Można by sądzić, że każdy szanujący się bibliofil, powinien z rezerwą podchodzić do ksiżeek „obarczonych” piętnem ogólnej akceptacji i poklasku. Przeważnie takie pozycje okazują się, delikatnie mówiąc niewymagającym „chłamem” w szpanerskiej oprawie i opartym na dobrej reklamie. Wspaniałym przykładem takiej wydymanej miernoty jest chociażby „Kod Leonarda Da Vinci”. Tym bardziej ciekawi przypadek innej książki, która, choć powszechnie zachwalana – ku mojemu zdziwieniu – rzeczywiście jest dobra. ”Oskar i pani Róża” Erica Emanuela Schmitta jest małą książeczką, niosącą duży ładunek emocji. Genialna wręcz prostota formy przekazuje „prostą historię”, z której czytelnik może wyciągnąć inspirujące wnioski. Recenzje stawiają tę pozycję tuż obok (jeśli nie nad) „Małego Księcia”. Zgadzam się w pełni. Przy czym, jak stwierdził Igor Kościelniak z „Przekroju”, w odróżnieniu od „Małego Księcia”, ta książeczka nie jest „tak czułostkowa”. Cóż jeszcze dodać… zacytuję pierwsze zdanie tego „dziełka” i zdecydujcie sami, czy rzucić się na nie już teraz, czy może trochę póżniej… ”Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu.” Opowieść o małym piromanie? Bynajmniej… to coś zupełnie innego…
Pięć kobiet pałających żądzą zemsty. Łączy je tylko jedno: dawno temu ten sam mężczyzna złamał każdej z nich serce. Jednak kiedy zwabiony podstępem...
Nienawidzę miłości. Pragnę się buntować przeciwko niej. Jeśli kochać oznacza cierpieć, przestać być panem samego siebie, zostać niewolnikiem, to ja nie...
Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
,, ...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć''
Więcej