Droga miecza jest szlakiem samotnych
Mariko. Przepiękna panienka Mariko. Czarne, bezlitosne źrenice, takie drwiące, takie puste, jakby były dwiema przestrzelinami w oślepiającej jasności jej makijażu, dziurami do piekła ponad złowrogą bruzdą uśmiechu. Usta niczym świeża kropla krwi, miecz zwany Strumieniem w wypielęgnowanych drobnych dłoniach.
Ludzie Mariko, lubiący sobie raz na jakiś czas, raczej częściej niż rzadziej, oskubać szpaka. Bandyci, którym przyjemność sprawia po prostu pozbawianie innych życia, dóbr doczesnych, przyjaciół. Żyjący, na własne życzenie, krótko choć intensywnie. Tak jak choćby tym razem. Cóż, może taka ich karma, przeznaczenie, a może zwykły brak szczęścia, które czasami ważniejsze jest od tak bardzo cenionego zdrowia. Wszak będąc zdrowym, można umrzeć w kilka sekund, o czym przekonują się pewni siebie, zdrowi, zadowoleni, niezbyt biedni ludzie Mariko. Zadzierają z wędrownym artystą, trochę może zbyt dziwnym jak na prostego człowieka. Zadzierają z niewłaściwą osobą, ale o tym mogą się przekonać dopiero odchodząc pospiesznie do krainy wiecznych snów albo łowów, jak kto woli. W ich wypadku zwanej raczej Piekłem Jednakowego Odradzania.
Mówi się, że wybitni szermierze poruszają się jakby tańczyli. Jednak ruchu nieznajomego nie przypominały tańca. Wydawał się raczej zamyślony niż skupiony.
Haru. Córka naczelnika wsi o jakże miłej dla ucha nazwie Zimna Woda, ukrytej gdzieś w zagubionej prowincji kraju. Klasyczna uroda, prawdziwa krew. Cóż z tego, patrząc w lustro nie podoba się samej sobie. Nudzi się, pragnie czegoś, czego nie potrafi nazwać. Wielkiej namiętności, smaku ryzyka, igrania z innymi. I to będzie jej dane, choć niekoniecznie w takiej formie, o jakiej marzyła.
Obie obce sobie panny na swój sposób połączy postać Takeshiego, owego wędrownego artysty, nie wyglądającego na prostego człowieka. Stanie on na ich drodze, a może to raczej one przetną krętą ścieżkę, którą kroczy. Takeshi - wojownik Zakonu Czarnej Wody. Człowiek ponad wszystko ceniący honor i wierność zasadom. Uciekający przed okrutną zemstą swoich przełożonych, dla których jego przedłużające się życie jest bolesnym wyrzutem. Usuwający się pokornie w cień. Przyjmujący maski wędrownego dekoratora, skromnego urzędnika średniego szczebla czy innej równie mało ważnej osoby. Kiedy maski opadną, oczom - na ogół nieszczęśników - ukazuje się twarz Cienia Śmierci, twarz, którą mogą podziwiać tylko raz i tylko przez chwilę.
Kiedy już coś idzie nie tak, to zwykle na całego. To także była jedna z prawd fundamentalnych, których Takeshi nauczył się na krętej ścieżce życia. Drobny kamyczek powoduje lawinę. Krótka chwila życia decyduje o wielu przyszłych latach. Jedno maleńkie zdarzenie determinuje zdumiewająco poważne następstwa. Cóż, taki dżos.
Takeshi nie ma, niestety, zagwarantowanego tak potrzebnego w życiu solidnego łutu szczęścia. Przetrwał zdradę swoich zwierzchników, przetrwał długą wędrówkę-tułaczkę po kraju w narzucanych sobie na ten czas rolach. Los jednak płata mu figla. I to niejednego. Musi podejmować decyzje, które stale wywlekają go z cienia, w którym chciałby pozostać. Wbrew jego woli sprowadzając na niego coraz większe niebezpieczeństwo. Widać taka karma.
