,,26 kwietnia 1986 roku o godzinie pierwszej minut dwadzieścia trzy pięćdziesiąt osiem sekund seria wybuchów obróciła w ruinę reaktor i czwarty blok energetyczny elektrowni atomowej w położonym niedaleko granicy białoruskiej Czarnobylu. Awaria czarnobylska była najpotężniejszą z katastrof technologicznych XX wieku".
Dwadzieścia lat później Swietłana Aleksijewicz wróciła do Czarnobyla. Rozmawiała z ludźmi, dla których ten dzień był końcem świata, którzy żyć nie powinni, ale przeżyli i żyją, bo żyć trzeba. A oni opowiedzieli jej o tym, co wydarzyło się wtedy, i o tym, co jest tam dziś. O ponad dwóch milionach Białorusinów, których zapomniano przesiedlić poza strefę skażoną, o dzieciach bez włosów, o zwierzętach o smutnych oczach, które zamieszkały w porzuconych domach, o dziwnych stworach, które pojawiły się w rzekach i lasach. I o tym, że mimo wszystko ludzie chcą być szczęśliwi. Podobnie jak w książce o radzieckich żołnierkach wybitna białoruska dziennikarka stawia nas wobec bezlitosnej prawdy. To książka o apokalipsie, która nastąpiła pewnej kwietniowej nocy tuż za naszą wschodnią granicą.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2017-04-19
Kategoria: Przewodniki turystyczne
ISBN:
Czas trwania:10 min.
Czyta: Krystyna Czubówna
Tytuł oryginału: Voices from Chernobyl
"Wydarzenia opowiedziane przez jednego człowieka to jego los, przez wielu ludzi - to już historia."
Myślę, że tej książki nie powinno się oceniać w kategoriach - lubię czy nie lubię, gdyż ona nie powinna się podobać. A jednak jest rewelacyjna. Poruszająca. Wzruszająca. Mocna. Dobitna. Przerażająca. Przerażająca, bo prawdziwa. Mimo tego jest bardzo wciągająca.
Przeczytałam, że ta książka nawet powinna znaleźć się na liście lektur szkolnych. Może jest w tym nieco sensu, historię Czarnobyla znają przecież raczej wszyscy nastolatkowie a pani Swietłana Aleksiejewicz w niesamowity sposób opisuje i przybliża zupełnie inaczej tę historię, opowiedzianą przez zwykłych ludzi, których dotknęła najbardziej ta katastrofa.
Mimo tego, że jest to przygnębiająca lektura, to uważam, że reportaż jest bardzo dobry, wprowadza nas w tamten klimat i pozwala poznać stan ducha ludzi, którzy zmuszeni zostali do podejmowania jednych z najtrudniejszych decyzji. Możemy zobaczyć i poznać jak ludzie potrafią żerować na naiwności innych, jak decydenci mieli za nic ludzkie życie, ważniejsze było chronienie tajemnicy, aby zbyt dużo nie wyciekło wiadomości na temat Czarnobyla...
"Zrozumiałam, że Czarnobyl to coś, co prześcignęło Kołymę i Auschwitz... Prześcignęło Holocaust... Czy jasno się wyrażam? Człowiek z toporem i łukiem, nawet człowiek z granatnikiem i komorami gazowymi, nie mógł zabić wszystkich. Ale człowiek z atomem... Teraz... Cała Ziemia jest zagrożona..."
Można powiedzieć, że "Czarnobylska modlitwa" jest świadectwem przeszłości, wiele osób, z którymi rozmawiała autorka już nie żyje. Jest to prawdziwa, niepodkoloryzowana opowieść o tragicznej katastrofie. Kilkanaście lat temu czytałam książkę "Krzyk Czarnobyla", jest to o ile pamiętam niemal ten sam reportaż napisany przez Swietłanę Aleksiejewicz. Na bardzo długo zapadła w mojej pamięci. Zresztą sama pamiętam tamten okres, był piękny wiosenny, słoneczny dzień, a na domiar tego, rocznica mojego ślubu...
"Napisano już dziesiątki książek... Kręcono filmy. Komentowano. A wydarzenie i tak nas przerasta, jest ponad wszystkie komentarze..."
Białoruska noblistka również związana była z elektrownią w Czarnobylu, jej mąż był strażakiem i pojechał na wezwanie tylko do pożaru...
W jednej chwili życie okolicznych mieszkańców zmieniło się drastycznie, tak jakby odwróciło się o 180 stopni w ciągu tak krótkiego czasu. Nam jest bardzo trudno zrozumieć to, jak musieli cierpieć nie tylko z powodu tego, że zostawiali cały dorobek życia aby uratować życie, lecz bardziej z tego iż patrzyli na cierpienie bliskich, którym nie mogli pomóc, nikt już nie mógł im pomóc.
"To była katastrofa świadomości. Świat naszych wyobrażeń i wartości wyleciał w powietrze. Gdybyśmy zwyciężyli Czarnobyl, albo zrozumieli go do końca, więcej byśmy o nim myśleli. A tak żyjemy w jednym świecie, a nasza świadomość funkcjonuje w innym. Rzeczywistość nam się wymyka, już jej nie dogonimy."
Obok tych historii nie da się przejść obojętnie i nie da się o nich zapomnieć.
Lektura "Czarnobylskiej modlitwy" była dla mnie wstrząsająca a przecież pamiętam tamto wydarzenie (byłam kilkulatką ale do dziś przypominam sobie, że musieliśmy w ośrodku zdrowia wypić "coś ohydnego" - takie wspomnienie mi się zakodowało), pamiętam niedowierzanie, szepty dorosłych, wiem, że trochę to trwało zanim reszta świata dowiedziała się o wybuchu. Dzisiaj wiemy już, że nie tylko świat ale nawet najbliższe sąsiedztwo reaktora nie wiedziało przez długi czas co właściwie miało tam miejsce.
Autorka w swoim reportażu dopuszcza do głosu te osoby, których wybuch w Czarnobylu dotknął bezpośrednio, którzy podjęli się (niejednokrotnie dobrowolnie) gaszenia pożaru i usuwania skutków awarii. Nieświadomi koszmarnego zagrożenia, często bez jakichkolwiek ubrań ochronnych,szli jak sami mówią z „łopatą na atom”. W podzięce czekały ich wielokrotnie wyższe zarobki, dyplomy, tytuły bohaterów i najczęściej powolna śmierć w męczarniach. Jedynym środkiem "dezynfekującym" była wódka, która miała odkażać, łamać niepokój a na koniec pozwolić osunąć się w otępieniu, by jak najmniej doświadczać bólu chorób popromiennych.
Swietłana Aleksijewicz przywołuje w swojej książce słowa radzieckich naukowców, którzy szybko zdali sobie sprawę z ogromu zagrożenia promieniowaniem jądrowym, apelowali oni o ewakuację, podanie ludziom tabletek jodu,bezskutecznie próbując walczyć z ignorancją władz, napotykając nie tylko na ścianę niechęci lecz jawną wrogość i zastraszanie w imię obrony sowieckich ideałów.
Strach, niewiedza i niedowierzanie. Te trzy słowa oddają stan wszystkich opowiedzianych historii. Strach przed nieznaną siłą natury, strach przed drugim człowiekiem, strach przed samym sobą. "W sytuacjach ekstremalnych człowiek nie jest tym człowiekiem, o którym się pisze w książkach. Ja takiego człowieka nie znalazłem, nie spotkałem. Wszystko na odwrót. Człowiek nie jest bohaterem".
Katastrofa czarnobylska to nie tylko sam wybuch, radioaktywne skażenie, to tragedia ludzi tamtych rejonów, to setki dramatów tych wszystkich osób, dla których w ciągu jednej nocy skończył się ich uporządkowany, znajomy świat. To nieszczęście będące kumulacją ignorancji, zaślepienia radzieckimi ideałami, strachem,to także kłamstwo, okupione ludzką krzywdą, śmiercią i zniszczeniem.
Mocne, pełne emocji świadectwo tamtych wiosennych dni, ich następstw oraz konsekwencji, których do dziś nie wyciągnięto. Polecam.
