Szczęśliwe zakończenia nie istnieją. Wywiad z Katarzyną Kubicką
Data: 2019-06-26 09:48:49Ballada o Sylwii to opowieść o dziewczynie, która nie potrafi odnaleźć się w codziennym życiu. Zanadto wrażliwa, zbyt mocno przeżywająca każde, nawet najdrobniejsze wydarzenie. Odrzucana przez otoczenie, które nie akceptuje odmienności, stopniowo popada w obłęd – tak, że w końcu nie wiemy już, co jest prawdą, a co urojeniem. Rozmawiamy z autorką książki, Katarzyną Kubicką.
Wszystko przez Sylwię?
Wszystko przez jej głowę. Z przyjemnością oddałam tę bohaterkę, kukiełkę, w ręce jej szaleństwa. Myślę, że tak właśnie wygląda szaleństwo, depresja, choroby psychiczne. Świat zewnętrzny się nie liczy. Istotny jest nasz prywatny odbiór. Zrobienie herbaty? Żaden problem! Ale jeśli ma się depresję, to wstanie z łóżka staje się wyzwaniem. Jeśli osoba chora na Alzheimera widzi, że za oknem stoi szwadron wojska, to jest ona przerażona naprawdę. I co z tego że tego wojska wcale tam nie ma? Ona je widzi i jej strach jest strachem prawdziwym. Podobnie funkcjonuje Sylwia. Chyba każdy z nas po uszy zanurzony jest w swoim świecie. Tylko ten Sylwii jest bardziej zwichrowany.
To prawda: żadna praca się jej nie ima, faceta nie ma, przyjaciółki – również, ludzie na ulicy wytykają ją palcami…
Nie ma mowy o jakimkolwiek obiektywnym świecie zewnętrznym, jest tylko świat Sylwii. Jeśli ktoś wytyka ją palcami, to nie ma żadnej pewności, że ona sobie tego po prostu nie ubzdurała. Może ktoś spojrzał na nią o pół sekundy za długo, a cała sytuacja urosła w jej głowie do jakichś ogromnych rozmiarów? A może ktoś jej po prostu nie lubi i rzeczywiście obgaduje? Chciałam, aby czytelnik nie był pewny. Wydaje mi się, że żyjąc swoje życia, często spotykamy się z sytuacją, że nie rozumiemy drugiej osoby. Nigdy do końca nie wiadomo, co siedzi w innym człowieku. Próbując to w jakiś sposób pokazać, poszłam na całość i oddałam wszystko bohaterce.
Duże wrażenie robi w Pani książce warstwa językowa – ale też za jej sprawą „Ballada o Sylwii” nie jest łatwą lekturą.
I nigdy nie miała być łatwa. Wejście w czyjąś głowę to nie jest prosty zabieg, więc odczytanie nie może być łatwe. Ja miałam dość powieści, które silą się na subiektywny opis rzeczywistości, a serwują bez zażenowania dialogi oddane jeden do jednego. Ci pierwszoosobowi narratorzy mnie nudzą, gdyby nie fabuła, to nie różniliby się między sobą, takie to papierowe postaci. Ja chciałam zrobić coś ciekawszego, poszaleć w języku: zdarza się przecież, że w obrębie jednego zdania mówią głosy i mówi Sylwia. Nie wiem, czy czytał Pan dziennik Wacława Niżyńskiego. Niżyński uważał, że ludzie ciągle knują przeciwko niemu, spiskują, w każdym spojrzeniu doszukiwał się czegoś złego. Ten dziennik na początku czyta się jak świetną prozę, pełną dziwactw językowych i niezwykłej wyobraźni, ale wraz z pogłębiającą się chorobą autora zapiski zamieniają się w bełkot. Czytelnik nie wie, co jest realne, aż w końcu niemalże nie da się tego czytać. W swojej książce chciałam dojść do podobnej kulminacji, ale nie przekraczając punktu granicznego, za którym znajduje się totalny brak zrozumienia. Innym przykładem moich inspiracji może być zbiór Opium Gézy Csátha.
Tak właśnie „wchodziła Pani w głowę” swojej bohaterki – poprzez lektury?
Miałam trzy sposoby. Lektury – oczywiście. Drugim była obserwacja. Jestem podglądaczką i podsłuchiwaczką. Nie szukam nikogo specjalnie, ale gdy już spotykam osobę, która mnie interesuje, pochłaniam ją. Trzecim sposobem była wyobraźnia. Starałam się postawić samą siebie w sytuacji Sylwii, domyśleć się, jak sama mogłabym się zachowywać, gdyby ogarniały mnie podobny strach i paranoja.
Pisze Pani: „Sylwia urodziła się bohaterką. Bez dwóch zdań”.
Ona uważa, że jest stworzona do rzeczy większych, ważniejszych, piękniejszych i w tym sensie sądzi, że urodziła się bohaterką. Pewnie nie do końca rozumie, co to tak naprawdę oznacza. Chciałaby, żeby jej życie było pięknym filmem, jej rola uwielbiana. Pragnie nagrody, poklasku, podziwu od zaraz. Należy jej się. I to bez najmniejszego wysiłku, bo w jej mniemaniu ona już wiele, bardzo wiele od siebie dała.
Czyli nie chodzi o to, że podejmuje się zrobienia czegoś, co – choć nam wydaje się najzupełniej zwyczajne – dla niej jest niewyobrażalnie trudne, jak pójście do pracy, zajęcie się obowiązkami?
Nie. Bohaterką jest w sferze marzeń. Do życia próbuje się dostosować, ale nie może, bo zwycięża w niej niechęć, nuda. Obowiązki – mamy je, nie chcemy ich. Zwyczajne życie nie jest dla Sylwii, ona nim gardzi. Jej się marzy coś większego, choć nie ma pojęcia co.
