Król czy nie król?
Drugi tom cyklu Kroniki mroku zwraca uwagę objętością – i to nie uzyskaną za pomocą sztucznie powiększonej czcionki i szczodrze rozsypanych spacji. Powód do radości, a może powód do narzekania? Raczej to pierwsze. Jest bowiem dużo miejsca na spokojne – czasami nawet zbyt spokojne – rozwinięcie pomysłów, omówienie tematów, rozbudowanie tła. Nie oznacza to jednak braku w książce akcji czy ciekawych zwrotów biegu zdarzeń. Dynamika mogłaby być większa, ale w sumie nie jest wcale źle.
Głównym bohaterem Królestwa obłędu pozostaje tajemniczy Rezkin. Rezkin, który prawie nie śpi, a sporo działa. Potrafi on wcielić w życie spory zbiór Zasad i doskonale wykorzystywać pokaźny zbiór Umiejętności. Potrafi planować, wyprzedzać działania innych, kontrolować równolegle wiele spraw, zawsze znaleźć wyjście z sytuacji, a do tego zaskakiwać swoją uroczą nieznajomością życia. Jest to zarówno zabawne, jak i momentami irytujące.
Rezkin wraz z przyjaciółmi i ich służbą wyrusza na turniej w Skutton. Pomaga im przygotować się do pojedynków, a samemu zrealizować coraz mocniej krystalizujące się plany. Zaczyna – w końcu – doświadczać uczuć, o których nie miał dotąd większego praktycznego pojęcia: przyjaźni, empatii.
Psychologia postaci nie jest najmocniejszą stroną nie tylko Królestwa obłędu, ale i wcześniejszego Powiernika mieczy. W końcówce książki trochę się to, na szczęście, zmienia. Częściowo jest to chyba kwestia uczenia się Rezkina, jego dojrzewania. Częściowo – pojawienia się w tym tomie cyklu kilku nowych, ciekawych postaci, w tym niepewnego siebie maga bojowego czy adwersarza, pragnącego zrealizować ambitne plany. Doskonały wojownik mógłby się nam zbyt szybko znudzić, niedoskonali ludzie wokół niego zmieniają charakter wydarzeń, atmosferę opowieści i sprawiają, że postacie – w tym Rezkina – są nam bliższe. Słabiej zarysowane są postaci kobiece, może poza pewną uzdrowicielką, która pragnie zostać wojowniczką. Frisha, pełniącą rolę obiektu zainteresowania Rezkina, daje w kość swoim zmiennymi nastrojami i wzdychaniami. Chwilami jest irytująca, chwilami – zabawna.
Mniej jest na kartach Królestwa obłędu lekkiego humoru. Może to kwestia pojawiających się tu tematów władzy, szaleństwa, intryg, zdrady, sprawiedliwości? Fabuła zmierza w przewidywalnym kierunku, ale sposób dotarcia do celu nie jest już taki oczywisty. Nadal nie dostajemy odpowiedzi na wiele pytań, w tym na podstawowe: kim jest Rezkin? Skąd przybył i jakie zadanie przed nim postawiono? Te, które zostają udzielone sprawiają, że często pojawiają się nowe. Końcówka książki jest bardzo dynamiczna, choć sprawia wrażenie mniej przemyślanej i dopracowanej niż początek. Z drugiej strony stanowi zachęcający wstęp do sięgnięcia po kolejny tom przygód mrocznego powiernika mieczy.
Po raz pierwszy Rezkin zostawił za plecami żyjących wrogów. Była to pomyłka, ale musiał ją popełnić, jeśli zamierzał zachować honor przyjaciół. I ich szacunek...
Nowa seria autorki Kronik Mroku. Każda dobra opowieść zaczyna się w chwili, gdy Wybraniec, dotychczas nieświadomy ciążącej na nim odpowiedzialności, odkrywa...