Doskonały, poruszający każdą cząstkę mnie reportaż. Sama katastrofa w Czernobylu była zdarzeniem dramatycznym, tragicznym. Ale dla mnie najbardziej zatrważający jest obraz władzy a jeszcze bardziej stworzonego przez tę władzę "radzieckiego człowieka" - jego niewwolniczej mentalności, ślepej poddańczości, braku samodzielnego myślenia, ignorancji i nieuctwa. Dlatego chyba najbardziej szkoda mi zwierząt - bezbronnych, niczego nieświadomych, niewinnych.
"Czarnobylska modlitwa" to historie ludzi, dla których życie dzieli się na PRZED i PO wybuchy reaktora w czarnobylskiej elektrowni.
Żony strażaków, którzy gasili pożar w elektrowni opowiadają o tym, jak ich mężowie w niewyobrażalnych mękach umierali na ich oczach. Matki płaczą nad losem dzieci, które nigdy nie zaznają "normalności". Ludzie powrocili do strefy wykluczenia by w osamotnieniu wspominać szczęśliwe czasy i żegnać sąsiadów. Kobiety boją się zachodzić w ciążę. Wokół czuć smutek i strach. Niespełnione nadzieje, niewypowiedziane marzenia gniją pod osłoną Arki.
To nie jest książka, którą czyta się jednym tchem, pochłania w jedną noc. Wiele razy odkładałam ją by po kilku dniach powrócić do Czarnobyla. Wysłuchałam modlitwy ludzi, dla których ratunek nie istnieje.
Zainteresowałam się tą książką po obejrzeniu filmu dokumentalnego na temat katastrofy w Czarnobylu. Po pochlebnych opiniach na różnych portalach chyba spodziewałam się czegoś... innego. Może i lepszego.
Generalnie są to wspomnienia ludzi z okresu zaraz po wybuchu i kilku lat później, spisane w formie jakby monologu tych osób. Generalnie wiem i rozumiem, że to była, i wciąż jest, jedna z największych tragedii XX wieku, ale ta książka czasem bardzo mnie męczyła. Po prostu nie podeszła mi jej forma. Ilość wielokropków mnie przytłoczyła. O ile treść - wyłapane gdzieś w tym chaosie fakty - była ciekawa, opisująca jak wyglądał czas zaraz po katastrofie, zachowania ludzi, kłamliwość władzy itp., była naprawdę interesująca, o tyle wyłapanie tejże treści z wypowiedzi ludzi dla mnie osobiście było trudne. Choć ta pozycja nieco poszerza wiedzę na temat życia na skażonych obszarach po katastrofie i likwidacji szków, o tyle chyba muszę poszukać czegoś nieco bardziej... uporządkowanego.
Reportaż ten podrzuciła mi znajoma z pracy, początkowo uczucia miałam mieszane, aczkolwiek po przeczytaniu kilku pierwszych stron byłam totalnie wstrząśnięta informacjami w niej zawartymi, dlatego też połykałam ją niemalże w całości. Jest to naprawdę dobrze napisany dokument, wręcz powiedziałabym, że najlepszy jaki do tej pory przeczytałam. Dramatyczne wydarzenia opisane są w książce w sposób pozwalający wczuć się w emocje ludzi, którzy opowiadają swoje poczarnobylskie przeżycia.
Do książki wróciłam drugi raz, tóż po wydaniu nowego serialu Czarnobyl, w połączeniu z doskonale ekranizowanym dziełem filmowym, zamarłam w przerażeniu, że ta abstrakcyjna sytuacja wydarzyła się w świecie rzeczywistym
Przekład z języka rosyjskiego Jerzy Czech Oddziały radzieckie przez dziesięć lat ,,udzielały narodowi afgańskiemu braterskiej pomocy". Od 1979 do 1989...
Wojna nie ma w sobie nic z kobietybyła gotowa już w 1983 roku. Dwa lata przeleżała w wydawnictwie. Autorkę oskarżono o \"pacyfizm, naturalizm oraz podważanie...