Potrzebowałam fikcyjnej bohaterki, by spojrzeć na życiorysy wielu postaci historycznych. Wywiad z Ałbeną Grabowską
Data: 2022-12-14 14:55:04– W ostatnim rozdziale, gdy moja bohaterka opiekuje się swoją sąsiadką, na pytanie o to, kim jest, odpowiada: doktor Zosia. To zdrobnienie ma uwypuklić kontrast między jej wrażliwością, między tym, co lekarze powinni robić, a tym, z czym musieli się mierzyć w czasie II wojny światowej. Jej historia to skondensowane echo, łączące wiele życiorysów. Potrzebowałam takiej postaci, by jej oczami – oczami bohaterki fikcyjnej – spojrzeć na życiorysy wielu postaci historycznych – mówi Ałbena Grabowska w najnowszym wywiadzie przy okazji premiery powieści Doktor Zosia. Uczniowie Hippokratesa, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że Pani cykl powieściowy będzie nosił tytuł Uczniowie Hippokratesa, pomyślałem sobie, że zaczyna Pani z wysokiego Ce.
Już wcześniej chciałam napisać książkę, w której dotknęłabym tematu historii medycyny, ale bardzo długo czekałam na zdobycie doświadczenia i znalezienie pomysłu, pozwalającego mi opowiedzieć o niej nie jak Thorwald i nie jak robi się to w podręcznikach z zakresu historii medycyny, tylko inaczej, „po mojemu". Chciałam, by była to historia interesująca w warstwie fabularnej, jak i historycznej. By dobrze się ją czytało i by potrafiła wzbudzić w czytelnikach emocje. Trzy lata temu uznałam, że jestem gotowa i po prostu zaczęłam pisać.
Lekarz – to brzmi dumnie?
Kiedyś lekarz był wymieniany wśród najbardziej prestiżowych zawodów. Gdy przeprowadzano ankiety dotyczące przyszłości dzieci, wszyscy rodzice chcieli, by syn był lekarzem. Teraz nie jest to zawód aż tak prestiżowy, ale na pewno wciąż godny i przynoszący dochody.
Lekarze lekarzami, ale prawdziwym bohaterem trzeciego tomu Uczniów Hippokratesa wydaje się nieistniejący już Szpital Ujazdowski w Warszawie.
Nie znałam wcześniej jego historii, opowiedział mi o niej strażnik pamięci tego miejsca, doktor Krzysztof Królikowski. Uderzyło mnie wówczas, jak nowoczesny był to szpital, jak rozwijał się w dwudziestoleciu międzywojennym. W 1918 roku odebrano go Niemcom po odzyskaniu niepodległości przez nasz kraj. Ponieważ był to szpital wojskowy, wyobraziłam sobie, że była to męska placówka, do której kobiety nie miał wstępu. Okazało się, że było zupełnie inaczej, bardzo wiele kobiet pracowało w nim na eksponowanych stanowiskach, jak choćby Zofia Garlicka, ordynator ginekologii. Lekarki ze Szpitala Ujazdowskiego były wysyłane na konferencje naukowe, wygłaszały odczyty, szkoliły się. Było to miejsce dające pracownikom duże możliwości. Pracował tam dr Stanisław Michałek-Grodzki, pierwszy polski chirurg plastyczny, który dokonywał rekonstrukcji kończyn, a później także operacji odwracających skutki obrzezania u Żydów, co wielu ludziom uratowało życie i pozwoliło przeczekać II wojnę światową po aryjskiej stronie. W Szpitalu Ujazdowskim pracował również prof. Ludwik Hirszfeld, uczony, który opisał grupy krwi i był nominowany do Nagrody Nobla, choć ostatecznie za jego zasługi otrzymał ją ktoś inny. Krótko mówiąc: działy się tam rzeczy wielkie.
Ale codzienność Szpitala Ujazdowskiego była bardzo trudna – szczególnie w czasie II wojny światowej.
Szpital ten funkcjonował wówczas na bazie konwencji haskiej i wielu osobom uratowano w nim życie. W Szpitalu Ujazdowskim odbywały się zebrania dowództwa państwa podziemnego, Armii Krajowej, uratowano tam życie westerplatczykom, w czym mocno pomogła Loda Halama.
W praktyce dostęp do leków podczas II wojny światowej był bardzo utrudniony, choć szpital korzystał z różnych form pomocy. Wspomagał go – finansowo i czekoladą – sam Jan Wedel, na szpital składali się bracia Jabłkowscy, właściciele słynnego domu towarowego. Pomagały i inne firmy. Co ciekawe, na utrzymanie szpitala wykorzystywano mandaty z bazaru Różyckiego, które wręczano, gdy ktoś został przyłapany na oszukiwaniu na towarze. Nie było więc tak źle, jak w innych miejscach, natomiast niewątpliwie podczas wojny nastąpiło przerwanie wszelkich karier. Nie było wówczas mowy o pracy naukowej – trzeba było po prostu przetrwać.
W czasie II wojny światowej Szpital Ujazdowski przeistoczył się w wielką chirurgię i oddział zakaźny.
Tak, ratowano tu życie cywilom, którzy postradali zdrowie w czasie bombardowań, ukrywano żołnierzy, dzieciaki z Szarych Szeregów. Nie zawsze było to możliwe – na przykład po zamachu na Kutscherę, który miał miejsce na ulicy Pięknej, a więc tuż przy szpitalu, nie można było przyjąć w nim rannych zamachowców, bo w razie przyłapania, Niemcy wystrzelaliby wszystkich pracowników i pacjentów.
Dawano jednak z siebie wszystko. Szpital ten był w czasie wojny miejscem szczególnym, prawdziwą ostoją polskości – dlatego nazywano go nawet Rzeczpospolitą Ujazdowską. Niestety, podczas powstania warszawskiego szpital został niemal zrównany z ziemią, przez co dziś niemal nikt o nim nie pamięta. Uważam, że warto to zmienić.
To właśnie ze Szpitalem Ujazdowskim związana była tytułowa bohaterka Pani najnowszej powieści, Zofia Nibużanka. W przypadku wcześniejszych tomów serii o najważniejszych postaciach pisała Pani, wykorzystując ich pełne, urzędowe imię. Tu mamy Zosię zamiast Zofii. Dlaczego?
Na pewno dlatego, że na Bogumiła nikt w pracy nie mówił: „Boguniu", jak robiła to jego żona. Również imienia Anny Tomaszewicz-Dobrskiej raczej nie zdrabniano. Natomiast Zosia, bohaterka fikcyjna, jest osobą delikatną, wrażliwą – zawsze pozostaje Zosią, nawet gdy w czasie wojny robi rzeczy wielkie, zaniedbując własną rodzinę. Chciałam w ten sposób podkreślić jej wrażliwość, wydawałoby się – nieprzystosowanie do ówczesnych realiów. W czasie wojny wszyscy ludzie musieli zmierzyć się z niewyobrażalnym okrucieństwem, mordami na masową skalę. Działy się wówczas niepojęte rzeczy, dziś nie do wyobrażenia. Dodajmy do tego powstanie warszawskie, które było prawdziwą hekatombą, a lekarze musieli wówczas patrzeć na to, że dzieci są wysyłane do walki, czasem z gołymi rękami. W ostatnim rozdziale, gdy moja bohaterka opiekuje się swoją sąsiadką, na pytanie o to, kim jest, odpowiada: doktor Zosia. To zdrobnienie ma uwypuklić kontrast między jej wrażliwością, między tym, co lekarze powinni robić, a tym, z czym musieli się mierzyć w czasie II wojny światowej. Jej historia to skondensowane echo, łączące wiele życiorysów. Potrzebowałam takiej postaci, by jej oczami – oczami bohaterki fikcyjnej – spojrzeć na życiorysy wielu postaci historycznych.
Bohaterka 2 tomu cyklu, Anna Tomaszewicz-Dobrska, była pierwszą polską dyplomowaną lekarką. Droga Zofii do medycyny była łatwiejsza? Więcej było już kobiet-lekarek?
Była łatwiejsza, ale na pewno nie usłana różami. Ta historia rozpoczyna się w Krakowie, gdzie Zosia kończy medycynę, ale nie może tam znaleźć pracy. W Krakowie wciąż panował wówczas duch Ludwika Rydygiera, który był przeciwny studiowaniu kobiet. Dzięki staraniom wielkiego uczonego-feministy, Napoleona Cybulskiego, kobiety mogły wówczas kończyć studia, ale nie oznaczało to możliwości pracy w zawodzie. Dlatego Zosia wyrusza do Warszawy – tam ma większe szanse znaleźć pracę, tam jest więcej kobiet-lekarek.
