- Wszystko jest teraz "post-jakieś". Rozmowa z Maurycym Nowakowskim
Data: 2016-04-21 11:33:10Trudny ten świat w Plagiacie. Nie ma żadnej świętości. Ludzie oszukują, kłamią, z patriotyzmu robią sobie puste żarty. Taka jest dzisiejsza Polska?
Taki jest ten wycinek Polski, który mnie w ostatnich latach najmocniej infekował i który postanowiłem przedstawić jako tło powieści. Dzisiejsza Polska przede wszystkim jest sfrustrowana powtarzalnością własnych błędów, za które jedna połowa Polaków obarcza drugą - i odwrotnie. Staram się dostrzegać świat w jak najszerszej perspektywie, ale mam wrażenie, że ten wycinek, o którym mówimy, jest cieniem przykrywającym w ostatniej dekadzie cały kraj. Może ktoś jeszcze sobie żyje w środku lasu w domku na kurzej łapce, żywi się jagodami i jest tyleż szczęśliwy, ile nieświadomy, ale obawiam się, że to margines. I nie jest to wcale dobre rozwiązanie. Nie lubię chowania głowy w piasek.
Na festiwalu w Pile spotkałem pana Janusza Wiśniewskiego, który, z tego co się zdążyłem zorientować, też raczej nie zwykł odwracać wzroku od problemów. Sporo mówił o tym, że choć mieszka w Niemczech, codziennie, na bieżąco śledzi dokładnie, co dzieje się w Polsce. W pewnym momencie powiedział, że lubi wiedzieć, bo wiedzieć jest sexy. A ja bym dodał, że wiedzieć jest nie tylko sexy ale też bezpiecznie. Wiedza i świadomość dają bezpieczeństwo, definiują wroga, określają odległość zagrożenia.
A wracając do sedna pytania: komunikaty, jakie otrzymujemy o dzisiejszej Polsce mówią między innymi, że socjaliści kradną i żerują na społeczeństwie, prawicowi kapitaliści wyzyskują, narodowcy to faszyści, politycy to oszuści, artyści to lewaki, feministki to idiotki, a księża to pedofile. Celowo ironizuję i przesadzam, ale jakby tak to wszystko podsumować, to świat nam się faktycznie troszeczkę zawalił. Nie ma idei, kierunku światopoglądowego, który nie byłby w tym momencie utaplany w błocie. Nie ma się na czym oprzeć, a człowiek potrzebuje fundamentów. Stąd ta frustracja, stąd ten trudny świat w Plagiacie.
A plagiat, jak rozumiem, nie dotyczy tylko sfałszowanej pracy naukowej? Żyjemy w plagiacie?
Nie dramatyzowałbym, ale faktycznie żyjemy w świecie, który nową i prawdziwie postępową ma już chyba tylko technologię. Reszta jest w dużym stopniu wariacją na temat tego co już było. Masowo i bezwstydnie naśladujemy trendy sprzed lat i wszystko jest teraz „post-jakieś”. Podrasowując stare style, mody i metody, próbujemy robić coś nowego.
Na pewno mocno zatarła się różnica między tym co twórcze, a tym co odtwórcze. To nie jest oczywiście plagiatorstwo, w Plagiacie dla wyrazistości historii przedstawiam jednak pewne ekstrema. Mam wrażenie, że kulturowo doszliśmy do jakiejś ściany, od której na razie możemy się tylko odbijać. Byłbym jednak hipokrytą, gdybym próbował się od tego odciąć. Też jestem częścią tego pokolenia twórców i mam świadomość, że pisząc kryminał, również wchodzę do świata gatunku, który został już dawno zbudowany, zdefiniowany i trudno tutaj coś nowego powiedzieć. To klatka niemalże całej popkultury. Filmu, literatury, muzyki… Swoją drogą, ciekaw jestem bardzo, jak się skończy proces wytoczony Led Zeppelin o rzekomy plagiat „Stairway to Heaven”. Może niebawem przyjdzie nam żyć w świecie, w którym jeden z najważniejszych rockowych hymnów okaże się plagiatem (śmiech).
Kolejny temat, współcześni dziennikarze. Czy w ogóle mamy niezależną prasę?
Wątpię. Ewentualnie tylko niszową, mało znaczącą. Wszystkie pisma o dużym zasięgu, które obserwuję, są tubami opcji politycznych i mam wrażenie, że już się z tym nawet nie kryją. Rozdarcie kraju nie ogranicza się tylko do dwóch partii, jak każde pęknięcie przechodzi przez kolejne warstwy, media są w tej hierarchii oczywiście bardzo wysoko. To one determinują nastroje społeczne. Media są zbyt wielką siłą, a władza zbyt poważną sprawą, żeby świat mógł pozwolić sobie dziś na niezależną prasę.
Pański bohater, dziennikarz Marcin Faron, to taki nieco superman z przypadku czy z konieczności. Nie lubi Pan Chandlerowskiego wzorca detektywa?
Nie uważam, żeby Faron był supermenem. To raczej normalny, na pierwszy rzut oka przeciętny młody facet. Wolę go pisać jako nieco niezdarnego, raczej zmuszanego niż skorego do ponadprzeciętnego wysiłku. To nie jest i nie miał być Rambo, zgniatający każdą przeszkodę dwoma palcami. Tam, gdzie się da, stawiam na wiarygodność. Faron ma pewien określony kręgosłup moralny, który rzeczywistość próbuje naginać czy wręcz łamać. Jeśli człowiek jest charakterny i przekorny, to w takich sytuacjach nawet w najprzeciętniejszym facecie może zbudzić się bohater, gotowy do zaprowadzenia pewnego upragnionego porządku przynajmniej we własnym najbliższym otoczeniu. Tego typu bohaterem jest Faron.
Chandlerowskiego detektywa lubię tylko czasami i też wyłącznie jako czytelnik. Jako twórca wychodzę z założenia, że pewne rozwiązania literackie zwyczajnie się wyczerpały, a bardzo nie lubię klisz. Kiedy zacząłem pisać powieści, założyłem sobie, że mają to być rzeczy współczesne, poza historią niosące pewien dokument czasów, obraz dzisiejszej rzeczywistości i współczesnego człowieka z jego atutami, słabościami, marzeniami, celami, „zboczeniami”. Nie interesuje mnie odtwarzanie minionych światów. Wbrew pozorom, lubię teraźniejszość. Nawet jeśli nie jest tu dziś miło, to na pewno jest cholernie ciekawie. A poniekąd Chandlerowskim typem jest mój detektyw Botan i to, co się z nim stało dosyć dobitnie pokazuje, co sądzę o Chandlerowskim detektywie w realiach XXI wieku (śmiech).
Wracamy do powieści. Którą uczelnię Pan sportretował (śmiech). No dobrze, państwową, czy prywatną?
Tak naprawdę to żadną konkretną. Plagiatowa Europejska Wyższa Szkoła Dziennikarstwa to trzy nałożone na siebie elementy: społeczne liceum ASSA do którego uczęszczałem, jedna z wrocławskich prywatnych uczelni, i, last but not least, moja wyobraźnia, której przy pisaniu beletrystyki zawsze daję pierwszeństwo. Procentowo: połowa tego obrazka to moje przeżycia w polskim systemie edukacyjnym, a połowa to praca wyobraźni. Zaznaczam, że w żadnej ze szkół nie spotkałem takiego bagna, jakie opisuję w Plagiacie. Szczególnie do lat spędzonych w ASSIE wracam z wielkim sentymentem. To były prawdziwie liberalne lata mojego życia (śmiech). Ta wolnościowa idea EWSDiK jest zaczerpnięta właśnie z ASSY.
Kobieta-rektor - czy to jest w ogóle możliwe? To jakby kobieta-prezydent. Sam pan w to nie wierzy, zrobił pan z Julii Dorobek karierowiczkę.
Eee tam, chyba nie mamy już takiego patriarchatu w tych sprawach, żeby wizja przedstawiona w Plagiacie była absolutnie niemożliwa (śmiech). Ostatni dwaj premierzy naszego kraju są kobietami, Angela Merkel, jeden z najważniejszych obecnie polityków na świecie, też jest kobietą… Sporo tych ważnych kobiet pojawiło się w ostatnich latach. Funkcje, które pełnią, zmuszają je do podejmowania walki w stylu, jaki dotychczas przypisywany był tylko mężczyznom. Myślę, że to też ciekawy aspekt stawiający tezę, że być może pewne potencjały zachowań nie są przypisane do płci, ale do funkcji, pozycji w społeczeństwie. Kobieta-żołnierz nie będzie zabijała delikatniej niż żołnierz-mężczyzna, kobieta-polityk nie kłamie ładniej od polityka-mężczyzny. A bycie karierowiczką, umówmy się, było jeszcze najmniejszym problemem Julii Dorobek (śmiech).
Wrocław chlubi się swoją tradycją łączenia środowisk, powojenny ośrodek spajający lwowskie i krakowskie elity. W Plagiacie jest drugie dno tej spójności. W rzeczywistości też zdarzają się rasistowskie wybryki. Czy zło tkwi w narodowcach?
Nie, zło tkwi w bezmyślnym ciągnięciu liny w ciemne narożniki światopoglądowych ekstremów. Tam, gdzie już nie ma przestrzeni do jakiegokolwiek dialogu. Ta nerwica, która teraz trawi Europę, wynika z tego, że ludzie muszą żyć w istnym szpagacie emocjonalno-moralno-prawnym i lada chwila coś trzaśnie. Liberałowie ciągną w swoją stronę, przełamując kolejne zasady konserwatywne, rodzą się nowe problemy i kwestie sporne, które z kolei powodują odwrót dużej grupy ludzi od idei liberalno-demokratycznej w stronę tęsknoty za światem prawicowo-konserwatywnym. Światem prostych, twardych zasad. Ma miejsce przeciąganie liny dwóch coraz bardziej skrajnych postaw. Ciągle jeszcze wierzę, że po obu stronach barykady są dobre chęci i światłe cele, ale zaczyna przerażać mnie fakt, że na przykład znaczenie słowa „wolność” tak mocno ostatnio ewoluuje i jest tak różnorodnie rozumiane. Któraś ze stron lada chwila się w swoich interpretacjach pomyli, ale żadna ze swojej inwazji nie będzie się już chciała wycofać. Zresztą społeczeństwo też jest już tak wytresowane, że pójdzie w przepaść za „swoimi”. Dziś już przeciętny Kowalski nie chce mieć świętego spokoju i żyć sobie bezkonfliktowo. Przeciętny Kowalski pragnie być żołnierzem którejś opcji, choćby tylko fejsbukowym szeregowcem. Ta gangrena zaatakowała już bardzo wysoko i lada rok nastąpi amputacja. Tylko jeszcze nie wiadomo, czy lewej, czy prawej nogi…
Czyli sądzi pan, że skończyła się era wojowników kanapowych, specjalistów w każdej dziedzinie, teoretyzujących przy piwie?
Wręcz przeciwnie. Teoretyzujący przy piwie może odchodzą do lamusa, ale ci wojujący na fejsie są dopiero na fali wznoszącej, a to ten sam gatunek, tylko dysponujący dużo bardziej infekującym narzędziem. Nie widzę w tym momencie możliwości zmiany tego trendu. Raczej będzie się on nasilał. Ludzie mają niewielki wpływ nawet na własne najbliższe otoczenie, a tu Internet na każdym kroku zachęca: „oceń, skomentuj, lubisz to czy może nie lubisz? Podziel się opinią!” I ta internetowa przestrzeń medialna, w której mogą się wykrzyczeć, z jednej strony jest gigantycznym wentylem bezpieczeństwa, przez który można spuścić trochę pary, ale jest też druga strona, bo to ma broń obosieczna, źródło wielu frustracji, nowe pole bitwy.
