Poeta prowincjonalny? Rozmowa z Grzegorzem Olszańskim.

Data: 2007-01-02 01:29:30 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Gościem „Granic…” jest tym razem Grzegorz Olszański – mieszkający w Bytomiu poeta, wykładowca w UŚ, autor tomu poetyckiego „Kroniki filmowe”. O tej właśnie książce oraz o tym, czy otoczenie ma duży wpływ na twórcę rozmawia z nim Sławomir Krempa.

 

Sławomir Krempa: „Poeta prowincjonalny” ze stypendium tygodnika „Polityka”. Czy nie ma w tym pewnej sprzeczności? Mieszkając w Bytomiu pozostaje Pan niejako poza głównymi kręgami literacko-towarzyskimi, a jednak Pański tomik wydaje „Lampa i iskra Boża”, raczej niechętna prowincji, otrzymuje Pan bardzo poważne nagrody literackie…

Grzegorz Olszański: Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się, aby Bytom był aż taką prowincją. Albo inaczej: jeśli nawet tak jest jak Pan mówi, nie do końca wiem, gdzie miałoby być to magiczne centrum. W Krakowie? W Warszawie? Kiedyś na pewno tak było, dziś – przynajmniej w sferze literackiej – najciekawsze rzeczy zdarzają się raczej na obrzeżach. Może się mylę, ale wydaje mi się, że w połowie lat 90-ych na Śląsku było znacznie więcej ciekawych twórców niż na przykład w Warszawie. Wolę jednak wydawać swoje książki poza Śląskiem, bo zawsze jest to pewna forma weryfikacji ich wartości poza miejscem, w którym jakoś tam jestem uwikłany towarzysko czy środowiskowo. Inna sprawa, że książka opublikowana w Warszawie czy Krakowie ma potencjalnie dużo większe szanse na zostanie zauważoną niż tomik wydany w Bytomiu. Wyjątkiem była „Sztuki mięsa”, wydana przezKronikę. Tyle, że był to projekt tyleż literacki, co plastyczny.

 

Ale czy nigdy nie myślał Pan, by opuścić Śląsk i przenieść się w bardziej „poetyckie” okolice?

Jeśli myślałem, to na pewno nie z powodów stricte literackich. Niewątpliwie istnieją poeci, którzy są ściśle związani z konkretnym miejscem czy przestrzenią. W ten sposób na przykład Zagajewski stworzył mitologię Lwowa, Marin Hałaś mitologizuje pewne miejsca w Bytomiu, a Frank O’Hara być może nie potrafiłby pisać, gdyby nie mieszkał w Nowym Jorku.

W moim przypadku – przynajmniej takie mam wrażenie – miejsce nie ma jednak specjalnego znaczenia. Mnie interesuje język, a ten brzmi bardzo podobnie w Warszawie, Gdańsku czy Bytomiu. A jeśli chodzi o okolice „bardziej poetyckie”, to trudno nie zauważyć, że po okresie kompletnej posuchy kulturalnej w Bytomiu jednak zaczyna się coś dziać. Dotychczas miasto to było znane głównie z Turnieju Horaka i kilku innych imprez organizowanych przez Marcina Hałasia. Od kilku miesięcy w „Kronice” regularnie odbywają się spotkania literackie. W krótkim czasie Bytom odwiedzili najważniejsi przedstawiciele prozy młodego pokolenia. Miejmy nadzieję, że po prozaikach przyjdzie czas na poetów.

 

Gdyby spróbować interpretować „Kroniki filmowe” jako spójną całość, obok refleksji na temat bezsilności języka odnajdziemy przede wszystkim nienową skądinąd myśl, że jedyną ucieczką od śmierci jest miłość. Czy nie boi się Pan, że ta konieczność ciągłego uciekania od banału nastąpiła z tego powodu, że wszystkie liryki są nawiązaniem do konkretnych tekstów filmowych?

Obawiam się, że miłość nie gwarantuje jednak ocalenia od śmierci. Prawdę mówiąc, nic nie daje takich gwarancji. Miłość pozwala jednak w pewien sposób usensownić naszą egzystencję i dlatego jest taka istotna. Równocześnie jednak literacko jest to ogromne wyzwanie, bo nie ma chyba sfery ludzkiej egzystencji tak silnie skonwencjonalizowanej. W części tomiku tytułowanej „8x2” starałem się przedstawić mój pogląd na problem, który Roland Barthes poruszył we „Fragmentach dyskursu miłosnego”. Chciałem mianowicie zapytać, czy dzisiaj da się jeszcze napisać oryginalny wiersz o miłości, a równocześnie pokazać, jak język uczuć się skonwencjonalizował. A że nie zawsze udało mi się uciec od banału? Cóż, to chyba nie do końca wina filmowych kontekstów. W gruncie rzeczy, nie czarujmy się, ludzkie życie jest stosunkowo banalne…

 

Skoro już przy tym jesteśmy, czym jeszcze zaskoczy nas Grzegorz Olszański?

Trudno powiedzieć, czym wkrótce zajmę się w swojej twórczości. Być może powrócę do pomysłu realizowanego w wierszach, które złożyły się potem na tom „Sztuka mięsa”, nieobecny w obiegu księgarskim. Być może wrócę do refleksji o śmierci i jej poświęcona będzie kolejna książka. Ale równocześnie coraz bardziej interesuje mnie pewna afirmacja życia i zachłyśnięcie się codziennością. Pewne jest właściwie tylko to, że znów muszę poczekać, aż pojawi się pomysł, który mnie ujmie i skłoni do tego, by zająć się nim na poważnie.

 

Dziękuję za rozmowę.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy