Jak odnaleziono skarb Priama?

Data: 2013-02-22 11:35:35 Autor: granice_pl
udostępnij Tweet

Postępowanie Schliemanna nie było w rzeczywistości tak naiwne, jak by się to z pozoru wydawało. Krył się za nim cały arsenał argumentów rzeczowych i przekonywających, przynoszących rozumowaniu Schliemanna zaszczyt. Pójdźmy szlakiem tego rozumowania, choćby z tych względów, by się przekonać, do jakiego stopnia odkrycia, dokonane rzekomo przypadkowo, bywają często owocem bardzo wnikliwego wnioskowania.

 

Przeczytaj również opowieść o Henryku Schliemannie - "Człowiek, który odnalazł Troję"!

 

U czterdziestu źródeł

Nieliczni historycy, którzy dopuszczali możliwość historycznego istnienia Troi, umiejscawiali ją w pobliżu małej wioski tureckiej Bunarbaszi, gdzie wznosił się niewielki pagórek. Podstawą ich przypuszczeń była 22 Księga Iliady, w której Homer wspomina, iż w pobliżu miasta Priama miały tryskać dwa źródła wody: jedno ciepłe i jedno zimne. A ponoć właśnie w Bunarbaszi znajdowały się takie dwa źródła.

Schliemann postanowił sprawdzić osobiście te przypuszczenia. Najął więc przewodnika greckiego i konno udał się do Bunarbaszi. Ale już w drodze nasunęły mu się pewne wątpliwości. Wioska była oddalona od morza o trzy godziny konnej jazdy, tymczasem – jeżeli wierzyć Homerowi – bohaterowie greccy przestrzeń między brzegiem morza a murem warowni trojańskiej przemierzali trzy razy dziennie, co w tej sytuacji zajęłoby im co najmniej osiemnaście godzin. Przeto albo Homer się mylił, albo w Bunarbaszi nie znajdowały się ruiny Troi – innej alternatywy nie było.

Przybywszy na miejsce, Schliemann przyjrzał się uważnie pagórkowi, domniemanemu siedlisku ruin. Wystarczyło to, aby go w tych wątpliwościach umocnić. Pagórek bowiem był zbyt mały, by mógł kryć ogromny pałac króla Priama, z 62 komnatami i salami, oraz mury warowne z potężną Bramą Skajską. Zsiadł z konia i wspiął się na wierzchołekwzniesienia. Tu i ówdzie drążył próbne szyby w poszukiwaniu najdrobniejszych choćby śladów ruin. Wszędzie znalazł tylko ziemię i piasek; nie było tam ani jednego odłamka głazu, skorupy czy cegły, słowem: nic nie wskazywało na to, że wznosiła się tu ongiś jakakolwiek budowla. Doszedł więc do przekonania, że wzniesienie nie powstało na skutek nagromadzenia w jego wnętrzu gruzowisk zburzonego miasta, że jest po prostu dziełem przyrody, a nie rąk ludzkich.

Schliemann był jednak człowiekiem dokładnym, toteż pragnął jeszcze wyjaśnić sprawę dwóch źródeł, o których z taką pewnością mówili historycy. I tutaj spotkała go zabawna niespodzianka, okazało się bowiem, że w okolicy Bunarbaszi tryskały nie dwa, lecz aż czterdzieści źródeł. Stąd pochodziła nazwa tamtejszych stron: Kirk Giös, co znaczy „Czterdzieścioro oczu”. Schliemann, aby upewnić się o niesłuszności stawianej hipotezy, chodził następnie od źródła do źródła i mierzył ich ciepłotę. Wszystkie miały mniej więcej taką samą temperaturę; nie było wśród nich ani jednego źródła ciepłego.

 

Hissarlik znaczy "pałac"

Odtąd wzgórze pod Bunarbaszi przestało go interesować. Ale gdzie w takim razie szukać siedliska Troi? Stanął bezradny, bez jakichkolwiek wskazówek, na których mógłby się oprzeć. Przemierzał więc wzdłuż i wszerz równinę hellesponcką, szukając po omacku zagubionego miasta. Nagle uwagę jego zwróciła nazwa turecka dużego wzgórza, leżącego na północ od Bunarbaszi, w odległości około pięciu kilometrów od morza. Nazwa ta brzmiała Hissarlik, co znaczy "pałac". Schliemann zdawał sobie sprawę, że często w nazwach miejscowości, podobnie jak i w legendach, kryją się echa wydarzeń odległej przeszłości W taki sposób ludy przekazują z pokolenia na pokolenie swoją historię, swoją mądrość i swoje doświadczenie, z upływem czasu pierwotny sens tych nazw zaciera się jak deseń na wypełzłym kobiercu; pozostają tylko słowa, pozornie niewytłumaczalne, które są jednak śladami, mogącymi wskazać źródła prawdy. Czemuż by więc w Hissarlik nie miały się ukrywać jakieś ruiny, określone ongiś przez ludność mianem „pałacu”? Trudno przecież wyobrazić sobie, aby bez żadnego powodu nazwano w ten sposób naturalną górę, nie przypominającą nawet konturami jakiejś budowli, nie mówiąc już o pałacu.

Wstępne badania zdawały się potwierdzać tezę Schliemanna. Góra miała w przybliżeniu kształt czworokątny o spłaszczonym wierzchołku, co wskazywało na jej sztuczne pochodzenie. I rzeczywiście, już przy pierwszym uderzeniu kilofa wyrzucono na powierzchnię nieprzeliczone mnóstwo odłamków cegieł, złomów i skorup glinianych, świadczących, że w głębi kryją się potężne zwaliska murów. Schliemanna przeszedł dreszcz niewymownego szczęścia, był bowiem już pewny, że znajduje się na miejscu „świętego Ilionu”, przesiąkniętego krwią i potem trojańskich i greckich herojów.

 

Echa Historii

Zresztą starożytni historycy wspominali, że na tym miejscu wznosiło się w historycznych czasach greckie, a potem rzymskie miasto Novum Ilium, które według tradycji miało stać na ruinach Troi. Herodot wspomina, iż władca perski Kserkses zatrzymał sięw tym mieście, by spojrzeć na ruiny Priama i złożyć w ofierze Minerwie Iliońskiej tysiąc sztuk bydła. W relacji Ksenofonta z tych samych powodów odwiedził Novum Ilium wódz lacedemoński Mindaros, historyk zaś grecki z II wieku n.e. Arrianos pisze, iż Aleksander Macedoński po złożeniu ofiary wykopał z ruin starożytny miecz i kazał go nosić swojej straży przybocznej, sądząc, iż przyniesie mu on szczęście w wyprawie przeciwko Persom. Cezar otaczał miasto specjalną opieką i wspierał je finansowo, uważając siebie za bezpośredniego potomka Trojańczyków.

Jedyna rzecz, jaka niepokoiła Schliemanna, to brak wspomnianych dwóch źródeł w najbliższej okolicy Hissarlik. Ale i ta wątpliwość został niebawem rozwiana. Od okolicznych chłopów dowiedział się bowiem, że co pewien czas wytryskują tam gorące źródła i po krótkim swoim żywocie wysychają, by ukazać się znowu w innym miejscu. W czasie jednak przeprowadzania przez niego w Hissarlik badań nie trysnęło ani jedno z tych źródeł.

 

Początek poszukiwań

W roku 1871 Schliemann najął ośmiu robotników i przystąpił do systematycznych prac wykopaliskowych. Według Homera na najwyższym miejscu miasta miała wznosić się świątynia Ateny, z czego wolno było wnioskować, że powinna ona kryć się w samym środku wzgórza. Schliemann kazał wykopać tam długi rów, głęboki na dziesięć metrów. W trakcie przeprowadzania tych robót łopaty wyrzucały na powierzchnię odłamki oręża, wazy i inne przedmioty codziennego użytku – oczywisty dowód, że istniało tam kiedyś bogate i ludne miasto.

Zimą zatrzymano roboty, ale już wiosną następnego roku Schliemann powrócił tam z żoną, wybudował drewniane baraki na mieszkania i magazyny, przyjął stu robotników i ponownie przystąpił do poszukiwań.

 

Niespodziewane trudności

Od świtu do zmierzchu pracował wraz z żoną przy wykopie, a w nocy, w nikłym świetle latarni, przeglądał, oczyszczał i systematyzował wydobyte z ziemi przedmioty. W porównaniu z pracą, jaka została włożona, były to okazy małej wartości, toteż trzeba było nie lada uporu i cierpliwości, by nie poddać się zniechęceniu.

W dodatku dokuczał im niezdrowy klimat. Lato było upalne, pełne wilgotnych oparów. Najrozmaitsze robactwo, a szczególnie moskity, nie dawały im spać po nocach. Schliemann rozchorował się na malarię, po wyzdrowieniu zaś osłabiony chorobą długo nie mógł odzyskać dawnych sił. Zimą znów wiały z północy lodowate wichry, wdzierały się do baraku przez nieszczelne ściany, uniemożliwiając zapalenie latarek. W takich warunkach, choć intensywnie palono w piecu, temperatura spadała nieraz do 9 stopni poniżej zera.

 

O archeologicznych metodach

W roku 1873, a więc w trzecim roku poszukiwań, wzgórze Hissarlik było już wszerz i wzdłuż poprzecinane głębokimi rowami. Usunięto w tym czasie kilkanaście ton ziemi i gruzu. W miarę posuwania się w głąb Schliemann odkrywał coraz to inne ruiny. Były to szczątki dawnych miast i osiedli, spiętrzone na sobie kilkoma poziomami. Miasta te pochodziły z różnych epok; po krótkich okresach swojej świetności ulegały bądź to klęsce pożaru, bądź to różnym najazdom. W górnej warstwie leżało Novum Ilium, na samym zaś dnie ubożuchna osada z epoki gładzonego kamienia.

W wykopie Schliemann rozpoznał siedem leżących na sobie osiedli ludzkich. Które z nich było Troją Homera? Przy ówczesnym stanie archeologii trudny to był problem do rozwiązania. Dla dzisiejszego archeologa drogowskazem czasu są skorupy ceramiczne. Różne bowiem ludy posługiwały się przy ozdabianiu naczyń glinianych własnym stylem i tematyką, przy czym sztuka ta w miarę upływu wieków przechodziła wszystkie fazy doskonalenia – od najprymitywniejszych, niezdarnych jeszcze prób, aż do najwyższej doskonałości techniki ceramicznej.

Jeżeli pewien określony typ naczyń glinianych występuje w wielu osiedlach w tej samej warstwie kulturowej, a nie ma go w niższych lub w wyższych warstwach – wtedy z całą pewnością wolno twierdzić, że ów typ naczyń, jak też i warstwa kulturowa należą do tej samej epoki.

W jaki jednakże sposób można ustalić daty poszczególnych typów naczyń? Istnieje na to mnóstwo sposobów, lecz nie będziemy się nad tym zagadnieniem szerzej rozwodzić. Są to bowiem zbyt specjalistyczne metody pracy archeologów. Dla ilustracji przytoczymy tylko, że w mykeńskiej warowni Tiryns ustalono datę pewnej warstwy kulturowej jedynie dzięki temu, że znaleziono tam naczynia tego samego stylu, jakie odkryto w grobowcu faraona egipskiego Totmesa III z 1600 roku p.n.e.

 

Siedem miast trojańskich

Schliemann oczywiście nie znał takiej metody poszukiwań. Ornamentyka skorup glinianych niczego mu nie mówiła, toteż nawet w przybliżeniu nie umiał rozeznać się w chronologii siedmiu nawarstwień trojańskich. Przypuszczał jedynie tylko, że górne warstwy powinny być młodsze od niższych i że wobec powyższego Troja Homera powinna znajdować się na najniższym poziomie.

Wprawdzie podziwiał masywność murów wyższych warstw, doszedł jednak do przekonania, iż mogą one pochodzić co najwyżej z trzeciego wieku p.n.e., a więc z okresu panowania na tych terenach spadkobiercy Aleksandra Macedońskiego, jednego z jego wodzów – Lizymacha.

Opierając się na tego rodzaju rozumowaniu, doszedł do przekonania, że poszukiwaną Troją Homera jest trzecie od dołu osiedle. Utwierdziły go w tym jeszcze okopcone ruiny, świadczące wyraźnie o gwałtownym pożarze, jaki strawił miasto. Ale osiedle to w żadnym wypadku nie przypominało wspaniałego Ilionu, opisanego przez Homera. Okopcony zameczek był bardzo skromną budowlą, podczas gdy rezydencja króla Priama liczyła – jak podaje Homer – 62 sale i komnaty. Słabe mury warowne, nędzne domy i prymitywna ceramika świadczyły o niskim rozwoju kulturalnym mieszkańców.

 

Nie ufać Homerowi?

I tutaj Schliemann po raz pierwszy nie zaufał Homerowi. Dotychczas wierzył w jego prawdomówność, teraz jednak pod wpływem swojej koncepcji posądził Homera o poetycką przesadę w opisywaniu zamku i warowni trojańskiej. Wprawdzie chwilami budziły się w nim wątpliwości, nie skłoniło go to jednak do poniechania raz powziętej tezy.

To nędzne miasteczko – pisze o trzecim od dołu osiedlu – które liczyło co najwyżej trzy tysiące mieszkańców… czyż można je utożsamiać z wielkim Ilionem, okrytym nieśmiertelną sławą, z miastem, które przez dziesięć lat opierało się bohaterskim wysiłkom 110-tysięcznej armii greckiej?.

 

Napastliwa krytyka

Trudno pojąć, dlaczego Schliemann, którego dotychczas nie zawodził instynkt i zdolność bystrego wnioskowania, w tym wypadku trzymał się kurczowo tezy opartej na więcej niż kruchych przesłankach. Podał niebawem do publicznej wiadomości, że odkrył pałac króla Priama. Wiadomość ta narobiła dużo szumu w całej Europie. Uczeni jednak zaatakowali go bardzo ostro, zarzucali mu nieuctwo i pogoń za sensacją, kpili z niego jako z odkrywcy miasta, o którego istnieniu nic nie mówi historia.

Napastliwa krytyka zniechęciła Schliemanna. Postanowił przerwać dalsze prace wykopaliskowe. Ogłosił więc następujący komunikat: Kopaliśmy tu przez trzy lata z 150 robotnikami, usunęliśmy 250 tysięcy metrów sześciennych gruzu i wydobyliśmy z ruin Ilionu piękną kolekcję bardzo ciekawych zabytków artystycznych. Teraz jednak jesteśmy znużeni, a ponieważ osiągnęliśmy nasz cel i urzeczywistniliśmy ideał naszego życia, zaniechamy dalszych poszukiwań w Troi z dniem 15 czerwca br.

 

Prezent na imieniny

Czternastego czerwca 1873 roku, a więc w przededniu opuszczenia stanowiska na wzgórzu Hissarlik, Schliemann wraz z żoną stał już od piątej rano wewnątrz dużego wykopu, przyglądając się pracy robotników. Jedną ścianę tworzył mur budynku, którą Schliemann nazwał pałacem Priama. Naraz ze zdumieniem utkwił wzrok w pewnym punkcie, gdzie spośród zgliszcz i piasku wyzierał jakiś przedmiot ze złota, rzucając żywe ognie w ukośnych promieniach porannego słońca.

Szybko zwrócił się do żony i półgłosem, aby nie usłyszeli go robotnicy znajdujący się w pobliżu, zakomenderował:

– Ruszaj do robotników i zarządź paidos! (paidos znaczy po grecku "odpoczynek po pracy").

– Teraz, o siódmej rano? – zapytała zaskoczona tym Zofia.

– Tak, natychmiast… Powiedz im, co chcesz… już wiem, wytłumacz im, że mam dziś imieniny, że zapomniałem o tym, a teraz daję im wolny dzień z pełną zapłatą. Przynieś również swój czerwony szal…

Zofia nie zadawała więcej pytań. Wykonała skrupulatnie dane jej polecenie. Gdy wróciła, Schliemann klęczał w wykopie i drżącą ręką wygrzebywał coś scyzorykiem z ziemi, nie zwracając zupełnie uwagi na zwisający nad jego głową mur, który w każdej chwili mógł się zawalić. Zofia rozłożyła szal na ziemi, Schliemann zaś zaczął wydobywać odgrzebane złote i srebrne kosztowności. Było ich tak wiele, że ledwie pomieściły się w szalu. Udali się po kryjomu do baraku i, zaryglowawszy drzwi, rozłożyli cudowne skarby z głębokim wzruszeniem na stole, biorąc sztukę po sztuce do ręki z delikatną, czułą ostrożnością.

 

Biżuteria Heleny Trojańskiej

Szczególny podziw wzbudziły dwa złote diademy; jednym z nich był delikatnie kuty łańcuch skroniowy, z którego zwisało trzydzieści mniejszych łańcuszków o ogniwach w kształcie serduszek; drugi miał jako ozdobę podobne wisiorki, lecz opaskę tworzyła gruba wstęga z litego złota.

Po posegregowaniu klejnotów okazało się, że wydobyty skarb składa się ponadto z: 24 naszyjników, 6 bransolet, 8700 pierścieni, 60 kolczyków, 4066 brosz, z puchara złotego ważącego 600 gramów, złotej butli, kilku waz ze srebra i z miedzi oraz broni wykonanej z brązu.

