Wyboista "Droga do szczęścia"
Data: 2009-02-02 09:50:25Oryginalny tytuł – „Revolutionary Road” nawiązuje do ulicy, przy której mieszka młode małżeństwo z dwójką dzieci. On (Leonardo di Caprio) pracuje w wielkiej korporacji, zajmując się wspieraniem sprzedaży. Ona (Kate Winslet) samotnie prowadzi dom i opiekuje się dziećmi. Wydaje się, że mają wszystko – spory dom z ogródkiem, dobre zarobki, oszczędności, życzliwych przyjaciół i sąsiadów, oboje jednak czują się niespełnieni. Frank wprawdzie nienawidzi swojej pracy, jednak nie daje tego po sobie poznać – chimeryczna April jednak, która nie znajduje spełnienia w aktorstwie wciąż pragnie czegoś więcej, rozpoczynając gwałtowne kłótnie z mężem. Pewnego dnia namawia męża na przeprowadzkę do Paryża, gdzie ma na nich czekać nowe, lepsze życie. Ale czy możliwe jest natychmiastowe porzucenie dotychczasowego otoczenia, pozostawienie wszystkiego za sobą i odcięcie się od przeszłości? Czy wyprawa do Paryża może okazać się dla dwojga bohaterów „drogą do szczęścia”?
Film Sama Mendesa to obraz bardzo teatralny. Akcja niemal wyłącznie rozgrywa się w kilku wnętrzach – domu Wheelersów i miejscu pracy Franka. Wydarzenia toczą się powoli, a jednak mimo statyczności fabuły dramat ten ogląda się jak najlepszy thriller. Spora w tym zasługa obojga głównych aktorów – Winslet jako neurotyczna, ocierająca się o granicę szaleństwa April jest po prostu znakomita. Miejscami jest spokojna, zatraca się w szczęściu rodzinnym, miejscami zaś jej wybuchy złości powodują, że wydaje się kompletnie niezrównoważona. Nie ustępuje jej di Caprio – jego Frank jest człowiekiem spokojnym, dbającym o szczęście rodziny, jednak pod wpływem wybuchów żony często nie w potrafi się opanować. Awantury rozgrywające się na ekranie stanowią kulminację filmowego napięcia. Jednak następujące po nich chwile ciszy, podkreślone jeszcze brakiem ilustracji muzycznej zwiastują kolejne niepokojące wydarzenia.
Znakomita jest w „Drodze do szczęścia” scenografia doskonale oddająca ducha tamtych czasów oraz kostiumy Alberta Wolsky’ego. Ta sielanka amerykańskiego przedmieścia stoi w nieustającej opozycji wobec rozgrywającego się w estetycznych wnętrzach dramatu. Atmosfery dopełniają świetne zdjęcia – Roger Deakins z jednej strony potrafię ukazać urok Revolutionary Road, z drugiej – jego zdjęcia pustych pomieszczeń potrafią wywoływać niepokój.
Mendes stara się dać w swym filmie obraz amerykańskiej klasy średniej. W życiu niemal wszystkich bohaterów jego filmu dominuje pustka. Chociaż Frank i April żyją ze sobą, tak naprawdę nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie mają również kontaktu ze swoimi dziećmi, które – choć mieszkają z rodzicami – pozostają na ekranie niemal zupełnie niewidoczne, pojawiają się w kadrze na krótko chyba tylko w dwóch scenach. Dzieci, które powinny łączyć, ogniskować rodzinę są dla ich rodziców kompletnie nieważne – April traktuje je jak problem, o swojej córce mówiąc, że jest pomyłką. Tak naprawdę jednak pomyłką są April i Frank w życiowej roli rodziców. Kompletnie się w niej nie sprawdzają – są niedojrzali i myślą tylko o sobie. Podobny problem zresztą dotyczy również sąsiadów, którzy z pozoru życzliwie patrzą na decyzję Wheelerów o wyjeździe do Europy, ale tak naprawdę nie wierzą w powodzenie przedsięwzięcia, traktując młode małżeństwo jak niedojrzałych i niezrównoważonych szaleńców. Jedyną osobą, która rozumie postępowanie naszych bohaterów, jest wypuszczany ze szpitala psychiatrycznego na krótkie widzenia z rodziną syn zaprzyjaźnionej z Wheelerami pośredniczki nieruchomości – matematyk, którego elektrowstrząsy miały pozbawić szaleństwa, a pozbawiły zdolności matematycznych. John swoje zdanie wyraża otwarcie, bardzo bezpośrednio, jest pozbawiony zahamowań narzucanych przez zasady dobrego wychowania – jest przecież szaleńcem i ma po prostu prawo do mówienia prawdy. Początkowo więc doskonale dogaduje się z Wheelerami, wraz z nimi diagnozując bolączki amerykańskiej middle class. Gdy jednak Frank decyduje się zrezygnować z marzeń, a April, popadając w szaleństwo, niszczy życie rodzinne, nie waha się powiedzieć im wprost, co myśli o takim postępowaniu.
Wszystko to składa się na wizję bardzo pesymistyczną – Mendes bowiem udowadnia, że tak naprawdę niepotrzebny jest wielki kryzys ekonomiczny, utrata pracy, problemy finansowe, by szczęście rodzinne okazało się tylko ułudą, by droga do szczęścia zmieniła się w wiodącą do piekła równię pochyłą. Jego film nie krzepi – to po prostu obraz boleśnie prawdziwy. Widz cały czas chce wierzyć, że bohaterowie dojdą do porozumienia, w końcu odnajdą receptę na szczęście, jednak tak naprawdę od początku podświadomie czuje, że jest to niemożliwe. I mimo, że film ten nie daje nadziei, to jego realizm oraz znakomicie podtrzymywane napięcie sprawiają, że ogląda się go z zainteresowaniem do ostatniej sceny.
Film Sama Mendesa to obraz bardzo teatralny. Akcja niemal wyłącznie rozgrywa się w kilku wnętrzach – domu Wheelersów i miejscu pracy Franka. Wydarzenia toczą się powoli, a jednak mimo statyczności fabuły dramat ten ogląda się jak najlepszy thriller. Spora w tym zasługa obojga głównych aktorów – Winslet jako neurotyczna, ocierająca się o granicę szaleństwa April jest po prostu znakomita. Miejscami jest spokojna, zatraca się w szczęściu rodzinnym, miejscami zaś jej wybuchy złości powodują, że wydaje się kompletnie niezrównoważona. Nie ustępuje jej di Caprio – jego Frank jest człowiekiem spokojnym, dbającym o szczęście rodziny, jednak pod wpływem wybuchów żony często nie w potrafi się opanować. Awantury rozgrywające się na ekranie stanowią kulminację filmowego napięcia. Jednak następujące po nich chwile ciszy, podkreślone jeszcze brakiem ilustracji muzycznej zwiastują kolejne niepokojące wydarzenia.
Znakomita jest w „Drodze do szczęścia” scenografia doskonale oddająca ducha tamtych czasów oraz kostiumy Alberta Wolsky’ego. Ta sielanka amerykańskiego przedmieścia stoi w nieustającej opozycji wobec rozgrywającego się w estetycznych wnętrzach dramatu. Atmosfery dopełniają świetne zdjęcia – Roger Deakins z jednej strony potrafię ukazać urok Revolutionary Road, z drugiej – jego zdjęcia pustych pomieszczeń potrafią wywoływać niepokój.
Mendes stara się dać w swym filmie obraz amerykańskiej klasy średniej. W życiu niemal wszystkich bohaterów jego filmu dominuje pustka. Chociaż Frank i April żyją ze sobą, tak naprawdę nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie mają również kontaktu ze swoimi dziećmi, które – choć mieszkają z rodzicami – pozostają na ekranie niemal zupełnie niewidoczne, pojawiają się w kadrze na krótko chyba tylko w dwóch scenach. Dzieci, które powinny łączyć, ogniskować rodzinę są dla ich rodziców kompletnie nieważne – April traktuje je jak problem, o swojej córce mówiąc, że jest pomyłką. Tak naprawdę jednak pomyłką są April i Frank w życiowej roli rodziców. Kompletnie się w niej nie sprawdzają – są niedojrzali i myślą tylko o sobie. Podobny problem zresztą dotyczy również sąsiadów, którzy z pozoru życzliwie patrzą na decyzję Wheelerów o wyjeździe do Europy, ale tak naprawdę nie wierzą w powodzenie przedsięwzięcia, traktując młode małżeństwo jak niedojrzałych i niezrównoważonych szaleńców. Jedyną osobą, która rozumie postępowanie naszych bohaterów, jest wypuszczany ze szpitala psychiatrycznego na krótkie widzenia z rodziną syn zaprzyjaźnionej z Wheelerami pośredniczki nieruchomości – matematyk, którego elektrowstrząsy miały pozbawić szaleństwa, a pozbawiły zdolności matematycznych. John swoje zdanie wyraża otwarcie, bardzo bezpośrednio, jest pozbawiony zahamowań narzucanych przez zasady dobrego wychowania – jest przecież szaleńcem i ma po prostu prawo do mówienia prawdy. Początkowo więc doskonale dogaduje się z Wheelerami, wraz z nimi diagnozując bolączki amerykańskiej middle class. Gdy jednak Frank decyduje się zrezygnować z marzeń, a April, popadając w szaleństwo, niszczy życie rodzinne, nie waha się powiedzieć im wprost, co myśli o takim postępowaniu.
Wszystko to składa się na wizję bardzo pesymistyczną – Mendes bowiem udowadnia, że tak naprawdę niepotrzebny jest wielki kryzys ekonomiczny, utrata pracy, problemy finansowe, by szczęście rodzinne okazało się tylko ułudą, by droga do szczęścia zmieniła się w wiodącą do piekła równię pochyłą. Jego film nie krzepi – to po prostu obraz boleśnie prawdziwy. Widz cały czas chce wierzyć, że bohaterowie dojdą do porozumienia, w końcu odnajdą receptę na szczęście, jednak tak naprawdę od początku podświadomie czuje, że jest to niemożliwe. I mimo, że film ten nie daje nadziei, to jego realizm oraz znakomicie podtrzymywane napięcie sprawiają, że ogląda się go z zainteresowaniem do ostatniej sceny.
Dodany: 2016-10-16 01:05:34
Dodany: 2015-09-11 11:12:46
Dodany: 2014-01-27 16:59:20