Wkrótce wszyscy będziemy szaleni! Rozmowa z Krystianem Głuszko
Data: 2012-02-22 23:11:50Justyna Gul: Czas nie goi ran. Najpierw pozwala nam przyzwyczaić się, zabliźnić, a później pozwala żyć z tymi ranami - tak pisał Janusz Leon Wiśniewski. Zgadza się Pan z tymi słowami?
Krystian Głuszko: Myślę, że zależy od rodzaju „rany”, od przyczyny jej powstania, a najbardziej – od człowieka, który ją nosi. Każdy z nas inaczej znosi ból, na swój własny sposób radzi sobie zarówno z nim, jak i z jego skutkami w przyszłości. Są osoby, które leczą rany w zły sposób i wtedy te rany nie chcą się goić.
J.G.: Pisze Pan, że już zawsze pozostanie kimś innym od reszty, a my nigdy nie zobaczymy świata tak, jak widzi go Pan. „Inny” – znaczy: „gorszy”?
K.G.: Na to pytanie nigdy nie będę w stanie w pełni odpowiedzieć. Mam inny umysł od zawsze. Mój mózg już w łonie mojej mamy inaczej się ukształtował. Znam tylko swój własny świat, na który patrzę zza szyby spektrum autyzmu. Świat osób z drugiej strony tej szyby jest mi obcy. Powoli uczę się na niego patrzeć ze zrozumieniem – muszę, by jakoś żyć i funkcjonować w społeczeństwie. Zazdroszczę innym tego, że nie czują bólu, który mi zadają niektóre dźwięki, tego, że mogą czuć się swobodnie w większej grupie… Zazdroszczę też wielu innych rzeczy. Jednak mój świat nie jest wypełniony jedynie bólem. Zauważam szczegóły, na które inni nie zwracają uwagi, a niektóre z nich mają w sobie sporo piękna. Nie wiem, czy świat ten jest gorszy, czy też lepszy. Na pewno jest zupełnie inny.
J.G.: Publikację Spektrum poprzedziły wiersze – jest Pan autorem tomiku Śmierć wiosny. Czy proza jest naturalnym dopełnieniem Pana poezji? Czy pozycje te są w pewien sposób powiązane ze sobą?
K.G.: Są powiązane do granic możliwości. Każdy wiersz wyraża moje emocje, które z kolei są opisane prozą w mojej biografii. Zarówno poezję, jak i prozę piszą uczucia, które wywoływały jakieś sytuacje, moje dłonie są jedynie narzędziem utrwalającym je na papierze.
J.G.: W Spektrum w swoją historie wprowadza Pan czytelnika stopniowo, ale sam wstęp – opis wstrząsających praktyk, stosowanych wobec chorych psychicznie, wstrząsa do głębi. Czy to celowy zabieg? Czy starał się Pan zwrócić uwagę Polski na to, co dzieje się w szpitalach psychiatrycznych?
K.G.: Tak, wprowadzenie jest celowe. Domyślam się, że większość z czytelników nie zdawała sobie sprawy przed lekturą mojej książki z tego, jak wyglądają szpitale psychiatryczne, co muszą znosić ludzie w nich zamknięci. Zauważyłem jednak podczas ostatniego pobytu w klinice, że dużo się w nich zmieniło od czasu moich poprzednich wizyt. Na szczęście – na dobre...
J.G.: Spektrum to swego rodzaju oswajanie się z cierpieniem? Rodzaj katharsis?
K.G.: Spektrum jest kawałkiem mojej duszy, jej częścią, która mieści w sobie cierpienie, nie pozwalając mu opanować mojego życia w całości. To tak, jakbym zamknął niebezpieczne wspomnienia i ból, z którym idą w parze w klatce, która ma etykietkę „Spektrum”. Nie oswaja mnie z cierpieniem, lecz je ode mnie izoluje.
J.G.: Skąd pomysł na publikację tak osobistych materiałów? Nie obawiał się Pan obnażyć do tego stopnia przed czytelnikami?
K.G.: Przyznam, że bardzo się tego obawiałem. Początkowo książka miała ukazać się pod pseudonimem literackim. W ostatniej chwili, gdy okładka była już prawie gotowa, zmieniłem zdanie i podpisałem aneks do umowy wydawniczej, który dotyczył zmiany na moje prawdziwe imię i nazwisko. W końcu to nie Igor, którego sobie wymyśliłem, lecz Krystian, którym jestem, napisał swoją biografię. Mieszkam w małym miasteczku, gdzie są inne realia niż w większych miastach. Tutaj ciężko jest mieć tajemnice i uniknąć plotek, z czego wynika fakt, że byłem w pewien sposób obnażony już kilkanaście lat temu. Spektrum stało się jedynie potwierdzeniem lub zaprzeczeniem różnych teorii na mój temat. Poza tym, ukrywając swoje prawdziwe „ja”, umarłbym niemy. A mam przecież głos.
J.G.: Jaki jest obraz chorego w społeczeństwie? Spotkał się Pan z odrzuceniem? Ze społecznym ostracyzmem?
K.G.: Wydaje mi się, że większość społeczeństwa boi się terminów „psychiatra”, „choroba psychiczna” i innych, związanych z nieznanymi tematami. Ja zawsze się izolowałem, dopuszczałem do siebie góra jedną osobę jednocześnie. Mimo tego, że za moimi plecami pojawiały się przeróżne komentarze na mój temat, nikt nie odważył się powiedzieć wprost, jak mnie odbiera. Obecnie osoba chora psychicznie nie jest śmieszna, lecz ciekawa. Kilkanaście lat temu spotykałem się z pewnego rodzaju odrzuceniem, teraz moje zaburzenia stały się dla innych ciekawe. Ludzie chcą poznać nieznany im świat i to jest pozytywna zmiana nastawienia społeczeństwa do samych chorych. Chorych jest coraz więcej. Dzisiaj każde odchylenie od norm wyznaczonych przez społeczeństwo staje się oznaką szaleństwa. Kiedyś byliśmy po prostu smutni, dzisiaj mamy depresję, kiedyś baliśmy się różnych rzeczy – to jest w ludzkiej naturze – ale dzisiaj nazywamy to „fobią”. Biorąc pod uwagę powstające z dnia na dzień kolejne „etykietki” przypisywane przez specjalistów nałogowo coraz większej części społeczeństwa, wychodzę z założenia, że wkrótce wszyscy będziemy szaleni lub po prostu staniemy się „nosicielami” etykietek psychologicznych.
J.G.: Obecnie dysponujemy wieloma lekami na depresję, schizofrenię, a jednak w ludziach tkwi pierwotna obawa przed kontaktami z chorą osobą. Czy może to wynikać z braku informacji o tych chorobach? Czy myśli Pan, że Pana książka ma szansę przełamać społeczne tabu i zmienić przekonanie, że osoba cierpiąca na depresję czy schizofrenię równa się „wariat”?
K.G.: Mam ogromną nadzieję, że książka uświadomi wielu ludziom jak jest naprawdę. W ostatnich latach wiele się zmieniło. Spektrum poza historią ma w sobie informacje na temat nas, „wariatów”, i bardzo chciałbym, by pomogła ona zmienić nasz obraz w oczach zdrowego otoczenia. Niestety, wiele chorób psychicznych jest nieuleczalnych. Leki mają za zadanie doprowadzić do remisji, która nie trwa wiecznie. Bardzo smutne jest to, że nie mamy leków pokonujących wielu schorzeń, nie tylko psychicznych. Podczas, gdy potrafimy wysłać sondę w kosmos, nie jesteśmy w stanie wyleczyć na przykład raka...
J.G.: Co to znaczy „pomóc” osobie chorej psychicznie? Uświadomić jej problem? Bezwarunkowo kochać? Czy taka pomóc jest możliwa?
K.G.: Jedyne, co można zrobić dla takiej osoby, to zaakceptować jej szaleństwo. Próby zrozumienia z góry skazane są na porażkę. Najgorsze, co można jej powiedzieć, to: „Weź się w garść”. Zostaje tylko być przy chorym i kochać, dbać o to, by regularnie brał leki i chodził na wizyty do lekarza. Nic więcej nie da się zrobić...
J.G.: Był Pan w szpitalu kilkakrotnie, ma Pan też za sobą próby samobójcze. Jak wygląda problem odzyskiwania zaufania do samego siebie w okresie remisji, kiedy trzeba zmierzyć się z faktem, iż nie do końca i nie zawsze ma się kontrolę nad własnym umysłem? Co pomaga odzyskać to zaufanie?
K.G.: Najgorszą rzeczą jest świadomość, że nie zawsze mamy nad sobą kontrolę, a zaufania do samych siebie czasami nie sposób odbudować. W czasie remisji często jest zbyt wiele lęków, by móc się z niej cieszyć, czerpać radość życia, ponieważ wiemy, że remisja nie trwa wiecznie i nie wiadomo, kiedy nastąpi nawrót choroby. Trudno mi jest wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ moja choroba psychiczna jest tylko współistniejącym zaburzeniem i nigdy nie będę w pełnej remisji. Moje zaburzenia ze spektrum autyzmu towarzyszą i będą towarzyszyć mi przez całe życie...
J.G.: Czy, według Pana, traumatyczne wydarzenia są znakomitą inspiracją do napisania dobrej książki?
K.G.: Ponoć najlepsze scenariusze pisze samo życie. Książki oparte na autentycznych wydarzeniach najbardziej poruszają. Każde wyjątkowe wydarzenie, nie tylko traumatyczne, jest znakomitą okazją do napisania wartościowej książki.
J.G.: Czego można Panu życzyć na przyszłość? Miłość już Pana spotkała, więc może rozwoju działalności? Kolejnej książki?
K.G.: Mam już bardzo dużo. Jedynym, czego można mi życzyć, to abym tego nie stracił.
Dodany: 2016-09-09 18:21:59
Dodany: 2016-09-08 23:40:01