O tematach trudnych można pisać lekko. Wywiad z Katarzyną Michalak
Data: 2013-12-13 16:12:27Co to właściwie jest "literatura kobieca"? Źle mówił o niej Ignacy Karpowicz w odpowiedzi na słowa Małgorzaty Kalicińskiej, która narzekała, że w Polsce nie nagradza się powieści pogodnych, niosących nadzieję. Podobno literatura kobieca nie ma nic wspólnego z życiem, nie wzbogaca czytelnika, nie uczy go niczego. Jak jest w rzeczywistości? Jak jest w przypadku Pani książek?
Nie wiem, kto wymyślił to określenie "literatura kobieca", z założenia pejoratywne... Każdy rodzaj literatury wzbogaca słownictwo, rozwija wyobraźnię, uczy radzić sobie w niecodziennych, czy właśnie codziennych sytuacjach, wreszcie - zapewnia rozrywkę czy daje odskocznię od rzeczywistości. Tego właśnie moje Czytelniczki szukają w książkach: chwili zapomnienia. I tego ja po książce, którą biorę do ręki, oczekuję, bez względu na to, jaki jest to rodzaj literatury. A czytam dosłownie wszystko, co mi wpadnie w ręce, pod warunkiem, że mnie wciągnie tak, iż zapomnę o całym świecie. Nie uwłacza mi, że zostałam zaszufladkowana jako autorka literatury kobiecej. Najwyższą zaś nagrodą jest dla mnie powiększające się grono Czytelniczek, a najcenniejszą - tytuł "Najlepszej Książki Na Wiosnę" mojego Sklepiku z Niespodzianką. Lidki, przyznany właśnie przez Czytelników w konkursie organizowanym przez serwis Granice.pl. Wracając do pytania o wartość literatury kobiecej: nikt mi nie wmówi, że lepiej jest nie czytać wcale niż czytać literaturę kobiecą.
Czy więc w literaturze kobiecej nie ma miejsca na tematy trudniejsze? Pani stara się poruszać niełatwe problemy w swoich książkach - na przykład mówi Pani o bezdomności, co zdawałoby się zaprzeczać tej tezie. Czy literatura kobieca może podejmować próby opisywania tematów trudniejszych? Czy tematy takie nie są w niej potraktowane nieco zbyt lekko, pobieżnie?
Mówi się, że "literatura kobieca" musi być płytka i miałka. Dlaczego - bo kierowana jest do kobiet? To, oczywiście, bzdura. O tematach trudnych można pisać z napuszeniem i śmiertelną powagą, można też pisać językiem lekkim i przystępnym albo "przemycać" takie tematy między wierszami. O samotności, porzuceniu, chorobie, śmierci czy właśnie bezdomności można - i należy - pisać tak, by poruszyć serca i uwrażliwić na problem. A serca porusza się prostymi słowami.
Ogromną popularnością od lat cieszą się powieści obyczajowe, których bohaterki po niełatwych doświadczeniach wyjeżdżają z "wielkiego miasta", wyruszają na wieść i tam odnajdują sens życia w ciszy i spokoju. Tak bywa również w Pani powieściach. Czy jednak polska wieś jest rzeczywiście tak "sielska - anielska"? Za sprawą reportażu poznajemy obraz zupełnie inny. Jak jest naprawdę?
To, jak wyglądają małe miasteczka i wsie, zależy tylko i wyłącznie od ich mieszkańców. Ponieważ w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi zjeździłam całą Polskę, widywałam miasteczka przepiękne i spotykałam przemiłych mieszkańców, ale też miejscowości paskudne z takimiż ludźmi.
