Sceptycyzm jest najtrudniejszy. Wywiad z Phyun Hye-young
Data: 2017-05-23 11:39:53Dla nas, w Polsce, literatura Korei wciąż jeszcze pozostaje niemal nieznana. Kiedy trafiamy na nieliczne, tłumaczone z języka koreańskiego powieści, tak naprawdę czytamy je w oderwaniu od tradycji literackiej, w której są osadzone, od kultury, której przecież nie znamy. To oczywiste, że nie da się w jednej wypowiedzi w obrębie wywiadu zaprezentować całego bogactwa kultury koreańskiej, ale jeśli miałaby Pani wskazać rzeczy lub fakty, których po prostu nie można nie znać, a które dla jej zrozumienia są absolutnie kluczowe, to byłyby to?
Istnieje żartobliwa opowieść o władcy, na rozkaz którego poddani całą mądrość świata zawarli w jednym tylko zdaniu: „Na świecie nie ma fałszu”. Można by odpowiedź, oczywiście, przedstawić w wielkim skrócie lub powiedzieć o samej istocie rzeczy, ale nietrudno wtedy o przesadę czy zniekształcenia. Korea Południowa jest krajem, w którym zachodzą duże zmiany. Jest krajem forsującym niesłychanie mocno potrzebę rozwoju. Dlatego większe znaczenie mają tu innowacje, rzeczy budowane na nowo, o skali i rozmiarze godnym upamiętnienia niż dbanie o utrzymanie czegokolwiek. To z tego powodu pisarze koreańscy interesują się bardzo takimi zagadnieniami jak znikanie rzeczy na skutek modernizacji, alienacja społeczna czy marginalizacja, zjawisko odrzucania przestarzałych rzeczy czy wypadania z systemu lub danego nurtu, słabość, poranienie. A potem dużo tego rodzaju historii spisują.
Jakie książki mogłyby pomóc europejskiemu czytelnikowi Koreańczyków zrozumieć?
Z bardzo osobistego punktu widzenia mogę polecić wszystko, co będzie zawierało analizę społeczną koreańskiego stylu apartamentowego. Apartamenty w Korei są czymś więcej niż tylko mieszkaniem. Mogą być kluczowym elementem rozwoju ekonomicznego, społecznego i wskazówką co do położenia na drabinie hierarchicznych zależności oraz dyskryminacji klasowej.
Czy europejska kultura, literatura - także polska - jest dla mieszkańców Korei równie obca, jak dla nas koreańskie apartamentowce?
Trzeba przyznać, że tempo prezentowania na rynku koreańskim literatury europejskiej należy do szybkich. Często nie mija zbyt wiele czasu od ukazania się na rynku europejskim oryginału, kiedy tłumaczenie jest publikowane w Korei. Dotyczy to zwłaszcza utworów nagradzanych. Przetłumaczono poezję Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta i są to autorzy bardzo lubiani przez poetów koreańskich. Fragment poezji Szymborskiej przywołuję nawet w swojej powieści Popiół i czerwień. Na koreański przełożono także Brunona Schultza i Witolda Gombrowicza.
Poznając koreańską literaturę, siłą rzeczy dokonujemy porównań do książek, które znamy. I tak Popiół i czerwień staje się dla nas - w uproszczeniu, oczywiście - koreańską wersją Dżumy Camusa z Kafkowskim bohaterem w roli głównej.
Czytanie to proces polegający na porównywaniu, kontrastowaniu własnych doświadczeń i wrażeń, jakie niesie lektura. W związku z powyższym to naturalne, że zgłębiamy nową powieść czy twórczość nieznanego nam jeszcze pisarza poprzez porównania z dobrze nam znanym autorem lub ideami, które znamy i do których przywykliśmy. Porównanie do tak lubianych przeze mnie i cenionych pisarzy, jakimi byli Franz Kafka i Albert Camus bardzo mnie cieszy. Dzięki takim porównaniom zauważamy różnice, ale i rodzi się zrozumienie.
Uczy Pani swoich rodaków pisarstwa. Czy z Pani perspektywy w pisaniu jest miejsce na natchnienie, czy też liczy się przede wszystkim warsztat?
Inspirację, natchnienie można znaleźć we wszystkim i wszędzie. Pisanie tekstów można nawet ćwiczyć w zwykłej sali lekcyjnej. Natchnienie to nie jest rzecz wrodzona. Mówi się, że rodzi się ono w procesie rozmyślania i kontemplacji. Uczę o tym, że podczas zajęć z „pisania” pojawia się chęć napisania powieści, ale żeby to pisanie było efektywne, trzeba też nieustannie myśleć o inspiracji. Kwestii technicznych można się nauczyć niekoniecznie na formalnych zajęciach z „pisania”, ale także podczas czytania książek.
Czyli powieść Popiół i Czerwień nie powstała w wyniku nagłego, chwilowego olśnienia? Gdyby miała Pani wrócić do genezy swojej książki, to jako główną inspirację do jej napisania wskazałaby Pani…
Wydarzenie z 2003 roku, kiedy w Hong Kongu wykryto SARS – zespół ciężkiej niewydolności oddechowej. Jego ofiarą padło wówczas wiele osób. Przeczytałam artykuł o tym, że populacja zakażonych została zamknięta w jednym z mieszkań. Być może ten artykuł był pewną inspiracją dla odseparowanych mieszkań z Popiołu i czerwieni oraz opowieści o mieszkańcach miasta, budujących mury wokół siebie nawzajem. Choroba zakaźna przeraża ludzi, nie pozwala wierzyć sobie nawzajem - to przypadłość, która wzięła się nie wiadomo skąd i nie wiadomo, kiedy odejdzie. Tak naprawdę nigdy nie zniknie z powierzchni naszego globu - także z Korei. Choroby takie jak SARS, odzwierzęca ptasia grypa czy pryszczyca niepokoją bez końca i zakłócają nasze życie. Pisząc Popiół i czerwień, byłam z całą pewnością zafascynowana tą grozą pełną niepewności.
Wcześniej pisała Pani przede wszystkim opowiadania - temat, który Pani podejmuje, wymagał nowej dla Pani formy?
Bardzo lubię opowiadania. Dzięki krótkim, intensywnym obrazom, jakie zawierają, jest to bardzo efektywny gatunek. Jednakże zważywszy na długość opowiadań, niemożliwością byłoby ujęcie w nich przemiany wewnętrznej bohatera w obliczu wydarzeń, jakich doświadcza. Dlatego podjęłam próbę napisania pierwszej dłuższej książki.
Bohater Popiołu i czerwieni wyjeżdża z ojczystego kraju i staje w obliczu sytuacji skrajnej. Traci bagaż, a wraz z nim telefon, traci też kontakt z jakimkolwiek znanym mu światem. Przerażony perspektywą utraty wolności (podejrzany jest o zamordowanie żony), decyduje się na ucieczkę i staje się bezdomny.
Trzeba podkreślić, że mimo izolacji od osób, które znał, Mol nie znalazł się w sytuacji bez wyjścia, nie jest też całkowicie odizolowany od całego świata. Możliwe zresztą, że dramatyczne wydarzenia, jakie go spotykają, mają miejsce wyłącznie z powodu jego osobistej pomyłki...
Mol jest ofiarą sytuacji, ofiarą własnych decyzji, ale bywa też oprawcą. W tym sensie Popiół i czerwień jest w jakimś sensie opowieścią o dwoistości ludzkiej natury. Czy tak należałoby też odczytywać tytuł książki?
Wydaje się, że bohaterowie mojej powieści doświadczają zawsze jednocześnie i przemocy, i krzywdy. Wałęsają się po ulicach. Zbierają odpadki. Zawsze interesowali mnie ludzie, którzy doświadczają niejako obu stron medalu, ludzie uwikłani w sprzeczne sytuacje. „Popiół” i „czerwień” to barwy kontrastujące, a więc w pewnym sensie nawzajem się dopełniające. Bohater musi żyć choćby i w jądrze ciemności, którego symbolem jest barwa popielata. Jego silna wola życia symbolizuje zaś kolor czerwony.
Można uznać, że w większości sytuacji bohater Pani książki pozostaje bierny, a jeśli już podejmuje działanie, tylko pogarsza swój los. Aż kusi, by zinterpretować to jako uznanie, że wszyscy jesteśmy tylko marionetkami w rękach innych ludzi - rządów, własnych szefów, polityków, wielkich firm…
W mojej powieści występuje wiele postaci, które służą w jakiejś organizacji, akceptują umieszczenie w jakimś systemie. Ogarnia mnie żałość, gdy patrzę na bezradność i bierną postawę takich ludzi. Pracując w pewnej organizacji, czułam, że nie znam żadnej „głębszej prawdy”, a jedynie w sposób mglisty pojęłam powierzoną mi działkę. Ludzie, którzy służą organizacji, rozumiejąc zaledwie małą jej część, muszą się w pewnym momencie zderzyć z pytaniem: „Dlaczego muszę wykonywać tę pracę?” A w końcu także z pytaniem: „Kim jestem ja, który tę prace wykonuję?”
Ostatecznie Pani bohater musi na nowo odnaleźć się w świecie, musi „osadzić się w nim", niejako zbudować siebie na nowo. Myśli Pani, że w ogóle ma na to szansę?
No cóż… Mimo wszystko bohater nie wybrał sobie własnego świata - ten świat został mu dany, Mol został weń niejako uwikłany. Jeśli nie jest to zatem świat wybrany osobiście, człowiek będzie musiał stanąć w obliczu niekończących się pytań na temat samego siebie.
Mol nie ma tożsamości - nie ma też narodowości? Czy jego imię jest w jakikolwiek sposób znaczące? Mnie kojarzyło się z angielskim słowem „mole”, oznaczającym kreta.
Może mieć i takie znaczenie – bardzo interesujące zresztą, takie porównanie pasuje do niego. Wydawało mi się, że to imię nie powinno kojarzyć się z jakimś rejonem, narodowością. Imię „Mol” zapisane znakami chińskimi oznacza: „zapaść się, skończyć się, wypełnić się, umrzeć”. W powieści mamy do czynienia także z narratorem, który stracił swoje imię. Bardzo mi odpowiadało to kryjące w sobie znikanie, śmierć czy koniec imię „Mol” - i znaczeniowo, i brzmieniowo.
Ale Pani książki był nieszczęśliwy jeszcze zanim wyjechał za granicę, stracił tożsamość i stanął w obliczu epidemii. Wykonywał przecież pracę, której nie lubił, miał żonę, której nie kochał…
Też tak, oczywiście, uważam. Bohater stale doświadcza krzywd, opowiada tak, jakby coś stracił. Jeśli chodzi o jego działania w sferze teraźniejszości, podejmuje próby uwolnienia się od błędów i wysiłki, by zapomnieć o błędach przeszłości. Pisałam powieść, rozmyślając o tym, że to, co dzieje się z człowiekiem teraz, jest niejako odbiciem przeszłości.
Świat, który Pani opisuje, zdaje się zmierzać donikąd. Przestrzega Pani w jakiś sposób przed tym, co już ma miejsce? Nie pytam o konkretną epidemię – impuls do napisania powieści już znamy – ale o zagrożenie, wobec którego stoi współczesny świat…
Pisząc tę książkę, myślałam przede wszystkim o tym, że życie w świecie, w którym brak wyrazistości, pewności, jednoznaczności przypomina zagrożenie zarazą.
To poczucie zagrożenia wręcz emanuje z Pani powieści…
Pisanie też było dla mnie trudne. Nie dlatego, że zbytnio identyfikowałam się z bohaterem, ale dlatego, że ciągle kłębiły się w mojej głowie wątpliwości, czy bohater znajdujący się w konkretnej sytuacji powinien postępować tak, jak zaplanowałam w powieści. Nie było mi ciężko jako pisarce umieścić bohatera w trudnej dla niego sytuacji, ale ciągle się zastanawiałam, czy to, co sobie wyobrażam, czy to, co przypuszczam, jest właściwe. To wahanie, ten ciągły sceptycyzm są najtrudniejsze w pracy pisarki.
Dodany: 2017-06-05 11:59:42
Dodany: 2017-05-23 12:03:30
Dodany: 2017-05-23 12:03:29