Takeshi. Cień śmierci, nowa powieść Mai Lidii Kossakowskiej jest przede wszystkim świetnie napisana. Od początku wciąga, trzyma za gardło i nie pozwala ani na chwilę opaść... napięciu. To książka rozrywkowa, ale nie pozbawiona ciekawych przemyśleń. Powieść fantastyczna - i to nie dlatego, że rzecz dzieje się w klimatach dawnej Japonii. Nie. Fabuła książki przenosi nas na pewną planetę w kosmosie, na której jakiś czas temu pojawili się ziemscy koloniści, Wielcy Założyciele, poszukujący tam swoiście rozumianego szczęścia. Stworzyli tu nowe społeczeństwa, takie jak Wspólnota Korporacyjna Antilla czy wzorowana na feudalnej Japonii wyspa-kontynent Wakumi. Wakumi kwitnie, Antilla przeżywa poważny kryzys. Na planecie działa bowiem magia, którą w jakimś stopniu udaje się opanować bardziej konserwatywnie nastawionym potomkom wielkiego cesarstwa. Mieszkańcy Wakumi potrafią współistnieć z istotami magicznymi. Antilla nie ma tego szczęścia.
Ciekawe jest w książce owo połączenie feudalnego świata z nowoczesną techniką i technologią, z bolidami, sztucznymi zwierzętami, współczesną bronią. Feudalizm jest tu traktowany jako tymczasowa forma rządów, pozwalająca zapobiec kryzysowi społeczeństwa będącego na określonym etapie rozwoju. Zasady są zatem feudalne, ale technika i osiągnięcia nauki wzięte z innej epoki. Ludzie, jak to ludzie, zawsze w sumie tacy sami. Skoncentrowani na tym, by mieć więcej niż inni.
Czytelnika powieści Takeshi. Cień śmierci czeka feeria walk opisywanych ze szczegółami, barwnie, chwilami niemal poetycko. Towarzyszyć mu będzie czarny humor, często lekko prześmiewczy, ironiczny ton opowieści i ciekawa poetyka. Dialogi ostre jak miecze samurajów. Barwna i ciekawa akcja, odpowiednio dynamiczna i zakręcona, bogata w fascynujące zwroty. Pełne wigoru dialogi, w których słowa nie raz tną powietrze jak kula pistoletowa. Także przykuwające uwagę postaci, zarówno czarne charaktery, jak i cała reszta powieściowego, jakże pożywnego planktonu. Wiele wątków przeplata się, zmierzając do jednego punktu, choć zakończenie książki jednak rozczarowuje. Może być odbierane jako zbyt pospieszne, jakby wymuszone. Aż prosiłoby się rozwinąć część wątków i rozbudować powieść do cyklu historii luźno ze sobą powiązanych. Wymyślony przez Maję Kossakowską świat ma bowiem spory potencjał. Autorka czerpie z japońskiej mitologii, z historii tego kraju i fascynacji mentalnością jego mieszkańców, twórczo to wszystko wykorzystując. Koncentrując się przede wszystkim na głównym bohaterze i jego historii, trochę zaniedbuje wątki pojawiających się na kartach książki tajemniczych zakonów, magicznych istot czy demonów, których działania, konflikty stanowią tło wydarzeń. Nie każdemu mogą podobać się „ostre”, naturalistyczne obrazy i język, ale dobrze pasują one do charakteru opowieści. Jest tu również obecny, a jakże, wątek romantyczny, chwilami mocno się komplikujący, ale nie ckliwy. Jest bardzo dużo emocji, które odgrywają ważną rolę w opowieści, ale i silnie wpływają na czytelnika. Takeshi. Cień śmierci to jedna z ciekawszych krajowych książek fantastycznych minionego roku. Przynajmniej w kategorii niegłupiej literatury rozrywkowej.
A nawet najgroźniejszy demon bez głowy staje się trupem.
Lars Bergson jest Grabieżcą u szczytu sławy i możliwości, swobodnie poruszającym się między wymiarami, jednak nic nie trwa wiecznie. Tym razem szczęście...
Zbiór opowiadań o aniołach i demonach, które wędrują w scenografii wielkich miast a w Limbo, pomiędzy Niebem i Piekłem, toczą skomplikowaną walkę o władzę...