Dla niektórych życie to nieustanna walka przeplatana refleksjami nad jej sensem
Mercedes Thompson, w trzeciej już odsłonie swoich nie całkiem zwyczajnych przygód, walczy na całego. Walczy z zagrożeniami, z niesprawiedliwością, ze sprawiedliwością, z chęciami, z żądzami, z rozterkami, z niepokojem, z myślami, ze złymi ludźmi. Jest urodzoną wojowniczką. Z tomu na tom coraz mniej pracuje w swoim jakże ukochanym fachu samochodowego mechanika, coraz mniej ćwiczy przydatne karate i dba o figurę, poświęcając prawie cały swój cenny czas stawaniu się nie tyle coraz młodszą, co coraz bardziej zaangażowaną w sprawy innych. Tym razem Mercy pomaga nieludziom. Pomagała już trudno zniszczalnym wilkołakom, pomagała prawie nieśmiertelnym wampirom, przyszedł zatem odpowiedni czas na pomaganie obdarzonym niezwykłymi mocami nieludziom. Pozostaje jeszcze pomaganie ludziom, ale na to się raczej nie zanosi, no i pomaganie samej sobie, co też jednak nie leży w naturze tej zmiennokształtnej.
Znając umiejętności Mercy, odporność na magię, węch lepszy niż u urzędnika skarbówki, dociekliwość godną agenta federalnego lub specjalnego oraz urodę, która nie przeszkadza w działaniu, Zee i wujek Mike zwracają się do niej o pomoc w pewnej bardzo delikatnej sprawie.
Ten tom dużo mówi o iluzjach. O tym, że nieludzie nie pokazują swojej prawdziwej twarzy, a wszystkich wokół potrafią mamić obrazami świata, który nie istnieje i uczuciami, których nie przeżywają. Sporo jest tu o magicznych artefaktach, kijach nie-samobijach, cudownych skórach, kielichach, które jak wino, im starsze tym lepsze, i jak ludzie, im starsze tym bardziej kapryśne. Ci, którzy wierzą w moc gadżetów, powinni być usatysfakcjonowani. Wielbicielom nauki natomiast Patricia Briggs niesie dobrą nowinę o tym, że prawa fizyki nie są żadnymi prawami, tylko (nie)zwykłym złudzeniem. Wystarczy bowiem trochę magii i mały kojot zamienia się w dużego człowieka (lub na odwrót), przeciętny facet nagle waży pół tony, a niektórzy zasadniczo zmieniają swoje położenie w przestrzeni - cztero lub nawet więcej wymiarowej - nie mając żadnej świadomości istnienia owych wymiarów. Z materią można robić co się zechce: ugniatać ją jak modelinę, rozciągać jak pranie na sznurze. Wystarczy stary, niepozorny artefakcik, własna silna wolna czy kilka niezrozumiałych dla większości słów po gaelicku.
Trzeci tom przygód niesfornej Mercy zaczyna się całkiem nieźle. Sugeruje dużo dynamicznej akcji. Na sugestiach się jednak kończy. Owszem, jest nieco wciągającej akcji, trochę krwistej walki, ale najwięcej mamy rozmyślań pani mechanik. I to nie nad silnikiem jakiegoś uroczego zabytkowego rzęcha. Ten tom jest pełen rozterek sercowych Mercedes. Kogo kocham, kogo lubię, a z kim się tylko czubię - takie pytania zadaje sobie co kilka akapitów. Akcja służy tylko wypełnieniu chwil opadłego na moment napięcia emocjonalnego. Ci, którzy lubią sceny a la brazylijska saga o bardzo (nie)szczęśliwej miłości, powinni być zadowoleni. Dostaną to w dużej dawce, w atrakcyjnym opakowaniu promocyjnym, 50% gratis. Dla wszystkich innych obserwowanie drgnień i porywów serca Mercedes może zszargać ich niestalowe nerwy. Mogą stracić cierpliwość, kiedy nieustannie robi się jej ciepło na widok opiętych mięśni ud pod obcisłymi dżinsami, muskulatury czy ładnie zarysowanych męskich pośladków.
Briggs pisze sprawnie, w charakterystycznym dla siebie stylu. Z radosnym uniesieniem często przerysowuje sceny. Nie ma w nich subtelności, półtonów, półcieni, pastelowych barw. Wszystko jest wyraźne, jaskrawe, oczywiste. Może poza fabułą, która rozwija się w sposób nie do końca przewidywalny. Cóż, przydałoby się więcej dynamicznej akcji i więcej humoru, ale mamy to, co mamy.
Powieść czyta się dobrze o ile nie staramy się zrozumieć logiki, która kieruje tym światem. O ile nie przeszkadzają nam pełne sprzeczności poglądy głoszone przez Mercy i jej znajomych. Wynika z nich, że nietolerancyjni, fanatyczni i naprawdę źli są tylko ludzie; nieludzie są dobrzy, choć okrutni i bezwzględni, podobnie jak działające pod wpływem emocji wilkołaki czy nie ulegające emocjom wampiry. Nieludzie i inni z łatwością zabijają, kiedy im to odpowiada, kłamią, manipulują, ale nie przeszkadza im to być tymi w gruncie rzeczy lepszymi.
„Szarzy Panowie w swoich metodach postępowania skłaniali się raczej ku rozwiązaniom wygodnym niźli sprawiedliwym.”
Opowieść Briggs jest niezła, o ile nie zagłębiamy się w przesłania, które snują się po jej stronicach jak opary na bagnami. O ile nie jesteśmy twardymi racjonalistami wpatrzonymi w naukę, której zasady są tutaj ukazywane jako zbiór śmiechu wartych bujd dla maluczkich.
Wadą (zaletą?!) stylu Briggs jest skłonność do powtarzania się. Co kilka stron dowiadujemy się, że nieludzie, wilkołaki i inne istoty magiczne są skryte, mają tajemnice, których pilnie strzegą i bez litości likwidują tych, którzy je przypadkowo poznają. Ale oczywiście to nie znaczy, że są źli i nietolerancyjni, choć są źli i bezwzględni. Trochę tak jak Mercy są w mniejszym czy większym stopniu światłymi rasistami. Niemożliwe?! Ależ większość z nich bez mrugnięcia okiem podpisałaby się pod słowami Nemane, wpływowej przedstawicielki nieludzi: „Ponad wszystko przedkładam dobro swojej rasy. Jeśli w celu zapewnienia go jej będę musiała zgładzić kilku niewinnych, nawet pobratymców, albo paru krnąbrnych ludzi, uwierz, nie spędzi mi to snu z powiek”. Tymi zasadami kierują się też wilkołaki i wampiry. Dobro stada czy chmary jest ponad wszystko inne. Jednostka musi poświęcić się dla dobra ogółu. Cóż nam to przypomina w naszym tak ceniącym indywidualizm i wartość każdej jednostki świecie?
Wadą, a może przewrotnie - zaletą, książek Briggs jest też pewna schematyczność: ktoś prosi Mercedes o pomoc, ona oczywiście pomaga z całych sił, z całego serca się angażuje i wynika z tego bardzo wiele kłopotów na które czytelnicy z utęsknieniem czekają. Na życie, cnotę lub serce bohaterki dybią ludzie, nieludzie, wampiry, demony, wilkołaki. Mercy z wszystkiego wychodzi jak nóż z masła, cało, wzmocniona i jeszcze bardziej sprytna. Jej połamane kości po zrośnięciu się są oczywiście znacznie silniejsze.
Mercedes jest niezła, kiedy działa oraz używa języka w iskrzących dialogach, słabsza kiedy analizuje, rozpamiętuje, tłumaczy, myśli i przeżywa. Sprawy sercowe będą dla przeciętnego osobnika płci brzydkiej co najmniej męczące, nawet waleriana czy kwiatostan głogu wiele tu nie pomogą. Choć z drugiej strony, dla sporego grona czytelników, z czego zdaję sobie sprawę, to właśnie owe dylematy i rozterki serca są najbardziej wartościowe, fascynujące i znaczące w tym cyklu powieściowym. Wszak tego właśnie wielu z nich poszukuje w tasiemcowych serialach powieściowych czy telewizyjnych: prawdziwych, bogatych, głębokich, porywających emocji.
Lekturą przygód Mercedes Thompson można się bawić, cieszyć bądź zmęczyć. Dużo zależy od oczekiwań i nastawienia. Nie ma co narzekać jednak na magię, której zasady nie są proste, a działanie wytłumaczalne. Magia taka po prostu jest... nielogicznie magiczna. Warto jeszcze przypomnieć, tak na wszelki wypadek, że nieludzie i istoty magiczne nie są wcale tacy źli. Są skomplikowani. Należy pamiętać o tym, że „...ktoś kto sprawia nieludziom kłopoty, zwykle szybko ginie w jakimś wypadku czy ciemnym zaułku.” ;)
Nieuchronnie nadchodzi moment ujawnienia światu obecności wilkołaków. Marrok, choć przekonany o słuszności tej decyzji, woli pozyskać przychylność watah...
W życiu Mercy Thompson zaszła zmiana na miarę przesunięcia tektonicznego. Na szczęście wychodząc za Adama Hauptmana, charyzmatycznego Alfę lokalnej watahy...