Cudowny nektar wolności. Wywiad z Andrzejem Dunajskim
Data: 2023-03-10 12:22:20 | artykuł sponsorowany– Słowo jest kluczowe. Jeśli ktoś będzie chciał je zanegować, zaprzeczy samemu sobie. Bez słowa człowiek nie opisze ani samego siebie, ani drogi, która poprowadzi go dalej. A jeśli uzna, że dotarł już do końca drogi, również słowem musi się posłużyć, by to stwierdzić. Czy w czasach, w których dociera do człowieka tak wiele komunikatów, jesteśmy w stanie odnajdywać prawdziwe znaczenia słów? To zależy od nas samych – mówi Andrzej Dunajski, autor książki Tajemnica Mino.
Łatwo jest spotkać MINO?
Łatwiej niż mogłoby się zdawać. Cóż bowiem widzimy, kierując swój wzrok na to, co jest wokół nas? Widzimy rzeczy takimi, jakim są, czy to, co jest w naszym wyobrażeniu?
Powiada się, że rozum jest jednym z największych sprzymierzeńców człowieka. I dobrze, że go posiadamy. Radziłbym jednak słuchać go z wyczuciem i ostrożnością. Rozum potrafi bowiem zastawić na człowieka wiele pułapek. Jedne są bardziej groźne, inne – mniej. Tym niemniej właśnie za sprawą rozumu wybieramy często wbrew logice, wbrew tak zwanemu „zdrowemu rozsądkowi”, w konsekwencji zaś – przeciwko sobie. A skoro przeciwko sobie, to również przeciwko… rozumowi.
W dość obszernych Pułapkach myślenia opisał trochę ludzkie głowy Daniel Kahneman, doktor psychologii, który w 2002 roku odebrał nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii. Mocno się zafrasowałem ukazanym w tej książce stanem rzeczy. Nagroda jest „ekonomiczna”, laureat zaś to psycholog. Czym zatem są wszystkie te procesy, które od wieków sprowadzają człowieka do dwóch bankowych pojęć: „winien” i (lub) „ma”.
Spotkanie MINO jest łatwiejsze niż odpowiedź na pytanie: czy człowiek „winien”, czy też „ma”? Spotkanie MINO nie wymaga ani ekonomii, ani psychologii. Wystarczy wolna wola.
Spotkać MINO można, pytanie, czy zrozumiemy, czego właściwie doświadczyliśmy. Trzeba do tego chyba dużo otwartości i uważności? Co jeszcze jest potrzebne?
Spokojne rozeznawanie zastanej rzeczywistości. Pogodzenie się z byciem człowiekiem w konkretnym czasie i miejscu, a nie nieustająca walka na śmierć i życie, nie wiadomo, z kim i z czym. Bo odnoszę wrażenie, że człowiek zaniechał mądrego wykorzystywania tego, co jest w nim na rzecz zgłębiania absurdalnych pomysłów speców od tworzenia nienaturalnego i obcego naturze obrazu samego człowieka. Jak bowiem podjąć sensowną próbę opisania najbliższej nam rzeczywistości, skoro nie znamy siebie. Znamy? Jak pojąć skutki, przyczyny, konsekwencje bycia, skoro pokazuje się człowiekowi sztuczne maszyny i inteligencję, a nie uczy o tym, że istnieje Ziemia i Niebo, a tam wysoko w górze – miliardy gwiazd, z których jedne słabiej świecą, a inne mocniej. Odbierając człowiekowi prawdziwe zapatrzenie w Niebo, odbiera się mu wolność patrzenia na Ziemi. To dość prosta konstatacja, wynikająca nie z maszyn, lecz z człowieka.
Andrzej, bohater Pańskiej powieści Tajemnica Mino, doświadczył niezwykłego spotkania. I spędził wraz z MINO kilka dni na sopockiej plaży. Myśli Pan, że to wówczas tak mocno się zmienił? A może jego przemiana rozpoczęła się już wcześniej?
Człowiek zmienia się od chwili samego przyjścia na świat. Z malutkiego dziecka, zafascynowanego wszystkim, co dostrzeże, przez swoją malutką (ani nie gorszą ani nie lepszą od dorosłego) wrażliwość zacznie pojmować rzeczywistość widzialną i niewidzialną w coraz głębszej formule. Im dalej w las rzeczywistości, tym drzewa w niej rosnące wydadzą dojrzalsze owoce. A przecież od zarania dziejów maksyma „po owocach ich poznacie” istnieje i pozostaje aktualna. Na wszystkie czasy.
Andrzej w chwili spotkania z MINO bardzo mocno zwolnił, a czas na plaży zdawał się płynąć inaczej niż poza nią. A mi przypomniała się podczas lektury Pochwała powolności Carla Honore. Myśli Pan, że w dzisiejszych czasach jest – właśnie – czas i miejsce na powolne kontemplowanie swojego życia?
