Najważniejszy jest człowiek, a nie jakość połączenia. Wywiad z Maciejem Lasotą
Data: 2021-10-13 15:18:33– Prawdziwa rozmowa to taka, w której widzimy reakcje, mimikę, gesty i emocje rozmówcy. Tak, dzisiaj możemy to osiągnąć za pomocą videorozmowy, ale proszę zwrócić uwagę, że do nazwy tego typu komunikacji sami dodaliśmy „video", co znaczy, że nie jest to według nas ta pełnoprawna, prawdziwa rozmowa. W tej prawdziwej bowiem wciąż najważniejszy jest człowiek, a nie jakość połączenia. Bliskość z rozmówcą, możliwość dotknięcia go, poklepania czy przytulenia – tego wszystkiego nie zapewni nam nawet najlepsze łącze i nielimitowane bajty czy bity – mówi Maciej Lasota, autor książki Bezczłowiecze.
Słyszał Pan o globalnej awarii Facebooka?
Tak. Śmialiśmy się nawet z moją Wydawczynią, że to świetna akcja promocyjna Bezczłowiecza.
A nie było Panu trochę szkoda?
Nie, gdyż nieszczęśliwym posiadaczem Facebooka jestem dopiero od nieco ponad roku. Decyzja o założeniu tam profilu była podyktowana wyłącznie potrzebami związanymi z promocją mojej pierwszej książki. Gdyby nie to, wciąż nie miałbym konta na FB.
Bezczłowiecze to krytyka nowych technologii?
Nie, absolutnie. Jest to raczej krytyka tego, jak my – ludzie – z nich korzystamy. Często bez właściwego umiaru i rozwagi.
Bohater Pańskiej powieści, dziennikarz Maciek, jako jedyny w swojej redakcji korzysta z… maszyny do pisania. To nostalgia za dawnymi czasami, czy może coś więcej?
Trafił Pan w sedno! Jest to stuprocentowa nostalgia! Na takiej maszynie, jako mały dzieciak pisałem pierwsze głupawe teksty. Co więcej, ta maszyna wciąż stoi u mnie w domu.
A może wystarczy pójść na kompromis – cyfryzacja tak, ale przy zachowaniu tradycji?
Kompromis zawsze jest dobrym rozwiązaniem, lecz często – niestety – tylko teoretycznym, ponieważ nie tylko osiągnięcie, ale też utrzymanie go w życiu codziennym bywa trudne. Łatwo jest wymyślać rozwiązania, które w teorii brzmią wspaniale. Z praktyką potem – i wiem, to z praktyki właśnie – jest gorzej. Poza tym, jak mielibyśmy określić odpowiednie proporcje cyfryzacji do tradycji?
Ostatecznie wydaje mi się przecież, że gdyby nie nowe media, bohaterowi nie udałoby się dotrzeć na pewne ważne spotkanie… Może więc czasem nowe technologie mogą przynieść nam coś dobrego?
Nie mam wątpliwości, że nowe technologie przynoszą nam wiele dobrego. Spójrzmy choćby na medycynę, w której dzięki najnowszym rozwiązaniom możemy ratować ludzkie życie. Nigdy nie twierdziłem i nie twierdzę, że nowoczesność to zło – jak to mawia teraz młodzież. Mnie po prostu martwi, że na własne życzenie kierujemy wektor postępu przeciw sobie samym. W Bezczłowieczu właśnie na to próbowałem zwrócić uwagę Czytelników; na fakt, że dziś, dla wielu osób to, co wirtualne, zaczęło być istotniejsze, niż to, co realne.
Czytając Pana książkę, nietrudno odnaleźć nawiązania do Mickiewicza, Gombrowicza czy Jana Kochanowskiego… Bezczłowiecze jest książką dla polonistów?
Też, bo to także ludzie, a moja książka jest właśnie dla ludzi. Nawiasem mówiąc, mam nadzieję, że przywołane przez Pana nazwiska mówią coś nie tylko polonistom.
A nie ma Pan wrażenia, że lektura książek – w ogóle jakichkolwiek – w dzisiejszym świecie przestała odgrywać istotną rolę?
