„Tak w jednym dniu bez żadnych słów chcesz odejść”
Ostatni dzień roku zazwyczaj oznacza chęć świętowania oraz celebrowanie nadejścia nowego roku z nadzieją, że będzie lepszy od minionego. To również czas na podsumowania, a wraz z nowym rokiem nasuwają się myśli o noworocznych postanowieniach. Czasem jednak pewne postanowienia są powzięte w wyniku natłoku spraw, czy też przygniatających doświadczeń. Koniec roku dla trzech bohaterek książki okazuje się nieznośny. Dotychczasowe życie, dla każdej z trzech kobiet zupełnie inne, pokazuje, że coś jest nie okej. Spełnienie obowiązków rodzinnych jest ponad siły, co jest jednocześnie pobudką do działania.
Przygotowanie noworocznego obiadu dla kilkunastu osób to coroczny obowiązek, który spoczywa na Anecie, która poza liczną rodziną na co dzień pracuje i zajmuje się domem.
Milena postanawia spędzić sylwestra z synkiem i rodzicami z dala od despotycznego partnera, z którym związała się będąc samotną matką.
Utrzymanie całej rodziny oraz opieka nad domostwem spoczywa na barkach Justyny, której najbardziej w życiu zależy na dobru młodszej siostry.
Rzecz rozgrywa się współcześnie w kilku miastach Polski, a wspólna podróż pociągiem trzech zupełnie obcych sobie kobiet to pozornie mało istotne wydarzenie. Niefortunne zrządzenie losu, natomiast krzyżuje im szyki i powoduje, że spędzą ze sobą trochę czasu.
Poza wspomnianą trójką dziewczyn, wśród postaci odnajdujemy partnerów bohaterek, ich bliższą lub dalszą rodzinę wraz z całym wachlarzem problemów i doświadczeń.
Narracja trzecioosobowa, podział na rozdziały, które jasno wskazują, gdzie i u kogo zagościmy w tym momencie oraz styl charakterystyczny dla literatury pięknej to najlepsze moim zdaniem połączenie w powieściach, zwłaszcza obyczajowej, jaką niewątpliwie jest historia Sylwii Markiewicz. Książka wydawnictwa Pascal z niezwykle estetyczną i oddającą treść opowieści okładką prezentuje się fantastycznie, ale przede wszystkim redakcja jest bez zarzutu, co pozwala cieszyć się niczym niezmąconą lekturą.
Przychodzi czasem taki dzień, gdy człowiek podejmuje nagłą decyzję i choć nie do końca odchodzą bez słów, to mimo obaw, realizują swój niełatwy plan. Milena osaczona przez despotycznego partnera, Aneta ogarnięta niemocą i frustracją, i Justyna w okrutnie trudnym położeniu są przykładem osób, które można spotkać na co dzień w prawdziwym życiu, w sąsiedztwie, czy choćby w mijanej przypadkiem kamienicy. Bohaterki są prawdziwe, takie, które szybko dają się poznać. Ich bagaż trosk i kłopotów odzwierciedla codzienność bardzo wielu ludzi, stąd swobodna, acz jednocześnie rzetelna narracja autorki wciąga czytelnika bez reszty, nie nużąc, ale wzbudzając zainteresowanie rozwojem wydarzeń.
Ogromną zaletą powieści jest kreacja bohaterów, nie tylko trzech głównych, ale i tych drugoplanowych. Jeśli chodzi o Anetę, Milenę i Justynę, są autentyczne, zdeterminowane, ale też, gdy zalewa je nadmiar obowiązków i ciężar codzienności, uaktywniają się w nich niepożądane cechy jak poddanie się, rezygnacja. Rodziny, bliscy dziewczyn to istne zestawienie charakterowych skrajności. Taki kontrast na przykładzie rodziców pokazuje jak ogromne szczęście mają nieliczni.
Choć powieść porusza mnóstwo ważnych kwestii, chciałabym się na chwilę zatrzymać przy stylu i treści książki, wyłączając na chwilę emocję i skupić się na tym, jak barwnym i plastycznym językiem posługuje się w opowieści Pani Sylwia, oddając klimat miejsca, czasu i odczuć, jakie towarzyszą bohaterom. Autorka trafnie przedstawia realia miejsc, zatem mieszane odczucia nieuniknione, a nasze nastawienie w stosunku do każdej z postaci odpowiednio zbudowane.
„Przez okno wpadały pojedyncze światła, a w oddali czerń nieba zasłoniętego chmurami rozjaśniały uliczne latarnie”.
„… stał przy oknie. Przed sobą miał front szkaradnej kamienicy, takiej jak ich.”.
Markiewicz ukazuje różne modele rodziny. Udowadnia, że definicja ogniska domowego ma wiele skrajnie odmiennych obliczy. Najbliżsi jednej z bohaterek to przykład patologicznej rodziny, dotkniętej alkoholizmem. Za ten wątek autorka w mojej opinii zasługuję na pochwałę. Wystrzega się dosadnych epitetów, na rzecz istotnych detali, które tym silniej podziałały na wyobraźnię.
„- A kupiłeś coś?
– Wziąłem mrożoną pizzę, chipsy, paczkę papierosów…
– A coś w płynie? – Przyłożyła ciążącą głowę do oparcia kanapy.”.
„-Ciemno w pokoju, już ósma, ale rolety pozaciągane w całości. Dzień nie mógł się przez nie przebić.”.
„-Dni jej się czasem myliły i co z tego, wielka rzecz, każdemu się czasem zdarza. Bo przecież wszystkie te dni jednakowe.”.
Motyw rodziców, tych którzy aktualnie pełnią tę ważną rolę oraz tych, którzy teoretycznie nie muszą się już zajmować swoimi dziećmi pokazuje różnice w podejściu do bycia matką, ojcem. W pewnym momencie ułomni (pod względem wychowawczym) rodzice zauważają nieobecność swoich córek. Z, jak niewiarygodną obojętnością reaguje matka, gdy jej małżonek zastanawia się nad ich zniknięciem oraz pozostawioną notką:
„- No i widzisz, znalazły się.”
Mąż Anety to natomiast ciekawy przypadek. Razem tworzą z pozoru fajną szczęśliwą rodzinkę z trójką dzieci, a tymczasem jego żona pod wpływem impulsu i z niezbyt jasnych dla niego powodów wyjeżdża. I to w najgorszym momencie – gdy w domu tyle do roboty. Dopiero gdy dostaje obuchem w łeb, uświadamia sobie, że był idiotą. Tu zaznaczę, że Pani Sylwia nie stroni od potoczności języka, co genialnie akcentuje uczuciowość i zachowania bohaterów. Tutaj pojawia się kolejna karteczka z niezbyt klarownym wyjaśnieniem powody wyjazdu. Ten bohater ma bardzo intrygujący udział w dalszej części wydarzeń.
Krótki wątek kryminalny to może niecodzienny epizod w codziennej rutynie szarego człowieka, aczkolwiek, jak się okazuje na przykładzie niechlubnej praktyki jednej z postaci, może przydarzyć się komuś, kogo zupełnie by się nie podejrzewało o przestępcze skłonności. Pobudki takiego postępowania oczywiście poznajemy wraz z rozwojem wydarzeń i dzięki temu mamy szansę zastanowić się nad tym, do czego można się posunąć w ostateczności.
Lektura jest oryginalna i intrygująca. Naturalne dialogi oraz trafne spostrzeżenia bohaterów niejednokrotnie zaskakują, są w punkt i co najważniejsze samemu wysuwa się dokładnie takie wnioski.
„Lekkomyślność tych kobiet go porażała. Najpierw pomyliły autobusy, zaufały sobie nawzajem, przenocowały w jednym pokoju hotelowym…”.
W sidłach monotonii, przygniecione nadmiarem obowiązków, tłamszone i bez perspektyw na lepszy byt… ale z niezwykłą determinacją na zmianę! Gdzieś w tym wszystkim jest pewnie miłość. Podczas lektury niejednokrotnie przenika czytelnika dreszcz wzruszenia, są także momenty rozdzierające. Ten wspólnie spędzony czas dobrze robi naszym bohaterkom. W którymś momencie zaczynają żywić do siebie zaufanie, co wydaje się wręcz absurdalne, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Chwile w pociągu i w hotelu pozwalają im spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy i zauważyć rzeczy, które dla innych są nieosiągalne... lub bez małego wsparcia wydają się niemożliwe do zrealizowania. Są momenty gdy postaci przechodzą metamorfozę, są i takie, kiedy budzi się w nich nadzieja na zmianę. Było również jedno bardzo ciekawe zaskoczenie, mam tu na myśli siostrę jednej z bohaterek (nie tę nieletnią) - i choć ona ze swoim ukochanym stanowią jedynie drugi plan wydarzeń, był to wyborny temat poboczny. Bez wahania polecam tę gorzką, acz jednocześnie pokrzepiającą prozę.
"Trzeba za sobą zatęsknić, by zrozumieć, jak bardzo brakuje tej drugiej osoby."
[Współpraca] Wydawnictwo PASCAL
_______________________
Cytaty pochodzą z "Niepokornych". Tytuł recenzji zaczerpnięty z utworu muzycznego "Już mam Cię dość".
Opowieść o kobietach, które pomimo przeciwności losu znalazły w sobie siłę, żeby walczyć o swoją godność i szczęście. To książka o każdej z nas, bo choć...
Amelia ma specjalny kalendarz. Zaznacza w nim na czerwono dni, w które była nieszczęśliwa. Jak się po pewnym czasie okazało, takich dni było wiele...