„Genesis z Ducha” jako dokument konfliktu wewnętrznego. Jeszcze inna interpretacja. 

Data: 2019-08-18 15:14:01 Autor: rafal_sulikovski
udostępnij Tweet

Stawiając tezę, że poemat mistyczny Słowackiego stanowi w istocie zapis doświadczenia, próby przepracowania i przekroczenia silnego konfliktu wewnętrznego, mamy na myśli sytuację duchową Europejczyków doby dojrzałego Romantyzmu. Odczytanie tego poematu w nurcie ortodoksyjnym polega na ukazaniu bogactwa wątków odnoszonych do mistyki europejskiej (Swedenborg, Blake, Towiański i inni), myślowych wiraży tych czasów, niepokoju i Weltschmerzu, egzystencjalnych traum i lęków i wielu innych spraw, które uwzględniamy tylko częściowo. 

Słowacki niczym prorok wyprzedza swoją epokę i rysuje obraz pęknięty na dwoje, którego dwie połowy stanowią – z jednej strony – nauka o stworzeniu, jaką przynosi judeochrześcijaństwo, z drugiej zaś – naukowy pogląd dotyczący powstania człowieka, jaki już zaczął się rysować w I poł. XIX wieku, ale który dojdzie do głosu dopiero w II połowie tegoż stulecia, a najsilniej w I poł. XX wieku, kiedy wydawało się, że religijne wyjaśnienia powstania Kosmosu i człowieka przestały być na zawsze aktualne. Jednak wkrótce religia, po pewnym wahaniu, ponownie zacznie asymilować odkrycia naukowe na tym polu i przygotowywać się do ofensywy ideowej w wyjaśnianiu „pochodzenia człowieka”. 

Poemat Słowackiego jest olśnieniem mistycznym, ale dla psychiatry będzie to zawsze podejrzane, zaskakujące i dające asumpt do tezy, że narrator wewnętrzny tekstu doznaje gwałtownego rozdwojenia, a nawet – rozszczepienia. Z jednej strony chciałby zachować tradycyjną, „genetyczną” naukę o stworzeniu, jaką przynoszą chrześcijaństwo i judaizm, lecz jednocześnie wie, że dosłowne odczytanie Genesis nie jest już możliwe w świetle powstającej nauki o przyrodzie. Stąd jego cierpienie podzielenia umysłu i rozpaczliwa próba pogodzenia sprzeczności  kryjących się w relacji religia-nauka. 

Nie mógł Słowacki znać jeszcze w epoce Romantyzmu zawiłości teorii wielkiego wybuchu, teorii ewolucji człowieka ani orientować się w próbie pogodzenia ich z religiami autorstwa jezuity Teilharda de Chardin, który jak nikt przedtem i potem dokonał pierwszych prób przerzucenia mostów między odległymi dotąd, a nawet wrogimi sobie systemami i paradygmatami. Za czasów Romantyzmu, kiedy działali wielcy prorocy narodowi, uznawano, że opis stworzenia kosmosu z Genesis zasadniczo wyczerpuje temat i nie trzeba go uszczegóławiać. A właśnie Słowacki w genialny sposób próbuje w Genesis z Ducha skonkretyzować ogólny bardzo opis powstania wszystkiego z pierwszej Księgi Starego Testamentu. W tym celu używa pojęć zarówno z rezerwuaru tradycji teozoficznych, mistycyzujących, jak i nowszych pojęć naukowych, jak „elektryczność” czy „magnetyczność”.

Za czasów wieszcza w psychiatrii próbowano leczyć pacjentów sugestią, która była prekursorką hipnozy, użytej przez Charcota, a potem Freuda i innych do leczenia histerii, „wielkiej symulantki”. Innym sposobem był na poły mistyczny rytuał leczenia „magnetyzmem zwierzęcym”, w ramach którego uważano, że przestrzeń kosmiczną wypełniają naturalny eter oraz fluidy magnetyczne, a niektórzy niejasno zaczęli zdawać sobie sprawę z wypartego potem przez ludzkość faktu, że bliżej nam do świata zwierząt niż się to wydawało filozofom średniowiecza, a nawet renesansu i późniejszych epok. Słowacki próbuje dokonać tedy rzeczy niemożliwej – pisze o duchu stwórczym, który jest czystą twórczością, a jednocześnie używa kategorii z rozwijającej się ówcześnie fizyki, gdzie zaczynano formułować prawa dotyczące zjawiska elektromagnetyzmu równolegle do teorii magnetyzmu zwierzęcego. Można przypuszczać, że idee pochodzące z nauki nieco później zostają twórczo użyte przez poetów, ale wcześniej niż zrozumiane przez zwyczajnych śmiertelników.

