"Poczuć miętę" do papieru...
Data: 2012-11-20 10:42:31
A jednak. Ten, kto przedwcześnie spisałby na straty pismo, byłby w błędzie. Naczelna pisma, Joanna Laprus-Mikulska, która tworzyła wcześniej konkurencyjny "Bluszcz", szybko nauczyła się niskim nakładem prowadzić interesujące pismo. Nie postawiła jednak na nazwiska najgłośniejsze, lecz raczej na autorów, którzy po prostu mieli coś do powiedzenia. Postawiła na Małgorzatę Kalicińska jako felietonistkę i na niszowego wtedy Marka Bieńczyka. Jak trafne były to wybory, pokazał rok 2012, gdy to Bieńczyk właśnie uhonorowany został Nagrodą Nike. Rok, w którym na straty należy spisać "Bluszcz" - jedyną konkurencję dla "Papermintu".
Czytanie w coraz większym stopniu przestaje być zwyczajnym sposobem spędzania czasu. To coraz bardziej styl życia, znak rozpoznawczy ludzi o podobnej wrażliwości. Ludzi normalnych, sięgających nie tylko po książki ważne czy głośne, ale - przede wszystkim - ciekawe. Do nich właśnie kierowany jest dziś "Papermint".
To nie jest pismo dla typowych intelektualistów, dla studentek polonistyki, ślepo wpatrzonych w swoich mistrzów-wykładowców czy mistrzów-pisarzy. To nie jest pismo dla miłośników literackiej awangardy. To dziś pismo dla osób poszukujących interesujących tekstów na temat literackich mód, trendów i ciekawostek. To pismo lansujące wspomniany już styl życia - i jako taki bardzo potrzebne.
To pismo, za sprawą którego dowiemy się, co w torebce kryją pisarki. Wraz ze znakomitymi dziennikarzami wybierzemy się w dalekie podróże (w numerze listopadowym Artur Cieślar zabierze nas do Lizbony) i dowiemy się, co czytają gwiazdy (na przykład Katarzyna Pakosińska i Maria Seweryn). Na okładce znajdziemy osobę, której wybór nie narzuca się automatycznie (w tym przypadku: Jacek Poniedziałek, aktor myślący). Przedruki i fragmenty książek stanowią tu zaledwie drobny ułamek treści. Treści, na którą składają się też wywiady z autorami oraz teksty z pogranicza eseju, artykuły na tematy trudniejsze.
Co ważne: nie utracił "Papermint" nic ze swojej pierwotnej lekkości. Jest dobrze redagowany, ujęty w atrakcyjną, lekką, lecz elegancką szatę graficzną. Może chciałoby się mniej zdjęć ze stocka, a więcej autorskiego materiału fotograficznego, o to jednak niełatwo. Co ciekawe: "Papermint", mimo miesięcznego cyklu wydawniczego raczej nadąża za wydarzeniami rynkowymi, a nawet nieco je wyprzedza. Lansuje też własne "odkrycia", jak choćby świetny Festiwal Literatury Kobiecej "Pióro i Pazur" w Siedlcach. Nadal daleko mu do nieco przeintelektualizowanych "Książek", które może i dobrze mieć na półce, ale które nie zawsze dobrze się czyta. A że to pismo nadal nieco "babskie"? Cóż, tak chyba być musi - w końcu większość "nałogowych" czytelniczek w Polsce to przecież kobiety.