Bohaterowie spotykają się z podziwem. Tymczasem Sylwia akceptacji musi dopiero szukać.
Sylwia pragnie podziwu – to na pewno. Czy szuka akceptacji ludzi, których nie darzy szacunkiem? I tak, i nie. W pewnym momencie Sylwia zaczyna wierzyć, że ma szansę przywyknąć do zwykłego życia, wrosnąć w społeczność, być poważaną na tyle, na ile darzą się szacunkiem ludzie z małej społeczności o podobnym statusie społecznym. Zaczyna jej się podobać wizja pracy w sklepie, przyjaźni z koleżankami z pracy, odkładanie na mieszkanie... Ale demony, głosy, które nieustannie popychają do złego, dopadają ją. Bo ona znowu utkała sobie wizję – jeśli praca, to taka, w której ją doceniają, jeśli koleżanki z pracy, to tylko takie, które ją lubią. To są nierealne oczekiwania, mrzonki.
Nierealne, bo świat po prostu nie akceptuje takich osób? A może to takie osoby nie akceptują świata?
Jedno i drugie. Po którejkolwiek ze stron byśmy nie stanęli, boimy się innego. Sylwia boi się i nie rozumie ludzi, swoich sąsiadów, rodziców, a oni jej nie rozumieją i stronią od niej. Wszystko zasadza się na opozycjach my-oni, inni oraz ja-obcy. To się zaczyna już na poziomie kontynentów i państw, u nas, w Polsce jest tak, tamci żyją inaczej, przechodzimy przez regiony, miasta, lądujemy w swoim mieszkaniu, gdzie za ścianą są sąsiedzi o innych przyzwyczajeniach niż nasze, to jest nasza rodzina, a tamci to obcy. Najmniejszą jednostką jestem ja, w obrębie rodziny – ja kontra inni jej członkowie. Dochodzi do tarć z powodu różnic charakterów.
A może świat nie akceptuje takich ludzi, bo uświadamiają nam, jak mało ważne, błahe jest nasze życie, codzienność i sprawy?
Sylwia byłaby z pewnością zachwycona z takiego odczytania książki.
Mama Sylwii wydaje się najzupełniej normalną kobietą. Wie Pani, 8 godzin pracy, cały dom na głowie. Może trochę brzydka – tak ją przynajmniej postrzega córka – ale raczej nie odbiegająca od statystyki?
Po pierwsze: nie ma znaczenia, jaka jest matka. Można być wspaniałą żoną i beznadziejną matką. W jednym towarzystwie brylujemy, inne może nas onieśmielać. Jeśli ktoś nas irytuje, to może przyjść dziesięć osób i zacząć wychwalać zalety irytującego nas człowieka, a ten nadal będzie nas irytować. Może nawet bardziej. Wszystko zależy od punktu widzenia. Pan mówi: normalna kobieta. A Sylwia na to: przegrała życie.
Po drugie: co się kryje pod pojęciem „normalna kobieta”? Do zbieraniny normalnych kobiet należą: zawistna Maryśka spod siódemki, Anka-plotkara i tak dalej. Trudno mówić o statystykach w kontekście małej społeczności. Podejrzewam, że gdybyśmy poznali wszystkie sąsiadki Sylwii, to nie określiłyby siebie jako grupę nieodbiegających od statystyki normalnych kobiet, one dla siebie są jakieś.
Mam wrażenie, że każde wyjście Sylwii poza jej strefę komfortu jest tu skazane na porażkę. A że rozpoczęcie dorosłego życia, które każdy z nas uznałby za normalne, byłoby takim wyjściem ze strefy komfortu, Sylwia i tu nie ma szans odnieść sukcesu.
Rozpoczęcie dorosłego życia to nie jest tak do końca normalny moment. Nie zacytuję dokładnego źródła, ale zdaje się, że początek zaburzeń psychicznych u ludzi chorych na schizofrenię jest zazwyczaj diagnozowany w wieku 18-35 lat, a więc w okresie opuszczania strefy komfortu, o której Pan wspomina. Nagła odpowiedzialność za własne życie, która spada na człowieka, ponoszenie konsekwencji wcześniejszych, nie do końca świadomych wyborów, zdanie sobie sprawy z własnej odrębności, samotności – wszystko to jest przerażające. Każdy radzi sobie z tym inaczej.
Sylwia sobie poradzi? „Zejdzie na ziemię”? Ma w ogóle jakąś szansę na „szczęśliwe zakończenie”?
Jeśli ktoś jest zdiagnozowanym schizofrenikiem, to trudno się spodziewać, aby zszedł na ziemię. Nie wiem i właściwie jako autorka Ballady o Sylwii nie szukam na to pytanie odpowiedzi. Interesuje mnie po prostu, co się dzieje w głowie człowieka, którego dotknęły zaburzenia psychiczne. Oczywiście, pod koniec książki Sylwia wpada na kolejny genialny plan, który miałby przynieść jej nieograniczone szczęście. Ale szczęśliwe zakończenia nie istnieją.
Dodany: 2019-07-01 12:53:29
Nie mówię nie. Może kiedyś się skuszę, jak nadarzy się ku temu okazja :)
Dodany: 2019-06-27 18:26:07
Wydaje się, że będzie to ciężka lektura. Ale może warto...
Dodany: 2019-06-26 16:40:45
Czasami istnieją, czasami nie. W przypadku Sylwii chyba nie.
Dodany: 2019-06-26 11:54:37
Nie przepadam za takimi książkami, ale znam wiele osób, które lubią właśnie taki klimat.
Dodany: 2019-06-26 11:40:47
Chyba za ciężki kaliber dla mnie.
Dodany: 2019-06-26 10:22:18
Zainteresowała mnie ta książka...