Nibużanka była też lekarką bardzo wszechstronną. Choć ostatecznie została pediatrą, wiedziała wiele o radiologii, neurologii czy hematologii. To była norma w ówczesnych czasach?
Tak, bo choć rozwijały się specjalizacje, to lekarze patrzyli wówczas bardzo holistycznie, wiedząc, że pacjent to nie tylko serce albo płuca, lecz całość. Pediatria też była wówczas dziedziną bardzo ogólną – dziś mamy neurologów dziecięcych, kardiologów dziecięcych, psychiatrów zajmujących się młodymi pacjentami, ale wciąż pediatra musi znać się po trosze na wszystkich tych dziedzinach i tylko czasem wspierać się pomocą specjalistów.
Mam wrażenie, że każdy kolejny tom tego cyklu rozrastał się Pani do niebotycznych rozmiarów.
Było tak wiele do opowiedzenia i przedstawienia! Ostatni rozdział, dotyczący powstania warszawskiego, był tak obszerny, że musiałam go bezlitośnie skracać, próbując te nieco ponad 2 miesiące pokazać w sposób skondensowany, ale zarazem nie pomijając tego, co ważne.
Pozwoliłam sobie w tej książce na powiedzenie rzeczy niepopularnych. Nie lubimy krytykowania powstania, uważane jest ono za nasz narodowy zryw, wyraz wielkiego bohaterstwa. I owszem, tak było, ale wysyłanie bezbronnych dzieci do walki przez polityków dziś wydaje się rzeczą nie do przyjęcia i bardzo chciałam to podkreślić. Uważano wówczas, że im więcej krwi przelejemy, tym większe będą nasze szanse na odzyskanie niepodległości po wojnie. Jak wiemy, było to myślenie błędne.
Przy okazji historii głównej bohaterki opowiada Pani o siódemce absolutnie niezwykłych lekarzy i naukowców.
Rzeczywiście – i choć nie był to łatwy wybór, to jednak trzeba było go dokonać. Cieszę się, że znalazło się miejsce dla Rudolfa Köllikera, bo to zupełnie nieznany, mało widowiskowy i bardzo skromy uczony, a przecież tak ważny. Zależało mi na tym, by pokazać, że oprócz osób, które dokonały niezwykle efektownych odkryć, były też takie, które przez dziesiątki lat patrzyły w mikroskop, robiły notatki, pisały podręczniki, a potem znowu patrzyły w mikroskop, robiły notatki i pisały podręczniki, które stały się podstawą dzisiejszej wiedzy. Cieszę się też, że przedstawiłam w książce Kazimierza Funka, bo to wybitny uczony, niesłusznie pominięty przez Komitet Noblowski.
Żałuje Pani, że to już koniec?
Nie żałuję. Pisanie Uczniów Hippokratesa to ogromna praca, bardzo trudna – chyba najcięższa, jaką wykonałam w swojej karierze pisarskiej. Było to doświadczenie tym trudniejsze, że gdy pisałam o tym, jak bomby spadały na warszawskie szpitale, za naszą wschodnią granicą bomby spadały nad Ukrainą i nie wiadomo było, jak dalej potoczą się losy wojny.
Ale przystąpiła już Pani do pisania kolejnej książki?
Obecnie pracuję nad musicalem Kopernik – w tym samym składzie, co przy musicalu Pora jeziora, opartym na warmińskich legendach. Ja tworzę libretto, Daniel Wyszogrodzki – teksty piosenek, Tomasz Szymuś – muzykę. Premiera planowana jest na 20 maja we Fromborku, a później musical wejdzie do repertuaru Opery Krakowskiej. To przedsięwzięcie daje mi bardzo wiele radości – kocham scenę i jeśli mogę coś przygotować dla teatru, mam z tego bardzo wiele satysfakcji.
Książkę Uczniowie Hippokratesa. Doktor Zosia kupić można w popularnych księgarniach internetowych poniżej: