Chciwość

Data: 2008-03-14 18:00:46 Autor: Anna Gębala
udostępnij Tweet

Co do kwestii sakralizacji nikt zapewne kłócić by się nie śmiał –świadomość procesu przenoszenia sacrum na przybytki kultury konsumpcyjnej jest daleko rozpowszechniona, choć zatrważająco bezowocna. Przypatrzmy się jednak problemowi drugiemu (który właśnie ustanowiliśmy, nieco bezprzyczynowo, czyli dokładnie tak, jak to w literaturze postmodernistycznej bywa).

Cywilizacja przyspiesza(naturalny skądinąd) proces ewolucji. Zmusza organizm człowieka do wytworzenia wirtualnego mitochondrium (omińmy w dyskursie naszym fascynujące, natrętne analogie jednostkowej komórki do form bardziej zorganizowanych). Istnieje bowiem swoista, dośćściśle sprecyzowana potrzeba produkowania energii psychicznej [lub rozumując za Jelmslevem –psychicznego obrazu energii psychicznej (słuszna uwaga profesora Paszka o tendencji do unikania w tekstach eseizujących nazwisk mniej znanych gronu publicznemu niczym brzemię zaciążyła właśnie nad sumieniem piszącej te słowa)].Energia taka diagnozowana zostaje przez umasowione zewnętrze jako oryginaln-ośc, indywidualn-ośc, nonkonform-izm (przełamywanie monotonii słowotwórczej napawa rozkoszną ułudą tryumfu nad językiem) – quinta essentia tego wszystkiego, co nagle okazuje się być do zbawienia koniecznie potrzebne.
Uf.
Rządu dusz już nie ma, rządu dusz już nie będzie, w rzędzie stać nikt już nie chce, o posiadaniu duszy się nie wspomina [zupełnie jak o motylku (autorka puszcza w tym miejscu zalotnie oko w stronę mickiewiczologów, nierozumiejących żartu zaś odsyła do „Słownika Mickiewiczowskiego”)].Pojawia się za to nowa jednostka chorobowa – chciwość.
Ja chcę, ty chcesz, on, ona, ono chce, my, wy, oni ione chcą, o [Dukajowskim? (siateczka intertekstu gubi myśliciela)] chcu nie mówiąc. Ogólnonarodowe pragnienie wyjścia przed orkiestrę zatrważa.Już nie potrzeba być bożym wybrańcem, naoliwionym talentem i natchnieniem – wystarczy mieć takową potrzebę i głośno ją manifestować (a gdzie wyrazistość podmiotu, o którą dopomina się tradycja historycznoliteracka? „Daremne żale, próżny trud”, których nie podzieli chyba nikt z wyjątkiem filologa podobnego temu, opłakującemu w tekście Myśliwskiego zanik czasu zaprzeszłego), uprawiając tym samym jakże popularny – początkowo nieco deprecjonowany – obecnie wręcz oczekiwany proceder lansingu. To lance, to be lanced.
Chciwość zbudowana z takich właśnie „chceń” staje się współczesną archè, zasadą wszechrzeczy. Jest paliwem napędowymwytwarzanym w wirtualnych mitochondriach, zaimplantowanych w somie jednostki niewidzialnymi rękoma (?) przedziwnego, bliżej niesprecyzowanego bytu (strach ogarniać powinien potencjalnego precyzatora - możemy być pewni, iż takowy się znajdzie).

Prostota jest nieaktualna (passé lub mówiąc onomaopeicznie: fuj).
Być człowiekiem to już zbyt mało, by zasłużyć na szacunek – godności nie otrzymuje się a priori. A szkoda - błogosławione były to chwile (czy w ogóle kiedyś były?), gdy miłość ze swej istoty miała charakter ekstatyczny.Dziś (nowadays, ladiesand gentleman) trzeba wypracować sobie siebie (caution) - nie dla siebie bynajmniej (aplause).
Chciwości wymaga od nas nowoczesność. Chciwość urasta do rangi substytutu, którym zastępujemy swoją naturalność, która, choć czasem zszarzała, czasem zgnuśniała, wyrasta jednak z tego, co tworzy monolit naszej jednostkowości. Okrutne, że człowiek nie siebie pragnie lecz wizerunku siebie. Chciwość wyjścia z własnej osoby przestaje sprowadzaćsię do self-transcendence, a staje się obskurną self-consumption. Zastępowanie nad-danych/ danych/ za-danych predyspozycji (które przecież posiada każdy) sztucznie wygenerowaną zdolnością, wyuczonym talentem, sfunkcjonalizowaną pasją – niepokoi. Skąd się to w nas ludziach bierze?
„… ja się pytam, pytam się…”
Chciwość tak rozumiana miała być zdaje się ogólnopopularnym przejawem zindywidualizowanej mądrości i wyjątkowości. Jak zawsze tak i znowu (czy po wierszu Szymborskiej pytanie to zrzuci kiedykolwiek swój płaszcz kontekstowy?) okazuje się jednak, że zbiorowa mądrość nie istnieje, istnieją tylko budujące ją złudzenia (czysta symulakranizacja), lśniące w słońcu blaskiem najprawdziwszego pirytu. Głupcem, kto będzie obnosił się z nim, jak ze złotem.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje