatru Tańca to spektakl poruszający, bardzo poetycki i najgłębiej metaforyczny. Ale nie można powiedzieć o nim wyłącznie słów pochwały. „Zobaczyć świat w ziarnku piasku” to bowiem równocześnie spektakl bardzo niejasny. Metafor jest tak wiele, że widz zmuszony jest, by mozolnie domyślać się jego znaczenia, aktorzy nie dają mu przesłanek do jednoznacznej interpretacji. To przedstawienie, w którym uczestniczy się z przyjemnością, ale równocześnie spektakl, wobec którego sensu człowiek pozostaje bezradny. Inaczej „Tylko chwile”. Na scenie widzimy zaimprowizowaną plażę i 4 aktorów, którzy zdają się opalać i czerpać ogromną przyjemność z krótkich chwil odpoczynku. Idyllicznego nastroju dopełnia niemiecka, stara piosenka. Wydaje się, że znaleźliśmy się w raju. Niestety, do czasu. Do czasu, kiedy w przestrzeń tę wkrada się dramat. Nagle zmienia się muzyka, zmienia się również zachowanie aktorów. Zaczynają się kłótnie, swary, bójki. Rośnie napięcie między bohaterami opowieści, równowaga między nimi okazuje się bardzo chwiejna. Inicjatywę, władzę próbują przejąć kobiety. Bezskutecznie. Na scenie rozgrywa się dramat, który można odczytać zarówno przez pryzmat feminizmu, jak i jako metaforę ukazującą chwiejność i niepewność szczęścia ludzkiego. Radość, szczęście to w naszym życiu tylko chwile. Pod powierzchnią pozorów szczęścia kłębią się, pulsują dramaty i napięcia, które w każdej chwili mogą wybuchnąć. Drugi spektakl Śląskiego Teatru Tańca składający się na „Kroniki sąsiedzkie” okazuje się sukcesem. Jego twórcom udaje się zawrzeć przekaz w czytelnych, prostych i jasnych gestach. Równocześnie nie popadają w banał. Napięcie budowane jest doskonale i utrzymuje się aż do końcowych scen przedstawienia. To teatr tańca na światowym poziomie, nie odbiegający od najlepszych prezentowanych podczas konferencji spektakli. To znakomite otwarcie XV Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej.
Drugim wydarzeniem inauguracji były dwa przedstawienia w wykonaniu Nory Chipaumire z Zimbabwe. Jej spektakle zawsze pełne są wątków społecznych i politycznych. Pierwszy prezentowany podczas Festiwalu, „Manifesto”, okazał się opowieścią o wielkich ideach zderzających się z rzeczywistością. Ubrana w garnitur bohaterka składa palce w literę V, by chwilę później obrócić się do publiczności tyłem i wysunąć środkowy palec. W tych kilku prostych a brutalnych gestach zawiera się właściwie cały przekaz przedstawienia, mówiącego o politykach, którzy głoszą wielkie idee, ich usta pełne są słów wzniosłych i patetycznych, a codzienna aktywność sprowadza się do grania tak zwanej „publiczności” (czytaj: elektoratowi) na nosie. Politycy to aktorzy – względnie: klowni – w cyrku sceny politycznej. Ruchy Chipaumire były bardzo proste, acz dynamiczne, wykonywane na tle muzyki inspirowanej afrykańskimi motywami kultury ludowej. Problem w tym, że spektakl „Manifesto” okazał się nieco zbyt długi, miejscami – pozbawiony napięcia i enigmatyczny. W sumie jednak stanowi interesujący materiał porównawczy dla przedstawień wyrastających z nurtu kultury europejskiej. Zdecydowanie bardziej udane, jasne, przejrzyste okazało się drugie przedstawienie prezentowane wieczorem w Elektrociepłowni Szombierki. „Dark Swan” („Mroczny Łabędź”) to poruszająca, niepokojąca opowieść o zniewoleniu. Aktorka porusza się po scenie, próbując jakby wzbić się do lotu. Wykonuje gwałtowne, dynamiczne, niepokojące ruchy. Jej ręce i nogi zdają się jednak być skrępowanymi, wydaje się przygniatać ją do ziemi niewidzialne brzemię. Taniec mocno kontrastuje z niemal anielską muzyką Camille'a Saint-Saensa. Jeszcze bardziej niepokojące wrażenie sprawia głęboka cisza, która zapada w pewnym momencie. Słychać wówczas tylko ciężki oddech aktorki, która chwilę później cichym, niskim głosem śpiewa jedną z pięknych piosenek Janis Joplin, wyjawiając tajemnicę spektaklu wszystkim tym, którzy do tego momentu go nie zrozumieli. „Łabędź” więc to spektakl znakomity, bardzo udany, poruszający. To dowód na to, że Afryka ma bardzo wiele do zaproponowania światowemu teatrowi tańca, że choć zdaje się mówić o specyficznych problemach historii tego regionu, to tak naprawdę pokazuje nowy, bardzo interesujący język, który być może stanie się inspiracją dla choreografów.
Publiczność zachwyciły za to przedstawienia grupy Compagnie Drift ze Szwajcarii. Pierwszy spośród nich, „Amours et delices”, to opowieść o różnych odcieniach miłości. 4 bohaterów, początkowo nieśmiałych, obojętnych, stopniowo próbuje poznawać się nawzajem. W ich relacjach stopniowo zaczyna pojawiać się coraz więcej „chemii”. Nawiązują się pierwsze przyjaźnie, które z czasem przekształcają się w miłości. Te z kolei stają się coraz bardziej namiętne. Oglądamy różne sposoby poznawania się, różne techniki „podrywu”, odmienne temperamenty. Na przykład – jeden z bohaterów, gdy partnerka kusi go coraz bardziej wyuzdanymi pozami, zaczyna coraz więcej gadać. Drugi z kolei prezentuje niewyobrażalną nieśmiałość, która paraliżuje go, gdy chce poznać kobietę życia. Charaktery bohaterów skutkować muszą mnogością przezabawnych gagów i sytuacji przywodzącej na myśl filmową burleskę i filmy Macka Sennetta. Wszystko jednak musi dobrze się skończyć. Ostatnia scena ukazuje więc erotyczne zwieńczenie przygód miłosnych bohaterów, które staje się wstępem do zachwycającej metafory nieprzerwanego kręgu życia. Compagnie Drift zaprezentowała teatr tańca wyróżniający się lekkością, metaforyką i wspaniałą atmosferą. To z pewnością jedno z najbardziej interesujących wydarzeń tegorocznego Festiwalu Sztuki Tanecznej.
Dodany: 2008-07-16 12:34:35