Pisze Pan o tym, o czym wszyscy mówią: dofinansowywanie Śląska, ciężkie miliony na stadion, niefortunne rozdawnictwo czy zaplanowana i realizowana koncepcja integracji ludzi we Wrocławiu? Nie pociągnął Pan tego wątku w Plagiacie. Ucieczka od schematu narodowcy-kibice-zadymy czy coś więcej?
Nie pociągnąłem, bo Plagiat jest jednak przede wszystkim kryminałem i nie chciałem odciągać zanadto uwagi czytelnika od intrygi. Natomiast nie ukrywam, że denerwuje mnie bezmyślne rozdawnictwo państwowych pieniędzy. Kibicuję wrocławskim piłkarzom odkąd pamiętam, spory kawał dzieciństwa spędziłem na stadionie przy Oporowskiej, ale to naprawdę niewiarygodne, ile pieniędzy miasto wydało na utrzymywanie klubu, budowę i utrzymanie stadionu, który ciągle - z tego, co wiem - generuje straty. To niepojęte, żeby przeciętny, ledwie wiążący koniec z końcem, zmagający się z kredytem Polak przymusowo składał się przez całe lata na setki tysięcy złotych pensji dla lokalnych piłkarzy… Takie rzeczy to chyba tylko we Wrocławiu (śmiech). I my z tym żyjemy już blisko dekadę… Cierpliwym narodem jesteśmy! Oj, cierpliwym…
Smutny jest świat w Pańskiej powieści. Nikt nie ma tu poczucia humoru. Nie pora na błaznowanie?
Nie zgadzam się, nie jestem smutasem, który się tylko rozgląda po świecie w poszukiwaniu kolejnych tragedii i problemów, zapewniam. Po pierwsze, pewna elementarna sprawiedliwość jest ważniejsza od poczucia humoru, a po drugie zawsze dbam o to, żeby trochę tego poczucia humoru jednak było… Choć może faktycznie zwykle jest to śmiech przez łzy. Cóż, kryminał to nie komedia obyczajowa. Nie mam błazeńskiej osobowości, nie noszę w sobie komika, ani klauna… Poza tym mamy już tyłu błaznów wokół i jakoś to nie poprawia ogólnej sytuacji (śmiech).
Pisze Pan kolejną powieść?
Dosłownie trzy dni temu postawiłem ostatnią kropkę roboczej wersji biografii zespołu Riverside, nad którą pracowałem ostatnie dwa lata. Przede mną proces autoryzacji, pewnie jeszcze troszkę poprawek, szlifów. W pierwszej dekadzie maja wszystko powinno być ostatecznie gotowe. Robię krótki urlop i jeszcze przed wakacjami siadam do kolejnej powieści. Konspekt mam gotowy, muszę tylko dopieścić szczegóły i zaczynam. To jest ten moment, kiedy już powoli ekscytuję się nową historią i już mnie trochę pogania, żeby ją opowiedzieć, opisać. Ale nie chcę tego na siłę przyspieszać. Wychodzę z założenia, że każda kolejna książka musi być choć odrobinę lepsza od poprzedniej. Żeby tak było, potrzebuję kilku miesięcy spokoju, wyciszenia, pozostania z tą historią i tymi postaciami sam na sam. Rzecz będzie solidnie rozbudowana, intryga złożona, sporo aktywnych postaci o bogatej charakterystyce, przestrzeni emocjonalnej. Dlatego po raz pierwszy przed właściwą pracą piszę osobne opowiadania o każdym bohaterze. Na własny użytek, do szuflady. Dzięki temu poznam się z bohaterami bardzo blisko i najlepiej jak to możliwe, jeszcze przed rozpoczęciem pisania powieści. Zawsze dążyłem do tego, żeby na kartach powieści mieć ludzi, a nie płaskie odbitki. W Przekręcie i Plagiacie już było chyba nieźle pod tym względem, a teraz musi być jeszcze lepiej, wiarygodniej, ma być skóra, krew i pot, żywy człowiek, a nie tylko literki. Żeby w książce pokazać śmierć, najpierw trzeba umieć pokazać życie.
Dodany: 2016-04-25 23:22:11
Dodany: 2016-04-21 11:49:17