Nieuchronność przemijania
Czy może być coś gorszego niż utrata dziecka? Czy może być większy ból niż ból krwawiącego serca matki? Rodząc, kobieta nawet nie spodziewa się, że owoc jej miłości, ciało z jej ciała, sens jej życia może odejść wcześniej niż ona. Tymczasem zdarza się, że tracimy cząstkę siebie, tak, jak miało to miejsce w przypadku Anny i Iriny, bohaterek przejmującej książki Mariki Krajniewskiej. „Za zakrętem” to historia o przemijaniu, śmierci i odwadze, by żyć dalej.
Anna i Irina jednocześnie straciły dzieci. Znały się obie od 4 lat, a były to lata wspólnego obłędu i płaczu. Nie były koleżankami, bo łączyło je coś więcej - odejście Julii i Romana, pary zakochanych nastolatków. Nie były też przyjaciółkami, bowiem to nie przyjaźń legła u podstaw ich znajomości, ale nienawiść i wzajemne pretensje. Zazwyczaj mówiły o sobie "siostry" i na przestrzeni minionych lat stwierdziły, że są jedynymi bliskimi sobie osobami.
Anna od śmierci Julii odcięła się od świata, żyjąc jak automat i kultywując małe tradycje związane z córką, jak wspólne, poranne kakao. Tyle tylko, że jeden kubek wciąż pozostaje pełny, a zimny napój zroszony jest łzami bólu. Kobieta pracuje jako tłumaczka w kwartalniku literackim i to jest dla niej zbawieniem. Charakter pracy pozwala jej na zanurzenie się w obcy, nierealny, nieistniejący świat. Świat, który w przeciwieństwie do tego rzeczywistego, nie rani serca swoją pustką.
Zdolność odczuwania otoczenia straciła również Irina, której dom, serce i umysł wypełnia twarz Romka. Chadza jego ścieżkami, godzinami przesiaduje przy fontannach w Peterhofie, wspominając i próbując zrozumieć to, czego ludzki umysł nie ogarnia. Sens śmierci.
„Za zakrętem” to głęboko psychologiczna powieść, obraz godzenia się z samotnością, przemijaniem i śmiercią. W tle mamy Petersburg z cerkwiami, kawiarniami czy parkami, miasto, które niegdyś przemierzała Julia z Romanem. Teraz to Anna z Irminą w cieniu dachów, szumie wody i ulicznym zgiełku szukają śladu swych dzieci. Pary, która „w swojej szaleńczej, głupiej miłości” pozwoliła się zabić.
Marika Krajniewska, pomimo tego, iż przepełniła swoją książkę smutkiem, odżegnuje się od ckliwej powiastki. Przeciwnie - tworzy przejmujące portrety matek zasklepionych w swoim bólu, ale jednocześnie na tyle silnych, by dalej trwać. Czy dadzą sobie szansę by znów żyć?
„Za zakrętem” nie jest lekturą na chwilę, to nie przelotne spotkanie z tekstem, ale głębokie refleksje na temat życia i przemijania. Powinni po tę książkę sięgnąć wszyscy, którzy potrzebują zrozumienia, wsparcia, a także ci, którzy poddają się emocjom autora. Historia na długo zapada w pamięć, stwarzając złudzenie, że „Za zakrętem” kryje się niewiadoma przyszłość i życie kruche jak delikatna porcelana. A my nieubłaganie do tego zakrętu się zbliżamy. Wszystko bowiem ma swój kres…
Wszystko się może zdarzyć, jeżeli tylko pozwolisz sobie na marzenia... Anna, Zofia i Natalia - trzy kobiety z różnych pokoleń, które oprócz więzów...
„Tutaj ludzie są jak bezpańskie psy. Tylko że dla nich nie ma schronisk. Nie ma miejsc, gdzie mogliby przeczekać passę, zupełnie nie taką, jak być...