Po nitce do kłębka
Wierzycie w cuda? A w to, że każde wydarzenie ma głębszy sens - nawet, gdy wydaje się nam, że wcale go nie ma? A może słynna zasada "oko za oko, ząb za ząb" przemawia do Was? Jeśli nawet dotychczas wychodziliście z założenia, że jest tak, jak jest i raczej nikt nie ma większego wpływu na to, co dzieje się w naszym bliższym i dalszym otoczeniu, po lekturze Sprawy Rembrandta zmienicie zdanie. Wyższe siły istnieją i dadzą o sobie znać. Wcześniej bądź później.
Gdy kilka lat temu Christopher Liddell sprowadzał się do Glastonbury, w myślach majaczyło mu tylko jedno wyobrażenie – spokojna przyszłość z ukochaną kobietą. Niestety, nie mógł się bardziej mylić. Wkrótce po wielkiej rewolucji, jaką była dla niego wyprowadzka z londyńskiego Notting Hill, świat naszego bohatera wywrócił się do góry nogami – Hester zdecydowała, że ścieżki ich życia właśnie się rozdzieliły, w związku z czym powinni się pożegnać. Większość mężczyzn w takim wypadku dyskretnie by się wycofało, jednak nie Liddell. Ze względu na miłość do Emily, córki jego i Hester, postanowił zostać w Glastonbury. To tu otworzył studio, w którym zajmował się renowacją obrazów. I to tu zginął z ręki bandyty, który pewnego dnia właśnie jego warsztat obrał za cel rabunku. Jak się w trakcie rozwoju akcji dowiadujemy, nie był to zwykły napad. Złodziej przyszedł po konkretny obraz i mimo tego, iż w studio znajdowało się wówczas wiele cennych okazów, wyszedł tylko z jednym: nieznanym dziełem Rembrandta, przedstawiającym najpewniej jego kochankę. Czemu złodziej zabrał akurat ten obraz? Czemu Christopher zginął? Czy ten rabunek można zaliczyć do serii podobnych, które miały miejsce na terenie całego globu? Jaką tajemnicę kryje dzieło Rembrandta? To tylko kilka pytań, które nasuwają się czytelnikowi już na samym wstępie lektury, a z każdą przeczytaną stroną rodzi się ich więcej i więcej. Kto, jeśli nie słynny (ale, niestety, były) agent biura, Gabriel Allon, może rozwikłać tę sprawę? Tylko czy będzie chciał się podjąć tego zadania? Przecież dopiero rzucił pracę i przeszedł na zdecydowanie zasłużoną emeryturę! Czy jest ktoś, komu uda się przekonać go do powrotu? Czy istnieje osoba, która jest w stanie skłonić go do zajęcia się akurat tą sprawą? A może wystarczy zaszczepić w naszym bohaterze odrobinę zainteresowania, by lotem błyskawicy rozpoczął on zakrojone na szeroką skalę poszukiwania? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie przeczytać najnowszą powieść Daniela Silvy, zatytułowaną Sprawa Rembrandta.
Dokąd doprowadzić może człowieka pragnienie władzy? Czy możliwe jest, by zatracić się w nim i w chęci posiadania coraz większej ilości dóbr materialnych na tyle głęboko, by stracić z widoku obraz samego siebie? Kiedy przekracza się niewidzialną granicę, oddzielającą dobrych i przeciętnych ludzi od kreatur i potworów? Co trzeba zrobić, by owa bariera pękła, niczym bańka mydlana, pozostawiając po sobie jedynie niepewne wrażenie, że coś jest "nie tak", że coś się zmieniło? Na pewno wiedzą to ostatni właściciele skradzionego właśnie obrazu Rembrandta… Poprzedni zresztą również. Jednak czy przejęli się oni przekraczaniem tych niewidzialnych granic? Czy zatrzymali się choć na chwilę i rozważyli, czy na pewno właściwie postępują? Raczej nie. Na szczęście są na świecie ludzie, których interesuje prawda i jej ujawnianie. Chyba przede wszystkim dlatego tak dobrze czyta się tę powieść i z takim zainteresowaniem śledzimy losy poszczególnych bohaterów, z Gabrielem Allonem (vel Aniołem) na czele.
Powieść napisana została bardzo plastycznym i hipnotyzującym językiem. Czytelnik podczas jej lektury zatraca się zupełnie i nawet się nie obejrzy, gdy połowa książki będzie za nim. Pojawia się wówczas również świadomość, że już wkrótce będziemy zmuszeni pożegnać bohatera i zapomnieć, o ile to będzie możliwe, o jego istnieniu. Bo w końcu nie można w życiu codziennym żyć fikcją literacką. A jednak postaci wykreowane przez Silvę są autentyczne, pełne pasji i budzące w ludziach skrajne uczucia - od zachwytu, aż po nienawiść. Rzadko któremu autorowi udaje się ta sztuka. Są tylko dwie wady tej powieści. Po pierwsze: format, w jakim została wydana – powieść jest spora i trudno z nią wygodnie usiąść i czytać. Bez przerwy trzeba kłaść ją na kolanach, bo po prostu wylatuje czytelnikowi z rąk. Po drugie – zbyt szybko się kończy Mimo tego, Sprawa Rembrandta to książka zdecydowanie warta polecenia i przeczytania.
Potężna siła eksplozji wyrwała na paryskiej rue de Rosiers krater głębokości sześciu metrów. W całej dzielnicy pękły gazociągi, wagony rozpędzonego...
Na dziobie jachtu, z drinkiem w dłoni, ułożyła się topless najsłynniejsza kobieta świata, wystawiając do słońca nieskazitelną skórę. Zaś pokład...