Normalni ludzie nie muszą pisać, by żyć. Wywiad z Przemysławem Borkowskim

Data: 2019-08-20 11:41:46 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

– Normalni ludzie nie muszą pisać, by żyć; im wystarcza samo życie. Pisanie jest rodzajem nałogu, narkotyku i tak jak każdy nałóg, bierze się z jakiegoś niedostatku, który próbujemy w ten sposób rekompensować. W przypadku pisarzy tym niedostatkiem jest prawie zawsze pewien rodzaj introwertyzmu i wynikające z niego problemy w relacjach międzyludzkich. Z jakiego zaś rodzaju niedostatku bierze się fascynacja zbrodnią u pisarzy kryminalnych? To bardzo ciekawe pytanie – mówi Przemysław Borkowski, pisarz, autor powieści kryminalnych Zakładnik, Niedobry pasterz i Widowisko, współtwórca Kabaretu Moralnego Niepokoju.

Co dzieje się, kiedy trzech kabareciarzy wydaje tomik poetycki?

Dla ścisłości trzeba powiedzieć, że gdy pisaliśmy te wiersze, nie byliśmy jeszcze kabareciarzami, uważaliśmy się wręcz za poetów. Wszystko jest więc absolutnie serio, nie ma tam żadnego dowcipkowania, sama czysta liryka. Zabawne jest tylko to, że mimo dziewiętnastu lat, jakie upłynęły od jego wydania, nakład nie został jeszcze wyczerpany.

Zbrodnia to poważna sprawa?

Arcypoważna i moje kryminały też są pisane na poważnie. Niezbyt lubię ten nurt powieści kryminalnej, który stara się to robić na wesoło.

Bo, wie Pan, większość z nas zna to kabaretowe oblicze Przemysława Borkowskiego, a po sięgnięciu po książkę okazuje się, że żarty się skończyły.

A nawet się wcale nie zaczęły. No cóż, wszyscy chyba mamy dwie strony osobowości: jasną i tę trochę mniej. Ja w swojej twórczości literackiej eksploatuję raczej tę drugą. Pierwszej nie mam potrzeby, bo dość mocno wyżywa się ona w kabarecie.

Widowisko to już trzecia część cyklu o współpracującym z policją psychologu Zygmuncie Rozłuckim…  

Tak, to trzecia część, ale można ją czytać bez znajomości dwóch poprzednich, bo każda z tych książek jest oddzielną historią. Lepiej oczywiście sięgać po nie po kolei, bo zdarza się, że nawiązuję w Widowisku do wydarzeń opisanych w Zakładniku i Niedobrym pasterzu, ale nie ma takiej potrzeby. Uprzedzam tylko, że można się przy okazji dowiedzieć paru rzeczy, które sprawią, że lektura poprzednich książek będzie odrobinę mniej zaskakująca. Zwłaszcza dotyczy to Niedobrego pasterza. Mój bohater, Zygmunt Rozłucki przeżył w tej powieści dość dramatyczne chwile, które mocno doświadczyły go osobiście. W Widowisku kilka razy o tym wspominam, co – niestety – siłą rzeczy zdradza zakończenie wcześniejszej części.

Mam wrażenie, że Pański bohater stracił odrobinę, kiedy przestał rozsmakowywać się (i czytelników) w rozmaitych trunkach…

Może w kolejnej, czwartej części do tego znów wróci? Bohater musi się zmieniać, ewoluować. Jednym z elementów takiej ewolucji w przypadku Rozłuckiego jest jego stosunek do alkoholu. W drugiej części, z racji traumatycznych wydarzeń, mój bohater trochę w tej kwestii przesadził. W trzeciej starał się pod tym względem mocno ograniczać, więc przerzucił się na cygara i na obsesyjną miłość. W czwartej mam plan, by nie doświadczać go aż tak mocno osobiście, więc będzie mógł z powrotem pić dobrą whisky – dla przyjemności, a nie tylko po to, by się zabić. Zresztą nie ukrywam, że jego zmiana stosunku do whisky jest też poniekąd efektem zmiany mojego do niej stosunku. Gdy pisałem dwie pierwsze części, byłem dość mocno zafascynowany światem whisky single malt; poznawałem go właśnie, wszystko było dla mnie nowe i ekscytujące i tą swoją fascynacją dzieliłem się z czytelnikami. Dziś, choć ciągle bardzo lubię napić się dobrej, słodowej whisky, ta moja gorliwość neofity już trochę osłabła.

Rozłucki nie jest profilerem – a od nich roi się na stronach polskich kryminałów, choć w rzeczywistości wygląda to o wiele mniej ciekawie – ale psychologiem. Różnica leży tylko w nazewnictwie?

Nie, to był mój świadomy wybór. Gdyby trzymać się polskich realiów, to profiler nie jest zbyt ciekawym bohaterem powieści kryminalnej. Jego rola ogranicza się do stworzenia profilu nieznanego sprawcy i ewentualnie pomocy przy opracowywaniu strategii przesłuchań. Nie gania z pistoletem za przestępcami ani nawet nie chodzi i nie rozpytuje po okolicy, czy ktoś czegoś nie widział. Tym zajmuje się ktoś inny. Mój bohater ma o wiele więcej możliwości działania. W pierwszej części, w Zakładniku, prowadzi śledztwo całkowicie amatorsko, zaintrygowany morderstwem, którego był przypadkowym świadkiem i które policja, jego zdaniem, niewłaściwie zinterpretowała. W drugiej części, Niedobrym pasterzu, policja prosi go już o pomoc, ale jest to ciągle jeszcze współpraca półoficjalna. Dopiero w Widowisku dostaje etat, ale formalnie rzecz biorąc jest tylko pracownikiem biurowym, kimś w rodzaju sekretarki, jak lubi żartować jego znajomy, komisarz Sądecki. Ten półoficjalny charakter jego związków ze śledztwem pozwala mu na dużą swobodę. Robi rzeczy, których profiler po prostu nie mógłby robić. A ponieważ jest psychologiem, a nie policjantem, zwraca uwagę na zupełnie inne aspekty sprawy. I to właśnie dzięki tej perspektywie udaje mu się rozwiązywać zagadki, wobec których tradycyjne policyjne metody zawodzą.

Dlatego może zostać policyjną „wtyczką” w teatrze…

Można nawet powiedzieć, że wręcz pracuje pod przykryciem. Wymyśla sobie legendę – jest nią pisanie habilitacji o temacie „psychologia widowiska” – i pod tym pretekstem prowadzi własne śledztwo. Pozwala mu to wniknąć w dość hermetyczne środowisko teatralne i poznawać jego tajemnice niejako od środka. A wszystko wskazuje, że właśnie jedna z takich tajemnic stoi za serią dość spektakularnych morderstw, jakie zostają popełnione w Olsztynie w trakcie trwającego tam festiwalu teatralnego. Powoduje to jednak dość istotne komplikacje, także uczuciowe…

Rozumiem, że bez działalności kabaretowej nie opisałby Pan tak szczegółowo układów, układzików i całej tej teatralnej rzeczywistości?

Niewątpliwie. Poczynając od tego, że sam występowałem wielokrotnie na deskach wielu teatrów i wiem dość dobrze, jak wyglądają kulisy i garderoby, a kończąc na tym, że znam wielu aktorów i słyszałem z ich ust wiele historii, z których zresztą dość obficie czerpałem pisząc tę powieść.

Właśnie: podobno niemal zawsze „literacko przetwarza” Pan życiorysy osób prawdziwych. I, mówiąc szczerze, trochę się dziwię, że nikt jeszcze Pana nie zabił…

Może dlatego, że dość rzadko opisuję konkretną postać, o wiele częściej „sklejam” swoich bohaterów z życiorysów i cech dwóch, a nawet trzech znanych mi osób. Do każdej z tych postaci dokładam też sporą dawkę siebie. Efekt końcowy może więc być nie do poznania dla jego pierwowzorów. A może po prostu ci ludzie nie czytali jeszcze moich książek i wszystkie te zamachy są jeszcze przede mną?

Warmia i Mazury to lepsze miejsce akcji powieści kryminalnej niż chociażby Warszawa? Były już Dywity, jest Olsztyn…

Niedługo już sprawdzę, czy lepsze, bo czwartą część mojego cyklu, o roboczym póki co tytule Odrobina nicości zamierzam umieścić właśnie w Warszawie. Ale Warmia i Olsztyn to miejsca idealne, przynajmniej moim zdaniem, do osadzenia w nich akcji powieści kryminalnej. Pełno w nich, mówiąc językiem filmowym, niezwykle ciekawych lokalizacji dla popełnienia zbrodni. Wszystkie te jeziora, lasy, mokradła, krzyżackie zamki, mosty rozpięte nad wijącymi się w dole wśród drzew rzekami aż się proszą, by kogoś tam zabić, a przynajmniej to opisać. Do tego pewna aura tajemniczości unosząca się w powietrzu, jakaś pierwotna, nieujarzmiona jeszcze do końca pogańska dzikość, która zdaje się wyzwalać w ludziach ich pierwotne instynkty… Ta ziemia ma ogromny literacki potencjał, aż się dziwię, że tak w sumie rzadko wykorzystywany.

Olsztyn moglibyśmy w zasadzie zwiedzać z Widowiskiem w dłoni…

Tak, nawet ostatnio pewien mój znajomy z Olsztyna powiedział mi, że rozpoznał jeden z domów tam opisany, bo sam w nim kiedyś mieszkał, tylko piętro niżej niż Rozłucki. I rzeczywiście, to był właśnie ten dom, adres się zgadzał. Wiem też, że pewna przewodniczka po Olsztynie faktycznie oprowadzając wycieczki pokazuje im miejsca związane z moimi książkami i z Gniewem Miłoszewskiego. Sam kiedyś chodziłem po Oslo śladami Harry'ego Hole i muszę powiedzieć, że sprawiło mi to wiele przyjemności. Mam nadzieję, że chodzenie po Olsztynie śladami Zygmunta Rozłuckiego będzie równie przyjemne.

Kiedy czyta się Pańską książkę, aż chce się powiedzieć, że to naprawdę musi być piękne miasto.

Bo jest. Nie jestem może do końca obiektywny, bo urodziłem się i wychowałem w Olsztynie i jestem w nim zakochany miłością pierwszą i czystą, ale czy może nie być piękne miasto, w którego granicach administracyjnych leży siedem jezior, gotycki zamek i przepływają przez nie dwie rzeki; z którego każdego punktu da się w góra dziesięć minut na piechotę dojść do lasu? Mieszkam od wielu już lat w Warszawie i bardzo ją lubię; nie uważam też, wbrew wielu opiniom, że jest brzydka, ale moje serce na zawsze zostało w Olsztynie.

Tylko mieszkający tu ludzie są jakby mniej piękni.

Trudno, żeby bohaterowie kryminału byli wzorami do naśladowania… Ale muszę też wyznać, że większość negatywnych bohaterów moich książek ma swoje pierwowzory poza Olsztynem. Możecie więc państwo spokojnie to miasto odwiedzać.

Polityczne układy, brudne rozgrywki i machinacje – to cecha charakterystyczna naszych małych i średnich miast?

Myślę, że to cecha charakterystyczna polityki w ogóle i to nie tylko polskiej. Ja zresztą, pisząc Widowisko, inspirowałem się bardziej wydarzeniami ogólnokrajowymi niż olsztyńskimi; pomniejszyłem je tylko i wcisnąłem w ramy lokalne. Choć parę rzeczy opisanych w mojej książce faktycznie się w Olsztynie wydarzyło.

Dlatego właśnie Pan wyjechał?

Nie, wyjechałem na studia. A potem zostałem. Normalna historia.

Polonistyka pomogła Panu w pisaniu? 

I tak, i nie. Tak, bo dała mi pewną świadomość literacką i wiedzę. Nie, bo na polonistyce nie uczą, jak pisać, tylko jak czytać. A to nie do końca to samo. Ja zresztą wybierając te studia tak właśnie myślałem: że wszyscy ci mądrzy profesorowie nauczą mnie, jak się pisze książki. Nie nauczyli, bo nie taka była ich rola. Pisania trzeba się uczuć w dużej mierze samemu. Czytanie jest tu, oczywiście, ważne – trzeba dużo czytać, gdy się chce samemu pisać – ale to samo pisanie jest najważniejsze. Znajomość zasad budowy dzieła literackiego się przydaje, ale nie jest decydująca. Gdyby tak było, wśród pisarzy przeważaliby absolwenci różnych kierunków literaturoznawczych, tymczasem są oni raczej w mniejszości.

Psychologii też na polonistyce nie uczą – tymczasem Pański bohater jest psychologiem. Research?

Nie lubię researchu, bo jestem leniwy. Pewnie dlatego zresztą między innymi akcję mojej serii umieściłem w mieście, w którym się urodziłem i które doskonale znam. Z psychologią jest podobnie: zawsze się nią interesowałem i przeczytałem całkiem sporo książek z tej dziedziny zanim w ogóle wpadłem na pomysł, by bohaterem swoich książek uczynić psychologa. Potem oczywiście trochę się „doszkalałem", nie powiem, ale pewną bazę już miałem. No i mam dobrą i życzliwą konsultantkę – panią psycholog, która czyta to, co napisałem, i wyłapuje co większe bzdury.

Co jeszcze musi robić pisarz, żeby napisać dobry kryminał?

Musi mieć z lekka chorą wyobraźnię. Normalni ludzie nie fantazjują na temat mężczyzn w zbrojach rozjeżdżanych przez pociąg na wiadukcie wznoszącym się na miastem, którą to scenę obserwuje rozbawiony tłum nieświadomy jej krwawego charakteru – a tak właśnie zaczyna się Widowisko.

Rozłucki jest owszem, facetem mocno doświadczonym przez los – to wiemy. Ale czy zastanawiał się Pan nad tym, czy – i ewentualnie jak – zmienia go nieustanne zgłębianie psychiki zbrodniarzy?

O tym pisałem między innymi w drugiej części mojego cyklu, czyli w  Niedobrym pasterzu. O tym, że żeby zrozumieć mordercę, trzeba go odnaleźć w sobie. I o tym, że jest to nieco dewastujące. Bo zgodnie z mądrą maksymą Nietzschego: Ten, który z demonami walczy, powinien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie.

A jak to jest w przypadku autora kryminałów? Da się pozostać „normalnym", opisując – często dość makabryczne – zbrodnie?

Pisaniem w ogóle zajmują się nie do końca normalni ludzie, a już pisaniem kryminałów w szczególności. Normalni ludzie nie muszą pisać, by żyć; im wystarcza samo życie. Pisanie jest rodzajem nałogu, narkotyku i tak jak każdy nałóg, bierze się z jakiegoś niedostatku, który próbujemy w ten sposób rekompensować. W przypadku pisarzy tym niedostatkiem jest prawie zawsze pewien rodzaj introwertyzmu i wynikające z niego problemy w relacjach międzyludzkich. Z jakiego zaś rodzaju niedostatku bierze się fascynacja zbrodnią u pisarzy kryminalnych? To bardzo ciekawe pytanie. Może Rozłucki umiałby na nie odpowiedzieć? Ja interesuję się psychologią tylko amatorsko…

Mówił Pan w wywiadach o przynajmniej czterech tomach opowieści o Zygmuncie Rozłuckim. Ten plan nadal jest aktualny?

Jak najbardziej. Już nawet zacząłem tę czwartą część pisać. Rozłucki wróci w niej do swojego rodzinnego miasta, czyli Warszawy.

Było środowisko telewizyjne, był teatr – w jaką społeczność będzie teraz musiał wejść Pański bohater?

Tym razem w żadne konkretne. Głównym bohaterem tej części i jednocześnie jej równorzędnym narratorem będzie morderca. Rozłucki będzie więc musiał ponownie spojrzeć w otchłań. I to taką, do której każdy z nas prędzej czy później wpada.

Widowisko – i inne książki Przemysława Borkowskiego – możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - gosiaczek
gosiaczek
Dodany: 2019-08-22 11:30:24
0 +-

Ciekawa rozmowa.

Avatar uĹźytkownika - emilly26
emilly26
Dodany: 2019-08-21 00:11:34
0 +-

Przyłączam się do większości wypowiadających nie znam twórczości literackiej autora.

Avatar uĹźytkownika - Lenka83
Lenka83
Dodany: 2019-08-20 21:13:26
0 +-

Nie znam pióra tego Pana....

Avatar uĹźytkownika - bachacz
bachacz
Dodany: 2019-08-20 18:55:39
0 +-

Nie miałam okazji poznać twórczości literackiej , muszę nadrobić. 

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2019-08-20 17:23:56
0 +-

Prawie mój krajan. Jestem ciekawa jego książek.

Avatar uĹźytkownika - Poczytajka
Poczytajka
Dodany: 2019-08-20 15:34:13
0 +-

Czytając ten wywiad tak sobie myślałam, że to co za kulisami zazwyczaj jest ciekawsze i bardziej intrygujące niż to co pod publikę.

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2019-08-20 12:11:54
0 +-

Poprzednie części były super - sięgnę na pewno po "Widowisko".

Książka
Widowisko
Przemysław Borkowski;

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje