Wszyscy kłamią czyli jak rozpoznać kłamcę? Rozmowa z Jarosławem Świątkiem
Data: 2012-07-23 14:04:17J.G.: Statystyka mówi o tym, że każdy z nas kłamie dwa razy dziennie, badania wykazują też, że już w trakcie 10 minut rozmowy co piąta osoba dopuszcza się kłamstwa. Ten obraz jest dość pesymistyczny. Czy sytuacja rzeczywiście tak wygląda? Czy wszyscy kłamiemy?
J.Ś.: Tak. Kłamiemy jak najęci. Niezależnie od tego, jaką pozycję społeczną zajmujemy, czy jesteśmy kobietami czy mężczyznami, dziećmi, osobami starszymi, przyjaciółmi czy małżonkami. Jednak kłamstwo kłamstwu nierówne. Czym innym jest kłamstwo w celu uniknięcia odpowiedzialności za potrącenie rowerzysty pojazdem dwuśladowym, a czym innym kłamstwo w obronie czyichś uczuć, czci czy zdrowia, a nawet życia.
J.G.: Skoro już wiemy, że kłamiemy, to nie można nie zadać pytania: dlaczego to robimy?
J.Ś.: Właśnie. Chciałbym nieco usprawiedliwić „kłamczuszków”. Kłamstwo automatycznie kojarzy nam się z czymś złym, niewłaściwym. Tymczasem okazuje się, że kłamstwo jest bardzo ważnym spoiwem naszego życia społecznego i relacji z innymi ludźmi. Badania dowodzą, że ludzie, którzy są prostolinijni i zawsze mówią to, co myślą, mają znacznie mniej przyjaciół i znajomych od tych, którzy potrafią oszukać innych. Dotyczy to jednak przede wszystkim tzw. „białych kłamstw”, a więc kłamstw, które mają na celu między innymi poprawę samopoczucia osób okłamywanych. Chodzi tu o kłamstwa typu: „Ależ Ty wspaniale gotujesz!”, „Oczywiście, że kiedyś pójdę z Tobą do opery!” itp. Białych kłamstw używamy także na przykład kiedy w trosce o zdrowie naszych dziadków ukrywamy przed nimi informację o śmierci kogoś z rodziny, by nasi krewni sami nie dostali zawału czy wylewu, albo kiedy mówimy dziecku, że Święty Mikołaj przyniesie mu prezent pod choinkę.
J.G.: W swojej książce Wszyscy kłamią demaskuje Pan Nixona, kłamiącego podczas wywiadu z Frostem, czy też Jarosława Kaczyńskiego, który oszukiwał w trakcie kampanii prezydenckiej. Wskazuje Pan na gesty czy mikroekspresje będące przesłankami, mogącymi świadczyć o kłamstwie. Na co musimy zwracać uwagę w kontaktach z innymi i czy można – nawet nie będąc psychologiem – poznać, że ktoś kłamie?
J.Ś.: Rozpoznawanie kłamstwa nie powinno leżeć jedynie w gestii psychologów. Znacznie bardziej taka umiejętność jest potrzebna na przykład funkcjonariuszom służb specjalnych, porządkowych czy reprezentantom wymiaru sprawiedliwości. Praktycznie każdy jest w stanie po odpowiednim przeszkoleniu rozpoznawać, kiedy ktoś nas próbuje oszukać. Podstawową rzeczą, którą wszyscy możemy zaobserwować w rozmowie z drugim człowiekiem, jest stosunek ilustratorów do manipulatorów. Ilustratory to gesty obrazujące. Towarzyszą nam one zazwyczaj podczas wypowiadania różnych kwestii. Gdy ktoś używa ilustratorów, mówimy o nim, że bardzo „przeżywa”, bo macha rękami jak najęty. Ilustratory przychodzą nam zupełnie naturalnie i spontanicznie. Kiedy ich liczba maleje, a zamiast nich dotykamy ręką ucha, nosa, karku czy – ogólnie – twarzy, to wówczas jest to znak, że chcemy coś ukryć przed światem. To są tak zwane manipulatory. Świadczą one o przeżywanych aktualnie negatywnych emocjach. Emocje te związane są z tym, że chcemy kogoś okłamać.
Innym ważnym wskaźnikiem kłamstwa jest nasza mimika. Jeśli ktoś mówi, że się cieszy, ale na jego twarzy nie widać oznak radości lub gdy demonstruje nam teatralnie swoją złość, która trwa kilkanaście minut, to możemy być pewni, że kłamie. Emocje to gotowe „programy działania”, które trwają od kilkudziesięciu milisekund do kilkuset sekund. Towarzyszą im zmiany w organizmie, które są widoczne m.in. na naszych twarzach. Jeżeli na twarzy nie ma oznak jakiejś emocji, która powinna się pojawić w związku z opisywanym wydarzeniem, lub jeśli ekspresja trwa dłużej niż kilkadziesiąt sekund, mamy do czynienia z kłamstwem.
J.G.: Jak obronić się przed kłamstwem? Czy dowodzić go bezpośrednio w rozmowie z kłamcą, czy raczej utrzymywać kłamcę w przeświadczeniu, że wierzymy w jego słowa?
J.Ś.: Nie każde kłamstwo należy demaskować. Białe kłamstwa nie powstają na gruncie złych intencji, więc ich demaskowanie może nam przysporzyć więcej problemów niż korzyści. Ludzie mogą przestać chcieć przebywać w naszym towarzystwie, bo nie doceniamy tego, że zachowują się zgodnie z protokołem normatywnym. Natomiast w sytuacjach, gdy ktoś coś przed nami ukrywa, wprowadza nas w błąd, powinniśmy być czujni i uważnie obserwować twarz kłamcy. Kiedy zobaczymy oznaki kłamstwa, spróbujmy zaobserwować, czy powtórzą się one przy tym samym temacie, a jeśli tak się stanie, pozostaje nam albo wprost oznajmić, że na takiej czy innej podstawie wiemy, iż nasz rozmówca kłamie, albo zastosować taktyki insynuacji, scenariusza generalnego czy specyficznego, lub wabika, by przyłapać go na gorącym uczynku – tak, że sam się przyzna. O taktykach tych więcej piszę w swojej książce.
J.G.: Pisze Pan, że „polityka to bardzo specyficzna sfera, jeśli chodzi o kłamstwo”. Czy zatem wszyscy politycy kłamią? Czy w polskim rządzie mógłby Pan wskazać choć jedną postać, która nie posuwa się do tego nawet w imię wyższego dobra?
J.Ś.: Nie tylko politycy, ale i cały gatunek homo sapiens kłamie. Politycy nie są wyjątkiem, natomiast w ich zawodzie gra pozorów jest jeszcze ważniejsza niż w normalnym życiu. Język dyplomacji to prototypowy język osób, które coś ukrywają. Jest zdystansowany, pełen ogólnych sformułowań, bardzo poprawny. Gdy używa się go cały czas, ciężko jest stwierdzić, co jest prawdą w takiej wypowiedzi, a co nie. Nie mamy baseline – stanu, w którym człowiek mówi ponad wszelką wątpliwość prawdę, dzięki któremu możemy ustalić, jak wygląda, kiedy nie kłamie, co pomogłoby nam dostrzec to, kiedy oszukuje. W polskim rządzie nie jestem w stanie wskazać postaci, która nie kłamie nawet w imię wyższego dobra.
J.G.: Georg Christoph Lichtenberg twierdził, że „najniebezpieczniejsze kłamstwa to prawdy nieco zniekształcone”. Czy takie kłamstwa trudniej jest wykryć?
J.Ś.: To, o czym mówił Lichtenberg, można nazwać potocznie „koloryzowaniem”. Kiedy ktoś opowiada nam historię ze swojego życia i dodaje różne faktoidy, które nie miały miejsca, ale które na przykład stawiają tą osobę w lepszym świetle, mówimy, że koloryzuje. Zdarza się, że koloryzowania nie jest trudno dostrzec, często towarzyszą mu te same symptomy, co cięższym kłamstwom. Nie dzieje się tak jednak zawsze. Przede wszystkim: koloryzowanie nie wzbudza w nas silnych emocji, które zwiększają prawdopodobieństwo „przecieku” na naszej twarzy w postaci mikroekspresji lub subekspresji. Kłamstwo najlepiej demaskuje się w sytuacji, gdy jego waga idzie o dużą stawkę – na przykład gdy ktoś kłamie, żeby uniknąć odpowiedzialności karnej za popełnienie przestępstwa. Stawka jest wysoka i łatwiej jest wytropić kłamstwo. Koloryzowanie ma bardzo niską stawkę i trudniej jest je dostrzec. W tym sensie Lichtenberg miał rację.
J.G.: Dlaczego kłamstwo jest tak powszechne, skoro je potępiamy?
J.Ś.: Kłamstwo jest po prostu prostsze. Powiedzenie prawdy niejednokrotnie jest trudniejsze ze względu na konsekwencje w postaci czy to niezrozumienia, dlaczego coś może nam się na przykład nie podobać, czy to w postaci przyjęcia odpowiedzialności za popełniony przez nas czyn. Ludzie potępiają kłamstwo, ale nie byliby w stanie bez niego żyć. Jeśli ktoś nie wierzy, zachęcam do obejrzenia filmu „Invention of Lying”. Mamy w nim świat, w którym wszyscy mówią prawdę. Od razu na początku randki kobieta mówi, że mężczyzna jej się nie podoba, ale może jego szanse wzrosną w trakcie rozmowy. Mężczyzna mówi kobiecie, że ma jedynie ochotę na seks, a potem ją zostawi. Jest tu też wiele innych przypadków, które przyprawiają o konsternację. Wątpię, by ktokolwiek chciał żyć w takim świecie – świecie pozbawionym kłamstwa.
J.G.: Ponoć osoby ufające innym lepiej wykrywają kłamstwa niż ludzie stosujący zasadę ograniczonego zaufania. Czy nie powinno być odwrotnie?
J.Ś.: Osoby stosujące zasadę ograniczonego zaufania są narażone na tzw. „fałszywe alarmy” – czyli sytuacje, w których ktoś nie kłamie, ale sądzimy, że to robi i oskarżamy go bezpodstawnie. Takie osoby są przesadnie podejrzliwe i dostrzegają wszędzie nieuczciwość – nawet tam gdzie jej nie ma. Osoby ufające innym są zwolnione z tego zniekształcenia rzeczywistości i znacznie szybciej dostrzegą, gdy coś jest nietypowe w zachowaniu innej osoby. Mimo to, bez wiedzy i przeszkolenia, zarówno jedni, jak i drudzy wykrywają kłamstwo na poziomie niemal losowym – czyli bardzo kiepsko im to idzie. Lepsi jesteśmy w kłamaniu niż w wykrywaniu kłamstwa.
J.G.: Jest Pan redaktorem naczelnym i współtwórcą portalu Psychologia-Społeczna.pl oraz redaktorem merytorycznym portalu Psychologia-Biznesu.pl. Czy zauważa Pan stopniowe zwiększanie się zainteresowania ludzi psychologią? Rośnie świadomość ludzi, ich znajomość zachowań społecznych, czy jednak pociąga to za sobą rozwój zdolności manipulowania innymi?
J.Ś.: Tak, psychologia cieszy się sporym zainteresowaniem, bo dotyczy najważniejszych dla nas osób we wszechświecie – nas samych. Każdy chce więc wiedzieć, dlaczego ludzie zachowują się w określony sposób w określonych sytuacjach. Coraz więcej osób także popularyzuje wiedzę psychologiczną i dzięki temu społeczeństwo może się więcej dowiedzieć na temat tej nauki i jej odkryć. Manipulowanie mamy w genach i mniej lub bardziej udolnie próbujemy wpływać na innych w taki sposób, by spełniali nasze pragnienia i podzielali nasz pogląd na świat. Świadome manipulowanie z wykorzystaniem technik wpływu społecznego nie jest jednak wcale takie łatwe, trzeba bowiem znacznie więcej wysiłku poznawczego w nie włożyć. Toteż nie pociąga to za sobą rozwoju zdolności manipulacji. Ponadto psychologia, ucząc, jakie są techniki manipulacji, daje zarówno narzędzia do jej stosowania, jak i do przeciwdziałania, toteż jest to jak równanie, w którym obie strony musimy pomnożyć przez zero – efekt po prostu się zniesie.
J.G.: Czy zatem jesteśmy coraz bardziej zakłamani?
J.Ś.: Nie bardziej, niż byliśmy w przeszłości. Kłamiemy cały czas tak samo, tylko może na coraz to różniejsze tematy i za pomocą coraz bardziej różnorodnych nowinek technicznych.