Pocztówka z autobusu - Felieton o autobusie i zajęciach w nim
Data: 2006-02-23 23:39:38- Następnym razem, jeśli będziesz się nudzić w 45-minutowym korku, napisz felieton – podsunął mi któregoś dnia złotą myśl Tyran. Nie mógł chyba znieść mojego narzekania, kiedy po raz kolejny wpadłam do redakcji zła jak osa.... Czemu nie. Mogę napisać. Czas mam. Kartki i długopis też. Siedzę w autobusie, ludzie się dziwnie patrzą, ale co tam. Gdybym była malarzem i zaczęła na środku autobusu ustawiać jakieś sztalugi, patrzyliby tak samo.
Coś muszą robić.
Dobrze, że mam paskudny charakter pisma i ci najbardziej ciekawscy nie mogą odcyfrować moich bazgrołów. Pytanie, czy sama będę potrafiła. Tym pomartwię się później. Jakaś pani zaczyna czytać mi przez ramię, wysila się strasznie... może zacznę pisać drukowanymi literami? Albo stworzę z boku ogromny napis www.granice.pl, jeśli ma internet, to sobie wejdzie i przeczyta na spokojnie.
Niektórzy ludzie robią całkiem ciekawe rzeczy. Dzwonią z komórek, informując, że są w autobusie (póki to domena pasażerów, jestem w stanie zrozumieć. Ale kiedyś tak właśnie rozmowę przez telefon zaczął kierowca...).
Co jeszcze robią ludzie w autobusie? Śpią. Nic dziwnego, jest siódma rano, środek nocy. Sama bym chętnie pospała, ale nie mam zamiaru lekkomyślnie pozbyć się wszystkiego, co mam przy sobie. Kieszonkowcy nie śpią.
Poza tym, ludzie w autobusie stojącym w korku zajęci są denerwowaniem się (nie wiem, co im to daje, poza wrzodami) – bo ja się spóźnię, bo nie dojedziemy, bo jak tak można. Bogu ducha winny kierowca nie umie odpowiedzieć na te ataki. On też się spóźni. No tak, ale ludzie jadą do pracy, a on w pracy już jest. O, logiko pokrętna...
"Warszawskie autobusy. Najpiękniejsze fotografie" - Włodzimierz Winek
Znudził mi się widok wnętrza autobusu. Przypuszczam, że dla współpasażerów jestem znacznie ciekawszym obiektem do obserwacji, niż oni dla mnie. Pani, czytająca mi przez ramię, najwyraźniej się obraziła i właśnie odwróciła głowę.
Wzrok za okno... bym chciała skierować. Wzrok mam. Okno mam. Tylko wiele mi z niego nie przyjdzie. Myte przed Walentynkami. W 1996. A w dodatku - zaparowane. Nic nie szkodzi, i tak wiem, co za nim widać. Zawsze to samo. Budowa, roboty drogowe, kilku facetów opiera się na łopatach (jeśli któremuś łopata się złamała, opiera się o betoniarkę, standard). I obserwują, jak jeden się męczy. To się chyba nazywa koordynacja. Uczynni są, nie powiem, pomagają zapracowanemu koledze... W przeklinaniu. W pluciu. W jedzeniu drugiego śniadania. Wspierają go - duchowo. Zawsze, kiedy widzę tych panów, kojarzy mi się genialny cytat z filmu „Brunet wieczorową porą” – „widzisz, wnusiu – i znów jeden pracuje, a reszta się gapi”. Nie mam wnusia. Ale poza tym – cytat jak najbardziej na miejscu.
Zastanawiam się, czemu to okno jest takie zaparowane, skoro w autobusie minus dwadzieścia stopni. Powinno raczej zamarznąć... Komunikacja miejska pełni chyba – pewności nie mam – funkcję edukacyjną. Dziecko nie może zrozumieć, jak tworzy się szron na szkle? Wsiadamy z nim zimą do zatłoczonego autobusu i pchamy się do okna. Przed końcem podróży dziecko na własne oczy ujrzy proces zamarzania szyb. Co prawda, oprócz wiedzy na temat szronu, może także nabawić się kataru, ale nie bądźmy drobiazgowi. Nauka przede wszystkim.
O, znak, który nieodmiennie mnie śmieszy, kiedy stoję w korku. Ograniczenie prędkości do 100 kilometrów na godzinę. Na razie nie mam co marzyć nawet o 10 kilometrach.... A może na znaku też było 10, tylko jakiś dowcipniś domalował jedno zero? Pewnie nudził się w korku. Tak, jak ja...
Dodany: 2006-03-30 22:58:03
Dodany: 2006-02-24 23:37:55
Dodany: 2006-02-24 18:58:44
Dodany: 2006-02-24 18:57:23