Piłka jest okrągła, bramki są dwie, a i tak pieniądz rządzi wszystkim jak chce

Data: 2014-11-07 09:57:05 Autor: Damian Kopeć
udostępnij Tweet

Błędne wrażenia

Nikt nie lubi być obiektem kpin, nawet łagodnych. Niestety, czasami można się nim stać zupełnie niechcący.

Opowiadałem właśnie o spotkaniu w Singapurze, które miałem okazję zobaczyć poprzedniego wieczoru.

- To był doskonały mecz. Skończył się wynikiem 4:2, a wszystkie cztery gole zwycięzcy zdobyli w ostatnich dwudziestu minutach. Niezwykły wyczyn! Świetnie oglądało się piłkarzy, którzy nie zamierzali odpuścić do samego końca.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Chcesz zobaczyć więcej takich spotkań? - powiedział. - Zostań dłużej. Myślisz, że to był uczciwy mecz? Jedna z drużyn zdobyła wszystkie bramki w drugiej połowie! Ha, ha! Jeśli lubisz takie spotkania, to miejsce jest stworzone dla ciebie. Nigdy nie odpuszczają! Mój Boże...

Sącząc drinka, roześmiał się z mojej naiwności. Do naszego stolika podszedł po chwili biznesmen.

- Hej, Wing, poznaj tego gościa. Myśli, że singapurscy piłkarze są niezwykle uczciwi. Sądzi, że zawsze grają do końca!

Biznesmen Wing, świadek rozmowy Hilla z działaczem renomowanego klubu sportowego, nie tylko skwitował te słowa życzliwym uśmiechem. Wręczył również owemu działaczowi brązową kopertę. Ten wyjął z niej banknoty, spokojnie przeliczył i podziękował. Smaczku całej sytuacji dodawał fakt, że rozmowa Declana z owym działaczem dotyczyła antykorupcyjnych działań, jakie należy podjąć, by oczyścić tamtejszą ligę. Po odejściu zapracowanego biznesmena działacz na nowo podjął opowieść o wszechobecnej w ligach piłkarskich korupcji.

Korupcja

Korupcja to - zgodnie z definicją słownikową - przyjmowanie łapówek przez urzędników lub funkcjonariuszy. Nie jest nowym zjawiskiem, czymś, co pojawiło się w XX wieku czy w ostatnich latach. Istniała zawsze tam, gdzie pojawiały się duże pieniądze i osoby (najczęściej urzędnicy) mogące nimi dysponować. Ludzie ci dysponowali, co ważne, nie swoimi pieniędzmi. Korupcja istnieje zawsze tam, gdzie ktoś chce uzyskać jakieś dobro wbrew prawu, poza kolejnością, omijając przepisy, bez wysiłku, na skróty. Problem łapówek istnieje we wszystkich kulturach i czasach, kwestią zasadniczą jest tylko skala jego wpływu na funkcjonowanie państwa, organizacji, instytucji. W sporcie korupcja związana jest przede wszystkim z pieniędzmi pojawiającymi się w związku z hazardem. Z pragnieniem szybkiego wzbogacenia się w zakładach sportowych poprzez "pomoc losowi" w odpowiednim biegu wydarzeń, na przykład poprzez wpłynięcie na konkretny wynik meczu. Drugim powodem korupcji, nie tylko zresztą w piłce nożnej, mogą być również pieniądze, ale te związane z funkcjonowaniem w ramach odpowiedniej ligi. Spadek do niższej klasy może oznaczać dla klubu i jego menedżerów utratę sponsorów, reklam, przychodów. Jeśli nie mogą temu zapobiec postawą zespołu, sięgają po inne, niekoniecznie legalne czy etyczne środki.

Choć korupcja towarzyszy nam od zawsze, potrafi w pewnych okresach przybierać na sile. Tak jest i dzisiaj. Międzynarodowa rewolucja korupcyjna już trwa. Zmienia społeczeństwa i niszczy sport na całym świecie. Polega na powstaniu globalnej sieci zakładów sportowych i towarzyszącego jej procederu ustawiania meczów. Niszczy lub zniszczyła już ligi w Azji, we wschodniej Europie. Teraz kanciarze coraz tłumniej pojawiają się w Zachodniej Europie oraz w Ameryce Północnej. I już ustawiają setki meczów.

Można w to nie wierzyć, bo wygląda to co najmniej dziwnie: wielomiliardowy nielegalny rynek hazardowy wpływający na wyniki spotkań, pół miliarda ludzi kibicujących drużynom niczego nie zauważających, setki ustawionych meczów. Rzeczywiście, nie wszystko na pierwszy rzut oka wygląda na zaplanowaną, przemyślaną działalność. Przecież zdarzają się przypadki, złe dni, spadki formy, fatalne zbiegi okoliczności. Czasami nawet lepiej jest w nie wierzyć. Nie dopuszczać do siebie świadomości, że na taką skalę działają oszuści ściśle powiązani ze zorganizowaną przestępczością, przestępcy ustawiający wyniki meczów na największych imprezach sportowych. A jednak nawet skąpo przedostające się do opinii publicznej fakty mówią same za siebie. Śledztwa dotyczące korupcji w Niemczech (2009 r.), w Polsce, w Turcji, we Włoszech, w Azji pokazują porażającą prawdę. Ukazują ludzi w pełni zaangażowanych w krociowy nielegalny proceder, tworzących luźną grupę kryminalistów szukających każdej okazji by dobrze zarobić.

