Podtytuł książki „historie prawdziwe” budzi w czytelniku dreszczyk emocji. Do tego na okładce słynny autor świetnych kryminałów w towarzystwie doktora Jerzego Kaweckiego, pracownika Zakładu Medycyny Sądowej, zajmującego się sekcjami zwłok. To zapowiedź bardzo nieprzyjemnej „rozrywki”.
Jerzy Kawecki przez lata był konsultantem do spraw zbrodni opisywanych w powieściach kryminalnych Marka Krajewskiego. Krajewski miał pomysł, jak kogoś fikcyjnie zabić, Kawecki potwierdzał, czy to będzie skuteczne. Tym razem role się nieco odwróciły – materiałów dostarczał patolog, a pisarz ubrał je w fabuły na podstawie dostarczonych faktów. Trzeba przyznać, że nie jest to przyjemna lektura. Skala pomysłowości zbrodniarzy jest niewiarygodna. To tym bardziej przerażające, że zbrodnie opisane w książce nie są literacką fikcją.
Zaznaczmy wprost: zawarte w książce opowieści nie są kryminałami, nie ma tu dochodzenia, kto zabił, gdyż to akurat zostało już dowiedzione, a zabójcy - ukarani. Tylko w jednym przypadku nie znaleziono sprawcy, w czym być może po latach pomoże ta książka. Cały proces polega na literackim opisaniu, jak do przestępstwa doszło na podstawie relacji świadków, dokumentów z rozpraw, przypuszczeń. Choć tak naprawdę najwięcej można wywnioskować z samych zwłok, poddawanych wnikliwym badaniom w prosektorium. Jest to zatem rzecz dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach. Budzić też musi szacunek dla tych, którym przyszło pracować przy rozkładających się ciałach. Marek Krajewski, oczywiście, opisuje wszystko na tyle sugestywnie, że czuć niemal zapach unoszący się w sali.
Streszczanie tej książki mija się z celem, nikt i tak nie uwierzy, że coś takiego jest możliwe. Okazuje się, że najgorsze scenariusze pisze jednak życie. Mamy tu wszystko: akty seksualne z wykopanymi ze świeżych grobów zwłokami, rytualne samobójstwa, zbrodnie z żądzy pieniądza, precyzyjnie zaplanowane morderstwa. W tych specyficznych reportażach głos mają ofiary, a raczej ich ciała, poddawane sadystycznym zabiegom - najpierw by je uśmiercić, a potem - by poznać prawdę.
Z pewnością nie należy polecać tej książki wszystkim czytelnikom, jje lektura nie należy bowiem do najprzyjemniejszych. Od policyjnych raportów różni ją jednak mistrzowskie pióro autora, który uzupełnia braki, układając zdarzenia w fascynujące fabuły, które jeszcze długo nie pozwalają o sobie zapomnieć. Umarli mają głos to przerażający dokument zbrodni, które dokonane zostały przez naszych rodaków, a nie aktorów na planie amerykańskiego serialu.
Wrocław, maj 1933 roku. Wstrząsająca zbrodnia. Zmasakrowane zwłoki dwóch kobiet. Tajemnicze zdanie napisane krwią ofiar. I wszędzie skorpiony. Idealna...
Maj 1936. W sztabie polskiego wywiadu i kontrwywiadu odkryto ślady podwójnego agenta. Każdy jego ruch to wyrok śmierci na kolejnego polskiego szpiega...