Prozac z przeceny dla emerytek? Skądże! Raczej przepyszny energetyzujący koktajl, świetny drink i pigułka optymizmu dla osób w każdym wieku, obalająca utarte stereotypu o starości. Taka właśnie jest debiutancka powieść Jolanty Kwiatkowskiej. W dniu pięćdziesiątych piątych urodzin Alicja Pietrzak przechodzi na wcześniejszą emeryturę. Po uzyskaniu legitymacji, pozwalającej jej na ulgi przy nabywaniu biletów do teatrów, kin i muzeów oraz uporządkowaniu najważniejszych spraw, postanawia w końcu zacząć korzystać z życia. Odchowała dzieci, pomogła im w wychowaniu wnuków – czas zająć się sobą. Czas odkryć radość życia i odnaleźć receptę na szczęście. Starość przecież nie musi być wcale nudna, szara i smętna – choć i zdrowie doskwiera, i pieniędzy nie ma zbyt wiele, i czasem skierowanie do sanatorium może okazać się niezbędne.
Trzeba powiedzieć wprost: jeśli nie lubi się lektur lekkich, łatwych i przyjemnych, książek, które błyskawicznie napełnią nas optymizmem, rozbawią i wprawią w dobry nastrój, nie ma sensu sięgać po powieść Jolanty Kwiatkowskiej. Autorka snuje swą historię w konwencji swobodnej opowieści przy kawie i ciastku, „babskiej pogawędki” w kawiarni. Kwiatkowska swobodnie żartuje, nawet na tematy powszechnie uznawane za tabu i raczej zręcznie omijane w tak zwanym „towarzystwie”. W opowieść swą wplata przepyszne anegdoty, przy okazji opowiada o potrawach ogromnie smacznych i łatwych do błyskawicznego przyrządzenia, a przy tym – co wcale nie najmniej ważne – stosunkowo tanich. Ale nie byłaby to książka tak godna uwagi, gdyby nie inna kwestia. A mianowicie: bohaterowie.
Powiedzmy sobie otwarcie: słowo „senior” to eufemizm. Jest to książka o ludziach starszych. Emerytach i rencistach. Dziadkach i babciach. O ludziach, którzy wkraczają lub właśnie wkroczyli w jesień życia. Kwiatkowska mówi wprost: nie ma sensu bać się starości. Starość zła jest tylko wtedy, gdy staje się określeniem stanu umysłu. Irytują nas zmarszczki? Zafundujmy sobie odświeżający peeling. W krzyżu „strzyka”? Wybierzmy się na masaże albo postarajmy o skierowanie do sanatorium. Nareszcie jest czas, by robić to, na co zawsze brakowało nam czasu. Zapiszmy się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, ale wybierajmy tylko wykłady na tematy przyjemne. Żadnej śmierci, Zagłady, raczej: zdrowy styl życia, obsługa komputera…
Dolegliwości przybierają na sile – zostańmy w łóżku i poczytajmy. Nareszcie nie musimy starać się o urlop. Ale – i to może się okazać najbardziej zaskakujące – jest to też książka o seksie. Bohaterki Kwiatkowskiej – czasem opuszczone, czasem zdradzone, czasem: same zdradzające – na nowo po latach odkrywają tę sferę życia. Samotne odnajdują partnerów, pozostałe natomiast uczą się akceptować swoje ciało i ciało swych towarzyszy życia. Choć autorka pozostaje w granicach dobrego smaku, oszczędzając czytelnikom opisów scen erotycznych, niektóre z dialogów czy uwag jej bohaterów mogą wywołać rumieniec na twarzach co bardziej pruderyjnych czytelników.
Autorka nie boi się opisywać również mniej przyjemnych aspektów wieku podeszłego. Pokazuje jednak, że przy odpowiednim podejściu do życia można wady, uciążliwości, przeszkody zamienić w zalety. A przynajmniej – nie przywiązywać do nich większej wagi. Proza Kwiatkowskiej, tak jak wielu jej bohaterów, pełna jest energii. I autorka zdaje się zarażać nią czytelnika, sprawiając, że po prostu chce się jej wierzyć.
Akcja „Pułapki Nowego Roku” zaczyna się w piątek. Ale taki, który wypada raz na kilka lat i staje się ostatnim dniem roku. Główna bohaterka...
Małgorzata od dawna próbowała odciąć się od tego, co było i nawet kilkakrotnie jej się to udawało. Może nie całkowicie, ale na tyle, żeby móc żyć dniem...