Romantycy nie odrzucali nauki jako takiej, protestowali jedynie przeciwko postawie scjentyzmu, w ramach którego uprawiano naukowy finalizm, czyli pogląd, że nadejdzie chwila, gdy na gruncie naukowym zostanie wyjaśnione wszystko, co dotyczy kosmosu i miejsca w nim ludzi. Zanim nastał pozytywizm, już niektórzy uczeni sądzili, że czas religii i mitologii minął, że nadchodzi epoka pozytywna (Comte i jego teoria trzech epok), w której człowiek pojmie swoją egzystencję na gruncie empirycznym oraz rozumowym i że niepotrzebne będą pradawne mity. Jak bardzo okazało się to złudzeniem, pokazały losy nauki i religii w XX stuleciu, zwłaszcza po powstaniu teorii Einsteina i mechaniki kwantowej, gdzie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Słowacki w poemacie dokonuje cudów, aby tekst, odnoszący się zarazem do fizyki i religii, był jak najbardziej spójny. I na pewnym poziomie uogólnienia mu się to udaje, jednak to olśnienie mógł prawdopodobnie przypłacić zdrowiem umysłowym, jak to bywa w przypadku twórców genialnych. Za to trzeba być wieszczowi wdzięcznym, choć tekst jest trudny, czyta się go powoli, wracając do chwila do wersetów sprzed momentu i napotykając trudności z ustaleniem kontektu macierzystego dla całości poematu. Jednak wskazane tu krótko konteksty wydają się być nierozpoznane przez humanistykę, która zajmuje się ogólnie „mistycyzmem” poety, zapominając, że przeszedł on też solidną szkołę nauk przyrodniczych i ścisłych, co powoli stawało się normą w edukacji. Była to więc pre-egzystencja idei wyłożonych potem na pół dyskursywnie, na pół lirycznie w krótkim poemacie. Jednak gęstość tekstu jest tak wielka, że czujemy, jakby zaraz miał wybuchnąć nowy kosmos, w którym poeta romantyczny będzie jedynym stwórcą, tworzącym w cierpieniu i cierpiącym katusze umysłu za miliony tych, którzy nigdy nie będą wiedzieli, co naprawdę przeżyli…

Poemat Juliusza Słowackiego należy przeczytać co najmniej dwukrotnie, aby wszystkie sensy eksplicytne, a przede wszystkim znaczenia implikowane wydobyć z gąszczu bardzo misternej i misteryjnej symboliki – typowo romantycznej, a zarazem jakoś osobnej, sytuującej się obok głównych nurtów romantyzmu XIX wieku. Postawić tezę, że Słowacki w tym poemacie zapisał swoje doświadczenie załamania nerwowego, to nic nie powiedzieć, a zarazem jakoś właśnie taką hipotezę chcielibyśmy tutaj wyłonić. Romantycy motyw szaleństwa mieli mocno wpisany w głębokie struktury utworów, nie tylko zresztą literackich. Widzieli w nim nawet klucz do zagadki istnienia, a na pewno do sampoznania, do wędrówki wgłąb siebie, do podróży astralnych, opisywanych już przecież w średniowieczu przez Dantego, a potem jako „lot” w wielkiej prozie Bułhakowa. 

Najpierw postawmy roboczą hipotezę:

poemat Słowackiego jest proroczą zapowiedzią pewnych kryzysów duchowych, które dla niego były daleką przyszłością, a dla nas odległą i nieaktualną już przeszłością.

Utrata sensu życia to istota noogennych, czyli pochodzących z „umysłu, ducha, rozumu” (gr. noos – słowo, rozum, duch) zaburzeń w świecie europejskim gdzieś w okolicach II wojny światowej. Kiedy ludzie zaczęli stopniowo przyswajać darwinowską hipotezę o zwierzęcym pochodzeniu ludzkości, pojawiły się nowe typy zbiorowych oraz indywidualnych zaburzeń duchowych, polegające na utracie wiary w istnienie jakoś rozumianej transcendencji, zwątpieniu w oficjalne religie i wyznania, w reprezentantów duchowych, których zadaniem było motywować do podjęcia pielgrzymki w stronę „nieba”, które zresztą różnie pojmowano i opisywano. Poemat romantyka dotyka sedna tego kryzysu, który chcielibyśmy widzieć w nigdy nie przezwyciężonym do końca konflikcie nauki i religii, konkretyzowanym w sprzecznościach i napięciach pomiędzy teorią ewolucji i religijnego typu kreacjonizmem, nie tylko judeochrześcijańskim. Inaczej mówiąc, Słowacki ukrył w symbolice poematu zagadkę niektórych przynajmniej zaburzeń psychicznych, opisywanych na początku XX wieku przykładowo przez Bleurera, a wcześniej Freuda i jego uczniów. Także tutaj mieści się dorobek psychoanalizy autorstwa Karen Horney, której książka o neurotycznej osobowości naszych czasów stała się swego czasu wielkim czytelniczym hitem. 

