Nie ucz wiedźmy naczelnej, jak się czaruje
Na dobry początek powinna wystarczyć wiosna: szczebiotanie ptaków, dywany z kwiatów i wredna wiedźma na czarnej kobyle. Nie ma co wybrzydzać. Mogłaby być jesienna szaruga, dywany z błota, skrzeczenie poirytowanych gawronów i bezzębna, niemodnie odziana Baba Jaga na zdezelowanej miotle z demobilu. Jednak, prawdę powiedziawszy, wiosna wcale nie wystarczy. Przynajmniej nie w dzisiejszych czasach, w czasach taniej i dobrej literatury. Przydałaby się jeszcze jakaś intryga, akcja solidnie zakręcona, liczne czarne charaktery (a nie tylko uparta czarna kobyłka) i trochę negatywnego myślenia, tak lubianego przez sytych, zadowolonych, szczęśliwych mieszkańców współczesnej "globalnej wiochy". Realistycznie radosna wiosna, naturalistyczne opisy kwiecistych łąk - to już było, a liczy się przede wszystkim zapach nowości. Wolha Redna na swojej kobyłce, Smołce, w sumie żadną nowością nie jest, ale jeśli chodzi o przygody, to nie każe nam długo na nie czekać. I dobrze. Fantazja Olgi Gromyko, autorki Wiedźmy naczelnej i wcześniejszych opowieści o przygodach rudowłosej W.Rednej, nie zawodzi, oczarowuje i nie rozczarowuje.
Trafiamy zatem do Mael-ine-kioren czyli Krwawych Szponów - do największego zamku w Belorii. Zamku nawiedzonego podobno przez upiora. Nie, żeby upiór był w ówczesnych (i obecnych) czasach czymś nadzwyczajnym. Straszą nas w telewizji każdego dnia chociażby chude upiory demokracji ludowej czy mściwe upiory sprawiedliwości społecznej. Upiór zamkowy jednak nie tylko straszy, ale i honorowo pozbawia życia, zatrutą klingę wbijając prosto w serce, ale "rycerskim inaczej" ciosem - prosto w plecy. I to w plecy głównie unikających jakoby magii mistrzów i rycerzy Zakonu Białego Kruka, giermków i czeladź wszelaką dobrotliwie oszczędziwszy. Wolha bada nawiedzony zamek, a nie znajdując fizycznych śladów upiora, szuka magicznych. Tych zaś mamy w murach prawdziwe zatrzęsienie: od pozostawionych przez budowniczych twierdzy złośliwych krasnoludów (nie mylić z krasnoludkami i krasnoarmijcami), po drobne, osobiste zaklęcia ochronne. Cóż, zamek i jego mieszkańcy to dopiero zapowiedź serii niezwykłych przypadków rudowłosej wiedźmy.
Wciągają nas przygody Wrednej, jak zwykle zresztą, i to od samego początku. Olga Gromyko stosuje sprawdzoną receptę na boleści czytelnicze, nie dbając o to, czy jakiś oddział NFZ łaskawie nie zechce jej nie refundować z przyczyn formalnych lub w ramach stałego poszerzania oferty dla chorych na słowo pisane. Mamy więc od groma (i jeszcze trochę) ironii, często podszytej wesołą, życzliwą złośliwością. Mamy postaci grubymi mazakami wymalowane, w jaskrawych kolorach, jednoznaczne tak, jak żaden doświadczony polityk. Trudno się pomylić, kto tu dobry, a kto - zły, kto nudny, a kto - wart ciekawości. Mamy również wierność sprawdzonym schematom, semper fidelis opatentowanym i wielokrotnie nagradzanym rozwiązaniom fabularnym. Olga zdecydowanie stawia na solidną rozrywkę.
Ważne jest nie tylko to, że w Wiedźmie naczelnej kontynuowane są stare, dobre wątki (wszak najbardziej z nowości lubimy to, co już dobrze znamy), ale i to, że pojawiają się nowe, urozmaicające magiczny krajobraz. Na przykład wątek pracy naukowej: Wolha pisze pracę w celu uzyskania tytułu bakałarza trzeciego już stopnia. Wątek miłości wiedźmy i wampira rozkwita niebywale, zwłaszcza w kontekście szybko zbliżającego się ślubu zainteresowanych i dziwnej nerwowości towarzyszącej niedawno zaręczonym.
Literatura stricte rozrywkowa, do której należy powieść, jest drugim znaczącym nurtem wyjątkowo popularnym wśród współczesnych czytelników. Jest naturalnym uzupełnieniem literatury pesymistycznej, poszukującej ciemnej strony rzeczywistości, z radością pełną smutku odkrywającej wszechobecne zło, nieszczęścia, pozory. Z zadowoleniem wsłuchującej się w jakże mrocznie pogodne i pełne optymizmu słowa: homo homini lupus est (w wersji niekanonicznej: homo homini kawał świni). Mówiąc szczerze, zdecydowanie preferuję literaturę rozrywkową podobną powieściom Olgi Gromyko. Zabawną, z inteligentnym humorem, ironiczną, pozbawioną wulgarności i torturowania czytelnika bólami egzystencjalnymi rodem z telenoweli. Wiedźmę naczelną czyta się szybko i z przyjemnością, z uśmiechem na twarzy lub przynajmniej z pogodnym obliczem. Jest znakomitą, prawie darmową (poniżej cytat dotyczący darmowości) odtrutką na codzienną porcję faktów i wiadomości z życia wziętych.
(...) nieodpłatne dobre uczynki szkodzą zdrowiu! (...) Ludzie nie cenią darmowych przysług.
Wolha Redna, której niezwykłe przygody poznaliśmy w powieści Zawód: Wiedźma, powraca w drugim tomie bestsellerowych Kronik Belorskich autorstwa...
Rok Szczura. Świeca to ostatni tom trylogii Rok Szczura – bestsellerowej sagi, która opowiada losy Ryski – wiejskiej dziewczyny wykazującej...