Wojna nie ma w sobie nic z kobietybyła gotowa już w 1983 roku. Dwa lata przeleżała w wydawnictwie. Autorkę oskarżono o \"pacyfizm, naturalizm oraz podważanie heroicznego obrazu kobiety radzieckiej\". W okresie pieriestrojki książka prawie jednocześnie ukazywała się w odcinkach w dwóch rosyjskich czasopismach: \"Oktiabr\" i \"Roman-gazieta\" i została opublikowana w dwóch wydawnictwach: mińskim Mastackaja Litaratura oraz moskiewskim Sowietskij Pisatiel. Łączny nakład wyniósł prawie dwa miliony egzemplarzy. Na podstawie książki powstał cykl filmów dokumentalnych, wyróżniony m.in. Srebrnym Gołębiem na Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Lipsku. Jegor Letow, założyciel i wokalista legendarnego rosyjskiego zespołu punkrockowego Grażdanskaja Oborona, napisał piosenkę zainspirowaną książką Aleksijewicz.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2011-09-14
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 352
Tłumaczenie: Jerzy Czech
Ilustracje:-
Mogłoby się wydawać, że o drugiej wojnie światowej powiedziano już wszystko. Białoruska dziennikarka w swojej książce ukazuje nam ją jednak z rzadko spotykanej perspektywy: oddaje głos kobietom – Rosjankom, Białorusinkom, Ukrainkom, które w Armii Czerwonej walczyły przeciw III Rzeszy. Z bronią w ręku, na pierwszej linii ognia, jako zwiadowczynie czy dywersantki, były równie zdeterminowane jak mężczyźni. Ich wyznania składają się na obraz bardzo rzadko opisywany w narracji sowieckiej - odarty ze wszelkiego patosu, naturalistyczny, przerażający. Wszystko, co wiemy o wojnie, powiedział nam „męski” głos, twierdzi autorka, wszyscy tkwimy w niewoli męskich wyobrażeń.
A jaka jest kobieca wojna? Przede wszystkim, w książce tej nie znajdziemy polityki, portretów bohaterów, wielkich strategów, relacji z wygranych bitew. Na reportaż składają się rozmowy z wieloma kobietami z całego ZSRR, najpierw nagrywane na taśmę, dopiero potem spisywane, nieroszczące sobie pretensji, by tworzyć historię ani literaturę, często chaotyczne, jak mówi sama autorka: „brudne i nieoczyszczone”. To książka zadziwiająco blisko ludzi i ich zwykłych-niezwykłych spraw. Nasz heroizm jest sterylny, nie chce liczyć się fizjologią, ani biologią. Taki nie budzi zaufania. A przecież nie tylko duch wystawiony był na próbę, ale i ciało. Sfera niematerialna – powie Aleksijewicz w rozmowie z cenzorem, oskarżana o prymitywny naturalizm i próbę dyskredytacji radzieckich bohaterek, podczas pierwszej próby wydania materiału w 1983 roku.
Jest w tej narracji pamięć o detalach, pozornie niewiele znaczących, która jednak upokarza i dehumanizuje. Odbiera godność. Dla mnie najstraszniejsze na wojnie było... noszenie męskich gaci. To właśnie było straszne. I to mi jakoś... Nie umiem tego wyrazić... No, po pierwsze, bardzo brzydkie... Jestem na wojnie, gotowa jestem polec za Ojczyznę, a na sobie mam męskie gacie. Wygląda się w tym śmiesznie. Niezgrabnie. Wtedy mężczyźni nosili długie kalesony. Szerokie. Satynowe. Było w naszej ziemiance dziesięć dziewczyn i wszystkie - w męskich majtach. O Boże! Zimą i latem. Przez cztery lata.
Są też cytaty o wiele bardziej makabryczne. Wspomnienia przywoływane przez Aleksijewicz niejednokrotnie mogą szokować, jak na przykład:
Niemiec pokazuje: masz podrzucić dziecko, a on je zastrzeli. Matka cisnęła dzieckiem tak, żeby je zabić... swoje dziecko... Żeby tamten nie zdążył strzelić...
Aleksijewicz bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, jakie szkody w psychice człowieka może wyrządzić wojna. A jednak wie również, że:
Człowiek jest większy niż wojna. Zapamiętuje się właśnie te chwile, w których jest większy. Kieruje nim wtedy coś, co jest silniejsze niż historia. Muszę podejść do tego szerzej; pisać prawdę o życiu i śmierci w ogóle, a nie tylko prawdę o wojnie. Zadać pytanie Dostojewskiego: ile człowieka jest w człowieku i jak obronić w sobie tego człowieka. Zło jest bez wątpienia kuszące, bardziej urozmaicone niż dobro, bardziej atrakcyjne.
Z pewnością jedną z głównych zalet tej książki, jest sposób, w jaki Aleksijewicz potrafi oddać głos swoim rozmówczyniom, wycofując się na dalszy plan, przez co książka staje się niezwykle autentyczna w swoim przekazie. Komentarz autorski został zredukowany do niezbędnego minimum. Jak sama autorka mówi, woli rozmawiać z kobietami prostymi, niewykształconymi, one są w swoim przekazie bardziej szczere, nie cenzurują się, nie upiększają historii. Te bardziej oczytane, wymyślają swoje życie na nowo, kreują się na takie, jakimi chciałyby być. Często, nie mając przecież zamiaru kłamać, coś dopisują w pamięci lub z niej usuwają.
Książkę Aleksijewicz czyta się bardzo dobrze (o ile można tak powiedzieć w przypadku dzieła o tej tematyce), jedynie maniera nadużywania wielokropków może być nieco drażniąca. Myślę, że momentami to podkreślanie niedopowiedzenia jest zupełnie zbyteczne. Ale przekaz sprawia, że szybko przestajemy zwracać uwagę na takie detale.
Autorka stawia sobie za cel: napisać taką książkę o wojnie, żeby niedobrze się robiło na samą myśl o niej, żeby sama myśl była wstrętna. Szalona. Żeby nawet generałom zrobiło się niedobrze. I, mam wrażenie, że doskonale jej się to udało. Reportaż Swietłany Aleksijewicz to donośny głos pacyfizmu, który warto poznać, zanim znajdzie się w swoim umyśle usprawiedliwienie dla kolejnej wojny.
Pierwsza wersja książki powstała w 1983 roku. Poźniej uzupełniana, bo do autorki zgłaszały się kolejne bohaterki. Problemy z wydaniem, nieprzychylne recenzje.
Historia kobiet, które poszły na wojnę. Dziewczynki, które uciekały z domu, aby bronić ojczyzny. Dziewczyny, dla których nie widziano miejsca w armii. Mimo przeciwności, walczyły i zadziwiały wszystkich walecznością, sprytem, determinacją, umiejętnościami. Pielęgniarki, praczki, lekarki, snajperki.
Często wspominają o rozczarowaniu i o poniżeniu w czasach powojennych.
Lektura warta uwagi.
Wojna widziana oczami kobiet robi jeszcze bardziej wstrzasajace wrazenie.Mocna rzecz.
Wszystko co napisano w opiniach, odzwierciedla treść tej książki. Kobiece podejście do wojny bardzo cenne i mało spotykane w literaturze. Oczywiście jest to reportaż, za którym nie przepadam, ale dla tej tematyki warto przeczytać. Mój dziadek widząc pędy ziemniaków, które zjadane były przez stonkę pomimo unicestwiania olbrzymich ilości tych owadów na najróżniejsze, najwymyślniejsze sposoby, mawiał: " Idzie ta stonka, jak ruscy na Berlin! ". Wielka Wojna Ojczyźniana, która jest chlubą dla każdego Rosjanina została wygrana nie dzięki geniuszowi zbrodniarza Stalina i jego generałów, nie dzięki nowoczesnej stategii i wyposażeniu, lecz śmierci 20 milionów istnień ludzkich, którzy swoimi ofiarami naprawiali błędy i głupotę ukochanego wodza. O tym trzeba pamiętać słuchając rosyjskiego powiedzenia: "Ludiej u nas mnogo!".
A tak na marginesie. Książka będzie kojarzyla mi się z koronawirusem , bo czytając ją walczyłem z tym kudłatym diabelstwem. Na szczęście skutecznie!
Nie da się przejść obojętnie wobec tej nieprawdopodobnej relacji wojennej, jaką autorka tworzy ze wspomnień uczestniczących w II Wojnie Światowej kobiet. Opowieści żołnierek i praczek, sanitariuszek i łączniczek, sprowadzają się prędzej czy później do konkluzji, że wojna była czymś, co obdarło je z kobiecości, co odmówiło im prawa do bycia kobietą. "My nie potrzebujemy kobiet, my potrzebujemy żołnierzy" - to fraza, która przewija się przez większość relacji, wygłaszana przez mężczyzn - dowódców, którzy, chociaż często dobrze, jak na zaistniałe warunki traktowali swoje podwładne, nie wymagali od nich mniej niż od mężczyzn. Praca kobiet, ta wojenna i ta w drugim szeregu, czesto nie była zauważana czy doceniania. Wiązała się oczywiście z olbrzymim wysiłkiem fizycznym, ale też z tęsknotą za najbliższymi, z ogromną samotnością, z pogodzeniem się z odarcia z cech kobiecych. Samotność nigdy nie miała opuścić tych kobiet, po wojnie nawet najbliższi często mieli problem z zaakceptowaniem wojennych traum kobiet, od których zaczęto wymagać uśmiechu, sukienek i rodzenia dzieci. O ile, oczywiście, były w stanie funkcjonować wśród ostracyzmu społecznego.
Krystyna Czubówna czyta tę historię niespiesznie, właśnie tak, jak powinna być czytana, by zmusić odbiorcę do pogłębionej refleksji. Bardzo polecam, chociaż nie jest to audiobook do słuchania przy prasowaniu...
"26 kwietnia 1986 o godzinie pierwszej minut dwadzieścia trzy i pięćdziesiąt osiem sekund seria wybuchów obróciła w ruinę reaktor i czwarty blok energetyczny...
Nie sposób go z nikim pomylić, choć jest podobny i zarazem niepodobny do reszty ludzkości. Ma własny słownik i doskonale wie, co jest dobre, a co...
Przeczytane:2017-01-02, Ocena: 6, Przeczytałam, 100 książek 2017,