Poddańcze mojry
Data: 2009-01-12 09:54:17„Przykręcamy śrubę, podkręcamy kindersztubę” – pisze ojciec dyrektor (pisownia „pseudonimu artystycznego” oryginalna) w blogu na nowej stronie internetowej Bytomskiego Centrum Kultury. I kontynuuje: „Same złe wieści na początek. Po pierwsze: wreszcie zaczyna brakować biletów na nasze koncerty, spektakle i imprezy. My się cieszymy, naszych Klientów to irytuje. Zwłaszcza tych, którzy odzwyczaili się rezerwować bilety i odbierać je z wyprzedzeniem.”
O tym, że – co dotąd nie było zbyt częste – rzeczywiście zaczyna brakować biletów na prezentowane na deskach BCK przedstawienia mogli przekonać się widzowie, którzy pragnęli obejrzeć spektakl Teatru Poddańczego „Dwie godziny i trzynaście minut później” według opowiadania „Śmierć wierniejsza niż miłość” Marqueza. Już kilka dni wcześniej na stronie internetowej Bytomskiego Centrum Kultury informowano, że kupno biletu jest niemożliwe.
Spektakl Teatru Poddańczego dość wiernie ilustruje historię opisaną przez Marqueza. Oto mitologiczne Mojry – boginie losu, splatające nić ludzkiego życia, opowiadają o życiu senatora Onesimo Sancheza. To człowiek z gruntu zepsuty, polityk bezlitośnie wykorzystujący łatwowierność wyborców, który przypomina sobie o elektoracie zwykle tuż przed kolejnymi wyborami. Jednak pewnego dnia senator poznaje dokładną datę swojej śmierci. Czy okaże się to dla niego początkiem głębszej refleksji i podjęcia próby odkupienia? Czy postanowi zmienić swoje życie? Na te pytania uzyskały odpowiedź osoby, które miały okazję obejrzeć prezentowany w Bytomiu spektakl.
Spektakl – trzeba powiedzieć – niezły. Bardzo wiele tu znakomitych pomysłów inscenizacyjnych. Na przykład – sam senator właściwie nie pojawia się na scenie. Jego sylwetkę imitują rekwizyty – jak na przykład wieszak na ubrania z umieszczonym na szczycie kapeluszem – zdarza się również, że to ruchy rąk aktorek tworzą zarys postaci senatora. Piękna jest gra świateł, dość dobrze dobrana muzyka ilustrująca spektakl. Aktorstwo – choć momentami satyrycznie przerysowane – również nie pozostawia nic do zarzucenia. Może należałoby popracować nad dykcją jednej z aktorek – to jednak szczegół, który nie przeszkadza w percepcji całości. Momentami irytować za to może odrobina zbyt oczywistej, nachalnej nawet symboliki – co jednak jest chyba w tym samym stopniu słabością Marqueza, co jego inscenizacji. Scenarzysta często wykorzystuje tekst noblisty, uwypuklając charakterystyczną dla niektórych dzieł pisarza ironię i delikatne poczucie humoru. Trzeba przyznać – zarówno reżyser, jak i aktorki dość dobrze „czują” tekst, stąd dobre jest tempo przedstawienia.
Historia opowiadana przez Mojry staje się pretekstem do zadania pytań o fundamentalne dla ludzkiej egzystencji sprawy. Czy człowiek może być naprawdę wolny, czy też pozostaje tylko marionetką w rękach losu? Czy możemy decydować o własnym życiu? Czy miłość może okazać się wybawieniem i pomóc odnaleźć sens życia w jego ostatnich chwilach? To oczywiście tylko niektóre tematy, nad którymi zastanawiają się widzowie. Tych zaś uczestniczyło w spektaklu naprawdę wielu, choć może opowieść o wyprzedaniu wszystkich biletów jest nieco przesadzona. Nie wykorzystano bowiem – choć raczej nie zaburzyłoby to koncepcji twórców spektaklu – całej powierzchni sali ToTu Bytomskiego Centrum Kultury. Jak to często bywało, widzów posadzono na prowizorycznej widowni ustawionej na scenie teatru. Moim zdaniem było to niekonieczne. Przyznaję jednak, że spektakl Teatru Poddańczego odniósł spory sukces. Stało się tak zapewne w tym samym stopniu ze względu na jego poziom, co ze względu na legendę, jaką w naszym kraju owiany jest autor opowiadania, którym posiłkowali się twórcy. Niemniej jednak – czas chyba zacząć rezerwować bilety na spektakle prezentowane w BCK nieco wcześniej. Gratulujemy!
Sławomir Krempa