Wielkanocne refleksje

Data: 2007-04-01 14:51:13 Autor: Prof. Włodzimierz Wójcik
udostępnij Tweet

Po Niedzieli Palmowej przychodzą tyle oczekiwane Święta Wielkanocne, będące najpierw znakiem bezgranicznego cierpienia, potem symbolem Zmartwychwstania, odradzania się, tryumfu życia nad śmiercią. Okoliczności sprzyjają więc refleksji i wspomnieniom. Ten klimat przedświąteczny łączy w zasadzie wszystkich - zarówno głęboko wierzących, jak też i tych, którzy są mniej aktywni w odbywaniu praktyk religijnych. Tradycja - wspaniałe spoiwo łączące naród - odgrywa i w tej dziedzinie istotną rolę.

Wielkanoc znaczona jest wiosenną aktywnością przyrody; pojawiają się złociste mlecze, na łąkach pękate główki żółtych kaczeńców; na miedzach, w parkach i w lasach pęcznieją wierzbowe kotki, które - wraz z gałązkami - są przecież swoistym ekwiwalentem południowych palm. To wiosenne święto kojarzy się  także z nieprzebraną gamą zapachów płynących z gospodarstw domowych. W okresie Wielkiego Postu mięs nie jadano, ale pracowicie i niezwykle precyzyjnie przygotowywano na same święta wyroby wędliniarskie. Niegdyś w sadach przydomowych godzinami dymiły wędzarnie, w których palono drewnem drzew owocowych, aby kiełbasy czy szynki cudownie i apetycznie pachniały i miały złocisto-brązowy kolor. Tej zasady pilnowano jak oka w głowie.  Pracowały - usytuowane przeważnie w sieniach - chlebowe piece, którymi zarządzały zwykle babcie - fenomenalne znawczynie procesu najpierw tak zwanego "zarabiania" a potem wypiekania. Zapachy idące z pieca chlebowego, unoszące się nad podwórkami, nawet nad łąkami, nie mogą być zapomniane. Nie sposób pomyśleć o Wielkanocy bez tradycyjnych bab różnego kształtu, koloru, smaku. Baby wielkanocne - to prawdziwy rarytas. I słynne mazurki . Wielokolorowe, formowane w pomysłowe wzory pisanki; ze łzami tarte laski chrzanu z domowego ogrodu, dziesiątki innych łakoci, bez których nie można było się wybrać z koszyczkiem wiklinowym do kościoła... O tych wszystkich doznaniach dzieciństwa i młodości - obrazach, zapachach, smakach - myślę dzisiaj, w świecie już nieco zurbanizowanym i zunifikowanym, poddanym - co jest zrozumiałe - naturalnym przeobrażeniom. Myślę też o tych minionych już latach, kiedy to dawno, w klimacie przedświątecznych krzątanin, wraz z ojcem odwiedzałem rodzinę i przyjaciół wędrując - na zasadzie "wpadnięcia na chwilę" po jakiś drobiazg - po Łagiszy (gdzie długie lata mieszkałem),  Będzinie, Dąbrowie Górniczej, Strzemieszycach, Sosnowcu, Grodźcu, Czeladzi,  Tarnowskich Górach,  Krupskim Młynie, Bytomiu,  czy  Zabrzu. Dziś ten obszar nazywam za Broniewskim "najbliższą Ojczyzną".  W czasie tych krótkich wizyt prowadziło się familijne negocjacje. Trzeba było przecież wyraźnie ustalić, u kogo gościmy się w pierwszy dzień świąt, u kogo zaś w dzień drugi, przebiegający zwykle pod znakiem śmigusu... W Wielką Niedzielę spędzało się zazwyczaj czas z rodziną najbliższą. To była pewna zasada. W gronie rodziców, dziadków, cioć i wujów zasiadało się do stołów, które kusiły wieloma barwami, smakami i zapachami. Tradycyjne jajka były najważniejsze, gdyż one właśnie stanowiły  naturalną przyczynę  składania sobie życzeń. Dzielenie się święconym jajkiem, barwinek na lnianym obrusie, pierwsze kwiaty wiosny w przezroczystych wysokich wazonikach, lukrowane baranki - to wszystko wraca we wspomnieniu jak żywe...

W lany poniedziałek rygory już nie istniały. Dorośli zwykle mieli swoje sprawy, dzieciaki raczej hasały do woli, cieszyły się wiosną, swobodą i czekały na taką pogodę, aby jak najszybciej móc biegać po łące "na bosaka".  Przypominam sobie śmigusówki - wąskie i wysokie butelki z pachnącą wodą kolońską... Byle czym w zasadzie nikogo nie kropiono.

Wiadra z wodą ze studni czy strumienia wchodziły oczywiście w grę. Chłopcy polewali zaprzyjaźnione dziewczęta, swoje rówieśnice, w klimacie radości i przyjaźni. Nie do pomyślenia było jednak atakowanie wodą przygodnych przechodniów ubranych wizytowo. Nie pisane nigdzie normy postępowania ściśle obowiązywały. Może do tych zasad warto byłoby wrócić. Radosny żywioł z pewną elegancją zachowania się można przecież całkiem łatwo pogodzić...

Każdy z nas, kto we wspomnieniach dzieciństwa i młodości odnajduje - w momencie refleksji i skupienia - tego rodzaju obrazy, a więc jest wyposażony w swego rodzaju zasób tradycji, może się uważać za człowieka bogatego. Wówczas dobrze wie, skąd pochodzi, z jakich korzeni wyrasta. To, co w tej tradycji okazuje się wspólne dla wszystkich Polaków - łączy nas ze sobą: tych z Irkucka, Rygi, Tallina, Grodna, Lwowa, Wilna, Madagaskaru, Littlehampton, z Cannes itp. Zaś to, co jest różne, a więc charakterystyczne dla jakiegoś regionu wyłącznie – Mazowsza, Śląska, Zagłębia Dąbrowskiego,  Kujaw, Pomorza, Podlasia i innych ziem  -  wzbogaca wszystkich, czyni życie barwniejszym i ciekawszym.  Z bezcennym  posagiem tradycji łatwiej jest iść – z odwagą - na spotkanie  ku przyszłym dniom i latom. Łatwiej też znosić przeciwności losu... A przecież takie przeciwności są także naturalnym składnikiem kondycji ludzkiej... Nic na to się nie poradzi. Warto jedynie przeczytać cztery wersy utworu Jana Twardowskiego O wielkanocnym poranku,  w którym dominuje optymizm i wiosenna nadzieja:


Poranek wielkanocny wszystko poprzemieniał,
nie ma więcej cmentarza, grobu i kamienia.
Świat stał się samym światłem i wprost w okna świeci,
skacze złotym zajączkiem w dobre ręce dzieci. […]

Widać dowodnie,  że z cierpienia i męki rodzi się radość Zmartwychwstania. Boga, człowieka, przyrody.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - Sarna
Sarna
Dodany: 2007-11-18 14:29:18
0 +-
Przebogaty...wspomnień czar dzieciństwa. Pozdrawiam :)
Avatar uĹźytkownika - Janeczka
Janeczka
Dodany: 2007-04-08 14:10:48
0 +-
Ten esej jest przecudowny. Przypomina mi najpiękniejsze lata dzieciństwa i młodości...

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje