Sztuka walki – najważniejsza ze sztuk?
Nie ma ucieczki przed przeznaczeniem. Mroczny cień śmierci wyłania się z każdą chwilą, niespodziewanie.
Samotna wędrówka gościńcem i krótki wypad do karczmy w sekundę może odwrócić porządek świata. I tylko jeden człowiek potrafi zachować spokój. Nawet w trakcie ostatecznej próby. Walki o życie ze wściekłą jak wulkan psychopatyczną Mariko.
Porywające, pełne intryg starcie klanów podkreślone szkarłatnym cięciem katany.
Kadr wycięty z Kill Bill’a .
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2014-04-11
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 460
Język oryginału: polski
Żyjemy w określonych kulturach, które od dziecka tworzą nasz obraz świata. Uczymy się czynności, które później będą naszymi nawykami, wartościami i codziennością. Zastanawialiście się, ile z tego, co teraz wyznajemy, jest wynikiem wychowania w danej kulturze, w danej wierze, a ile wynikiem naszego charakteru? Dla mnie to bardzo interesujące pytanie, ponieważ psychologia społeczna donosi o dość znacznych różnicach w wartościach kulturowych. Czy da się w ogóle ominąć ten proces?
Takeshi wiedzie teraz całkowicie odmienne życie niż parę lat temu. Splot różnych trudnych sytuacji sprawił, że Cień Śmierci spojrzał na swoje życie i wartości przez całkowicie odmienny pryzmat. Teraz dokonuje własnych wyborów i mimo że mu brakuje adrenaliny i walki, to wie, że nikt go nie kontroluje. Jednak czy można walczyć ze swoim własnym przeznaczeniem? Czy da się zatrzymać ciąg zdarzeń, które muszą się wydarzyć? Jak wiele zależy od pojedynczego człowieka? W szczególności gdy tym jednym człowiekiem jest słodka i naiwna nastolatka marząca o życiu pełnym przygód.
Zdecydowałam się przeczytać tę książkę, ponieważ od dawna mam plany zapoznać się ze wszystkimi książkami Mai Lidii Kossakowskiej. Teraz mówię to ze smutkiem, gdyż śmierć autorki dość mocno mną poruszyła. W jakiś sposób moje ukochane "Zastępy Anielskie" sprawiły, że czułam intensywną więź pomiędzy czytelnikiem a pisarzem. I mam też taką refleksję, że całkowicie inaczej czyta się książki żyjących autorów, tych autorów, którzy już dawno umarli i autorów, którzy jeszcze niedawno żyli i pisali, i mieli pisać jeszcze wiele lat.
Sam pomysł na cykl "Takeshi" wyjątkowo mi się spodobał. Odkąd pamiętam, lubię takie motywy. W pewnym sensie występuje w koncepcji pewna powtarzalność. Wojownik wychowany wyjątkowo brutalnie, który jest nie do pokonania, ale wbrew opiniom innych ma swoje własne zasady, rozterki i przede wszystkim uczucia. Teraz myślę, że to jednak ten sam motyw co w "Wiedźminie" czy "Kronikach Mroku". Niemniej każda z tych historii wprowadza według mnie coś innego i utwierdza nas, że ludzie są jednak ludzcy.
Styl pisarki jest mi doskonale znany, bo w końcu to nie pierwsza książka autorki, którą czytałam. Wyróżnia się wyjątkową unikatowością i pewną dozą surowości. Pojawia się odpowiednia liczba opisów i nie ma tam miejsca na zbędne słowa. Jest konkretnie i obrazowo. Pisarka nie bała się ukazywać brutalność wykreowanego świata. Mknęła płynnie do przodu, dbając o to, by uniwersum było rozbudowane i zrozumiałe dla czytelnika.
Historia w odbiorze okazała się dla mnie dość nierównomierna. Były fragmenty, które mocno mnie wciągnęły i sprawiały, że strony wręcz same się przekładały. Ale były też fragmenty nużące i monotonne. W całości dominowała nieprzewidywalność i nagłe zwroty akcji, które wymagały od czytelnika koncentracji oraz akceptacji wielu zdarzeń, by móc pójść dalej.
