Festiwal (o)polskiej tandety
Data: 2009-06-13 12:11:53Miłe złego początki
A zaczęło się całkiem przyzwoicie. Koncert Gwiazdorskie Towarzystwo Muzyczno-Wokalne zainaugurowały popisy fortepianowe Zbigniewa Zamachowskiego i zaskakująco dobre wykonanie piosenki „Jej portret” przez tegoż aktora oraz Kasię Skrzynecką. Skrzyneckiej – choć jej repertuar trudno uznać za ambitny – przyzwoitego głosu odmówić nie można, a Zamachowski to klasa sama w sobie, stąd też całość wypadła naprawdę znośnie i zapowiadała całkiem interesujący koncert.
De Vito mówi „kaszana”
Niestety, dalej było już tylko gorzej. „Trzech tenorów” – Szyc, Karolak i papież-Adamczyk nawet tak prostej piosenki jak „Baśka” Wilków nie potrafiło zaśpiewać czysto. Ich żałosne próby rozbawienia publiczności przypominały raczej zabawę, jaką podczas kolonijnego festiwalu piosenki fundują widzom nastoletni chłopcy. Nieco lepszy był Gąsowski śpiewający szlagier… Gąssowskiego i poszukujący w Opolu dawnych prywatek. Ciekawy był pomysł na hard-rockową interpretację jednej z piosenek przez Bartka Opanię, jednak fakt, iż ojciec w śpiewaniu realizuje się znakomicie nie oznacza jeszcze, że syn również będzie utalentowany muzycznie. „Kryminalnista” Zakościelny z kolei poległ całkowicie, pokazując, że nawet banalnych piosenek grupy Feel nie będzie potrafił zaśpiewać każdy. Finałowy „prawy do lewego” przypominał po prostu klimat wiejskiego wesela.
Tak zwani „profesjonaliści”
Powiedzmy jednak, że aktorom, na co dzień niekoniecznie związanym ze śpiewem, drobne wpadki można by było wybaczyć. O wiele gorzej, gdy śpiewać nie potrafią tak zwani profesjonaliści. A udowodniła to kolejna część piątkowego festiwalu – Premiery. Pierwsza godzina to kolejne wpadki nowych „gwiazd” polskiej sceny muzycznej. Żenujący K.A.S.A., plastikowa Candy Girl, nieszczególny PIN – to tylko kilku „artystów”, których można było usłyszeć w Opolu. Potwornie skompromitowała się legenda polskiej piosenki – Marek Jackowski, który na tle muzyki zespołu The Goodboys zaśpiewał jak geriatryczny dziadek zakwalifikowany „ku uciesze ludu” do „Szansy na sukces”.
Perły przed…
Ale – trzeba przyznać – w piątkowym koncercie usłyszeć też można było kilka perełek. Nie wiem, kto zakwalifikował do tego festiwalu tandety cudowną Stanisławę Celińską i Los Locos. Celińska zaprezentowała się jako polska Cesaria Evora, obdarzona wspaniałym głosem i wielką kulturą muzyczną. „Atramentowa rumba” to piosenka cudowna – cóż, kiedy nie tego oczekują widzowie jednego z najstarszych polskich festiwali. Jak zwykle dużą klasę pokazała Justyna Steczkowska, której „Tango” to mała muzyczna perełka. Maciej Maleńczuk, choć doskonale znamy go z takiego utrzymanego w klimacie retro repertuaru, również pozytywnie zaskoczył wykonaniem piosenki „Niewiele Ci mogę dać”. I – ku powszechnemu chyba zaskoczeniu – telewidzowie nagrodzili go największą liczbą wysłanych smsów, dzięki czemu zwyciężył w konkursie premier. Drugie miejsce zajęła Ania Wyszkoni z lekką, łatwo i przyjemną piosenką „Czy ten pan i pani”. Jedno trzeba przyznać – Wyszkoni jako jedna z niewielu podczas koncertu zaśpiewała dość czysto. Trzecie miejsce przypadło „Życiu na dystans” zespołu Pectus, zaś wyróżnienie specjalne – grupie Freedom.
Miało być tak pięknie…
… a wyszło – jak zwykle – przaśnie, zbożowo i bardzo po polsku. Oglądając Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu zachodni widz mógłby dojść do smutnego skądinąd wniosku, że na naszej scenie muzycznej niewiele ciekawego się dzieje, ponadto większość tak zwanych gwiazd nie potrafi śpiewać. Jeśli można (bo o stwierdzenie że warto mógłby się pokusić tylko największy optymista) było go obejrzeć, to tylko dla nielicznych występów. Ostatnim udanym festiwalem od lata pozostaje edycja z 1997 roku i koncert „Zielono mi” poświęcony pamięci Agnieszki Osieckiej. Kiedy w Opolu zobaczymy coś równie interesującego? Strach powiedzieć: chyba… nigdy?
Sławomir Krempa dla portalu Wstecz.pl