Wywiad z Romainem Puertolasem. - Wydanie książki zniszczyło moją karierę.
Data: 2017-02-20 11:49:21- Wierzę, że w życiu powinniśmy potrafić odnaleźć choć trochę magii - to ona pozwala nam wierzyć w rzeczy wspaniałe, niezwykłe - mówi Romain Puertolas, autor wydanej właśnie w Polsce powieści Niech od-żyje cesarz. I Niezwykłej podróży fakira, który utknął w szafie Ikea. Film na podstawie tej drugiej powieści możemy właśnie oglądać na ekranach polskich kin.
Pisanie książki na telefonie komórkowym nie jest - powiedzmy - najbardziej konwencjonalnym sposobem pracy pisarza… Potrzebne są do tego specjalne aplikacje?
Oto mój telefon - Samsung Galaxy Note. I tylko jego potrzebowałem do napisania pierwszej powieści. Nie szukałem żadnych specjalnych aplikacji, nie miałem żadnych rytuałów - pisałem, gdy tylko wpadały mi do głowy jakiekolwiek pomysły. Oczywiście, nie jest to najbardziej powszechny sposób pracy wśród autorów książek. Niektórzy pisarze celebrują każde napisane słowo, piszą tylko tuż przed zachodem Słońca albo tylko przy pełni Księżyca. To bardzo romantyczne, ale z kolei mało produktywne. Inni pracują codziennie w ustalonych godzinach - na przykład tylko między ósmą a dwunastą w południe. Ja z kolei piszę praktycznie całym sobą i przez cały czas - piszę w czasie mojego normalnego, codziennego życia, zwyczajnych obowiązków. Robię śniadanie dla dzieci, odprowadzam je do szkoły i w drodze powrotnej wpadają mi do głowy pierwsze pomysły. Mam, niestety, bardzo słabą pamięć, więc wyciągam telefon i notuję gotowe zdania - późniejsze fragmenty książki - po czym wysyłam je mailem do samego siebie. I chyba dzięki temu nigdy nie czuję się samotny.
Potrafi Pan pisać w każdej sytuacji?
Nie stanowi to dla mnie najmniejszego problemu. Pracowałem niegdyś jako kontroler lotów. Aby przygotować się do egzaminu, aby potrafić oderwać się od wszechobecnego zgiełku, uczyłem się w parku atrakcji, tuż obok automatów i innych głośnych urządzeń. Jeśli nauka w takim miejscu nie sprawiała mi problemu, to raczej jestem gotowy na pisanie w każdej sytuacji.
Ale telefon to nie jedyne urządzenie, z jakiego korzystam. Piszę też na wszelkiego rodzaju kawałkach papieru, na rozmaitych świstkach, papierkach po cukierkach, batonikach etc - zwłaszcza, gdy na przykład jestem za granicą i nie mam dostępu do sieci. W domu mam całą kolekcję takich papierków, zdarza się też, że ofiarowuję je swoim „psychofanom".
Najbardziej nietypowe miejsce, w jakim Pan pisał?
Każda sytuacja jest w pewnym sensie nietypowa. No, dobrze - kiedy uprawiam seks, raczej nie robię przerw, by zacząć pisać. Ale już pod prysznicem - i owszem. Zdarza się, że wyciągam rękę poza kabinę prysznicową i piszę w notesie. Zdarza się, że piszę w korku i na przejściu dla pieszych. Może się więc zdarzyć, że kiedyś moją błyskotliwą karierę przerwie kierowca, któremu właduję się pod koła zamiast grzecznie stać na czerwonym świetle.
A potem ktoś wyda książkę O pisarzu, który przechodził przez ulicę na czerwonym świetle i umarł.
Bardzo dydaktyczny tytuł, mogę go wykorzystać?
Jasne. W takim razie możemy się cieszyć, że doczekał Pan sukcesu Niezwykłej podróży fakira, który utknął w szafie Ikea. Spodziewał się Pan takiej popularności tej powieści?
Wręcz przeciwnie - wydając tę książkę, zepsułem sobie karierę. Wcześniej, kiedy się przedstawiałem, mówiłem: Jestem funkcjonariuszem policji i niepublikowanym autorem. Wszyscy wiedzieli, że nieustannie piszę książki, otaczał mnie swoisty nimb tajemnicy związany z ciągłym odrzuceniem przez wydawców. A teraz? Teraz jestem po prostu autorem książki o fakirze. Wydanej. Nuda.
Wiele osób chyba raczej zazdrości Panu sukcesu. Dobra sprzedaż we Francji, liczne tłumaczenia…
O, właśnie - tłumaczenia. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy zaczęło się największe zainteresowanie tłumaczeniem moich powieści, byłem właśnie na misji w Warszawie. Trwa spotkanie przedstawicieli wydziałów policji z całego świata w sprawie międzynarodowego handlu ludźmi, a mi przez cały czas wibruje komórka. Wszyscy byli przekonani, że moim kolegom we Francji właśnie udało się schwytać członków jakiegoś międzynarodowego gangu, a tymczasem to po prostu szajka wydawców z całego świata próbowała się ze mną skontaktować. Cóż było robić - musiałem skończyć pracę w policji.
Swoją drogą: przebiegu zawodowej kariery również można Panu pozazdrościć… Kontroler lotów, magik, stróż prawa..
Cóż, żywię głębokie przekonanie, że wszyscy do dyspozycji mamy tylko jedno życie. Nie wierzę w reinkarnację, nie wierzę, że w tym wcieleniu będę świetnym policjantem, w kolejnym - mrówką, a w jeszcze innym - pisarzem. Mamy do dyspozycji bardzo ograniczony czas i musimy go wykorzystać najlepiej, jak potrafimy.
Pisarstwo jest Pańskim ostatnim wcieleniem?
Wydaje mi się, że tak, to niemal na pewno moja ostatnia rola zawodowa. Będąc pisarzem, za sprawą postaci, jakie powołuję do życia, mogę być po prostu każdym - fakirem, astronautą, a nawet - prezydentem Stanów Zjednoczonych. I w dodatku w przeciwieństwie do autentycznego prezydenta, raczej nie zaszkodzę nikomu za bardzo. Nieograniczone możliwości, jakie niesie pisarstwo, to najpiękniejsze, co daje ten fach. Poza tym - przynajmniej tak to sobie wyobrażam - pisarz nigdy nie przechodzi na emeryturę, może pracować do końca życia. A ja obawiam się, że na emeryturze po prostu umarłbym z nudów.
Magia też była w Pańskim przypadku taką próbą ucieczki od nudy?
Magia w moim życiu zawsze była obecna - ale nie tak, jak w przypadku większości chłopców. Mam taki dar, że gdy widzę iluzjonistę podczas wykonywania rozmaitych sztuczek, to wiem, jaki mechanizm w danym momencie wykorzystuję, rozumiem istotę tego małego oszustwa. Niestety - przez to na przykład David Copperfield zupełnie mnie nie bawi. Nawet, gdy byłem dzieckiem, nie potrafiłem zrozumieć, jak mój tata może nie widzieć, na czym polegają magiczne sztuczki.
Kilka lat później zobaczyłem w telewizji występ Davida Blaine’a. Czytałem też komentarze ludzi zachwyconych jego sztuką, ludzi, którzy nie potrafili zrozumieć, jak on to robi. Szybko nagrałem filmik, w którym wytłumaczyłem cały trick. W ciągu kilku godzin już biłem rekordy popularności w sieci. Największą oglądalność miał film, w którym tłumaczyłem, jak działa sztuczka ze znikającym Wielkim Murem Chińskim. Do dziś chyba można go w nesie znaleźć.
Był Pan również didżejem - i słuch, a co najmniej zamiłowanie do muzyki - widać w porównaniach, jakie Pan stosuje, w języku Pańskich powieści.
Od dwunastego roku życia didżejowałem, a potem także robiłem muzykę, komponowałem. Coś w tym słuchu muzycznym być musi - bardzo szybko uczę się też języków, od razu wpadają mi w ucho i potrafię je odtworzyć. Piszę również w określonym rytmie, dbam, by był on zachowany w każdej mojej książce. Dlatego uważam, że najwyższą sztuką w pisarstwie jest umiejętność używania przecinka. Niech żyje przecinek! To on nadaje rytm opowieści, ale też potrafi zmienić jej sens, określa pewne granice w literaturze.
Jeśli mowa o granicach…
Tak, pracowałem również jako strażnik graniczny. I gdyby nie ta praca, Niezwykła podróż fakira nie miałaby całego swego „drugiego dna”. Pewnie wszystko i tak by się zaczęło od tej szafy z Ikei, ale byłaby to powieść o wiele płytsza.
Zanim porozmawiamy o drugiej warstwie, - powiedzmy o pierwszej. A na tę składa się niesamowite poczucie humoru...
Taki po prostu jestem - piszę całym sobą i w każdej sytuacji próbuję znaleźć coś pozytywnego, na każdego próbuję spojrzeć przychylnym okiem. Wierzę, że w życiu powinniśmy potrafić odnaleźć choć trochę magii - to ona pozwala nam wierzyć w rzeczy wspaniałe, niezwykłe. Życie jest magiczne. Nie mylmy jednak magii z iluzją - wierząc w niezwykłość życia, musimy równocześnie pozostawać realistami i nie powinniśmy ufać wszelkiego rodzaju oszustom.
Niezwykły jest także świat, jaki ukazuje Pan w swoich książkach. Powiedzieć o nim „przerysowany”, to nic nie powiedzieć…
Proszę mi wierzyć, w tym literackim przerysowaniu wbrew pozorom bardzo się hamuję. Gdybym popuścił wodze fantazji, każda moja książka byłaby o wiele bardziej przerysowana. Nie chcę jednak oszukiwać czytelników - staram się, by charakter moich książek dobrze oddawały same tytuły książek, by tytuł mógł być równie dobrze pierwszym zdaniem książki, by sama lektura tytułu pozwalała wejść w świat powieściowy, odpłynąć. Dlatego i w nich jest sporo przerysowania.
Tak jest również w przypadku Pańskiej nowej powieści - Niech od-żyje cesarz
Mam nadzieję, że to bardzo śmieszna książka. Śmieszna, ale też w pewnym sensie dramatyczna, bo to historia terroryzmu, tak zwanego „państwa islamskiego”. To, co za sprawą terrorystów dzieje się na całym świecie, budzi mój najgłębszy sprzeciw. Nie akceptuję tego - i postanowiłem naprawić ten świat. „Odmroziłem” więc Napoleona, który dla mnie jest symbolem Rewolucji Francuskiej oraz haseł „wolność, równość i braterstwo”, po czym wysłałem go na wojnę przeciwko terrorystom. Myślę, że po lekturze mojej książki wielu czytelników wykrzyknie: „Jesteśmy uratowani!” Bo, oczywiście, mam pomysł na to, jak rozwiązać problem światowego terroryzmu.
Oby więc politycy przeczytali tę książkę - jeśli nawet świat nie stanie się wówczas lepszy, to na pewno będzie wówczas bardziej zabawny. Dziękuję za rozmowę.
Dodany: 2018-08-08 11:05:54
Edytowany: 2018-08-08 11:06:25
Wszechstronny człowiek:) ale takich cenię, żyją pełnią życia i nie marnują ani minuty. Mają cudowny bagaż doświadczeń, przeżyć i wiele do opowiedzenia. Barwni ludzie, szkoda, że takich jest mało. Na pewno sięgnę po książkę:)
Dodany: 2018-08-06 10:38:54
Człowiek-orkiestra! ;)
Dodany: 2018-08-04 23:08:49
Fan Napoelona...?
A to niekoniecznie się skuszę.
Dodany: 2018-08-04 19:47:00
Interesująca osoba...
Dodany: 2018-08-04 08:51:48
Twórczość tego pisarza nie jest mi znana, ale po przeczytaniu powyższego wywiadu, wiem, że musi się to zmienić.
Dodany: 2018-08-04 00:07:35
Ale to już było...
Dodany: 2017-02-20 22:57:39
Dodany: 2017-02-20 12:26:38