Jak przystało na polonistkę, Teresa Monika Rudzka w swojej najnowszej powieści Na karuzeli odwołuje się do wiersza Mirona Białoszewskiego Karuzela z madonnami. I nie jest to przypadkowe odniesienie. Jej bohaterki bowiem wirują na karuzeli życia, powtarzając uparcie błędy swoich matek, starając się jedynie, by nie za wcześnie spaść. Okładka sugerować mogłaby ckliwe losy kobiet, wielkie miłości i cierpienia z nimi związane. Jest jednak inaczej. Dagmara, Dorota i Danuta (a także ich przodkini, Zofia), owszem, cierpią, ale raczej z braku miłości. Wszystkie pragną kochać, wyjść za mąż, mieć dzieci i wieść szczęśliwe życie u boku kochającego mężczyzny. Ale żadnej to tak do końca się nie udaje.
Rodzinę tworzą trzy kobiety: babcia Danka, matka Dorota i córka Dagmara. Teresa Monika Rudzka zastosowała ciekawy chwyt – fabuła nie posuwa się chronologicznie do przodu, ale cofa się w czasie. Na początku poznajemy najmłodszą – Dagmarę, która jest ambitną absolwentką uczelni, wziętą modelką, a do tego pisarką. Ma kochającego męża, wkrótce urodzi też córkę. Wydawać by się mogło, że wiedzie idealne życie. Zmieniamy zdanie, gdy poznajemy ją bliżej, wracając do jej trudnego dzieciństwa. Zaczynamy coraz lepiej rozumieć, dlaczego starała się za wszelką cenę odciąć od rodziny.
Jej matka, Dorota, jest zgorzkniałą kobietą, prócz Dagmary ma jeszcze trójkę dzieci, które wychowuje sama. W jej życiu nie brakowało mężczyzn i alkoholu. Patrząc z zewnątrz, to patologiczna rodzina. Kobiety pałają nienawiścią do siebie nawzajem. Babcia dokucza matce, matka wbija zatrute szpile córce. Z ust każdej wylewa się jad, a mimo to jakoś tam sobie pomagają, nie mają przecież wyjścia. Dzieci to przyszłość - powtarza się w tej powieści niczym mantrę. Dla nich warto żyć - nawet, jeśli trzeba zrezygnować ze swoich marzeń o niezależności. Kobiety są tu zabawkami w rękach podpitych mężczyzn, którzy w zamian za mgliste obietnice ślubu dostają seks. I zawiedzie się każda czytelniczka, licząca na zmysłowe opisy scen erotycznych. Nie ma tu wyrafinowanych akcji łóżkowych, wzniosłych wyznań. Zwykłe kobiety usłyszą raczej wulgarne docinki w stylu: „szerzej nogi!”. Skoro tak są traktowane, jak mają wierzyć w miłość? Pozostaje tylko mieć nadzieję na minimum: byle tylko nie pił, nie bił i pieniądze do domu przynosił dla dzieci. Bo dzieci są najważniejsze.
Nie jest to przesłodzona powieść o miłości po grób u boku idealnego rycerza na białym koniu. Nie ma tu żadnego „życia długo i szczęśliwie”. Bohaterki łatwo nie mają. A dzięki zabiegowi cofania w czasie możemy wciąż na nowo budować sobie o nich zdanie. Nie oceniajmy zatem kobiet po pozorach. Każda była kiedyś przepełnioną marzeniami nastolatką i niewinną kilkuletnią dziewczynką. Autorce udało się doskonale pokazać te przemiany, unikając przy tym stereotypów - tak groźnych w literaturze obyczajowej.
Ogrodniczki, rurki, rozszerzane, proste – różne fasony i we wszystkich odcieniach niebieskiego …dżinsy były obecne w życiu jedenastoletniej...
Nie tylko dla miłośników Downton Abbey. I czekolady! Siedemnastoletnia Joanka Miller dostaje propozycję pracy i wyjeżdża do Berlina. Chlebodawcom podobają...