Gdyby tak było, nie wydawano by książek. Oczywiście, nie ma też co zaklinać rzeczywistości – książkę papierową przegoniły na pewno audiobooki, ebooki... Te sądzę, że w mniejszym stopniu, ale również. Powstaje zatem pytanie: czy wysłuchanie audiobooka jest czymś mniej wartościowym niż przeczytanie książki „w papierze"? Według mnie nie, choć na pewno częściej jest to czynność wykonywana w tle, na przykład, robimy obiad i słuchamy sobie audio. Przepraszam, bo odpłynąłem w dygresję... Już się poprawiam. Czy lektura książek przestała odgrywać ważną rolę? Myślę, że po prostu nie kładziemy już na czytanie takiego nacisku jak kiedyś. Kiedyś pewne pozycje trzeba było najzwyczajniej przeczytać i znać, bo to stanowiło kulturowy i intelektualny fundament człowieka. Teraz z owym fundamentem bywa różnie.
I ma Pan na to jakiś sposób?
Trudne pytanie... Przede wszystkim uważam, że powinniśmy odczarować mit czytania książek, jako zasiadania do grubych i (w domyśle) nudnych „cegieł". Ja bardzo cenię sobie formy krótkie. Dlatego też Bezczłowiecze nie ma pięciuset stron, bo raz: nie napisałbym tylu znaków, dwa: nie chciałem, by objętość odstraszała potencjalnych czytelników, którzy może i by chcieli coś przeczytać, ale niekoniecznie chcą się rzucać od razu na głęboką wodę opasłych tomiszczy. I ja to rozumiem, bo do dziś pamiętam ból, jaki towarzyszył mi przy lekturze Krzyżaków.
Może więc Bezczłowiecze nie jest książką dla moli książkowych, tylko odwrotnie, dla tych, którzy nie czytają?
Bezczłowiecze – głęboko w to wierzę – jest książką zarówno dla moli książkowych, jak i dla tych, którzy z czytaniem są na bakier. Książkoholicy być może będą narzekać, że za cienkie, ale przecież mogą przeczytać kilka razy.
Literatura to jedno. Drugie to rozmowa, która również wydaje mi się istotna w kontekście Pana książki. Dziś nie rozmawiamy?
Dziś raczej wymieniamy się informacjami; rzucamy je sobie nawzajem, często nawet nie czekając na odpowiedź lub jej nie słuchając. Zupełnie, jakbyśmy przekazywali sobie pisma z sądu – interesuje nas tylko dostarczenie wiadomości, a nie reakcja drugiej osoby na nią.
Wymiana esemesów czy wiadomości na Messengerze nie zastąpią nam prawdziwej rozmowy?
Ja będę stał na stanowisku, że nie, choć osobiście znam takich, którzy by się kłócili. Mogą się kłócić. Oby w cztery oczy.
A jaka jest według Pana definicja „prawdziwej rozmowy”?
Prawdziwa rozmowa to taka, w której widzimy reakcje, mimikę, gesty i emocje rozmówcy. Tak, dzisiaj możemy to osiągnąć za pomocą videorozmowy, ale proszę zwrócić uwagę, że do nazwy tego typu komunikacji sami dodaliśmy „video", co znaczy, że nie jest to według nas ta pełnoprawna, prawdziwa rozmowa. W tej prawdziwej bowiem wciąż najważniejszy jest człowiek, a nie jakość połączenia. Bliskość z rozmówcą, możliwość dotknięcia go, poklepania czy przytulenia – tego wszystkiego nie zapewni nam nawet najlepsze łącze i nielimitowane bajty czy bity.
Maciek jest dziennikarzem „nieprzystającym do rzeczywistości”. Jednak czy to nie właśnie osoby „nieprzystające do rzeczywistości” nie okazują się później kluczowe dla historii?
Ależ dokładnie tak jest! Również i w Beczłowieczu. Ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat, są tymi, którzy go zmieniają – to hasło reklamowe firmy Apple, które zapamiętałem z biografii pana Jobsa. I ja tak rzeczywiście uważam. Teraz jest moda na to, żeby „być sobą". Tylko że „bycie sobą", bo tak jest trendy, dla mnie jest śmieszną próbą zmieszczenia się w jakimś dziwnym schemacie. Dopiero wyjście poza ów schemat uwalnia w nas kreatywność, która każdorazowo w historii była katalizatorem zmian.
Czyli to właśnie w „nieprzystających do rzeczywistości” tkwi nadzieja na lepsze jutro?
Pozostaje nam w to wierzyć. Życzmy sobie zatem, żeby tych nieprzystających było coraz więcej.
Książkę Bezczłowiecze kupicie w popularnych księgarniach internetowych: