Wyborcę po mordzie lać szanownej - Felieton o wyborach
Data: 2006-11-21 23:11:21Tak jak wybory są szumnie nazywane „świętem demokracji”, tak frekwencja jest wrzodem na jej zadku.
Mieć coś „od zawsze” przeważnie pociąga za sobą ignorancję względem "tego czegoś". Elity załamują ręce, a wielka jej część także nie głosuje. Usprawiedliwiają ten fakt „brakiem godnego ich kandydata”. Przecież nie będą wybierać między tłukiem a debilem. Jednak świadomy wybór mniejszego zła, nieznacznie ale jednak, podniesie poprzeczkę. I tak w następnych wyborach nadal mielibyśmy miernych kandydatów, ale troszkę mniej niż ostatnio.
Niziny społeczne, z całym szacunkiem, ale też to mają w de. „I tak będą kraść”, „następni do koryta”, „mój głos nic nie zmieni” etc. Tylko jak tu się dziwić – karmieni co raz to nowymi farmazonami wyborczymi, „porzucili już wszelką nadzieję”.
Polityka jako obietnica - Hannah Arendt
Wydaje mi się, że paniczne nawoływania o aktywny udział w wyborach odnosza odwrotny skutek. Wyborcy są przeświadczeni, ze nic się nie zmieni. Na dodatek nikt ich nigdy nie uczył by myśleć globalnie – bo twój jeden głos rzeczywiście nic nie da – ale milion już tak. Raz jeden polskie społeczeństwo pokornie znosiło ciężar „reform” i niepowodzeń władzy… przynajmniej w pewnych aspektach. Okres „reform Balcerowicza” lał niemiłosiernie po kieszeniach…ale ludzie trwali. Dopiero potem stracili cierpliwość, ale to już inna bajka.
Dziś, na słowo „reforma” łapiemy się nerwowo za kabzę i inwentaryzujemy nasze przywileje, bo najpewniej to właśnie nam chcą coś zabrać. I jeśli mimo zgniłych jaj, poturbowanego plutonu interwencyjnego i dobrego wyniku w rzucie kostką brukową w okna budynków rządowych, ten uparty rząd przeprowadzi te cholerne reformy, oj, to my mu się odpłacimy. Dawni zwolennicy zostaną w domu, pozwalając wygrać politycznym oponentom, lub nawet aktywnie na nich głosując (nic bardziej Polaka nie pcha do czynu, jak świadomość „dowalenia komuś”). To są te piękne chwile, gdy wznosimy się ponad ideologiczne partykularyzmy.
Generalnie jednak, skrzętnie korzystamy z naszej wolności, pozwalając sobie na wyborczą olewkę. Gadka o obywatelskim obowiązku, bezpodstawnym krytykanctwie biernych, konieczności brania współodpowiedzialności z kraj… to albo śmieszy, albo irytuje.
Naturalnie to wszystko prawda. Jednak w erze Internetu, bigmaca i reklam proszków do prania, na naszą uwagę zasłuży tylko to, co :
a) kolorowe
b) ogólnie ładne, lub ekstremalnie brzydkie
c) sąsiad się wkurzy że my to mamy
d) nie trzeba po tym sprzątać
Obawiam się, że polityka, tudzież wybory, nie spełniają powyższych kryteriów jakościowych. (Dla tych, którzy sądzą, że jednak jest „ekstremalnie brzydka”, radzę poczekać aż „będzie u nas Ameryka” – wtedy się dowiemy co to „czarny PR” i podkładanie świni.)
Sami politycy powoli łapią o co chodzi – sprzedają się. Wpychają swoich liderów w fajne opakowania, faszerują lekkostrawną papką ideologiczną, nabłyszczają świetną opinią i „osiągnięciami”. W efekcie wygrywa ten najbardziej błyszczący.
Ironicznym, ale genialnym tego przykładem jest imć Kononowicz, który o dziwo zdobył ok. 1600 głosów, co przecież wydawało się niemożliwe. Zwrócił na siebie uwagę; oczarował publikę niepowtarzalnym stylem i naturalnością, nazywaną przez złośliwych „genetycznym jełopstwem”.
To samo przydałoby się podczas wyborów. Przecież przeciętny obywatel uwielbia kiełbasę wyborczą, fajerwerki, względnie jak się mu da, opcjonalnie, w ryja lub w łapę.
Dlatego proponuję:
a) wzorem Białorusi ustawiać szwedzkie stoły w lokalach wyborczych (to nie jest śmieszne – pomysł genialny i prosty)
b) sponsorowane koncerty gwiazd, ale tylko gdy frekwencja przekroczy 55%
c) kampanię medialną, pod hasłem-kluczem: „Nie bądź wieśniak durny – wrzućże głos do urny”.
Partiom politycznym zaś proponuję prowadzenie kampanii negatywnej, ale pod adresem wyborców. Jeśli wszelkie spoty będą w rodzaju „prezentujemy świątłą część Narodu, która chodzi do wyborów”, lub „nie będziemy dbać o interesy tych którzy zostają w TEN czas w domach – mamy ich gdzieś, tak jak oni gdzieś mają Polskę”…hmm..czy lokale wyborcze się nie zapełnią? Kto by chciał być tym „głupkiem i ignorantem”, który nie głosuje?
Chwilowo nie ma na to szans, ponieważ za to że ileś tam procent nie poszło głosować, kokietuje się ich, zamiast opieprzać ile sił... zamiast bluzgnąć jednemu z drugim – siedź w domu, w drugiej turze i tak nie chcemy żebyś na nas głosował, bo nie chcemy cię reprezentować. Efekt wszak byłby odrwotny, w imię naszego "a prawie nie!!" (względnie "co, JA nie dam rady?")
Niestety, Wyborcy zdają się być jak niektóre kobiety – zaczynają szanować, ba szaleć wręcz, za tym który dla odmiany ich nie adoruje, ale traktuje jak szmaty.
Dodany: 2007-09-05 00:06:53
Dodany: 2007-07-04 21:49:37
Dodany: 2007-07-04 21:47:25
Dodany: 2007-07-04 21:19:59
Dodany: 2007-06-25 04:50:00
Dodany: 2007-05-01 07:12:48
Dodany: 2007-04-27 23:39:26
Dodany: 2007-04-11 20:25:16
Dodany: 2006-12-11 18:42:40
Dodany: 2006-12-11 12:18:51
Dodany: 2006-12-01 00:36:57
Dodany: 2006-11-30 18:34:16