Jak to się ma do rzeczywistości opisywanej w książkach? Od dziecka kocham polską wieś i dla mnie niemal każda powieść jest powrotem do sielskich lat dzieciństwa. Dziś mieszkam w miejscu, które jest rajem na ziemi. Długo go szukałam, ale było warto. Mazowiecka wieś stała się dla mnie prawdziwym domem. Owszem, ten raj staje się czasem piekłem, gdy w zimie zasypie nas i nie ma prądu (tudzież wody) przez dobę lub dłużej, ale takie wymarzone miejsce kocha się na dobre i na złe, przyjmuje się je z całym dobrodziejstwem inwentarza, blaskami i cieniami. I pamiętam, że po zimie zawsze przychodzi wiosna.
Ale taka ucieczka na wieś, odnalezienie miłości i życie "długo i szczęśliwie" to jednak pewien schemat. Nasi czytelnicy pytają często o przepis na idealną powieść, o przepis na bestseller. Czy bestseller musi być schematyczny? Czy też dobra powieść obyczajowa właśnie od schematu powinna uciekać?
Nie wiem, czy to, że powieści dla kobiet są wypełnione miłością i marzeniami, a z zasady kończą się dobrze, trzeba od razu nazywać schematem. O miłości i marzeniach można pisać na wiele sposobów. Ucieczek na wieś jest tyle, ilu uciekinierów. W odwrotnym kierunku także. Przyznam, że siadając do komputera, w ogóle się nie zastanawiam, czy będę pisała w schemacie, czy akurat w tej książce od schematu ucieknę. Po prostu piszę. A skoro Czytelniczki za każdym niemal razem zaskakuję, to... jak tu mówić o schemacie? Pozostaje jeszcze pytanie, co to znaczy "dobra powieść"? Sama odpowiem: to taka książka, od której nie mogę się oderwać od początku do ostatniej kropki. I nie ma znaczenia, czy to "babska", czy "męska" literatura.
Pani bohaterki to często kobiety, które muszą odnaleźć w sobie bardzo dużo siły, by przezwyciężyć wszelkie trudności. Czy uważa Pani, że kobiety w ogóle mają trudniej w życiu? Czy nie stały się czasem współcześnie silniejsze od mężczyzn?
Życie wymusza na nas, kobietach, ogromne pokłady siły i energii. Niejeden mężczyzna nie uniósłby problemów czy wręcz tragedii, którym musi podołać kobieta, bo po prostu nie ma innego wyboru. Matka nie zostawi chorego dziecka, bo "nie może tego znieść", zaś niejeden mężczyzna odszedł od kobiety z tego właśnie powodu, zostawiając ją samą z chorym synemczy córką. W tym momencie mogłaby się załamać i topić smutki w alkoholu, ale musi wziąć się w garść i walczyć o życie własne i dziecka, bo nikt tego za nią nie zrobi. Myślę, że my, kobiety, jesteśmy "nie do zdarcia", tylko... nie każda z nas o tym wie.
Tymczasem mężczyźni w Pani książkach są często ciepli, uważni, stali w uczuciach, zabiegający o swoje wybranki niczym „rycerze na białych koniach”. Czy według Pani tacy mężczyźni naprawdę jeszcze w dzisiejszych czasach istnieją?
Kilku takich właśnie mężczyzn: czułych, kochających, opiekuńczych, ale jednocześnie silnych wewnętrznie i z charakterem, dzięki Bogu w swoim życiu spotkałam, bo nie miałabym o kim pisać. Potwierdzam więc: istnieją.
Właśnie - czy powieści obyczajowe to dobra lektura dla mężczyzn?
Wydaje mi się, że wielu z nich dzięki takiej lekturze będzie mogło lepiej zrozumieć i swoje partnerki, i siebie samych. Mężczyznom w moich powieściach podoba się poczucie humoru, no i "pikantne" sceny. Ostatnio skłaniam się w kierunku sensacji z mafią w tle i to również bardzo się panom podoba, o czym z radością donoszą ich partnerki. Myślę, że nie tylko nam, kobietom, potrzebna jest chwila wytchnienia od rzeczywistości.
Najczęściej pojawiające się pytanie to pytanie o Pani inspiracje. Czy inspiruje się Pani wydarzeniami z własnego życia? Czy Pani powieści to w całości fikcja literacka? Która książka jest tą najbardziej osobistą, która - tą ukochaną?
Największym sentymentem darzę "pierworodną", czyli Grę o Ferrin, bo tak to już jest z pierworodnymi. A inspiracje znajduję dosłownie wszędzie: w ludziach mijanych na ulicy czy jadących razem ze mną metrem, w bezdomnej, która podchodzi, prosząc o kubek ciepłej herbaty, w pociągu Kolei Mazowieckich, gdzie przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły... Życie jest w ogóle jedną wielką inspiracją i nie muszę już czerpać z własnych doświadczeń i mojej przeszłości. Wystarczy, że przeżyłam emocje i potrafię je teraz opisać. Emocje bardzo trudne, a czasem bardzo piękne...
Pisałam od zawsze, tak jak od zawsze pochłaniałam wielkie ilości książek. W szkole pobiłam chyba rekord czytelniczy i myślę, że to właśnie - ilość przeczytanych książek - uczyniła później ze mnie pisarkę. Lecz najpierw realizowałam się w moim drugim powołaniu, w pracy lekarza weterynarii, co było równie niesamowitą przygodą. W tamtych czasach pisanie było moim hobby, a na hobby zawsze znajdzie się czas. Zaś karierę pisarską tak na serio zaczęłam dzięki... utracie pracy. Jako bezrobotna miałam sporo czasu, by zastanowić się nad swoim życiem i nad tym, co chcę dalej robić. Znalazłam w sobie determinację, by zawalczyć o marzenia.
Dziś pisze Pani dużo, nawet bardzo dużo. Sześć powieści wydanych w ciągu roku to wynik, który robi wrażenie. Czy uważa Pani, że pisanie to kwestia natchnienia, czy przede wszystkim ciężka praca? Czy nie boi się Pani zmęczenia wśród czytelników? Czy przy takiej liczbie tworzonych książek można mówić o jakimś procesie "kontroli jakości"? Jak odróżnia Pani pomysł dobry od złego?
Pasja, która jest pracą i praca, która jest pasją, to błogosławieństwo. Nic wspanialszego nie mogę sobie wyobrazić jeśli chodzi o życie zawodowe. Natchnienie, czy też raczej wyobraźnia, ten dar od Boga, jest wtedy sprawnym narzędziem, po które sięgam, gdy siadam do komputera. A nad tym, czy pomysł jest dobry, czy zły, naprawdę się nie zastanawiam. To okazuje się po postawieniu ostatniej kropki. Zaś najbardziej miarodajnym wskaźnikiem jakości jest grono Czytelników - jeśli rośnie, to znaczy, że jest w porządku. Gdyby zaczęło spadać, zaczęłabym się martwić. Czytelnicy zaś w mailach i wpisach na blogu domagają się wciąż więcej i więcej. Jak tu mówić o zmęczeniu - ich czy też moim? Muszę pracować, aby ich nie zawieść!
W takim razie - ile powieści planuje Pani wydać w przyszłym roku?
Na przyszły rok planuję wstępnie dwa tomy Kronik Ferrinu: Powrót do Ferrinu i Serce Ferrinu, dwa tomy serii kwiatowej: Zacisze Gosi i Przystań Julii, jedną książkę "problematyczną" o roboczym tytule Maria Magdalena, dwie z serii owocowej - drugi tom W imię miłości, czyli Wszystko dla miłości i Domek na Czereśniowej oraz książkę kucharską, okraszoną czterema opowiadaniami. Nie można też zapominać o otwierającym rok pikantnym kryminale, czyli Czarnym Księciu, który już jest przygotowywany do druku. Jednym zdaniem: będzie co czytać.
Dodany: 2015-08-19 18:28:48
Dodany: 2014-02-05 21:47:37