Schliemann był święcie przekonany, że odnalazł skarb króla Priama, a może nawet biżuterię samej Heleny, porwanej przez Parysa. Ponieważ – pisze w pamiętniku – znalazłem te przedmioty obok siebie pod murem budowli, poświęconej, jak twierdzi Homer, Neptunowi czy też Apollonowi, wydaje się pewne, iż leżały one pierwotnie w drewnianej skrzyni, o której Homer mówi w Iliadzie, że znajdowała się w pałacu Priama.

W wyobraźni odtworzył przebieg dramatycznych wydarzeń, dzięki którym zachował się skarb. Oto drużyny Agamemnona wtargnęły do Troi. Domownicy Priama zapakowali w wielkim pośpiechu królewski skarb do skrzyni z zamiarem zakopania go pod murem pałacu. Ale w drodze zabito ich. Porzuconą skrzynię, zanim zdążył ją zauważyć nieprzyjaciel, zawaliły zgliszcza i gruzy walących się murów. Tak oto skrzynia wprawdzie zbutwiała, ale skarb zachował się w całości. Odnalazł go dopiero w XIX wieku entuzjasta Homera, przybyły z dalekiej Północy.

 

Bohater czy przemytnik?

W chwili odnalezienia skarbu Schliemann miał 52 lata. Radował się jednak jak dziecko, szczęśliwy, że spełniły się marzenia jego młodości. Brał po kolei każdy klejnocik do ręki, cieszył się nimi, oglądał przez lupę. Nagle wzrok jego padł na żonę, na jej piękne, typowo greckie rysy. Z miną uroczystą nałożył na jej głowę diadem, potem ubrał ją w naszyjnik, kolczyki, brosze i pierścienie, rozsiadł się następnie w krześle i napawał niezwykłym widokiem. Wyobrażał sobie, że stoi przed nim Helena w królewskim przepychu klejnotów, z chmurą kruczych włosów naokoło delikatnej, pełnej uroku twarzyczki.

Długo wahał się, co ma dalej czynić. Otrzymawszy pozwolenie od władz tureckich na prowadzenie poszukiwań archeologicznych, zobowiązał się oddać rządowi tureckiemu wszystkie wykopaliska, jakie znalazłby w Hissarlik. Ale obecnie, gdy miał w ręku owe wspaniałe skarby, wydawało mu się to niepodobieństwem. Obawiał się, że chciwy sułtan nie okaże należytego pietyzmu dla tych nieocenionych arcydzieł przedhistorycznej sztuki złotniczej, że nawet, kto wie, może zechce je przetopić w tyglu.

Toteż pewnej nocy wywiózł je potajemnie do Grecji, gdzie dał na przechowanie różnym krewnym i powinowatym żony. Wiadomość o wielkim odkryciu wywołała w świecie niebywałą sensację. Spór o Troję rozgorzał na nowo, ale tym razem nazwisko Schliemanna wymawiano już z szacunkiem, bez akcentu pobłażliwej kpiny, z jaką dotąd do niego się odnoszono. Gromy padały nań jedynie ze strony rządu tureckiego, który napiętnował go publicznie jako pospolitego przemytnika.

 

Przeczytaj również pierwszą część opowieści o Henryku Schliemannie - "Człowiek, który odnalazł Troję"!

 

okladkaTekst opublikowano pierwotnie w książce Zenona Kosidowskiego Gdy słońce było bogiem, której wznowienie ukazało się nakładem wydawnictwa Iskry. Śródtytuły i lead pochodzą od redakcji.

Gdy słońce było bogiem to opowieści o dziewiętnastowiecznej fascynacji odkryciami archeologicznymi w krajach egzotycznych. Informacje dotyczące historii i kultury starożytnych Sumerów, Egipcjan, Azteków czy mieszkańców Pompei przeplatają się z fabularnym opisem przygód pierwszych odkrywców, wśród których byli nie tylko naukowcy, ale też awanturnicy żądni skarbów i sławy.

Pierwsze wydanie Gdy słońce było bogiem ukazało się w 1956 roku. Książka szybko zyskała rzesze miłośników, była wielokrotnie wznawiana i osiągnęła łączy nakład blisko pół miliona egzemplarzy. Wychowało się na niej kilka pokoleń czytelników, wśród nich wielu przyszłych archeologów, historyków i pasjonatów starożytnych kultur. 

Publikacja bierze udział w konkursie i plebiscycie "Najlepsza książka na wiosnę". Wśród wszystkich oddających głosy na stronie konkursowej rozdysponowane zostaną zestawy nagród książkowych.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje