Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Czy w ciągu dwunastu dni można poznać smak życia i odkryć jego najgłębszy sens? Dziesięcioletni Oskar leży w szpitalu i nie wierzy już w żadne bajki. Na jego drodze staje tajemnicza pani Róża, która ma za sobą karierę zapaśniczki i potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji...
Oskar i pani Róża to najsłynniejsza powieść Érica-Emmanuela Schmitta, znakomitego francuskiego pisarza i filozofa, którego książki przetłumaczono na 35 języków. Czytelnicy na całym świecie pokochali go za niezrównaną wrażliwość i mądrość, z jaką opisuje nawet najbardziej skomplikowane emocje.
Dzięki małemu Oskarowi ponad pół miliona Polaków przekonało się, że warto cieszyć się każdą chwilą życia.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2021-01-27
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 96
Tytuł oryginału: Oscar et la dame Rose
Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska
Oskar i Pani Róża to bardzo smutna i emocjonująca historia.
Poprzez pisane listy Oskara do Boga poznajemy koniec jego pobytu w szpitalu.
Chłopiec codziennie relacjonuje swoje dni oraz spostrzeżenia na dany temat.
Pani Róża jak prawdziwy Anioł Stróż czuwa przy chłopcu aż do samego końca i niejednokrotnie doradza mu w życiowych kwestiach.
Książka opowiada o śmierci i wiemy to od samego początku.
Autor nie daje nam nadziei na wyzdrowienie Oskara.
Wiemy, że umrze i nic tego nie zmieni.
Temat dotyczący śmierci dzieci jest bardzo ciężki i niesamowicie smutny.
Ktoś, kto dopiero pojawił się na tym świecie, już ma go opuścić.
Czytając książkę, od razu zostałam rzucona w morze smutku, rozpaczy oraz niesprawiedliwości, jednakże im dłużej trwałam w tej historii, tym smutek się ulatniał.
Mimo tragicznego finiszu Oskar mnie do niego przygotował.
Listy, które pisał, uświadomiły mi, że był gotowy odejść, że się z tym pogodził i ostatki swojego życia przeżył tak, jak chciał.
Pokazał mi również, że skoro on potrafił się cieszyć życiem, to ja również mogę.
Oskar w 12 dni nauczył mnie, jak można spojrzeć na świat inaczej. Lepiej.
Spodziewałam się, że będę płakała na tej książce jak bóbr, tak się jednak nie stało, co nie zmienia faktu, że Oskar zyskał sobie miejsce w moim serduszku.
Ocenka: 9/10
"Oskar i Pani Róża" Èric - Emmanuel Schmitt to powieść należąca do literatury pięknej, z gatunku tych nieustająco mnie zachwycających. Nie dosyć, że posiada przepiękne wydanie to niesie ze sobą mnóstwo przekazu.
Jest to powieść epistolarna, niezbyt obszerna a potrafiąca przekazać tyle wartości, iż ciągle mnie to zachwyca.
Styl pisania autora jest moim zdaniem bardzo dobry a sama konstrukcja bohaterów wystarczająca. Nie brakuje również kilku wzruszających i zabawnych scen.
Jednak oczywiście najważniejszy jest przekaz, który ze sobą niesie i który jest tak bardzo widoczny.
Jestem pewna, że sięgnę po więcej książek tego autora, gdyż zachwycam się "Oskarem i panią Rożą" wciąż i ciągle na nowo!
Zdecydowanie polecam!!
Książka niedługa. Na jeden dzień, na godzinę, na chwilkę. Warto jednak tę chwilkę poświęcić, bo zostanie z nami na całe życie. Ta krótka historia pisana w formie listów małego chłopca do Boga nauczy nas czegoś, co przyda się każdemu. Każdego z nas bowiem kiedyś to czeka. „Oskar i Pani Róża” to książka, która nauczy nas umierać.
Można sobie zadać pytanie, czy naprawdę ktoś musi nas tego uczyć. Czy jest nam to do czegoś potrzebne? Raczej nie chcemy myśleć o tym, co nieuniknione i nie napawa nas zbytnim optymizmem. Śmierć to coś złego, smutnego, opłakujemy naszych zmarłych najbliższych. Czasem ociera się o nas, napawając lękiem. Chwilowo, lecz mocno możemy ją poczuć, unikając nagle jakiegoś wypadku. Życie przelatuje przed oczami, lecz po czasie wracamy do normalności, chcąc o tym zapomnieć, że ona była i spojrzeliśmy jej prosto w oczy.
Zupełnie inaczej jest, kiedy dopada nas śmiertelna choroba. Wtedy śmierć nie przemyka nagle, ale kroczy sobie spokojnie obok nas. Mało kto potrafi się z tym pogodzić. Wielu starszych ludzi mających długie życie za sobą nie potrafi. Co ma powiedzieć 10-letni chłopiec chorujący na białaczkę, któremu lekarze nie dają szans na przeżycie? Swoje ostatnie dni spędza w szpitalu. Tam pomaga mu Pani Róża. Kobieta będąca byłą zapaśniczką ma nietypowe, ale szczere podejście do życia.
Pani Róża dodaje do opowieści dużo humoru. Śmiałam się w głos, czytając jej historie. Kobieta pomaga chłopcu odnaleźć się w trudnej sytuacji. Proponuje mu, by zaczął pisać listy do Boga. Oskar, choć wychowany w ateistycznej rodzinie postanawia spróbować.
Mogłoby się wydawać, że w tym momencie książka nabierze charakteru mocno religijnego. Niekoniecznie. Moim zdaniem jest świetną pozycją zarówno dla osób wierzących, jak i niewierzących. Wiara jest bardzo ważnym elementem, który od zawsze pomagał ludziom w pogodzeniu się ze śmiercią. Nie wyobrażam sobie, żeby ten watek mógł zostać tutaj pominięty. Jednocześnie nie chodzi tutaj tylko o samego Boga i to jak ingeruje (bądź też właśnie wcale tego nie robi) w życie chłopca. Ważniejsze jest to, jak Oskar sam odbiera swoje życie. W jaki sposób zaczyna je prowadzić, a wszystko to zapisuje właśnie w owych listach.
Przy tej książce dużo się śmiałam, wywołała u mnie też łzy, ale najważniejsze, że jeszcze długo po zakończeniu lektury o niej myślałam. Spokojnie mogę ją określić jako – wyjątkowa.
Genialna książka, bardzo wzruszająca i przejmująca historia. Szybko się czyta, bardzo wciąga
"Oskar i pani RÓża" to przepiękna historia o życiu, chorowaniu, przemijaniu i umieraniu, o mądrości dziecka, o cudzie, jakim jest życie i o tym, jak pogodzić się z chorobą. Jesteśmy świadkami ostatnich dni życia małego Oskara. Chłopca wspiera starsza pani - była zapaśniczka - Róża, ktora dodaje mu sił i otuchy w jego zmaganiach i marzeniach.
Ta cieniutka książeczka zawiera więcej treści i sensu niż niektóre kilkutomowe dzieła; jest przejmująca, smutna, ale też uczy nas, jak wielkim i wspaniałym darem jest życie, jeśli potrafimy doceniać i dostrzegać jego piękno.
Jak często myślimy sobie, że nasze życie jest do kitu? Deszczowa pogoda uniemożliwiająca nam wyjście bez dodatkowego bagażu w postaci parasolki. Niewdzięczny pies pożerający pracę domową lub arcyważne papiery dla klienta. Zapychający nos katar utrudniający oddychanie. Ale czy aby na pewno nie przesadzamy?
Oskar już prawie nie pamięta, jak to jest żyć poza oddziałem szpitalnym, bez otoczenia wiecznie śpieszących się lekarzy czy innych chorych dzieci. Każdy jego dzień stoi pod znakiem kontroli medycznych oraz oczekiwania na weekend, bo właśnie wtedy przybywają do niego w odwiedziny rodzice.
Niestety chłopiec wyczuwa, że atmosfera panująca wokół niego drastycznie się zmienia. Nie rozumie, czemu opowiadane przez niego żarty nie śmieszą pielęgniarek, chociaż wcześniej na nie reagowały pozytywnie. Czyżby to była wina tego, że dostrzegają samą Śmierć podążającą za nim niczym cień? A może maczał w tym palce ten lekarz o krzaczastych brwiach, które łączą się ze sobą w chwilach, gdy ich właściciel duma nad kartą Oskara?
Te mroczne myśli są odpychane na bok, kiedy do akcji wkracza pani Róża z całym arsenałem pomysłów. To właśnie ona zachęca swojego nowego przyjaciela do wysyłania listów do Boga, w których będzie mógł napisać to, co mu leży na wątrobie. Chłopiec, z dozą niechęci, zgadza się na to.
Czy pomysł z wysyłaniem listów do kogoś, kto nawet nie odpisze to dobre posunięcie? Jaką można mieć pewność, że zapisane tam słowa dotrą do odbiorcy? A może mają one jakiś głębszy sens?
Nigdy się tego nie dowiesz, póki nie spróbujesz...
Robiąc drobne przemeblowanie w pokoju, zostałam skłoniona do ściągnięcia wszystkich książek z półek, coby móc bez problemów przesunąć szafkę. Nie piszę tego dlatego, aby wam się poskarżyć na ten stan rzeczy. Nic z tego! Otóż właśnie w ten sposób odnalazłam swój dwunastoletni egzemplarz [Oskara i pani Róży], który wręcz wybłagałam u mamy jeszcze za czasów nauki w podstawówce. Pochłonęłam ten tytuł w ekspresowym tempie i szybko odstawiłam między inne powieści, co jakiś czas ją przekładając. Jednakże teraz pomyślałam sobie, że warto do niej powrócić. Czy opłacało się? A może powinnam zostawić tę książkę w świętym spokoju, coby nie zepsuć sobie wspomnień z nią związanych?
Uzbrojona we wrażenia, jakie wywołała we mnie ta książka jeszcze za czasów dziecinnego postrzegania świata, wręcz nie mogłam się doczekać tego, jak zareaguję na nią po tylu latach. Wtedy jeszcze nawet nie wiedziałam, jak to jest być dorosłym, bo byłam zbliżona wiekiem do samego Oskara i jego przemyślenia wydawały mi się nad wyraz sensowne. Wraz z chłopcem nie umiałam pojąć zachowania otaczających go zewsząd ludzi. Jak oni mogli tak się zachowywać w jego towarzystwie? Przecież doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że jest chory! I czemu rodzice chłopca uparcie wierzyli w istnienie świętego Mikołaja, a jakakolwiek wzmianka o Bogu wywoływała u nich dziwne reakcje? Te i inne pytania krążyły mi przez parę lat po głowie i dopiero teraz, po ponownej lekturze, byłam w stanie na nie odpowiedzieć. A to nie był koniec niespodzianek.
Z pozoru zwyczajne listy wysyłane przez Oskara do samego Boga, opowiadające o jego życiu w szpitalu niosły ze sobą coś znacznie więcej, prócz skreślonych zdań na kartce papieru. Każda zapisana tam historia ukazywała wiele mądrości, które byłam w stanie pojąć dopiero po tylu latach. Teraz już nie byłam wściekła na pielęgniarki czy lekarzy, tylko wręcz im współczułam. Strasznie trudno jest patrzeć na dzieci cierpiące z powodu przeziębienia, a co dopiero widzieć wokół siebie maluchy znoszące o wiele gorsze choroby. Tym samym nieraz chciałam zasiąść na łóżku Oskara, złapać go za rękę i wytłumaczyć, co tak naprawdę czuje dorosły. Również pragnęłam wytłumaczyć mu postawę rodziców, kiedy ci zawiedli jego zaufanie. Miałam łzy w oczach, gdy ten cierpiał z powodu ich odrzucenia. Na całe szczęście sytuację ratowała tytułowa pani Róża, pomagająca chłopcu znieść ból (nie tylko fizyczny, ale również psychiczny). Jej barwne historyjki wywoływały u mnie szczery uśmiech na twarzy, bo one służyły nie tylko jako zapychacz czasu. To właśnie większość z nich niosła tak uderzającą w twarz prawdę o świecie, że czułam się przez nią znokautowana, ale te momenty działały jak oczyszczenie. Niestety im bardziej zagłębiałam się w książkę, tym mocniej wyczuwałam dokąd ona zmierza. Oczywiście pamiętam jej przebieg – w końcu już miałam z nią styczność – ale dotąd nie umiem się pogodzić z takim zakończeniem. Już za dzieciaka pękało mi przy nim serce, a teraz... teraz było jeszcze gorzej.
„Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera”.
Może Oskar ma zaledwie dziesięć lat, ale zdążył już przejść tak potworną lekcję życia, że naprawdę nikt nie byłby w stanie mu jej pozazdrościć. Cierpiący z powodu nowotworu panoszącego się w jego organizmie został skazany do nazywania szpitala swoim domem, bo już nie widział nadziei, że kiedykolwiek stąd wyjdzie. I chociaż początkowo poznałam go jako naiwnego dzieciaka, to właśnie dzięki pani Róży powoli zaczynał pojmować część spraw dorosłych, tym samym zmieniając swój tok rozumowania. Oczywiście nadal pozostawał on dziesięciolatkiem, co mnie ogromnie cieszyło. Przecież nawet ona nie mogła zrobić mu aż tak ogromnego prania mózgu. Jednakże jego przemyślenia, tworzące mieszankę dwóch całkiem różnych światów, ukazywały wrażliwą naturę chłopca, za którą jeszcze bardziej go pokochałam. A szczerość, jakiej często nadużywał mnie nie bolała. Wręcz przeciwnie – to właśnie ona podkreślała prawdziwy wiek Oskara. Spytacie dlaczego? Otóż dzieci zawsze powiedzą prawdę!
Chociaż [Oskar i pani Róża] składa się zaledwie z osiemdziesięciu stron, to jednak autorowi udało się umieścić na jej stronach wiele charakterystycznych postaci, których kreacja dość mocno zapadła mi w pamięci. Jedną z takich osób była (i nadal jest) sama cio... znaczy się pani Róża (ciocią ona była tylko i wyłącznie dla Oskara). To właśnie ta kobieta o wybujałej fantazji stała się królową w oczach łaknącego bliskości chłopca. Jej wyssane z palca opowieści zawsze zajmowały zaszczytne miejsce w listach do Boga, bo to właśnie one napędzały dziesięciolatka do działania. Niestety najgorzej miały się sprawy z rodzicami głównego bohatera. Wydaje mi się, a raczej jestem tego pewna, że to właśnie oni powinni być dla niego wsparciem w tych ciężkich chwilach. A oni zachowywali się jak tchórze! Rozumiem, iż można robić wiele głupot, ale żeby unikać kontaktu z synem? Jeszcze nikt nie zmniejszył bólu poprzez unikanie chorej osoby, a tym bardziej jedynego dziecka!
„Ludzie boją się umierać, bo odczuwają lęk przed nieznanym”.
Może Éric-Emmanuel Schmitt nie zastosował w tej książce zawiłych zdań oraz nie wykreował wybujałego świata to jednak udało mu się stworzyć niezwykłe arcydzieło. Poprzez połączenie zwyczajnie brzmiących słów stworzył przepiękną historię, która mogłaby wydarzyć się naprawdę. Także sztuką jest przedstawić ją z punktu widzenia dziesięcioletniego dziecka, a jemu ona wyszła bez dwóch zdań! Idealnie odwzorował tok rozumowania chłopca, czego można pozazdrościć. Aż naprawdę żałowałam, że [Oskar i pani Róża] to cieniutka powieść, ale patrząc na to z innej strony jestem zadowolona nawet z takiej ilości stron, bo niosą one więcej mądrości, niżeli kilkusetstronicowe dzieła.
[Oskar i pani Róża] to książka, która nauczyła mnie wielu życiowych prawd, ale jedną z nich zapamiętam bardziej, niż resztę. Pisząc to mam na myśli umiejętne wykorzystywanie swojego czasu. Jeżeli naprawdę czegoś pragniemy i wyczuwamy, że nasze życie będzie bez tego niekompletne – działajmy! Choćbyśmy mieli wiele wzlotów i upadków, to nie wolno się poddawać. Każda rzecz, z jaką mamy styczność powstała poprzez metodę prób i błędów, więc jest nadzieja, że po burzy zawsze wychodzi słońce.
Podsumowując:
Jeżeli cały czas się wahacie i nie jesteście pewni, czy aby na pewno warto sięgnąć po tę książkę, odpowiadam: Warto! Nie bójcie stawić się czoła dziesięciolatkowi, którego mądrości nieraz was zaskoczą, powodując natychmiastowe zażenowanie z powodu swej „głupoty”. Jeżeli ja sama byłam w stanie przeboleć uderzającą z liścia prawdę o życiu, to wy także zdołacie tego dokonać. A jeżeli już sięgniecie po [Oskara i panią Różę] – nie zapomnijcie położyć w zasięgu ręki paczki chusteczek!
A teraz wiadomość dla tych, którzy już przeczytali tę książkę: Powróćcie do niej raz jeszcze, a być może odnajdziecie puenty, które zdołaliście przeoczyć. Ja sama to zrobiłam i jak widać nie żałuję tej decyzji!
"...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć."
Jestem parę dni po przeczytaniu tej krótkiej, ale niezwykłej książki. I tak siedzę i nadal nie wiem co mogłabym napisać, gdy istnieje już o niej tyle opinii. Mogę stwierdzić (choć zapewne nie będzie to nic odkrywczego), że mimo krótkiej formy jest niezwykle bogata zarówno emocjonalnie, jak i fabularnie.
Eric-Emmanuel Schmitt to urodzony w 1960 roku, francuski dramaturg, eseista, powieściopisarz. Z zawodu jest filozofem. Swoją pierwszą powieść napisał w wieku 11 lat. Na świecie znany jako twórca teatralny.
"Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie traw wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jak byśmy byli nieśmiertelni. Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy."
Oskar choruje na raka. Po wyczerpaniu wszystkich metod leczenia, które nie przyniosły pożądanego rezultatu, wiadomo, że dziesięcioletni chłopiec umrze. Jednak nie rozumie tego, potrzebuje rozmowy o tym co będzie. Rodzice chłopca nie umieją z nim poruszyć tak trudnego tematu. Kupują mu zabawki, a po kątach płaczą. Ale jest Pani Róża, która staje się ciocią chłopca. Namawia chłopca by pisał listy do Boga, ale tylko z jedną prośbą dziennie. Dodatkowo proponuje chłopcu by od teraz każdy dzień liczył się jako 10 lat. Dzięki temu Oskar staje się nastolatkiem, następnie wkracza w świat dorosłości, by przeżyć starość. Ciocia Róża ubarwia życie chłopcu opowieściami, jaką była znakomitą zapaśniczką i ile przeciwniczek pokonała, ale nie tylko siłą, a rozumem.
"Z chorobą jest tak jak ze śmiercią. Jest faktem. Nie jest żadną karą".
"Oskar i pani Róża" to krótkie opowiadanie, które opisuje bardzo trudny temat mianowicie śmierci z perspektywy dziecka. Samo w sobie pojęcie śmierci jest trudne, a co mówić w przypadku zaledwie dziesięcioletniego chłopca. Ale to także opowieść o niezwykłej przyjaźni między dzieckiem, a straszą kobietą. Z tej znajomości płyną korzyści dla obojga. Chłopiec powoli zaczyna rozumieć, że zbliża się to co nieuniknione. Stara się przyjąć to co jest mu dane tu i teraz z otwartymi rękami.
Chociaż tematycznie książka jest bardzo poważna autorowi udało się przemycić odrobinę humoru. Język jest prosty, ale po raz kolejny sprawdza się stare porzekadło, że w prostocie tkwi siła. Ponadto książka przepełniona jest różnego rodzaju emocjami: chwilami szczęścia, zagubienia, smutku, refleksji zarówno nad co było, jak i co będzie i można by tak wymieniać bez końca. Tak naprawdę o tej książce nie trzeba nic pisać ją trzeba przeczytać i jestem przekonana, że nie raz. Cóż mogę więcej powiedzieć, nadal czuję w sobie rozdzierający smutek, a zarazem spokój.
Przeczytanie tejże niezwykle wartościowej książki sprawiło, że na pewne tematy patrzę zupełnie inaczej, mimo niecałych 90 stron zadurzyłam się w refleksyjne myśli. Książka również pokazuje, że trzeba się cieszyć z tego co mamy, bo życie to tylko pożyczka, którą trzeba spłacić wobec Boga. Jest to książka, którą trzeba przeczytać w swoim życiu, więc jeśli tego nie zrobiliście koniecznie to uczyńcie.
Ta książka ciągle gdzieś mi się przewijała, ale nigdy nie miałam okazji jej przeczytać. Dzięki uprzejmości jednej z moich koleżanek w końcu miałam tę możliwość. To książka niewielkiej objętości, ale o wielkim ładunku emocjonalnym.
Bohaterem jest dziesięcioletni Oskar, który zachorował na raka i leży w szpitalu. Jego rodzice nie radzą sobie z tą sytuacją, natomiast świetny kontakt z chłopcem ma tytułowa pani Róża. Za jej namową Oskar pisze listy do Szanownego Pana Boga.
Z nich właśnie dowiadujemy się o tym co czuje chory chłopczyk i jak postrzega to co dzieje się dookoła niego.
Jeśli chcecie dowiedzieć się jakie są jego życzenia musicie sięgnąć po tę książkę.
Nie trzeba dodać nic więcej jak tylko to że serdecznie polecam.
Szybko się czyta, napisana łatwym językiem, skłania do przemyśleń, smutna ale można też powiedzieć że z jednej strony także urocza. Uczy jak cieszyć się z życia i dostrzegać małe momenty napawające nasz szczęściem, które zazwyczaj na pierwszy rzut oka ignorujemy
Dużo moich znajomych bardzo dobrze wspominało tą książkę z czasów szkolnych, ja jej nigdy nie czytałam, więc postanowiłam ją przeczytać dopiero teraz i rozumiem czemu ludzie tak ją lubią. Czytając ją miałam wrażenie, że jest bardzo autentyczna, że dokładnie tak czułoby się umierające, małe dziecko. Czytałam ją w pociągu co było złą decyzją, bo nie raz musiałam sięgać dyskretnie po chusteczki.
Wzrusza do łez. Książkę powinien przeczytać każdy, kto ma dzieci zmagające się z chorobą. Nie rozumiejące do końca jej sensu i powodu. Oskarowi pomaga w tym tajemnicza Pani Róża, która potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji.
"Masz rację Oskarze. Myślę zresztą, że popełnia się ten sam błąd w stosunku do życia w ogóle. Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni."
Czy można lepiej dać człowiekowi do zrozumienia, że powinien doceniać swoje życie? Z drugiej strony, czy warto ciągle mieć z tyłu głowy nieuchronny koniec i w ogóle z tego życia nie korzystać? Na te trudne pytania stara się odpowiedzieć Eric-Emmanuel Schmitt w krótkiej, ale jakże pouczającej powiastce ,,Oskar i pani Róża".
Oskar jest dziesięcioletnim chłopcem chorującym na białaczkę. Pewnego dnia okazuje się, że jego dni są policzone. Zarówno on, jak i jego rodzice muszą przygotować się na najgorsze. O ile rodzice nie mogą się pogodzić z okrutnym losem, o tyle Oskar stara się maksymalnie wykorzystać pozostały mu czas. W ciągu kilkunastu dni musi przeżyć całe swoje życie - od bycia małym chłopcem do starca. W przejściu przez ten trudny czas pomaga mu pani Róża.
,,Oskar i pani Róża" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Erica-Emmanuela Schmitta. Choć o tej książce słyszałam już dawno temu, dopiero teraz przyszła pora, aby ją przeczytać. Wiedziałam mniej więcej, czego się spodziewać. Wiedziałam, że nie będzie to książka z happy-endem. Mimo to, bardzo mnie zaskoczyła.
Przede wszystkim zaskoczyła mnie dojrzałością tego małego chłopca, który postanowił stawić czoła śmierci. Nie kłócił się z nieuchronnym losem, a zamiast tego starał się przeżyć te ostatnie dni jak najpełniej. Choć los go nie oszczędzał, Oskar do ostatniej chwili nie poddawał się i czerpał z tego jakże krótkiego życia pełnymi garściami. Uczy to nas, czytelników, że nie jest ważna długość naszej ziemskiej wędrówki, a jej jakość, czyli w jaki sposób wykorzystamy dany nam czas.
Ta książka to też nauka doceniania życia. Nauka, by nie uważać się za wszechmocnych i nieśmiertelnych, ale jednocześnie nie marnować go (życia) na zamartwianie się i gdybanie. Pomaga oswoić się z myślą, że kiedyś wszyscy odejdziemy, a śmierć nie jest karą tylko faktem, z którym należy się pogodzić. Podobnie jak pomaga oswoić się z faktem nieuleczalnej choroby.
Bardzo ciekawie jest także przedstawiona kwestia wiary w Boga. Chłopiec został wychowany w rodzinie niewierzącej, jednak pani Róża proponuje mu, aby zaczął pisać listy właśnie do Boga:
"- A w Boga wierzę. Wyobraź sobie.
Jasne, że to zmieniło postać rzeczy.
- A po co miałbym pisać do Pana Boga?
- Może poczułbyś się mniej samotny?
- Mniej samotny z kimś, kto nie istnieje?
- Spraw, żeby istniał.
Pochyliła się w moją stronę.
- Za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz, będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy Ci pomoże."
Uważam, że to wspaniałe przekazanie dziecku podstawy wiary, zamiast straszenia, czy nauki formułek na pamięć. Listy Oskara pozwalają nam zrozumieć, że rzeczywiście Bóg stał się ważną postacią w życiu chłopca. Traktował go jednak bardziej jak przyjaciela, niż kogoś, kogo należy się obawiać.
,,Oskar i pani Róża" to piękna, choć smutna powiastka o zmaganiu się z perspektywą śmierci. O przebaczeniu, godzeniu się z nieuchronnym losem czy relacjach z różnymi ludźmi w obliczu zbliżającego się końca. Ucząca, skłaniająca do refleksji. Bardzo polecam.
Czy przebaczenie może okazać się najbardziej wyrafinowaną zemstą? Bliźniaczki Barbarin, Lily i Moïsette, łączy nierozerwalna, ale i trudna więź....
DO TAKIEJ MIŁOŚCI ZDOLNI SĄ TYLKO BOGOWIE Żeby nie cierpieć, trzeba by nie kochać. Żeby nie kochać, trzeba by przestać żyć. Nad Noamem ciąży klątwa...