Siedzę na gałęzi i śpiewam
Data: 2018-07-26 13:51:20- Każdego, kto ma ochotę nakładać na rzeczywistość grubą ideologiczną interpretację, moje opowiadania mogą zdenerwować. Jedna ze znajomych o bardzo zdecydowanych przekonaniach odebrała pewne fragmenty jako satyrę właśnie. Tylko że to nie jest satyra – mówi Wojciech Pieniążek, autor książki To, co zostaje.
Ważny dzień mamy dzisiaj, a musi być znaczące, że akurat rozmawiamy; wszystkiego dobrego z okazji urodzin.
Dziękuję, a jest to faktycznie okazja, by spojrzeć za siebie i podsumować te pięćdziesiąt sześć lat. Gdybym chciał się zastanowić na przykład, jak to się stało, że debiutuję dopiero teraz, to musiałbym powiedzieć, że to przede wszystkim konsekwencja jakiegoś poczucia mocy, wysokich wymagań wobec siebie – z jednej strony, a z drugiej – braku satysfakcji z poziomu tego, co pisałem. Bo faktycznie dużo pisałem w wieku młodzieńczym, potem przestałem w poczuciu, że to, co robię, nie jest wystarczająco dobre w stosunku do ambicji i świadomości, że potrafię lepiej. I dopiero grubo po czterdziestce zabrałem się za to znów. To był moment, kiedy wydało mi się, że zapanowałem w pełni nad własnym życiem. Tak, była w tym równoczesność – zapanowałem nad życiem i nad warsztatem.
Dlaczego człowiek sięga po pióro, dlaczego pisze?
A dlaczego Bóg stworzył świat?
To potrzeba boskości w człowieku?
Kabaliści odpowiedzieli poniekąd na to pytanie. Jeśli Bóg to nic, to jak to nic może swoją chwałę głosić, w ogóle uświadomić sobie, że jest, jeśli nie wobec jakiegoś coś? Dlatego w pewnym momencie robi wdech, robi się miejsce na owo coś, i świat zaczyna istnieć. Z drugiej strony możemy powiedzieć, że nie bez powodu w Księdze Genesis znalazł się opis Adama, którego Bóg zachęca do nadawania imion stworzonym bytom. Najwyraźniej potrzebował partnera w tym dziele stworzenia; wtedy zaczęła się rozmowa o dziele, trzeba było to wszystko opowiedzieć. I to jest już ludzkie zadanie.
Przekładając to na język bardziej zrozumiały, bo kod kabalistyczny będzie taki nie dla każdego, możemy powiedzieć, że pisarz tworzy ku własnej chwale?
Może niekoniecznie ku własnej, ale jest pewnie jakiś element chwały w sensie uświadomienie sobie własnego istnienia; poprzez swoistą schizofrenię, nawiązanie rozmowy z samym sobą. Bo w momencie, kiedy pada pierwsze, drugie, trzecie słowo, to już to przestaje być część ja, staje się bytem odrębnym, co więcej, ten byt-słowo wchodzi w relację z każdym, kto może je przeczytać.
Ten, kto czyta, nakłada na to swoją wiedzę, swoje potrzeby, własne kategorie - filozoficzne, społeczne, religijne. I ocenia się pisarza za wygenerowane z jego dzieła poglądy – jego-niejego?
Ale gdybym miał wystapić w roli interpretatora własnego działa, to powiedziałbym jak kopista Bartleby „wolałbym nie”. Każde pytanie, które miałoby paść, unieważniałbym tym „wolałbym nie”. Dla mnie ciekawe byłoby zobaczyć, co inni moją do opowiedzenia w związku z moim tekstem.
Na razie nie zmuszam Pana do autointerpretacji.
To dobrze. Bo kiedy ja biorę książkę, to najmniej mnie interesuje pisarska intencja, interesuje mnie, jakim to jest napisane językiem, czy to we mnie coś budzi bądź nie budzi, czy mi daje do myślenia, czy daje mi cokolwiek, dokłada do pieca czy nie dokłada. Przeprowadzam z reguły test pierwszej strony – czy test pierwszych dziesięciu stron – i wiem, czy mi się chce tę książkę dalej czytać, czy nie.
Na co Pan zwraca uwagę języku?
Na sam język. Przecież to jest jedyna rzeczywistość, która jest nam dana. Rodzimy się, przez jakiś czas otacza nas świat, z którym nie wiemy kompletnie, co robić. I nagle dziwny pstryk, i przechodzimy ze świata doznań bezpośrednich do świata języka. Świat doznań przestaje istnieć.
To, że Pan nazywa zjawiska, nie znaczy, że Pan ich nie odbiera bezpośrednio – przez zmysły, intuicję. Wyobraźnią Pan się podpiera.
Zmysły, dotyk, świat wrażeń, ale opowiedziane językiem.
Ale to, że Pan wypowiada, nie znaczy, że Pan nie czuje. To nie istnieje równolegle?
Język jest czymś, co nas odróżnia od reszty świata. Nikt nie wmówi mi, że mój pies nie ma emocji i świadomości; wszystko, co wchodzi w relacje z czymś innym, czuje coś, ma jakiś sposób nawiązywania tej relacji. Ale mój pies nie opowie, nie zinterpretuje swoich emocji. Mnie potrafi je przekazać, ale nie ma w głowie matrycy, która wszystko, co do niego przypływa, pozwala sobie układać. Brodzki mówił, że język jest mądrzejszy od człowieka, on prowadzi, trzeba go słuchać. Jedyną przewagą dostępną człowiekowi jest to, że może istnieć w języku. Ale jest to swego rodzaju więzienie. Klatka. My z tej klatki nie potrafimy się wyrwać. Różni mistycy wymyślają sposoby wyjścia z tej klatki, a nawet niektórzy pewnie z niej rzeczywiście wychodzą, ale kiedy przestają być poza nią i chcą to własne doświadczenie bycia poza przekazać, muszą wrócić do języka, dokładają nową górę słów.
Co Pan widzi w języku autorów, których Pan czyta?
Wróćmy może do tej próby pierwszej strony... Jeśli widzę trzy- cztery ewidentne kalki językowe (np. dyszy nienawiścią – zgroza) czy innych sformułowań, które same spływają, to wiem, że ten człowiek zmagać się z językiem nie chce. On tych prętów klatki nie ma ochoty rozginać. A pisanie polega albo na rozginaniu tych prętów, albo dorobieniu klucza, aby uwolnić się od języka.
Na co jeszcze Pan zwraca uwagę na tej pierwszej stronie?
Jeśli unika klisz, jeśli użera się z językiem, to ważne są obrazy. Co ma w głowie, jak mi chce coś zobrazować, jak mi daje do myślenia, do czego się we mnie odwołuje.
Pan potrafi zaakceptować różne języki literatury?Jakie typy Pan rozróżnia?
Języków jest mnóstwo, niekończoność. Dla mnie mistrzostwem świata w próbie metafizycznego rozbioru rzeczywistości jest Płatonow, podziwiam, w jaki sposób Płatonow niszczy język, choć to kompletnie nie wychodzi w przekładach, a przynajmniej nieczęsto. „Dół” w tłumaczeniu Drawicza jest przede wszystkim satyrą, kpiną z nowomowy, ale już u Pomorskiego jest to taki dół, że człowiek po przeczytaniu, jeśli ma strych, ma ochotę pójść na ten strych i się powiesić. Znam tekst po rosyjsku, czytałem, połowy nie rozumiejąc, słucham też często na audiobooku i zdecydowanie zgadzam się z Pomorskim. Mistrzowstwem wcześniejszym, też przeważnie gubionym pod machą satyryczności, bo w tym pisaniu - moim zdaniem – nie ma żadnej satyry, tylko apokalipsa, jest Gogol. Powieść o diable, który chodzi po świecie. Z jednego obrazu, jednego zdania, jednego słowa Gogol wyprowadza następne tak, że obrazy, zdania, słowa - jak te babuiny w „Imieniu Róży” - łapią się za ogony. W jakimś sensie ja sam tak myślę i tak piszę – u mnie też jest tak, że dygresja zaczepia się o dygresję, mówię o trzech rzeczach naraz, tworzę cały czas poemat dygresyjny. Prowadzę trzy wątki i próbuję je uzgodnić.
Każda z historii w Pana książce napisana jest innym językiem.
Tak, bo język musi stawać się tożsamy z sytuacją, z historią. Dopóki historia nie znajdzie własnego języka, nie może zostać opowiedziana.
Przez kontrast język każdego z opowiadań staje się wyrazistszy?
Można tak powiedzieć. Pierwsze opowiadanie ma oddech iwaszkiewiczowski, ale ja tego języka nie biorę za swój, tam dochodzi cały czas do jego zdekonstruowania. Choć okoliczności – obraz, sytuacja – są iwaszkiewiczowskie: plebania, ksiądz, młoda żona, stary mąż, młody oficer. Drugie opowiadanie – to gra z własnymi skłonnościami do abstracji, z własnymi skłonnościami do zabawy językiem, z rozmaitym śmieciem we własnej głowie, z doświadczeniem życiowym. Tam są żywi ludzie, którzy też zostali przekształceni, więc nie powinni się w tym rozpoznać.
Nie boi się Pan, że - zwłaszcza tym drugim opowiadaniem - zdenerwuje feministki?
Każdego, kto ma ochotę nakładać na rzeczywistość grubą ideologiczną interpretację, moje opowiadania mogą zdenerwować. Jedna ze znajomych o bardzo zdecydowanych przekonaniach odebrała pewne fragmenty jako satyrę właśnie. Tylko że to nie jest satyra. Gdybym to ja miał sformułować jakąś interpretację – zawieszając na chwilę to „wolałbym nie” - to musiałbym powiedzieć: „Nie, to nie są żadne złośliwości pod adresem feministek”. Ta opowieść jest autokompromitacją mężczyzny.
Ciąg dalszy rozmowy znajdziecie tutaj
Dodany: 2018-10-30 11:51:24
Może się skuszę.
Dodany: 2018-07-26 15:55:24
Najlepszego urodzinowego dla pana Wojciecha!
Dodany: 2018-07-26 14:36:34
Chyba za ciężki klimat na wakacje...