Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2012-01-27
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 304
Miałam ochotę na horror. „Miasteczko Nonstead” miało być horrorem. No właśnie, miało… Nie przestraszyło mnie tu, niestety, nic. Ani klimat małego miasteczka (trochę pachnie Kingiem), ani stara, rozwalająca się chatka na końcu świata, ani wreszcie niewyjaśnione zjawiska…
To nie jest zła powieść. Sam pomysł ciekawy i choć momentami czułam znużenie to jednak chciałam się dowiedzieć, co tak naprawdę dzieje się w Nonstead. Kto (lub co!) stoi za niewyjaśnionymi zdarzeniami, dlaczego mieszkańcy milczą i czy przybyszowi z zewnątrz uda się rozwikłać wszystkie zagadki.
Może gdyby to była mała wioska gdzieś w Bieszczadach, trochę bym się wystraszyła… A ponieważ Nonstead to małe amerykańskie miasteczko, zachwytu (i strachu) brak, niestety.
Niebawem ma się ukazać drugi tom, nie wiem, czy będę czytać. Trochę się boję, że znowu nie będę się bać 😉
Wprawdzie książkę "Miasteczko Nonstead" Marcina Mortki kupiłam rok temu, ale dopiero teraz się za nią zabrałam i muszę szczerze przyznać, iż nie wiem co mnie w niej zafascynowało i podkusiło do zakupu. Nie była to raczej przyjemna lektura, męczyłam się niemiłosiernie i ze strachem przewracałam kolejne kartki, z nadzieją, że nie okażę się to opowieść o Obcym z planety nieznanej.
Jedno co mogę przyznać, strach jest okrutnym uczuciem, pożera, wyżera i zabija. Ludzie, którzy bali się naprawdę wiedzą co to znaczy. Oczywiście Ci, którzy to przeżyli.
Główny bohater- Nathan, przyjeżdża do małego miasteczka położonego, przynajmniej tak mi się wydaje, gdzieś na końcu świata. Sprawia wrażenie zagubionego i rzeczywiście taki jest. Nie tylko on sam się zgubił, zgubił również swoją ukochaną, Fionę. Pewnego dnia po prostu wyszła i nie wróciła. Już wcześniej wypadała dziwnie, zachowując się jak ktoś, kto egzystuje, ale nie ma zupełnie pojęcia po co i dlaczego. Później wszystko już tylko się pogłębiło co doprowadziło do takiej a nie innej tragedii. Nathan co prawda szuka jej przez długi czas, ale w końcu zniechęcony i zmęczony osiada w Nonstead. Za to tam, zamiast odpocząć, czekają go niemałe wyzwania. Musi zmierzyć się nie tylko z przerażonymi, zamkniętymi w sobie mieszkańcami, ale również z samym miastem, a raczej czymś, co zesłało na miasto tragedie, potwora. Każdy tam ma swoje mroczne tajemnice, obawy, demony i wszyscy zgranie udają, że wszystko w porządku, byleby nikt z zewnątrz nie zakłócał ich fałszywego spokoju, choć w głębi duszy sami gniją owładnięci mrokiem.
Jedną z wad tejże książki są liczne przekleństwa, które bardzo mnie irytowały i kłuły w oczy, ale to pewnie dlatego, gdyż rzadko kiedy trafiam na nie w powieściach. Kiedy już się przyzwyczaiłam, przestałam zwracać na to zbytnią uwagę.
Zaczęła się bardzo fajnie. Gotowy scenariusz na film, ale im dalej - tym stawała się mniej przekonująca. Zakończenie jakieś takie blade.
O książce - jak zawsze - opowiadam na moim blogu; zatem serdecznie zapraszam do odwiedzenia go :)
https://magicznyswiatksiazki.pl/recenzja-miasteczko-nonstead-marcin-mortka/
Małe, amerykańskie miasteczka mają to do siebie, że albo odstraszają i przytłaczają klimatem, albo silnie przyciągają. Wszystko, oczywiście, zależy od mieszkańców i od tego, w jaki sposób przyjmują nieznajomych. Jeśli traktują nowego jak członka rodziny, można odetchnąć z ulgą. A co jeśli nad miasteczkiem zbierają się czarne chmury, klątwa prześladuje każdego, nawet przejezdnego, a ludzie są niezbyt skorzy do zwierzeń?
Marcin Mortka zaprasza czytelników do Miasteczka Nonstead, gdzie żyje się z maską na twarzy, ukrywa prawdę nie tylko przed światem, ale również przed samymi sobą. Gdybyście zechcieli wraz ze mną rozgryźć sekrety schowane głębiej niż najciemniejsza, podpodłogowa piwnica, to zapraszam do dalszej recenzji. :)
Nathaniel McCarnish to świeży debiutant, autor antologii strasznych opowiadań, którego książka wzbiła się na wyżyny bestsellerów. Skrywana od lat tajemnica oraz tragiczne wydarzenie mające miejsce tuż po publikacji powieści sprawia, że Nathaniel ucieka z Nowego Jorku i pod nowym nazwiskiem postanawia zamieszkać w Nonstead - miasteczku, z którym wiążą się same przyjemne wspomnienia. Kiedy dociera na miejsce, poznaje nowych mieszkańców: Skinnera, Anne, jej córkę, Vanessę, czy nieco zbyt entuzjastycznego handlarza nieruchomościami, Thomasa McIntyre.
Przypadek chce, że Anne zaprasza Nathaniela do swojego domu i odkrywa przed dopiero co poznanym mężczyzną karty. McCarnish staje się świadkiem niecodziennej rozmowy, którą podczas snu prowadzi Vanessa. Z mężczyzną o wyjątkowo grubym, niesympatycznym głosie. Kiedy Nathaniel próbuje rozwikłać niezrozumiałe słowa, w Nonstead dochodzi do następnym, dziwnych wydarzeń. To ktoś się gubi w lesie, to ktoś nagle całkowicie zmienia swoje dotychczasowe zachowanie.
A wszystko to w akompaniamencie Samotni - chaty położonej w głębi lasu, do której pędzi każdy szaleniec i która mimo że podpalona, nadal stoi dumnie nienaruszona - oraz przedziwnego forum internetowego, zakodowanego i głęboko ukrytego przed oczami nieodpowiednich osób, a przy tym zawrotnie inspirującego.
Kiedy prawda wychodzi na jaw, Nathaniel będzie musiał zajrzeć nie tylko w swoją przeszłość. Sęk w tym, że niektórzy mieszkańcy wolą zabić niż wyjawić niektóre grzeszki...
Profesjonalnie stworzony klimat ponurego miasteczka, to pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o książce Mortki. Autor zatrważająco dobrze przedstawił zarówno mieszkańców, jak i panujące zwyczaje w małych mieścinach na ziemiach amerykańskich. Podczas czytania, gdy wraz z bohaterami przemierzałam kolejne uliczki (czy raczej ścieżki), dało się odczuć wręcz zbitą, przytłaczającą atmosferę, co idealnie pozwalało wsiąknąć w historię. Mocnym plusem są odnośniki do książek Stephena Kinga i wyraźna inspiracja jego stylem, która najmocniej rzucała się w oczy w momentach poprzedzających kluczowe wydarzenia.
Warci wspomnienia są mieszkańcy Nonstead. Mortka zadbał o pokazanie indywidualnych koszmarów, z jakimi musieli zmagać się poszczególni bohaterowie. Każdy otrzymał własną historię, jeden dłuższą, inny krótszą, co zdecydowanie wzbogaciło istotę wątków pobocznych. Zabrakło mi jedynie odrobiny rozbudowania sfery emocjonalnej, która z kolei wzmocniłaby tło psychologiczne.
Zakończenia kompletnie się nie spodziewałam, ale pojawiły się też typowe dla gatunku schematy. Najmocniej irytowało mnie ciągłe dzwonienie telefonów. Jakby nie można było inaczej sprowadzić danego bohatera na miejsce, w którym miało dojść do kolejnej akcji. Nie rozumiałam również, po co Nathaniel przybrał z początku inne nazwisko, skoro po dwóch rozdziałach wszyscy wiedzieli, kim był w rzeczywistości.
Konkludując, Miasteczko Nonstead jest pierwszej klasy powieścią grozy, przesiąkniętą rozbrajającą atmosferą. To książka pełna zwrotów akcji i niejasnych, nadprzyrodzonych pomysłów wartych poznania. Mortka to autor, którego śmiało można nazwać początkującym, polskim Stephanem Kingiem ze względu na styl oraz jakość lektury. Ja czekam na kontynuację, a wy nie wahajcie się sięgnąć. :)
REWELACJA!
Aż mi szczęka opadła! To polski autor napisał horror na miarę pierwszych powieści Kinga?! Niewiarygodne.
"Miasteczko Nonstead" dodałam na swoją wirtualną półkę w Legimi już jakiś czas temu. Jak to bywa z Legimi - na platformie pojawiają się ciągle nowe książki i czasami już sama nie wiem, co czytać i od czego zacząć. Zatem trochę czasu minęło zanim zabrałam się do "Miasteczka...". Ogromnie się cieszę, że wybrałam ten tytuł z pośród innych - bo to znakomity horror!
Po pierwsze, dopiero po przeczytaniu całej książki zorientowałam się, że napisał to polski pisarz. Przy wyborze kierowałam się przede wszystkim opisem i okładką. Widząc tytuł "Miasteczko Nonstead" od razu założyłam, że to robota anglojęzycznego pisarza. A tu niespodzianka - powieść napisał Marcin Mortka. Nie będę udawać - to nazwisko nic mi nie mówiło, a czytam przecież sporo książek! Weszłam na profil autora w Lubimyczytać przekonana, że to debiutant i znów byłam zaskoczona, bo pisarz ma sporo pozycji w swoim dorobku. Większość to książki dla dzieci i młodzieży (więc moja ignorancja trochę jest usprawiedliwiona :D).
Ale wróćmy do "Nonstead". Według mnie ta książka mogłaby doskonale sprzedać się także na zagranicznym rynku. To wyśmienity horror. Wydawać się mogło, że popularny motyw z bohaterem odwiedzającym małe, tajemnicze miasteczko już się przejadł w literaturze i w filmie. Nic bardziej mylnego! W "Nonstead" na rękach czytelnika pojawia się gęsia skórka. Marcin Mortka dosłownie "rzuca" nas w akcję, która pędzi na łeb na szyję.. Nie ma tu żadnych dłużyzn. Wydarzenia następuję od razu jeden po drugim. Nie opuszcza nas również poczucie grozy. Czytelnik czuje napięcie cały czas.
Wydarzenia biegną dwutorowo. Poznajemy je za pośrednictwem głównego bohatera - pisarza Nathana, który przybywa incognito do Nonstead i narracji tajemniczego antagonisty, którego tożsamości na początku nie znamy.
Ta książka skojarzyła mi się z PIERWSZYMI horrorami Kinga. Tymi, w których nie skupia się tak bardzo na kreśleniu postaci, a koncentruje się wydarzeniach. W "Nonstead" jest podobnie - choć postacie nie są papierowe to jednak pierwszeństwo w książce ma akcja, która nie zwalnia nawet na moment. Marcin Mortka jest sprawnym rzemieślnikiem - umiejętnie potrafi utrzymać napiecię i zaciekawienie czytelnika.
Polecam!
Znacie Tappiego? Wybierzcie się z tym przyjacielskim wikingiem do Szepczącego Lasu. Poznajcie innych mieszkańców tego niezwykłego miejsca! Gdy w Szepczącym...
Światowy bestseller królowej fantasy, Sarah j. Maas, oferuje czytelnikowi epickie, niezapomniane zakończenie! Życiowa podróż Aelin - od niewolnicy do...