No i druga książka Grażyny Jeromin-Gałuszki okazała się kompletną klapą. W zeszłym roku powieścią „Złote nietoperze” wygrała autorka konkurs literacki „Kolory życia”. Wtedy ujęła czytelników swoistym, lekko surrealistycznym, onirycznym utworem z niebanalnymi rozwiązaniami fabularnymi. Poetycka narracja i powiew świeżości – między innymi to decydowało o sukcesie. Teraz w białej serii Prószyńskiego (to cykl romansów dla kobiet) wydana została powieść „Oczy Marzanny M.” – literackie nieporozumienie.
Cztery koleżanki ze szkolnych lat: Ramona, Kamila, Julia i Magda – od dwóch dekad spotykają się regularnie co pięć lat. Dzielą się wtedy swoimi sukcesami i szczęściem. Przyjaźń, która przetrwała próbę dorosłości, okazuje się jednak zadziwiająco nieszczera. W życiu kobiet przez dwadzieścia lat wydarzyło się wiele złego. Jedna z nich jest obsesyjnie uporządkowana, inna niewłaściwie lokuje uczucia, kolejna bohaterka także przeżywa sercowe rozterki. Ale żadna z nich nawet się nie spodziewa, jak skończy się spotkanie – wydawałoby się rutynowe. Strzał w kierunku werandy, na której siedzą przyjaciółki, dosięgnie jednej z nich. Andrzej Leski, prowadzący śledztwo, nie będzie miał łatwego zadania: musi nie tylko odkryć prawdę, ale też przedrzeć się przez wszelkie próby zafałszowania rzeczywistości. Co w tym wszystkim robi tytułowa Marzanna M.?
Tym razem Jeromin-Gałuszka stawia na tanią sensację i romanse rodem z tasiemcowych seriali. To ostatnie byłoby może i pochwałą, skoro autorka współtworzyła scenariusz jednego z seriali telewizyjnych, ale w tym wypadku nie udało się jej przekuć tego doświadczenia na literaturę. Papierowe, płaskie i sztuczne postacie zaludniają tę książkę. Każda przygoda jest tu do bólu schematyczna. Jeromin-Gałuszka snuje poszczególne nitki-wątki, ale w pewnym momencie gubi się w nich i wszystkie splątuje w jeden koszmarny węzeł, z którego już nie potrafi się wyplątać. Autorka popełnia w tej książce wszystkie błędy, jakie były do popełnienia. Stawia na wyraziste emocje, zapominając o sensie całości. Próbuje pokazać dramaty bohaterek – a wychodzi jej, zupełnie niechcący, fabuła, która może tylko budzić śmiech. Zachowuje się jak dziecko, które dopiero co nauczyło się pisać i chce się wykazać – przez to sprawia wrażenie, jakby pierwszy raz w życiu układała powieść. Tak na przykład w dwóch kolejnych rozmowach-przesłuchaniach wykazuje autorka kłamstwa jednej z postaci. Ma to być chytre i pomysłowe, jest dziecinne, zbyt przejrzyste i przewidywalne, żeby robiło wrażenie.
Tam, gdzie chce Jeromin-Gałuszka dosięgnąć idealnego kryminału, tworzy jego nieudaną karykaturę. Tam, gdzie chce sprostać wymogom romansu, układa mimo dobrych chęci jego parodię. Wyraźnie ta książka autorce nie wyszła – może przypadnie do gustu zagorzałym wielbicielkom nieudanych tasiemców – tylko czy takie istnieją? Nawet w powieściach rozrywkowych najniższych lotów przydałoby się dbać o jakość, choćby z szacunku dla czytelniczek. Wierzę mimo wszystko, że Grażyna Jeromin-Gałuszka przezwycięży te fabularno-narracyjne kłopoty i w następnej książce nie będzie już tak naiwna i przewidywalna. Mam nadzieję, że nie zapętli się we własnych pomysłach, że stworzy coś oryginalnego i wartego uwagi. Nie ulega wątpliwości, że czegoś tu zabrakło. Może tej iskry, która z boleśnie przeciętnego tekstu zrobi arcydzieło. Faktem jest, że zabrakło, bo tę akurat autorkę stać na dużo więcej.
Czasami dopiero na bieszczadzkiej wsi życie nabiera prawdziwego znaczenia. Filip Spalski jest pilotem, kocha latać, robił to całe życie. Pewnego dnia...
Nowa powieść autorki bestsellerowych ,,Kobiet z Czerwonych Bagien".Maksym Bromski, dziś menedżer w koncernie samochodowym, w dzieciństwie wszystkie wakacje...