Upalne lato Kaliny Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak to nostalgiczna opowieść o czasach, które już nie wrócą, o ludziach, którzy kiedyś tworzyli naszą tożsamość narodową, ale odeszli - najpierw wyniszczeni przez wojnę, potem przez ustrój, łaskawie nam panujący przez kilka dziesięcioleci. W powieści autorka próbuje powrócić do czasów tuż powojennych, by spróbować wskrzesać tamtą atmosferę, emocje towarzyszące ludziom i przemiany, które dokonywały się na ich oczach, a które nie pozostały bez wpływu na ich dalsze losy i podejmowane decyzje.
Rodzina Marianny to pewnie ostatni właściciele dworku, ale nie żyją już tradycjami przodków, choć nostalgia za dawnymi czasami pewnie w nich pozostała. Dziewczyna ma zaledwie osiemnaście lat, gdy wybucha wojna i krzyżuje jej plany studiowania prawa w stolicy. Musi pozostać na prowincji, zrezygnować z marzeń. Ale jest jeszcze nadzieja – tajne komplety. Marianna postanawia więc wyruszyć jednak do Warszawy. Nie wie, że wybrała na to niezbyt dobry moment – właśnie zaczyna się Powstanie Warszawskie, przyjdzie jej więc gorzko zapłacić za pobyt w stolicy przypadkową ciążą. Gdy wraca do rodzinnego dworku, nie jest już tą samą osobą. Tak zaczyna się dramat także jej córki. Dziecka niewiadomego ojca. Choć Marianna znajduje męża, który ją kocha całym sercem, to ona sama nie potrafi darzyć już miłością - także swojego dziecka. Serce zostawiła w Warszawie przy innym mężczyźnie. Ale to tak naprawdę wątek poboczny, nawiązujący do poprzedniej książki – Upalne lato Marianny. Teraz bohaterką jest jej córka, Kalina, podobnie jak matka pogubiona w uczuciach, a właściwie ich wyzbyta. Wychowana przez pracującą w ich domu pomoc domową, nie potrafi tak naprawdę kochać. Wychodzi za mąż za starszego od siebie mężczyznę, który po prostu daje jej poczucie bezpieczeństwa, a przy okazji – dziecko. Kalina jednak nie potrafi znaleźć w sobie macierzyńskich uczuć, robi więc wszystko, by dzieckiem się nie zajmować. Pod pretekstem studiów zostawia dwuletnią córeczkę u niani, która i ją wychowała.
Wszystko zmienia się owego upalnego lata, gdy wraz z mężem i przyjaciółmi Kalina wyjeżdża na wakacje do Zakopanego. Tam poznaje Macieja. Wszystko wskazuje na to, że zakochuje się w nim zwyczajną, pierwszą miłością. To dla niej wstrząs, nie przypuszczała bowiem, że może kogokolwiek naprawdę pokochać. Czy będzie już dla niej za późno?
Fabuła powieści rozwija się powoli, więcej w niej nawiązań do historii rodziny niż samej akcji. Fabuła nie budzi zatem emocji, rozwijając się leniwie niczym upalne lato. Jest jeszcze coś – próba odtworzenia klimatu lat sześćdziesiątych oraz atmosfery wojny. Jednak poza wskazaniem najważniejszych wydarzeń tamtych czasów nie ma tu wiele więcej. Brak na przykład stylizacji językowej. Postaci nie mówią, tylko przemawiają, dobitnie i na temat, jakby każdy był co najmniej polonistą-psychologiem. Zawsze trafiają w sedno, a ich myśli są głębokie. Powieść traci przez to na realizmie, bowiem bohaterowie zaczynają być "papierowi" i zbyt przewidywalni w swoich decyzjach.
Emancypantka, emigrantka, sumienna studentka, obowiązkowa żona, matka dwóch córek, fatalna kucharka, ateistka, patriotka, namiętna kochanka...
Wojtek. Robi karierę w niemieckiej korporacji, jest mężem i ojcem coraz rzadziej wracającym do Polski, za to coraz bliżej zaprzyjaźnionym z koleżanką...