Ząb na pewno mnie bolał w wyjątkowy sposób...
Data: 2012-01-25 23:04:12J.G.: Debiutowałaś Jesiennym koktajlem który został bardzo dobrze przyjęty i zjednał Ci wielu czytelników. Tymczasem w księgarniach pojawiła się Twoja najnowsza książka – Pułapka Nowego Roku – historia Katarzyny, dla której Sylwester staje się okazją do rozliczenia z dotychczasowym życiem. Czy czujesz, że poruszając takie tematy stajesz się w pewien sposób dla swoich czytelników drogowskazem? Że – portretując ich – zaklinasz codzienność? Pokazujesz, że można żyć inaczej?
J.K.: Ja, pisząc, chcę tylko przypomnieć na przykładzie moich bohaterek i bohaterów, bez względu na ich wiek, że w życiu – mimo wszystko – wiele zależy od nas. Na pewno to, z jakim nastawieniem podchodzimy do problemów, z którymi musimy się borykać. Ale nie mniej ważne, o czym często zapominamy, jest też to, czy i z czego potrafimy się cieszyć. Brzmi banalnie? Pewnie tak, ale przy pisaniu zawsze pamiętam o słowach Ciorana: Artysta za wszelką cenę i stale szukający niezwykłości prędko nuży, bo nic bardziej nieznośnego od monotonii niezwykłości. Nie ma prawdziwej sztuki bez minimum – co mówię – bez sporej dozy banału!
J.G.: Dlaczego tyle rzeczy wylatuje z pamięci, a przeżycia z dzieciństwa nie dość, że tkwią tak głęboko w sercu, to jeszcze ukorzeniają się w mózgu? – zadaje sobie pytanie Twoja bohaterka. Jakie wspomnienia z dzieciństwa ma Jolanta Kwiatkowska?
J.K.: Moje wspomnienia? No cóż – by było najprościej, powiem tak: zbiegałam z górki, spacerowałam po prostej drodze, wdrapywałam się pod górkę. Moje wspomnienia są podobne do wspomnień większości dzieci i nastolatków. Jednocześnie różnią się one od wszystkich innych. Mój ząb – na pewno mnie bolał w wyjątkowy sposób i najsilniej utkwił mi w pamięci.
J.G.: Nie zmarnuję już ani jednej godziny, przywitam każdy dzień, ostrożnie obchodzić się będę z każdą minutą i pożegnam z myślą, że przeżyłam czas świadomie – to kolejny cytat z Twojej książki. Czy w życiu również kierujesz się tymi słowami?
J.K.: Od dłuższego czasu już tak. Żałuję tylko, że tak późno zaczęłam, ale cieszę się, że miało to miejsce na tyle wcześnie, bym jeszcze mogła wykorzystywać czas w taki sposób, by przed powiedzeniem: „Dobranoc”, powiedzieć: „Dziękuję Ci, dniu”, a rano nie zapomnieć przywitać się z nowym dniem.
J.G.: Poprzednia książka, Rozsypane wspomnienia, to powieść o przewrotności losu i o tym, że wszystko w naszym życiu może się zdarzyć, a starannie czynione plany okazać się mogą niewiele warte. Tak dobrze, że aż źle to swego rodzaju pamiętnik trzydziestolatki, niezależnej i wolnej od wszelkich obciążeń i obowiązków, celebrującej rozmaite święta, a jednak skrycie pragnącej bliskości drugiego człowieka. Kod emocji to opowieść o czterech zwyczajnych dwudziestoparolatkach, które miały szansę przekonać się o tym, że los potrafi sprawić nam zarówno miłe niespodzianki, jak i stawiać przed nami nie lada wyzwania. We wszystkich tych książkach pojawia się motyw przeznaczenia i przewrotnego losu, który plącze nasze ścieżki. Wierzysz w przeznaczenie, czy raczej w to, że sami jesteśmy „kowalami swojego losu”?
J.K.: Najpierw powiem, że żadna z moich książek nie jest tylko o ludziach młodych czy wyłącznie o „młodych inaczej”. Wprost przeciwnie. Życie jednych i drugich jest ściśle powiązane, bo przecież tak jest w życiu, że ani młodzi, ani starsi nie żyją w wyizolowanych – środowiskowych, kulturalnych czy religijnych – gettach. To, jak postępujemy, do czego dążymy, co chcemy w życiu osiągnąć – bez względu na wiek – jest nierozerwalnie związane z tym, co sami przeżyliśmy, o czym słyszeliśmy od bliskich czy znajomych, czy w końcu z tym, co dzieje się tu i teraz, a na co często nie mamy żadnego wpływu. Między powiedzeniem, że jesteśmy: „kowalami swojego losu” a przewrotnością losu stawiam znak równości. Dlaczego? O tym piszę we wszystkich swoich książkach. Tych już wydanych i tych napisanych, które – mam nadzieję – zostaną wydane.
J.G.: Wykorzystujesz w swoich książkach doświadczenia swoje, znajomych, czy może ta doskonała znajomość ludzkich losów to wynik wnikliwej obserwacji otoczenia?
J.K.: Odpowiem tak, jak zawsze odpowiadam: lubię układać puzzle. A pisanie to też układanka wymieszanych fragmentów cech zewnętrznych, wewnętrznych, życiorysów różnych ludzi, w tym: cząstki tych, z którymi w życiu zetknęłam się, kontaktowałam lub chwilowo przebywałam – od przedszkola do dziś.
J.G.: Piszesz o sobie: Nie zdobyłam żadnego szczytu. Nie odkryłam żadnego lądu. Wielu innych nadzwyczajnych rzeczy nie zrobiłam. A jednak robisz nadzwyczajne rzeczy – promujesz ideę, że życie na emeryturze warto „przeżywać, a nie – dożywać”, dajesz też czytelnikom nadzieję i napełniasz ich serca optymizmem. Czy to swego rodzaju misja, czy też niejako „uboczny” efekt pisarstwa?
J.K.: Nie robiłam i nie robię nic nadzwyczajnego. Pisanie traktuję jako zamiennik rozmowy z kimś, kogo problemy znam lub domyślam się, co mu „doskwiera”, to mój sposób na porozumienie w sytuacji, gdy nie wypada mi w bezpośrednim kontakcie tak po prostu powiedzieć drugiemu człowiekowi: „Tak nie można. Krzywdzisz najbardziej siebie. Postaraj się poszukać jaśniejszych stron i ciesz się życiem, bo życie masz jedno!” Nie lubimy, bez względu na to, ile mamy lat, gdy ktoś nie docenia naszego bólu, problemów czy powodów do zamartwiania się. Najczęściej oczekujemy wysłuchania i współczucia, a nie udzielania rad. Natomiast czytając o borykaniu się bohaterów powieści z przeciwnościami losu, porównujemy je z naszym życiem. Zadajemy sobie pytania i szukamy rozwiązań dla nas akceptowalnych.
J.G.: Prowadzisz bardzo aktywne życie. Podróżujesz po kraju, spotykasz się z czytelnikami, prowadzisz bloga i piszesz kolejne książki. Kiedy i jak zatem odpoczywasz?
J.K.: Po kraju podróżuję, ale czysto prywatnie. Z czytelnikami spotykam się w Warszawie. Odpoczywam w międzyczasie – i oby tych „międzyczasów” było jak najmniej. Odpoczywam, będąc bardzo zajęta i nie mając nic do zrobienia – też. Ale już nauczyłam się nie mieć nic do zrobienia wtedy, gdy tego chcę.
J.G.: Wiem, że Pułapka Nowego Roku jest jeszcze "gorąca" i pachnie farbą drukarską, ale nie mogę nie zadać pytania o kolejną powieść. Możesz zdradzić czytelnikom, kto tym razem będzie jej bohaterem? I kiedy możemy się jej spodziewać?
J.K.: Już nie tylko mogę zdradzić, ale i zdradzam, nie ukrywając radości. Wszystkie swoje „pisklaki” – te szufladowe i te, które już wyfrunęły na półki księgarskie, kocham. Było jednak jedno „niechciane pisklę”, które naprawdę długo czekało, aż znajdzie się ktoś, kto dostrzeże w nim to, co ja i uzna, że Dorotę (główną bohaterkę) należy pozwolić poznać innym. Już nie mogę doczekać się maja, bo właśnie w tym miesiącu ma ukazać się w wydawnictwie Dobra Literatura Przewrotność dobra. I od razu powiem, że ci, którzy przeczytali tylko jedną z moich książek, mogą być bardzo zaskoczeni. Trochę mniej – ale tylko trochę – ci, co poznali mnie również z notatek na blogu. Wiedząc, że przyznałam się do „osobowości zaimkowo mnogiej”, nie zdziwią się, że Przewrotność dobra napisało kolejne moje „ja”. „Ja” – rozzłoszczone do granic wytrzymałości na to, co widzi, słyszy i czyta.
J.G.: Czego mogę zatem życzyć spełnionej pisarce, której książki czytają nastolatki, ich matki i babcie? Czy masz marzenia, na spełnienie których liczysz?
J.K.:Oczywiście, że mam. Dwa wyjawię. Pierwsze, żeby pozostałe „pisklaki” jak najszybciej wyfrunęły w świat i żeby ci, którzy je poznają, znaleźli w nich to, o czym chciałam opowiedzieć. Drugie: żebym poczuła się „spełnioną pisarką”.
Przeczytaj również pierwszą część wywiadu.