Napięcie między ewolucją pojmowaną naukowo, na kształt akademicki, a romatyczną wizją świata jako przede wszystkim duchowego istnieje w poemacie Słowackiego, co pokażemy w drugim odcinku tego tekstu. Jest niezwykłym fakt, że autor wyprzedza tu o kilkadziesiąt lat prace głównego autora ewolucjonizmu, Karola Darwina, którego fundamentalne dzieło O pochodzeniu gatunków ukaże się cztery dekady po śmierci autora Genesis z Ducha. O ile Darwin w ogóle nie uwzględni, tak jak jego późniejsi naśladowcy, wymiarów duchowych, czyli nie-materialnych albo lepiej: poza-materialnych w procesie powstawania życia, o tyle Słowacki walczy z taką wizją świata. I to zanim w ogóle została ona sformułowana po raz pierwszy w dziejach nauki dopiero pod koniec „pięknego stulecia”. Słowacki jako romantyk nie potrafi pogodzić się z faktem, że byty mają również swoje materialne treści i takież formy, Darwin amputuje jedną publikacją całą niemal tradycję nauk o stworzeniu świata i człowieka. Degradacja tego ostatniego do animal rationale, rozumnego co prawda, ale tylko zwierzęcia, spowodowała w kulturze i cywilizacji europejskiej, wyrosłej na tekstach mitologicznych, biblijnych i poematach homeryckich, bardzo potężne tąpnięcia. Nie pozostały nauki o ewolucji bez echa podczas typowo biologicznych eksperymentów nazistowskich w celu „selekcji naturalnej”, a cała wizja świata, który w gruncie rzeczy miałby polegać na „walce o byt” spowodowała mocne wstrząsy wtórne w zbiorowej świadomości człowieka około połowy XX stulecia. 

Tymczasem Słowacki nie tylko polemizuje z jeszcze nie sformułowaną wizją darwinowskiej dżungli moralnej, ale i rysuje teorię alternatywną, mocno gnostycką, neoplatońską, z wpływami dalekowschodnimi, z pozycji spirytualistycznych, wedle których to duch, nie materia jest źródłem życia i jego metamorfoz. O ile dla biologów post-darwinowskich życie to forma istnienia białka, a myślenie to procesy materialne, o tyle dla romantyków, a szczególnie tak radykalnych – pamiętajmy tu o towiańszczyźnie i sprawie bożej, której służył poeta! – jak Słowacki, życie to nieustanne, wieczne przemiany duchowe, pojmowane jako ponadmaterialne, albo poza-materialne, a jeszcze lepiej: kontr-materialne. Napięcie między duchem a materią zawsze obecne było w kulturze zachodniej, a szczególnie nasiliło się w czasach, kiedy działali romantycy i później, już w walce na przykład psychoanalizy z behawioryzmem w latach 30-tych XX wieku.

Czy taka hipoteza tłumaczy całkowicie ten zagadkowy w twórczości wielkiego wieszcza poemat? Odpowiedź ostateczna jest niepewna, bo Słowacki to bardzo skomplikowana osobowość twórcza. I może na tym powinniśmy zatrzymać nasze rozumienie wieszcza. 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - gosiaczek
gosiaczek
Dodany: 2019-08-22 11:31:04
1 +-

Chyba nie moje klimaty

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2019-08-20 12:12:41
1 +-

Kompletnie nie moja bajka. Studia filologiczne skutecznie 'wyleczyły' mnie z czytania klasyki :(

Avatar uĹźytkownika - Justyna641
Justyna641
Dodany: 2019-08-18 21:18:19
1 +-

Słowackiego czytałam ostatni raz w liceum. Ciekawe czy teraz odebrałabym jego utwory inaczej?

Avatar uĹźytkownika - Poczytajka
Poczytajka
Dodany: 2019-08-18 15:24:36
1 +-

Nie znam tego poematu. Może powinnam?...

Książka
Genesis z Ducha
Juliusz Słowacki

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje