Nie tylko szaleńcy i seryjni zabójcy. Wywiad z Robertem Ostaszewskim
Data: 2019-04-30 12:55:19– Kiedy studiowałem historię sztuki, przeszedłem okres fascynacji sztuką naiwną i poznałem wówczas historię Grupy Janowskiej. Była to grupa okultystyczna, której członkowie wierzyli, że istnieją pewne siły metafizyczne, mocno wpływające na świat. Historia tych ludzi, którzy mieli w sobie jakiś lekki pierwiastek szaleństwa, nadal wydaje mi się ujmująca i fascynująca. Dlatego też kiedy zdecydowałem się na stworzenie historii kryminalnej z akcją umiejscowioną na Janowie i Nikiszowcu, uznałem, że wątek malarsko-okultystyczny musi się w niej pojawić – mówi Robert Ostaszewski, prozaik i krytyk literacki. Nakładem Wydawnictwa Świat Książki ukazała się właśnie jego powieść kryminalna Zabij ich wszystkich.
Nie chciałbym być niemiły, ale jest Pan gorolem, a śląskie świętości Pan szarga, obrazy niszczy i omki po krzokach morduje…
Rzeczywiście, jestem spoza regionu, ale Śląsk znam od lat i, można powiedzieć, od podszewki. Przez jakiś czas mieszkałem w Mysłowicach, na Śląsku bywam i jestem na tyle obeznany z tematem, że – jak myślę – mogę rzeczywistość śląską spokojnie opisywać. Na pewno jednak jako gorol na pewne sprawy i miejsca patrzę inaczej niż rodowici mieszkańcy Śląska…
Na przykład na „Plac Czerwony”, bo tak mieszkańcy nazywają rynek w Bytomiu…
Przygotowując się do napisania tej książki, starałem się w wielu leżących na Śląsku miejscowościach znaleźć miejsca ciekawe, inne, wyróżniające się. Może dla mieszkańców stanowią one codzienność i już trochę przyzwyczaili się do ich swoistego piękna czy uroku, ale dla osób spoza regionu mogą stać się prawdziwym odkryciem. Zresztą, już miałem sygnały od czytelników, że pokazałem im inny, może lepszy i ładniejszy, Śląsk, bo wcześniej kojarzył im się tylko z kopalniami i familokami.
Właśnie – tym bardziej, że inaczej niż w filmach, w Pańskiej książce nie jest Śląsk scenerią rodem z horroru.
Stereotypowo postrzegamy ten region jako obszar typowo przemysłowy, zurbanizowany, ale tak naprawdę jest on bardzo zróżnicowany – w tym także zielony, z mnóstwem parków i terenów leśnych. Na Śląsku było kilku seryjnych zabójców, ale to nie znaczy, że to matecznik zła. Miejsce jak każde inne. Tyle że – jak dla mnie – bardzo ciekawe.
Część autorów kryminałów tworzy powieści, których akcja rozgrywać by się mogła „wszędzie czyli nigdzie”. Pan idzie w inną stronę – stawia Pan na koloryt lokalny, bardzo to w Pańskiej powieści czuć.
Jeśli mówiąc o „części autorów”, ma Pan na myśli Remigiusza Mroza, to rzeczywiście tak jest, ale bardzo wielu pisarzy tworzy dziś kryminały miejskie, mocno osadzone w rzeczywistych obszarach. Koledzy bardzo przykładają się do researchu, by opisywać je możliwie najbardziej dokładnie – nie jestem tutaj wyjątkiem. Natomiast z niewiadomych dla mnie przyczyn Śląsk pozostaje w polskiej literaturze kryminalnej regionem stosunkowo mało wyeksploatowanym. I może dobrze, bo mogę dziś chociaż częściowo to nadrobić.
No i tylko na Śląsku może się zdarzyć coś takiego, że policjanci czytają Piątą stronę świata Kazimierza Kutza…
Wbrew pozorom, nie jest to tak nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać. A, mówiąc serio: Piąta strona świata to jedna z moich ulubionych książek o Śląsku i cieszę się, że taki mały „smaczek” mogłem w powieści przemycić.
Tylko gwary nie ma w Zabij ich wszystkich zbyt wiele…
Początkowo chciałem, by przynajmniej część bohaterów powieści mówiła w języku śląskim, ostatecznie jednak doszedłem do wniosku, że taka książka mogłaby być dla czytelników spoza regionu o wiele trudniejsza w odbiorze. A nie lubię rozwiązania, w którym żeby powieść zrozumieć, trzeba korzystać z zamieszczonego na końcu słowniczka czy przypisów. Gwara więc występuje, ale w ilości niewielkiej – by oddać choć częściowo charakter miejsca, ale by czytelnik mógł bez problemu przetłumaczyć czy wywnioskować z kontekstu sens wypowiedzi poszczególnych postaci.
Powiedział Pan: „język śląski”…
Oczywiście jestem świadomy tego, że spór dotyczący statusu śląskiego pozostaje formalnie nierozstrzygnięty, ale wydaje mi się, że jeżeli istnieje literatura w godce, i to niemała, mamy już do czynienia z językiem, nie z gwarą.
Skoro doszliśmy do tego, że mamy w Zabij ich wszystkich Śląsk jak malowany, to porozmawiajmy przez chwilę o Grupie Janowskiej, która nie jest przecież przesadnie modna czy nawet znana w Polsce…
Kiedy studiowałem historię sztuki, przeszedłem okres fascynacji sztuką naiwną i poznałem wówczas historię Grupy Janowskiej. Była to grupa okultystyczna, której członkowie wierzyli, że istnieją pewne siły metafizyczne, mocno wpływające na świat. Nim – głównie za sprawą Teofila Ociepki – działalność malarzy z Janowa się skomercjalizowała, była to grupa pomagająca w samokształceniu, a jej członkowie chcieli po prostu się rozwijać – między innymi przez malarstwo. A że byli to wariaci – to już inna sprawa. Polecam świetny film Lecha Majewskiego „Angelus”, który pokazuje, co ci wariaci robili. No i pokazuje Nikiszowiec.
Kiedy wrócił Pan do tego malarstwa po latach, wrażenie było równie wielkie?
Zdecydowanie mniejsze, ale historia tych ludzi, którzy mieli w sobie jakiś lekki pierwiastek szaleństwa, nadal wydaje mi się ujmująca i fascynująca. Dlatego też kiedy zdecydowałem się na stworzenie historii kryminalnej z akcją umiejscowioną na Janowie i Nikiszowcu, uznałem, że wątek malarsko-okultystyczny musi się w niej pojawić.
I nagle postawił Pan swoich bohaterów, normalnych facetów, zwyczajnych policjantów, wobec metafizyki…
A jest to dla nich naprawdę duże wyzwanie, bo muszą wejść w świat sztuki i okultystycznych historii, które budzą w nich łatwy do zrozumienia sceptycyzm. Ale to przecież w gruncie rzeczy codzienność w pracy policjantów, którzy czasami przy okazji rozwiązywania spraw kryminalnych mierzą się z materią, której niemal zupełnie nie znają.
W powieści śledztwo prowadzone jest raczej w starym stylu, więcej tu gadania z ludźmi niż CSI i modnych gadżetów.
Tak, nawet tablet wydaje się niektórym śledczym nowinką nie na miejscu (śmiech). Ale też w gruncie rzeczy na tym właśnie polega praca policji: nie ma tu raczej spektakularnych akcji czy dziwnych procedur. To żmudna robota, która polega na sprawdzaniu kolejnych tropów i przesłuchiwaniu ludzi. Niespecjalnie efektowna, ale przecież nie mniej ważna.
Problemy policjanci też mają raczej bliskie nam, zwykłym zjadaczom chleba. Tu wyzwaniem jest baby blues żony lub choroba ojca, a nie jakaś głęboka przemiana w wyniku skażenia przez zło…
Niestety, głównym bohaterem kryminałów bardzo często był w ostatnich czasach policjant po przejściach, mający problemy z piciem i kobietami. Nie twierdzę, że tacy ludzie nie istnieją w rzeczywistości, mówię tylko, że schemat ten może nużyć i że większość policjantów ma zupełnie inne kłopoty.
No i w większości nie są też wcieleniami serialowego Sherlocka, genialnymi detektywami, którzy rozwiązują zagadki kryminalne dzięki błyskowi olśnienia…
Nie, ich siłą jest praca w zespole. W gruncie rzeczy w Zabij ich wszystkich występuje bohater zbiorowy, nie ma tu jednej głównej postaci. Mamy trzech głównych śledczych – jednego wywodzącego się z Krakowa, drugiego – z Sosnowca i trzeciego – Ślązaka.
Dodajmy, że mamy tu chyba pierwszego wegepolicjanta w historii polskiej literatury kryminalnej…
Rzeczywiście, wydaje mi się, że takiego policjanta w naszych kryminałach jeszcze nie było. A serio: zależało mi na tym, by moi bohaterowie – choć tworzą zespół – byli możliwie wyraziści. Mogę też zdradzić, że w kolejnym tomie cyklu dołączy do nich kobieta.
A propos kobiet: proszę się przyznać: ile zapłacił Pan Bondzie za pozwolenie na „skorzystanie” z postaci Huberta Meyera?
Na szczęście nic (śmiech). Z innymi autorami kryminałów od lat bawimy się w takie „wymienianie się” czy wręcz „pożyczanie” sobie nawzajem bohaterów – napisałem kiedyś, na przykład, opowiadanie o komisarzu Maciejewskim do jednej z książek Marcina Wrońskiego. To taka nasza sympatyczna zabawa prowadzona już od lat, mrugnięcie okiem do siebie nawzajem, a przy okazji i do czytelników…
Dodany: 2019-05-06 10:36:52
Interesuująca rozmowa :)
Dodany: 2019-05-01 19:02:51
Jeśli rzecz dzieje się na Śląsku, to przeczytam na pewno. Tym bardziej, że Janów i Nikiszowiec są o rzut beretem od mojego domu :)
Dodany: 2019-05-01 07:26:00
Lubię takie klimaty - kryminał + sztuka + ciekawe miejsce :)
Dodany: 2019-04-30 22:23:13
Dla mnie koloryt lokalny jest ważny.
Dodany: 2019-04-30 19:44:05
Lubię, gdy akcja książki rozgrywa się w mieście, które znam, a wątek sztuki w kryminałach zawsze mnie pociąga, więc dopisuję do listy.
Dodany: 2019-04-30 14:27:45
Już widziałam tę książkę na jednym z blogów. Mam ją w planach.
Dodany: 2019-04-30 13:11:35
Ja też zdecydowanie przeczytam i poznam pióro, zaciekawił mnie wątek malarsko-okulistyczny....
Dodany: 2019-04-30 13:04:20
Myślę, że to będzie książka godna uwagi, gdyż zastosowana jest w niej gwara.
Dodany: 2019-04-30 13:02:52
Mam plan poznać bliżej twórczość autora :)