Klara Czempińska, o ile kobieta ta faktycznie tak się nazywa, niezupełnie czuje się „sobą”. Bo jak można czuć się „właściwie” i „na miejscu”, jeśli zupełnie nie wie się, kim się jest? Skąd się pochodzi? Kiedy nie wie się, kim są lub byli rodzice, kiedy tak naprawdę się urodziło? Od urodzenia, choć i tego nie może być pewna, mieszka w Legnicy. Miłość do tej miejscowości to jedna z nielicznych pewnych rzeczy w życiu Klary. Dziewczyna pracuje jako dziennikarka. Nie jest to jednak jej jedyne źródło dochodu. Swój „wolny” czas dzieli między tłumaczenie z języka niemieckiego i oprowadzanie wycieczek po Legnicy. Jeśli starcza jej sił, spotyka się z przyjaciółmi i wypatruje miłości swojego życia. Choć o tych poszukiwaniach może lepiej nie wspominać, bo w tej dziedzinie nie idzie dziewczynie najlepiej.
Pewnego dnia Klarę po raz kolejny budzi ten sam koszmarny sen. Leży ona w różowym pokoiku, od czasu do czasu oświetlanym niewielkim światłem. Wyciąga ręce, by te ulotne, migoczące promienie pochwycić i… nagle widzi nad sobą czarną, niepokojącą postać. Ta pochyla się nad dziewczynką i wyciąga ręce. Najwidoczniej chce ją zabrać ze sobą. Nie ma ratunku, nikt nie przyjdzie i nie uratuje malucha - chyba, że sen się skończy. I, na szczęście, taki cała sytuacja ma właśnie finał. Nie zmienia to jednak faktu, że Klara od snu uwolnić się nie potrafi i gdy ten ją nawiedza, pozostaje z nią przez cały następny dzień. Tak było również i tego dnia, gdy niemal wszystko sprzysięgło się przeciw Klarze. Późna pobudka, zapomnienie o spotkaniu z przyjaciółką, ulewa i brak parasola, a do tego pozostawienie w domu przewodnika, który od miesięcy obiecywała pożyczyć koledze z pracy. Na szczęście to ostatnie niedopatrzenie Klara mogła jeszcze naprawić. Wystarczyło przed pracą wstąpić do biura legnickich przewodników, gdzie Sławek, znajomy przewodnik, trzymał swój egzemplarz potrzebnej w owej chwili książki. Groziło to co prawda spóźnieniem do właściwej pracy, ale ratowało jej dobre imię. Nie zważając na pogodę i potencjalne przeziębienie, Klara ruszyła do centrum. To właśnie ta jedna decyzja zaważyła na dalszych losach dziewczyny. To, co nastąpiło w następstwie tej małej zmiany planów, przekroczyło wszelkie wyobrażenia, jakie o swojej przyszłości mogła mieć Klara. Bo gdy do biura wkroczył podenerwowany pan Stanisław, w ręce dzierżąc najnowszy egzemplarz gazety, dla której pracowała dziewczyna, wszyscy czuli, że zanosi się na niezłą awanturę. Jednak to nie samo czasopismo, a temat, jaki poruszono w artykule sprawił, że w głowie Klary zaczął kiełkować niepokój. Bo jak to możliwe, że mieszkając i miłując Legnicę, nie wie nic o pałacu znajdującym się przy ulicy Nowodworskiej? I czemu czuje, że koniecznie musi się czegoś dowiedzieć o tym nieznanym miejscu? By dowiedzieć się, jak potoczyła się ta historia i gdzie miała swój finał, trzeba przeczytać Grę o pałac Moniki B. Janowskiej.
Powieść budzić może uczucia sprzeczne. Z jednej strony - fabuła nie porywa, może nawet nieco przytłacza. Owszem, pomysł autorki okazuje się interesujący, a styl - przystępny i oryginalny. Gra o pałac to połączenie romansu, dramatu i wątku sensacyjnego. Co "nie zagrało"? Być może autorka chciała "za bardzo" i "zbyt wiele". Być może za bardzo przeciętna miała być bohaterka książki, za bardzo czytelniczki powinny się z nią utożsamiać, za bardzo fabuła się rozwinęła i potoczyła w nieoczekiwanym kierunku. Owszem, opisane w powieści wydarzenia mogły się zdarzyć. Mogły się jednak zdarzyć raczej kilku osobom, w przypadku jednej prawdopodobieństwo takiego zbiegu okoliczności jest po prostu za małe.
Trzeba podkreślić, że z materią literacką Monika B. Janowska poradziła sobie nieźle. Nieźle splotła w swojej powieści liczne wątki, nieźle nakreśliła postać głównej bohaterki, nieźle poprowadziła narrację. Czy wystarczyło to jednak, aby stworzyć naprawdę dobrą książkę? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie - może po prostu warto samemu się o tym przekonać.
Co jeszcze może się przydarzyć pechowej Sylwanie? W ostatnich kilku miesiącach mąż zostawił ją dla młodszej, doprowadził do bankructwa jej firmę i próbował...
Nic tak nie przytłacza Agnieszki, jak zimna i deszczowa pogoda w Anglii, gdzie od jedenastu lat pracuje jako pielęgniarka. Jej dobry nastrój i cierpliwość...