Wydaje mi się, że czas, w którym przyszło nam żyć dziś, specjalnie nie różni się od „czasów” naszych poprzedników i nie będzie inny w przyszłości, niezależnie od tego, jakie pułapki człowiek będzie próbował zastawiać na samego siebie. Koniec końców zawsze wrócimy do siebie, bo też sam człowiek i wszystko, co istnieje na tej Ziemi potrafi tak głęboko zadziwić i fascynować, że wystarczy nam na kolejne miliony lat. Za wszystkim bowiem stoi piękny dar wolności, wolnej woli. I nawet, gdyby tak zwana większość postanowiła odebrać tak zwanej mniejszości ów dar największy, nic to nie zmieni. Tego daru ani się nie da zastąpić, ani wymazać, jak czasem próbuje się wymazywać prawdę. Dopóki będzie istniał człowiek, będziemy mieli wolną wolę. Ten cudowny nektar wolności.
Andrzej rzuca pracę, postanawia zmienić życie i ścieżkę kariery. Ucieka z korporacji, wybiera wolność. Zastanawiam się nad tym, czy aby ją osiągnąć, nie trzeba by było jeszcze mocniej odciąć się od świata, który próbuje człowieka zniewolić – więzami pragnienia posiadania, konsumpcji? I czy taka wolność jest w ogóle możliwa?
Świat od wieków stanowił dla wolnego człowieka zagadkę i zaporę jednocześnie, dla wielu nie do pokonania. Dlaczego nie do przejścia? Od kiedy zaczęto wtykać w Ziemię obce ludzkiej naturze patyki i gałęzie, człowiek miał do wyboru: zachować wolną wolę lub poddać się woli innych. Pokażę to na przykładzie – może to Pana zadziwić – obozu koncentracyjnego w czasach II wojny światowej. Posyłając ludzi do komór gazowych, Niemcy cofnęły się do czasów sprzed „walki o ogień”, odbierając oprawcom możliwość nazywania się ludźmi nie tylko z perspektywy ofiar, lecz także poza granicami obozów, wśród wszystkich państw i narodów.
Kiedy 29 lipca 1941 roku w Auschwitz, Maksymilian Maria Kolbe wystąpił przed szereg, kierownik obozu, Karl Fritzsch, zapytał: „czego chce ta polska świnia?”. Maksymilian Maria Kolbe odparł, że, chce umrzeć za więźnia wcześniej wybranego na śmierć (chodziło o Franciszka Gajowniczka). Fritzsch zapytał: „Dlaczego Pan chce umrzeć za niego?” „On ma żonę i dzieci” – odpowiedział Maksymilian Maria Kolbe. Najpierw Niemiec nazwał Polaka świnią, by przejść w kolejnym zdaniu na „Pan”.
Powtórzmy: Maksymilian Maria Kolbe nie został przez Niemców „wytypowany” na śmierć w tamtym, konkretnym momencie dziejów. Maksymilian Maria Kolbe sam zdecydował, by ratując czyjeś życie, oddać swoje w ofierze. Najczystszy akt wolnej woli – a wszystko to pomiędzy krematoriami i drutami kolczastymi podłączonymi do prądu. Na tym przykładzie widać, że wolność człowieka możliwa jest w każdych, nawet najbardziej dramatycznych okolicznościach.
Myśli Pan, że świat się bardzo zmienił?
Kiedyś cień „lepienia nowego człowieka” nie korzystał z energii zbliżonej do prędkości światła. A nawet, kiedy za bardzo przyspieszył, szybko został sprowadzony na Ziemię przez silne promienie Słońca. Dzisiaj, w ramach sprowadzania świata do lękającej się wszystkiego co dawne, nowoczesnej planety, coraz mniej ludzi dostrzega, że tak naprawdę od początku świata nasza planeta przygotowała ludziom miejsce na Ziemi. Z naturalnego postrzegania świata człowiek postanowił przejść na zapatrzenie nienaturalne, sam siebie próbując nazywać niezgodnie ze swą istotą. Cóż zatem się dziwić, że człowiek dorastający, jak mawiał klasyk, w „takich okolicznościach przyrody”, dorosnąć nie będzie potrafił, bo ani nie wie, skąd się wywodzi, ani – dokąd zmierza. I nikt – może: prawie nikt – nie ma zamiaru malutkim ludziom o tym opowiadać. Zwycięża sztuczna inteligencja. Sztuczna, a więc nie pochodząca z natury.
Na pierwszych stronach powieści widać pewną nostalgię, tęsknotę za tym, co minione. Można odnieść wrażenie, że Sopot w 2016 jest inny, gorszy, już nie ten, co kiedyś. Dotyczy to całego świata?
Nad światem rozpostarł się cień, nazywany dzisiaj globalizacją. Tymczasem to, co globalne, odbiega od swojej istoty. Sopot nie zdążył dorosnąć. Pochłonięty przez wiatr wiejący z lądu do wody, jego naturalny charakter zniknął. Może gdyby kierunek wiatru był przeciwny, kryształki zdrowotnego jodu zatrzymałyby wichury „odnowy”. Wieje, jak wieje. Trudno wiatrowi poradzić, bo nie słucha człowieka.
Jak żyć – w takim razie?
Zatrzymać się, żeby dać sobie szansę dostrzeżenia prawdziwej natury siebie i tego, co nas otacza. Mino radziła przede wszystkim zachować łagodność i pokój.
Żyje nam się dużo łatwiej niż naszym przodkom. Żeby upiec chleb, nie musimy osobiście zasiewać i zbierać plonów. Młyny mielą mąkę, a my nie musimy osobiście zginać karków, by przygotować świeże pieczywo, możemy wybierać między chlebem wieloziarnistym, czarnym, białym, ze słonecznikiem lub bez. Do tego trzeba jednak było tysięcy, wielu tysięcy lat. Tymczasem dziś wielu ludzi upiera się, by w dekadę wymazać nasz początek, grzebiąc w Tajemnicy, której końca nikt nie zna. To bardzo niebezpieczne.
Sensem życia jest poszukiwanie?
Przodkowie dużo ciężkiej pracy wykonali już w naszym imieniu. Sami możemy czerpać pełnymi garściami z dorobku Hebrajczyków, Greków, Rzymian, Polaków. Warto poważnie traktować to, co działo się przed nami. Wiele już o tym (i nie tylko o tym) świecie wiemy. Sporo jeszcze nie wiemy. Jeśli zatrzymamy się, by w pokłonie wyruszyć w dalszą drogę życia, byłbym spokojny. Jeśli wystawimy piersi, czyniąc miejsce dla orderów za wymazywanie i wypieranie tego co było, zastygniemy, zaś kolejne pokolenia nie zechcą pochylić głowy przed tymi, którzy wiedzieli, lecz nie dzielili się tą wiedzą, próbowali o niej zapomnieć. Takich ludzi nazywa się barbarzyńcami.
Bohatera powieści łączy z Panem imię – Andrzej. Jest on Pańskim alter ego? A może Panu także przydarzyło się podobne spotkanie?
Andrzej to imię zaczynające się od pierwszej litery alfabetu. Gdyby głównym bohaterem był Adam, odrobiłby lekcję za wszystkich nas. Mino może spotkać każdy. Wystarczy tylko chcieć. A to, czy chcemy, zależy już wyłącznie od naszego wyboru, od wolnej woli. Namawiam, by jednak „chcieć”, lecz jeśli ktoś moją propozycję odrzuci, ma do tego prawo. Wydaje mi się jednak, że zawsze lepiej jest coś mieć, niż tego czegoś nie mieć.
W powieści często „Słowa” pisze Pan wielką literą. Myśli Pan, że w świecie, w którym dociera do nas tak wiele komunikatów, mają one jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Słowo jest kluczowe. Jeśli ktoś będzie chciał je zanegować, zaprzeczy samemu sobie. Dla Słowa nie ma to większego znaczenia. Dla człowieka – tak. Bez słowa (lub Słowa) człowiek nie opisze ani samego siebie, ani drogi, która poprowadzi go dalej. A jeśli uzna, że dotarł już do końca drogi, również słowem musi się posłużyć, by to stwierdzić. Czy w czasach, w których dociera do człowieka tak wiele komunikatów, jesteśmy w stanie odnajdywać prawdziwe znaczenia słów? To zależy od nas samych. Od każdego z nas. Dziś maszyna nie zarządza człowiekiem, to człowiek nadaje znaczenie maszynie. Słowem.
Literatura powinna więc składać się ze Słów, nie ze słów?
Literatura, pewnie jak każda dziedzina związana z istnieniem człowieka, bywa różna. Różni są też ludzie. Znam książki, które spisane zostały przez małe „s”, i znam zapisane przez duże „S”. Małych domów jest więcej. Dużych mniej. A największy jest tylko jeden. Rzecz w tym, by do niego trafić.
Szuka Pan słów dalej? I planuje Pan wydanie kolejnych książek?
Wie Pan, jak to z planami bywa. Ostatnio odkryłem w jednym z wypełnionych karteczkami kartoników zapiski poczynione jakiś czas temu na Ziemi, która dużo może poopowiadać o swojej wielkiej historii. Zdaje się, że jeszcze nie jestem gotowy, by podarować tamte Słowa temu światu. Tymczasem powoli zmierzam do postawienia kropki w „Świecie Hordika”. Opisując Słowami świat malutkiego chłopczyka, odkrywam kolejne tajemnice. Wzrusza mnie ta opowieść. I z nadzieją, że poruszy też innych, spróbuję podzielić się nią ze światem.
Książkę Tajemnica Mino kupicie w popularnych księgarniach internetowych: