W dniu urodzin Emilia otrzymuje zagadkowy list od swojej matki. Kobieta porzuciła córkę, gdy ta miała niespełna dwa latka. Od tego czasu dziewczyna żyje w przeświadczeniu, że była niekochana. Ciężar, jaki nosi w sercu, wypalił głębokie piętno.
Gdy otrzymuje prośbę o spotkanie, nie waha się, by rozliczyć matkę, która zabrała jej to, co najcenniejsze – poczucie miłości. Bieszczady jednak skrywają więcej tajemnic, niż Emilia mogła przypuszczać. Okazuje się, że nic nie jest oczywiste.
Czy będzie w stanie wybaczyć mamie oraz… sobie?
Powieść "Wybacz mi" jest pierwszą częścią cyklu "Bieszczadzka Rapsodia".
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2018-09-18
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 288
"Wybacz mi" Karoliny Klimkiewicz to druga historia po udanej powieści debiutanckiej pt. "Jeśli tylko…" książką, którą mam okazję recenzować. Tę pierwszą przeczytałam prawie rok temu. To właśnie wtedy przeżyłam niewyobrażalny szok, ponieważ poznałam prawdziwe powody pisania tych niesamowitych historii. Jej książki nigdy nie są zwykłą fabułą. Zawsze mają wątek realistyczny zaczerpnięty z historii ludzkich tragedii. Tak jest więc w przypadku "Wybacz mi", kiedy do młodej pisarki napisała czytelniczka , aby podzielić się swoimi przeżyciami, co autorka zdradziła mi podczas naszej ostatniej rozmowy.
To właśnie na podstawie jej opłakanych w skutki losów zrodziła się fabuła historia Emilii, która w dniu swoich 25. urodzin otrzymuje list od matki, której nigdy nie poznała, ponieważ wierzyła, że rodzicielka opuściła ją dla miłości, gdy ta była malutka. Teraz, w dorosłym już życiu postanawia wyruszyć w rejony, skąd otrzymała wiadomość i spróbować odkryć prawdę. Wyjeżdża więc w Bieszczady, aby tam zdobyć informacje o mamie i to, czego się dowie, sprawi, że dozna prawdziwego szoku. Czy jednak zdoła przebaczyć i zapomnieć? Czy można odzyskać utracone lata i znów zacząć żyć i kochać? Tego domyśli się dopiero, gdy przeczytać ostatnią wiadomość od rodzicielki.
Emilia od dziecka obarczona jest piętnem samotności, tęsknotą oraz przeświadczeniem, że matka opuściła ją dla innego mężczyzny. Przez całe życie pielęgnowała w sobie te uczucia i nie potrafiła zapomnieć krzywdy. Aż tu nagle dostaje wiadomość i wszystkie emocje są wystawione na próbę. Przeszłość upomniała się o swoje i chce wyjaśnienia. Jednak nie jest w tym wszystkim sama. Na miejscu poznaje bliskich jej matce ludzi, którzy poznali prawdę, ale związani obietnicą nie mogą jej zdradzić. Dziewczyna musi odkryć ją sama. Napotka na swojej drodze mnóstwo nieoczekiwanych przygód.
Autorka za pośrednictwem losów Emilii pokazuje czytelnikowi, jak wielki wpływ mają na dorosłe życie wydarzenia z dzieciństwa i daje do zrozumienia, że każda decyzja niesie za sobą konsekwencje – czasem nawet tragiczne w skutkach, które ranią i pozostawiają ślad na zawsze w sercu każdego z nas. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny, więc nie można też jednoznacznie oceniać wyborów, ponieważ każdy – jak mama Emilii – może znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, z której nie ma odwrotu. Raz podjętej decyzji nie cofniemy. W tym przypadku za niewyjaśnioną zagadkę tajemniczego zniknięcia płaci dziecko. Będąc już dorosłą kobietą, nie potrafi ułożyć sobie relacji z ludźmi. Brakuje jej wiary we własne możliwości. W związku z tym nigdy nie zaznała prawdziwej miłości w obawie przed odrzuceniem. Czy uda jej się jednak otworzyć serce na drugiego człowieka i pokonać strach przed szczęściem? Tego do samego końca nie wie nawet ona sama. Targają nią ciągłe rozterki oraz niepewność. Z dnia na dzień odkrywa nowe fakty z życia matki, które pozwalają jej uwierzyć, że nic nie jest takie, jakim wydaje się na początku, a miłość jednak nie jest tylko mrzonką wymyśloną dla przedłużenia gatunku ludzkiego.
Klimkiewicz opowiada całą historię, używając do tego retrospektywy, gdyż niemal równolegle poznajemy matkę głównej bohaterki i jej losy, co również pomaga czytelnikowi w zrozumieniu postępowania kobiety. Autorka zdaje się tym zabiegiem trochę ją usprawiedliwiać oraz przemycać ważne prawdy życiowe, które bez tej postaci byłyby niekompletne, niezrozumiałe. Lekki styl prozy nadaje prostoty i tak już poważnym kwestiom życiowym, co czyni je bardziej czytelnymi.
Historia Emilii porusza człowieka do głębi i nawet jeśli jej początek nie był dla czytelnika fascynujący, to ostatnie 70 stron z pewnością wbije Was w fotel. Zapraszam do lektury.
Z twórczością Karoliny Klimkiewicz miałam ogromną przyjemność zapoznać się w zeszłym roku. Od razu uznałam, iż jej twórczość jest ciekawa i warto po nią sięgnąć. Byłam oczarowana pierwszą książką, a więc nie mogłam doczekać się, aż na rynku wydawniczym pojawi się kolejne dzieło autorki.
"Wybacz mi" jest zdecydowanie czymś podobnym, a jednocześnie totalnie odbiegającym od poprzedniej książki Karoliny. W powieści zostaje poruszony temat miłości rodzicielskiej oraz partnerskiej, a także tajemnic z przeszłości. Tematy niewątpliwie trudne i przewijające się w wielu książkach, a więc aby zaciekawić nimi, trzeba mieć dobrą wyobraźnie i użyć swojej kreatywności.
Od samego początku cała historia bardzo mnie intrygowała, bo tak naprawdę nic nie było wiadome. Czytelnik zostaje od razu wrzucony do świata pełnego tajemnic. Poznajemy dziewczynę, która po prostu spakowała walizkę i wyjechała w nieznane miejsce. I tym właśnie sposobem autorka zaciekawia czytelnika, bowiem już na starcie mamy pełno niewiadomych i pytań, na które odpowiedź chcemy poznać, bo taka już jest ludzka ciekawość.
Emilia, główna bohaterka powieści jest zagubioną dziewczyną, która nie doznała w życiu matczynej miłości. Nigdy nie widziała swojej matki, całe życie spędziłam z ojcem, aż nagle dostała list od swojej rodzicielki. Chcąc ją poznać oraz kierowana rządzą odkrycia przeszłości, wyrusza w podróż do nieznanego miejsca, pewnego domku w Bieszczadach. A tam czekała na nią wiele przygód.
Postać Emilii momentami mnie drażniła. Lubię bohaterki z wyraźnym charakterem, a tutaj Emi była cicha, wycofana i zamknięta w sobie, chociaż czasami potrafiła pokazać, że jest twarda i jest w stanie poradzić sobie sama. Jednak rozumiem takie zachowanie, bowiem jest to dziewczyna, która w życiu bardzo dużo przeszła.
Cała historia opiera się na odkrywaniu tajemnicy przez Emilkę. Jest to główny element całej historii, który jest naprawdę intrygujący. Główna bohaterka za wszelką cenę chce poznać swoją matkę, ale żeby to zrobić, musi zmierzyć się z dziesięcioma listami, w których jest jedna, wielka niewiadoma. Bardzo mnie ciekawiło co w nich jest i za każdym razem siedziałam jak na szpilkach, żeby móc w końcu dowiedzieć się co skrywają koperty. A więc czytałam książkę z zapałem, byleby móc poznać ich zawartość. Listy prowadziły do tego, że było jeszcze więcej tajemnic i niewiadomych, a dzięki temu akcja nie miała końca i ciągle coś się działo. Jak na literaturę obyczajową naprawdę super.
Wątek tajemnic i miłości rodzicielskiej bardzo mi się spodobał i uważam, że był naprawdę pomysłowy. Jednak jeśli chodzi o miłość partnerską, która dopada główną bohaterką, już nie było tak kolorowo. Emilia nie wie co to miłość i z jej strony było to widoczne. Zdecydowanie było widać, iż ma dystans, nie chce pchać się w związek z tak naprawdę nieznajomym mężczyzną, dawała sobie czas, odkrywała tajniki miłości. Jeśli zaś chodzi o jej wybranka, to nie podobał mi się fakt, że w tak krótkim czasie stwierdził, że kocha Emilię, chce z nią być i jej nigdy nie opuści. Rozumiem zauroczenie od pierwszego wejrzenia, ale miłość jest czymś więcej i nie powstaje od spojrzenia sobie w oczy, a składa się na nią wiele czynników. Tak więc ten wątek trochę nie odpowiadał mi. Niemniej jednak byłam ciekawa jakie decyzje podejmie główna bohaterka i jak się to wszystko potoczy.
Kolejnym elementem na minus jest wątek jazdy konnej. Jako osoba jeżdżąca konno jestem uczulona na poruszanie tego tematu z błędami. Emilia chociaż nigdy nie jeździła, nagle, gdy tylko ją wsadzono na konia, pędziła niczym szalona i to ze swoim partnerem siedzącym za nią. No tak, bo przecież jak się wsiądzie na konia, to od razu umie się jeździć, to tak jakby wsiąść do samolotu i polecieć w przestworza, bo przecież jak będzie drugi pilot to damy radę. Stek bzdur, tym bardziej, że jazda konna we dwoje jest jeszcze trudniejsza niż w pojedynkę i to na oklep, bez żadnego siodła. Jako osoba jeżdżąca mam alergię na to. A jeszcze bardziej nie podobało mi się, że później Emilia chciała sama wsiąść na konia i pojechać na nim, bo czuła z nim więź. Więź ze zwierzęciem nie powstaje na dzień dobry, od jednego dotknięcia, niczym za sprawą magicznej różdżki. Na szczęście główna bohaterka nie wskoczyła na konia i nie była dziką amazonką, bo tego to ja bym nie zniosła. A dodam, iż było zaznaczone, że nigdy nie jeździła konno. Jeśli tak, to w takim chciałabym być tak zdolna jak ona.
Poza tymi drobnymi mankamentami cała historia jest naprawdę ciekawa. Nie brakuje tutaj akcji, ciągle coś się dzieje, a dzięki temu czytelnik się nie nudzi. Jak na drugą książkę autorki jest naprawdę dobrze. Pióro Karoliny Klimkiewicz jest lekkie i przyjemne w odbiorze, a dzięki temu bardzo szybko i sprawnie czyta się powieść.
Przepiękny jest krajobraz przedstawiony w powieści, a także klimat jaki w niej występuje. Bardzo mocno czuć górskie życie, wszechogarniające zimno, świat jakiego nie znamy na co dzień, gdzie ciepła woda jest w określonych godzinach, a żeby dojechać do miasta trzeba mieć odpowiedni sprzęt.
Ogromnie spodobała mi się magia miejsca wydarzeń, nieujarzmiona i dzika natura, piękny świat, w którym nie ma miejskiego życia, a panuje cisza i spokój. Książka sprawiła, że zapragnęłam spakować walizkę i wyruszyć w góry.
Jeśli chętnie zaczytujecie się w powieściach obyczajowych, to jak najbardziej powinniście sięgnąć po tę powieść. Zdecydowanie nie będziecie zawiedzeni i spędzicie z książką czas, który będziecie miło wspominać.
Okładka tej książki nie jest jakaś wybitnie piękna. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu szata graficzna "Jeśli tylko...", czyli debiutu autorki. Widzimy dwie osoby, być może matkę i córkę w objęciach, przynajmniej tak nam się wydaje. U dołu mamy przedstawiony krajobraz, jakie pola, pagórki, zieleń... Sam cykl nazywa się Bieszczadzka rapsodia - co wiele nam tłumaczy. Nie posiada skrzydełek, przez co nie ma dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na odwrocie widzimy rekomendację Alka Rogozińskiego, która szczerze mówiąc zaintrygowała mnie. Jak poleca, to znaczy, że raczej na pewno nie będę żałować lektury. Jak to finalnie wyszło, za moment się dowiecie.
Strony są kremowe, dzięki czemu nasz wzrok się nie męczy i czyta się szybko. Odstępy między wersami oraz marginesy zostały zachowane, a literówek nie dopatrzyłam. Finalnie jestem zadowolona z wydania lektury. Przechodząc stopniowo do autorki, muszę przyznać, że książkę czyta się bardzo szybko i lekko. Przyjemne pióro zachęca do zapoznania się z każdą kolejną stroną tej historii. Na plus wyszło Karolinie Klimkiewicz to, że przez plastyczne opisy w późniejszym czasie i interesującym wydarzeniom, jakie następowały po sobie, z trudem odkładało się powieść na bok. Życie życiem, mamy obowiązki, więc nie mogłam ot tak rzucić wszystkiego dla "Wybacz mi". Jednak uwierzcie, że chwilę się zastanawiałam, czy by faktycznie nie rzucić wszystkiego i przeczytać jeszcze jeden rozdział... Jednak następnego dnia jak się z rana chwyciłam, tak odłożyłam po doczytaniu ostatniej kropki. I wiecie co? Ta historia naprawdę była dobra.
Z wielkim zainteresowaniem śledziłam losy naszej głównej bohaterki, ale również tego, co działo się dużo wcześniej. Otóż pisarka nie napisała lektury tylko w czasie teraźniejszym, ale i również przeszłym. A co więcej dodała formę listów, jako przekaz dla Emilki - czym mnie zaskoczyła. Jest to dobry zabieg, moim zdaniem to strzał w dziesiątkę. Forma treści jest na tyle urozmaicona, że czytelnik z trudem musi oddalić książkę od siebie, by wykonać to, co musi w swoim prawdziwym życiu. Jestem pozytywnie zaskoczona i pewna tego, że sięgnę po kolejne dwa tomy, jakie wyjdą z tego cyklu. Czyta się lekko, szybko, przyjemnie i bez jakichkolwiek blokad. Emilka, główna bohaterka nie ma lekko. Matka ją porzuciła gdy była małą dziewczynką i ma do niej niewyobrażalnie ogromny żal. Jednak w dniu swoich urodzin dostaje list od matki z zaproszeniem do Tarnawy Wyżnej, do pensjonatu. Nie waha się ponieważ chce poznać tę, która ją opuściła. Ta, która powinna ją kochać i być przy niej, ale tak nie było. Gdy jest już na miejscu, wszystko okazuje się być dla niej jednym, wielkim szokiem. W swojej głowie wyobrażała sobie całkiem co innego. Przebywając w pensjonacie musi wybaczyć nie tylko matce, ale i sobie, co będzie nie łatwym zadaniem. Jak myślicie, jak mogła się czuć? Czy to wszystko było dla niej lekkie i łatwe? Otóż nie. Chwilami mi się wydawało, że mi serce pęknie, tak było mi szkoda naszej bohaterki. Mimo iż nie jest wzorem do naśladowania, to jednak nikomu nie życzyłabym postawienia w takiej sytuacji, w jakiej znajduje się Emilka.
Oczywiście jest wielu innych bohaterów tej lektury, na przykład przyrodnia siostra Łucja, Sebastian, Jakub, Ola, Dymitr... Jednak nie chcę zbyt wiele zdradzać, by wam nie zaspoilerować.
Bohaterowie są z krwi i kości, jakby wyciągnięci z prawdziwego życia. Każdy z nich jest inny, więc nie możemy zarzucić autorce tego, że wszystkie postacie są neutralne, płaskie i bez wyrazu. Większość z nich polubiłam, jednych mniej, drugich bardziej, ale na pewno i Wy zapałacie do kogoś sympatią. Chciałabym wspomnieć o zakończeniu książki, które dosłownie wbija w fotel, w łóżko, stołek... w cokolwiek na czym siedzicie podczas czytania. Nie tego się spodziewałam i zostałam ogromnie zaskoczona. Teraz niestety muszę czekać na kontynuację, mam nadzieję, że niezbyt długo, bo ciekawość chyba mnie pożre. :P Tak się nie robi, chociaż daje to chęć i obietnicę przeczytania drugiego tomu Bieszczadzkiej rapsodii.
Poza tym dawno nie czytałam książki, w której pozaznaczałabym więcej niż jeden/dwa cytaty. Tutaj wybrałam cztery takie, które wydawały mi się najważniejsze, które warto przedstawić Wam w recenzji. Dlatego częstujcie się i sami pomyślcie, czyż nie są trafne?
Czytając tę lekturę odniosłam wrażenie, że jest bardzo życiowa. To wszystko, o czym pisała Karolina Klimkiewicz wydawało się trudne, bolesne, ale i jednocześnie bardzo prawdziwe. Cieszę się, że dostałam wcale nie łatwą w odbiorze powieść, której nie wystarczy przeczytać. Należy ją również zrozumieć.
Miałam tę przyjemność i podczas czytania czułam to, co bohaterka, Emilia. Chwilami łamało mi się serce, bo tak było mi jej żal. Chciałam dziewczynie pomóc, ale nie byłam w stanie. Dlatego ode mnie wielki plus za to, że czuć te emocje, które czują bohaterowie.
Drugi wielki plus za prawdę, jaką niesie ta lektura i to wcale nie jedną, a wiele. Pod tym względem jest to cudowna historia, którą warto przeczytać. Warto poświęcić swój czas na jej lekturę, uwierzcie mi. I już czuję, że jeżeli dwa kolejne tomy będą utrzymane w tym samym stylu, na pewno będą tak rewelacyjne jak ta pierwsza część. Akcja ma swoje, odpowiednie tempo dzięki któremu wszystko płynie spokojnie, powoli do przodu. Następują zwroty akcji, które znacznie ją pośpieszają, ale nie czujemy się przez całość jakbyśmy byli na wyścigach. Pożądana jest właśnie taka akcja, która raz płynie w swoim tempie, a raz przyśpiesza. Więc z nudów nie uśniecie, a zadyszki również nie złapiecie. Cieszy mnie to, że kilkukrotnie autorka zaskakuje nas "newsami", które zmieniają diametralnie akcje. Które wprowadzają chaos, zamieszanie... To jest dobry zabieg, bo odżywia daną sytuację, nabiera ona wtedy kolorów.
Reasumując, jestem zadowolona z tego, co dostałam. Powiem więcej, nie spodziewałam się tak dobrej książki. Autorka zaskoczyła mnie swoim wciągającym piórem, ale i wieloma wartościami zawartymi w tej historii. Dodatkowo te emocje, które czułam, wzruszenie i nawet ból - jest tym, czego jak wiecie pożądam w czytanych przeze mnie lekturach. Cieszę się, że pisarka zaufała mi i powierzyła swoje papierowe dziecko. Już drugi raz i mam nadzieję, że nie ostatni. Myślę, że kolejne tomy jeśli będą w tym samym stylu prowadzone, będą również cudowne.
A więc ja polecam! Warto poświęcić tej lekturze kilka chwil, a następnie pomyśleć o tym, co się przeczytało. :)
„A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?” – chyba każdy z nas chociaż raz zdołał zetknąć się z tym pytaniem. Wypadające z naszych ust w chwilach, kiedy mamy dość nadmiaru obowiązków i pragniemy zaznać odpoczynku; stanowiące jakąś formę koła ratunkowego dla zmęczonego ciała. W przypadku Emilii można zinterpretować je zupełnie inaczej. Po otrzymaniu tajemniczego listu od matki, postanowiła zaryzykować i wyruszyć w nieznane rejony Polski, byle tylko dowiedzieć się jednego: prawdy. A że życie lubi płatać figle, przed poszukującą odpowiedzi dziewczyną postawiono wiele przeszkód. I tylko od niej będzie zależało, czy zamierza się z nimi zmierzyć.
MIERZENIE SIĘ Z PRZESZŁOŚCIĄ NIE ZAWSZE BYWA DOBRYM ROZWIĄZANIEM
Już po przeczytaniu pierwszego zdania doskonale widziałam, że autorka nie zamierzała bawić się w przedłużanie tej wiekopomnej chwili. Czym prędzej wypuściła w świat spragnioną wiedzy Emilię, tym samym pozwalając nam prędko odwiedzić urokliwe rejony Bieszczad. I nie tylko dlatego. Nawet nie przypuszczałam, że wraz z przekroczeniem progu pensjonatu Odskocznia przyjdzie mi się zmierzyć nie tylko z historią obcej kobiety. Ofiarowano mi również wzburzone niczym morze podczas sztormu lawirowanie między przeszłością a teraźniejszością. Wspomnienia z dawnych lat z gracją przemykały pośród aktualnych zdarzeń. Naznaczały je swoją obecnością, raz ukazując swoją prawdziwą twarz, by chwilę później skryć się w cieniu tajemnic, które wychodziły w odpowiednich dla siebie momentach. W sumie prawie każdy z bohaterów nosił jakiś sekret w sobie. Pozwalał mu zapuścić korzenie, doprowadzając niekiedy do nadmiernego rozrostu, co owocowało nie tylko bolesnymi konsekwencjami. Również kontakty międzyludzkie niekiedy sprawiały wrażenie skomplikowanych, trudnych do zrozumienia. Może to dziwnie zabrzmi, ale właśnie to sprawiło, że mogłam poznać tych ludzi od każdej strony. Analizowałam ich ruchy, zastanawiając się, co tak właściwie za nimi stoi. Każdy z mieszkańców pensjonatu nosił maskę, a kiedy tylko ją zdejmował, odsłaniał również kolejne elementy układanki. Pokazując właściwe „ja”, dawał się poznawać od nowa. Sprawiało to, że poprzednia analiza zyskiwała kolejne podpunkty. Tym samym mogłam ocenić, czy poprzednie wcielenie nie okazywało się lepsze od aktualnego.
Podobno autorce wypominano to, że fabuła książki toczy się w Bieszczadach, gdzie... praktycznie nie czuć tamtejszego klimatu. Brakowało opisów przepięknych krajobrazów, mogących rozbudzić nieco senną wyobraźnię. Niestety muszę się z tym minimalnie zgodzić. Gdyby człowiek nie został poinformowany o docelowym miejscu podróży, zapewne ulokowałby tę historię w każdej mniejszej wsi powiązanej z górskimi terenami. Tylko warto zwrócić uwagę na to, że może nie doświadczymy tutaj zbyt wielu wspomnień wspaniałych zakamarków tamtych rejonów, gdyż chodzi tutaj o coś więcej. Autorka osadziła losy bohaterów w dziczy, by... wyzwolić ludzkie emocje. Przedstawione wewnątrz książki historie dumnie dzierżyły koronę, zwracając na siebie uwagę. Żeby nie było – lekkie powiewy górskich klimatów zostały tutaj odwzorowane. Także bez problemu zdołacie je uchwycić. Również pragnę wspomnieć o pensjonacie niezgody. Gdzieś mi przemknęło przed oczyma, iż panujące w nim warunki... nie były normalne. Fakt, ciężko nam sobie wyobrazić wyjazd do miejsca, gdzie zamiast lampki musimy zaprzyjaźnić się ze świeczką, a ciepła woda pojawia się tylko o określonych porach. Aż chce się krzyknąć „Gdzie ta nowoczesność!”. Odpowiedź jest tylko jedna: w teraźniejszości, której nie chciano tutaj dopuścić. Przecież po zachowaniu właściciela można wywnioskować, co w ten sposób pragnął osiągnąć. On zamierzał zachować tamte lata. Nie chciał ich wypuścić z rąk. Pragnął zatrzymać czas, byle tylko być blisko tych, których kochał. Powiedzcie mi szczerze... czy wy również nie marzycie o tym, by piękne chwile trwały wiecznie?
NIECH KTOŚ MI POWIE, ŻE ONA PRZESTANIE SIĘ TAK ZACHOWYWAĆ
Gdyby przyszło mi ocenić zachowanie Emilii, bez wnikania w jej historię, bez wahania odparłabym, że jest niestabilna emocjonalnie. Miałabym ku temu dobry powód, biorąc pod uwagę jej liczne zmiany nastrojów. W jednej sekundzie śmiała się i starała obdarzyć każdego szczerym uśmiechem, pokazując swoją otwartość, by parę minut później uciekać od ludzi, ukrywając się w swoim pokoju. Patrząc jednak przez pryzmat tego, przez co musiała przejść w dzieciństwie i co rusz spotykało ją w Bieszczadach, ciężko wypowiedzieć tamtą diagnozę na głos. Emilia od wczesnych lat nie miała lekko w życiu, a niespodziewany list od matki zrzucił na jej ramiona znacznie więcej trosk. Na dodatek dziewczyna uwielbiała stawiać dobro innych nad swoim, przez co każde bolesne momenty odczuwała z podwójną siłą. Na szczęście mogła liczyć na wsparcie dobrodusznej, pełnej ciepła i empatii Aleksandry, która traktowała ją jak własną córkę. Współwłaścicielka pensjonatu dawała jej odczuć, że nie jest sama i może przyjść do niej, kiedy tylko poczuje taką potrzebę. Tak samo było z Kubą, drugim właścicielem Odskoczni. Wystarczyło jedno słowo, a był gotowy rzucić wszystko, byle jej wysłuchać. Jednakże najwięcej pomocy otrzymała od Dymitra. Jego bliskość spowodowała, że dotąd uważająca miłość za coś abstrakcyjnego Emilia zaczęła inaczej ją spostrzegać. Mówiąc krótko – poczuła się przez kogoś zauważana. Co więcej, chciana! Cieszyła mnie ta pozytywna zmiana. Do czasu...
Nawet nie wiem, kiedy zachowanie Dymitra zaczęło działać mi na nerwy. Rozumiem, że się zakochał i zaczął myśleć sercem, a nie rozumem, lecz to nie był powód, aby życie kręciło się wokół jednej osoby. Przecież każdy potrzebuje jakiejś odskoczni, a mi się wydawało, iż takowej nie posiadał. „Emilia, Emilia, Emilia...” – „obca” stanowiła jakiś rodzaj innowacyjnego tlenu. Nawet z jej powodu podupadła nieco jego relacja z mamą. Jak widać, miłość umie robić sieczkę z mózgu. Także w przypadku głównej bohaterki nie było kolorowo. Jej wahania nastrojów nadal były aktywne. To powodowało, że zachowanie Emilii zaczęło mnie przytłaczać. Co więcej, nawet ona sama dostrzegała ten spory problem, ale jej udręczona dusza miała tutaj więcej do powiedzenia. I jak tutaj żyć w zgodzie z innymi, kiedy nie potrafisz pogodzić się z samą sobą? A gdy jeszcze dołączymy sprawę z jej mamą... Mieszanka wybuchowa!
Warto również wspomnieć o Sebastianie. Syn Kuby nie od razu zapałał sympatią do nowego gościa pensjonatu. Co rusz okazywał swoje niezadowolenie. Opryskliwość czy sarkazm były tutaj na porządku dziennym. Aż sama Emilia nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Jednak już wcześniej wspomniałam o tajemnicach, które pogrążały mieszkańców Odskoczni. Nie ominęły one również Sebastiana. Kiedy tylko odkryłam, co go męczy, w mig pojęłam jego zachowanie. I... współczułam mu. Jego sekret należał do tych najokrutniejszych. Zjadał go od środka, gdzie właśnie w taki sposób próbował go zdusić w sobie. A chyba każdy wie, jak to jest, gdy nagromadzone złe emocje starają się opuścić ciało. Fakt, odbywało się to kosztem innych, ale było widać, że on tego żałuje. Ten dzieciak zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny przyjął taką formę obrony i nie umiał z niej zrezygnować. Także można tutaj usłyszeć ciche pytanie: „Czy wyzwolenie prawdy nie przyniosłoby mniej cierpienia?”.
O, PRZYNIOSŁA PANI NOWE DZIEŁO? NIECH NO JA TYLKO MU SIĘ PRZYJRZĘ
To nie było moje pierwsze spotkanie z twórczością Karoliny Klimkiewicz. Ponad rok temu było mi dane zapoznać się z jej debiutancką książką, która przedstawiła mi dość ciekawą, choć nie pozbawioną wielu wad, historię. I widzę, że od tamtego czasu autorka poczyniła nieco postępów. Jak wcześniej narzekałam na niedostateczną jakość opisów, tak tutaj nie mogę się do nich aż tak przyczepić (prawie-wyjątek wspomniałam nieco wcześniej, także nie będę się powtarzać). Nie można także odmówić autorce lekkiego pióra oraz umiejętności wplatania w pozornie zwyczajnie brzmiące słowa poetycki wydźwięk. Ukazała je zupełnie z innej strony, co na pewno docenią ci, dla których taka forma jest świętością. Nie rozumiem jednak pewnej relacji między Dymitrem a Emilią. Jak rozmowy o trudach życia, o miłości i śmierci niosą ze sobą liczne przesłania, skłaniają do refleksji, tak ciężko mi zaakceptować rozwój wydarzeń. Nie zrozumcie mnie źle, ale po prostu nie jestem zwolenniczką miłości od pierwszego spojrzenia. Ta cała magia serc do mnie nie przekonała, chociaż wiem, że każda romantyczna dusza uzna ją za wspaniałą. Co człowiek, to inna reakcja, czyż nie?
Podsumowując, nagromadzone wewnątrz „Wybacz mi” sekrety oraz nadmiar buzujących w Emilii sprzecznych emocji mogą nieco sponiewierać nerwy. Jednak pomimo tego drobnego dyskomfortu, nie można zapominać, że ta książka to nie tylko zbiór pewnych niedogodności. Pozwoli nam spojrzeć na wiele spraw z zupełnie innej perspektywy. Pomoże dostrzec, że czasami drobne kłamstwo może przepoczwarzyć się w lawinę komplikacji. Tylko od nas zależy czy będziemy z nimi walczyć, czy uciekniemy. A co najważniejsze – naucza, że nim będziemy skłonni komuś wybaczyć, musimy wybaczyć sobie.
Pierwszy tom "Bieszczadzkiej Rapsodii". To nie jest książka dla rozrywki, to powieść pełna refleksji. Powieść o miłości i przyjaźni. Mamy tu miłość spełnioną i nieodwzajemnioną. Autorka zastosowała dwie perspektywy czasowe i wielu narratorów. Mamy tu wielu pozytywnych, ciepłych, wrażliwych bohaterów. Choćby Kuba, wykształcony, doceniany lekarz, poruca swoją praktykę lekarską aby pomagać innym w inny sposób. "Chciałem ratować ludzi, pomagać im, sprawiać, żeby ich świat stawał się lepszy. Mimo wiedzy i umiejętności nie mogłem pomóc osobie, którą kochałem. Nie byłem w stanie się z tego otrząsnąć i praktykować po śmierci Matyldy. Przestało to mieć dla mnie sens." Mimo swoich wad także Matylda to pozytywna postać. Skazała się na ból rozstania i tęsknoty aby nie być ciężarem dla męża i córki. Trudno osądzać, gdy nas to nie spotkało."Tylko wchodząc w czyjąś skórę, jesteśmy w stanie go zrozumieć i zaakceptować wybory." Zastanawiałam się, zachowałabym się na miejscu Matyldy. Czy byłabym w stanie porzucić ukochaną córkę. Zastanawiałam się, jakbym zachowała się na miejscu Emilii. Czy opuściłabym mężczyznę, który mnie kocha i jest troskliwy. Emilia żyła w przeświadczeniu, że matka ją nie kochała i odeszła. To pozostawiło ślad w jej psychice. Nie wierzy w miłość, trwały związek, ma zmienne nastroje i poglądy. Czasami jest denerwująca dla otoczenia i czytelników.
Emilia zostaje w dzieciństwie porzucona przez matkę, w dorosłym życiu, w dniu urodzin otrzymuje od niej wiadomość, pełna emocji dziewczyna wyrusza w podroż aby poznać matkę, dowiedzieć się dlaczego ją zostawiła, czym zawiniła, co kierowało matką. Gdy Emilka dojechała na miejsce w Bieszczady do pensjonatu o nazwie ,,Odskocznia", na miejscu okazało się, że jej mamy nie ma, Kuba przyjaciel jej matki ma 10 listów zaadresowane do Emilli. Dziewczyna czuje rozczarowanie, jest zagubiona, nie tego spodziewała się przemierzając tak daleką drogę.
„Dopóty nie jesteśmy w stanie poznać drugiego człowieka, dopóki nie poznamy jego granic dzięki kłótni. Tylko stojąc na rozżarzonych węglach, wiemy, ile jesteśmy warci i z kim mamy do czynienia”.
Opowieść ta pokazuje, że czasami drobne kłamstwo może przeinaczyć się w lawinę komplikacji. Tylko od nas zależy czy będziemy z nimi walczyć, czy uciekniemy, uczy nas również, że aby móc komuś wybaczyć najpierw musimy umieć wybaczyć sobie.
Jestem sierotą porzuconą przez obojga rodziców.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że dla każdej dziewczynki, nastolatki i młodej kobiety wkraczającej w dorosłe życie, to matka jest osobą, która pokazuje córce świat, wspiera, służy radą i pociesza. Jest przy swoim dziecku, kiedy to przeżywa swoje sukcesy, porażki, pierwsze miłości i rozczarowania. Niestety nie każdemu dziecku jest dane dorastać, czując rodzicielskie ciepło.
Emilia Grzegorzewska, główna bohaterka powieści Karoliny Klimkiewicz „Wybacz mi” nie zna swojej biologicznej matki. Dwudziestopięcioletnia dziś kobieta przez całe życie dorastała w poczuciu odrzucenia i samotności wychowywana przez ojca i jego drugą partnerkę. Młoda kobieta porzucona przez matkę jako dziecko nigdy nie poznała prawdy o tym, dlaczego ta ją zostawiła. Od ojca niestety się tego nie dowie, ponieważ dla niego osoba Matyldy i wszystko, co jej dotyczy, jest tematem tabu. Nie trudno się domyślić, że w głowie dziewczyny kłębią się miliony pytań bez odpowiedzi oraz trawiące serce i duszę przeświadczenie, że kobieta nigdy jej nie kochała i dlatego odeszła. Poczucie osamotnienia i odrzucenia potęguje dodatkowo zdystansowanie i oziębłość ze strony ojca.
„Mama mnie porzuciła, ale przynajmniej czułam jej obecność. Ojciec był, ale tak jakbym nigdy go nie miała. To było najgorsze. Czułam się niczym sierota zostawiona przez obojga rodziców.".
Jeden dzień 25-tych urodzin Emilii szykuje dla dziewczyny niezwykłą niespodziankę. Otrzymuje od matki list, w którym ta po latach prosi córkę o spotkanie. Przepełniona nadzieją na to, że wreszcie pozna matkę, która przez tak wiele lat była tylko wytworem jej wyobrażeń i pozna prawdę o przeszłości swojej rodziny, a także zada jej jedno najważniejsze dla niej pytanie „Dlaczego”? - Emilia, bez wahania wyrusza na drugi koniec Polski w Bieszczady.
Prawda, z jaką musi się zmierzyć, odkrywając tajemnice, jest tak szokująca i trudna, że Emilia czuje się zagubiona i przytłoczona.
Oczywiście nie zdradzę Wam, w czym rzecz, ale będzie musiała wiele przemyśleć, skonfrontować się z własnym cierpieniem i rozpaczą.
Kreując postać i perypetie głównej bohaterki swojej najnowszej książki, autorka szczególny nacisk kładzie na to, jak ogromne piętno na życie dorosłego człowieka ma dorastanie bez rodzicielskiej miłości.
Kiedy Emilia zjawia się w pensjonacie „Odskocznia” w Bieszczadach, los daje jej szansę na to, by wreszcie poczuć się docenianą, podziwianą i kochaną. Niestety dziewczyna nie potrafi uwierzyć w trwałość i piękno tego uczucia. Odtrącona w dzieciństwie przez tych, którzy powinni ją kochać i chronić jest pełna obaw, że kiedy tylko pierwsze zauroczenie przeminie i hormony przestaną dawać o sobie znać, po raz kolejny zostanie odtrącona i pogrąży się w samotności.
Dla naszej bohaterki ta daleka podróż będzie również niezwykłą lekcją życia. W zaledwie kilka tygodni będzie musiała dokonać bardzo trudnych wyborów i zawalczyć o siebie. Odbędzie przyspieszoną naukę bezcennych wartości życiowych, których w bardzo poruszający i chwytający za serce sposób udzieli jej, ktoś dla niej wyjątkowy.
Choć naprawdę współczułam bohaterce tego, co przeżyła oraz sytuacji, w której się znalazła, zdaję sobie sprawę, że nie u każdego czytelnika jej postać wzbudzi sympatię. Choć mamy dwudziesty pierwszy wiek, to Emilia zachowuje się jak zagubiona dobrze ułożona panienka, która podporządkowuje się nieustannie woli innych, nie ma własnego zdania i zawsze stara się być grzeczna i miła dla wszystkich. Z biegiem czasu, kiedy poznajemy powody, które ukształtowały dziewczynę tak, a nie inaczej w pewnym stopniu staramy się ją rozumieć i tłumaczyć, jednak ja sama, uważam, że nawet tak bolesne doświadczenia życiowe nie usprawiedliwiają wszystkich zachowań bohaterki.
„Wybacz mi” to poruszająca i refleksyjna historia o życiu, które często wymaga od nas poświęceń w imię dobra wyższego. To także opowieść o miłości i wybaczaniu. Na jej kartach czytelnik odnajduje obraz miłości w różnych jej aspektach. Miłość matki do dziecka, miłość kobiety do mężczyzny, miłość niespełnioną.
Autorka uświadamia nam, że dopóki nie rozliczymy się z przeszłością i nie zaakceptujemy jej, wybaczając nie tylko innym, ale również sobie, nie będziemy gotowi na to, by rozpocząć nowy etap w naszym życiu. Niestety musimy być świadomi tego, że często jest to bardzo trudne i wymaga czasu.
Jak powszechnie wiadomo, każdy medal ma dwie strony. Tak samo każda historia nie będzie w pełni opowiedziana, jeśli nie poznamy jej z punktu widzenia osób, których ona dotyczy. Wspominam o tym, dlatego że za bardzo istotny atut tej książki uznaję zastosowany przez autorkę zabieg podzielenia fabuły na rozdziały, w których najbardziej zaangażowane w wydarzenia opisane na kartach powieści osoby opowiadają o nich z własnej perspektywy, dzieląc się jednocześnie z czytelnikiem odczuciami, jakie one w nich wywołały.
Ponadto fabuła podzielona jest również na dwie perspektywy czasowe. Czasy współczesne oraz okres, kiedy matka Emilii była młodą dziewczyną. Połączenie tych elementów układanki tworzy wciągającą historię, którą czytałam z ogromną ciekawością.
Karolina Klimkiewicz oddała w ręce swoich czytelników książkę, którą czyta się niezwykle lekko i przyjemnie, ale na pewno jeszcze na długo po jej przeczytaniu nie będziecie w stanie przestać o niej myśleć. Tym bardziej że zakończenie książki sprawia, że chce się więcej, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co jeszcze autorka przygotuje dla Emilii i pozostałych bohaterów swojej książki. Na szczęście, wszystko wskazuje na to, że będzie kolejna część, na którą ja czekam z niecierpliwością.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2018/12/jestem-sierota-porzucona-przez-obojga.html
Leo jest normalnym facetem – ma dobre stanowisko i perspektywy zawodowe, zewsząd otaczają go przyjaciele, a piękne kobiety ustawiają się do niego...
PS. Moje serce bije coraz mocniej... Nessa kocha romanse i zdarza się jej bujać w obłokach. To nie przypadek, że pewnego zimowego dnia właśnie ona znajduje...