W "Takeshi. Cieniu Śmierci" występuje bardzo głęboka narracja, które momentami zmusza czytelnika do głębszej refleksji i nie puszcza póki nie dojdzie się do własnych wartości i własnej oceny wydarzeń. Każdy bohater odpowiada tam za siebie samego i nawet jeśli jest chroniony przez inne postacie, to jako czytelnicy możemy konkretnie zobaczyć tok myślenia i cały ciąg przyczynowo-skutkowy. Sam Takeshi jest postacią wielowymiarową, niejednoznaczną. Należy dogłębnie zgłębić wiele odmiennych wydarzeń, by zacząć go rozumieć i właśnie akceptować jego wybory. Pozostaje przy tym wyjątkowo ludzki w swoich zachowaniach.
Książka zadaje dość mocne pytanie – czym jest honor? Poprzez różne postacie pokazuje całą różnorodność rozumienia tego abstrakcyjnego pojęcia. W pewnym momencie trzeba podjąć własne decyzje, co jest słuszne, a co nie. Jednak ta wielowarstwowość tego motywu daje szanse na zrozumienie innych. Wtedy tworzy się cała sieć najróżniejszych relacji i tutaj pojawia się kolejne pytanie – czym jest przyjaźń i zaufanie do innych?
"Takeshi. Cień Śmierci" to naprawdę dobra książka z gatunku fantasy, która wyróżnia się unikatową stylistyką oraz szeroko zakrojoną refleksją na temat pojęć pozornie tak dobrze nam znanych. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów fantastyki. W momencie gdy to piszę, mam już za sobą drugi tom i wiem, że warto iść tą ścieżką.
Bardzo mi sie podobała. Taka egzotyczna i barwna... Nie znam sie na za bardzo na azjatyckich mitologiach, ale wygląda na to że daję ona ogromne możliwości inspiracji :-) Tytułowy Takeshi ukrywa swoje wybitne zdolności i podróżuje po kraju jako wędrowny artysta. Niefortunnie, w pobliżu wisoki w której się zatrzymuje, rezyduje mafiozo i jego świrnięta siostra-sadystka. Niewiele trzeba, żeby Takeshi wplątał sie w kłopoty.
Świat, podobny do naszego, ale jednak odległy (tu można go nazwać “neo-feudalną Japonią”), główny bohater: wyszkolony, niezniszczalny i uparty jak osioł wojownik z mroczną przeszłością. Ma licznych wrogów i garstkę wypróbowanych przyjaciół. Do tego skomplikowana relacja z kobietą oraz walka z przeznaczeniem… Ilu bohaterów, ile książek potraficie dopasować do tego schematu? No właśnie…
Mierzę się z ciekawym paradoksem, chyba potrzebuję takich historii. Nierealny świat, wymyśleni bohaterowie, a gdzieś między wierszami nasze ludzkie rozmyślania nad losem, nieuchronnością i poszukiwaniem samego siebie.
No i stało się: nadeszła ta chwila. Trafiłam na pierwszą w tym roku książkę, której nie mogłam doczytać do końca. Zmogła mnie. I to książka, po której spodziewałam się dobrej zabawy, bo jest – teoretycznie- o mojej ukochanej Japonii! Zawód tym większy…
„Takeshi. Cień śmierci” Kossakowskiej jest ni to książką o samurajach, ni to fantastyką, ni fantazy, a raczej chce być tym wszystkim na raz. Takeshi, były adept Zakonu Czarnej Wody wędruje po kraju, który mógłby być Japonią, ale nią nie jest. Jest wszystkim i niczym, wszystkiego po trochę. I to „wszystko po trochę” zarżnęło dla mnie tę książkę. Jak coś chce być wszystkim, zazwyczaj nie jest niczym. Mnie się stanowczo nie spodobało. Tyle. Nie kopie się leżących.
Apokalipsę zapowiadano od wieków. Miał nadejść gniew Boży. Miała wybuchnąć wojna atomowa, zaraza albo zapanować efekt cieplarniany. Mieli przybyć...
On nie chce pastora. Na sam jego widok zaśmiał się jak dziki, a potem powiedział, że tam, gdzie się wybiera, takie znajomości byłyby wyjątkowo źle widziane...