Działacze piłkarscy wiedzą o korupcji, podobnie jak piłkarze, policja i politycy, większość z nich stara się jednak sprawę bagatelizować. Niektórzy uważają, że jeśli się o czymś nie mówi, to to nie istnieje, nie stanowi problemu. Kiedyś pewien polski minister finansów nawoływał, żeby nie mówić o kryzysie czy dziurze w budżecie to ich nie będzie. Wszyscy z pozoru walczą z praktykami korupcyjnymi, a wymiernych efektów nie widać, taka to poważna i zacięta walka. Ci, którzy robią, co mogą by oczyścić sport mogą liczyć przede wszystkim na siebie. Można podejrzewać, że niektórzy niczego nie dostrzegają, bo nie chcą mieć dylematów, inni prawdopodobnie sami czerpią korzyści z nielegalnego procederu, jeszcze inni nie chcą się wychylać, narażać. Często śledztwa zaczynające się z wielkim rozmachem trwają, trwają aż z wielkiej chmury spada mały deszcz, taki sobie niegroźny kapuśniaczek. Świadkowie milczą, oskarżeni się wypierają, prokuratorzy mają problemy z udowodnieniem winy. A piłkarski poker trwa w najlepsze.

Biedni piłkarze

Co może skusić piłkarzy do sprzedania siebie i meczu? Przede wszystkim pieniądze - zwłaszcza wtedy, gdy klub lub sam zawodnik ma kłopoty finansowe. Pieniądze mogą ewentualnie zostać poparte odpowiednimi groźbami. Laurent Wuilott, zawodnik FC Brussels przyznał kiedyś: Musicie zrozumieć tych gości - mogą zarobić więcej pieniędzy za jeden udany przekręt niż za cały sezon dobrej gry. Pensje w klubach, które walczą o przetrwanie, są wręcz śmieszne. Czasami problemem mogą być długi danej osoby - chociażby hazardowe. Piłkarze czy działacze mogą widzieć w przekręcie ostatnią deskę ratunku dla siebie. Dla niektórych może to być potężny zastrzyk szybko zarobionej gotówki, której - jak wiemy - nigdy dosyć. Powodów może być wiele. Może nim być także próba ratowania drużyny przed spadkiem, wiążąca się ze znacznym pogorszeniem warunków finansowych.

Nadciąga fala

Coś szczególnie złego zaczęło się dziać w światku piłkarskim na początku lat dziewięćdziesiątych w Malezji i Singapurze. W 1989 roku federacje piłkarskie z tych krajów powołały do życia nową profesjonalną ligę. Celem były dobrze zorganizowane i prowadzone rozgrywki, które miały zapewnić drużynom narodowym owych państw wysokie miejsce w rankingu FIFA. Ów pomysł finansowo wsparły rządy federalne. Powstały nowe stadiony, podpisano lukratywne kontrakty telewizyjne, pozwolono klubom sprowadzać gwiazdy z zagranicy. Na niektóre mecze przychodziło ponad pięćdziesiąt tysięcy fanów. Piękny start! I równie wielki upadek. Szacuje się, że zanim w 1994 roku władze nie wkroczyły radykalnie do akcji, ustawiano tam 80 procent spotkań. Po co? Ktoś chciał zarobić na zakładach piłkarskich, a nie zamierzał podejmować niepotrzebnego jego zdaniem ryzyka. Przy okazji całe pokolenie piłkarzy i działaczy zostało skażone wirusem korupcji. Ligi krajowe w Malezji i Singapurze skarłowaciały, liczba widzów na meczach spadła - tak jak zainteresowanie owymi wyreżyserowanymi przez nieznanych bliżej ludzi spektaklami. Show must go on - przyroda nie znosi pustki. Miejsce lokalnych, okrytych niesławą lig piłkarskich zajęły inne, których rozgrywki stały się łatwo dostępne dzięki nowoczesnym technologiom przesyłu obrazu: liga angielska, hiszpańska, niemiecka. Ci, którzy poczuli moc pieniędzy ukrytych w hazardzie związanym ze sportem, zmienili swoje zainteresowania. Postawili na zagraniczne ligi.

Dlaczego właśnie Azja?

W Azji nie istnieje rozdział między zorganizowaną przestępczością i “szanowaną”, zdrową częścią społeczeństwa, który podobno istnieje na Zachodzie (choć trudno powiedzieć, czy jest tak naprawdę ale to zupełnie inna historia). Przykładowo Kuala Lumpur, stolica Malezji, została założona przez dwie rywalizujące ze sobą triady. Brytyjski rząd był przez nie tolerowany jedynie jako rodzaj neutralnego arbitra między organizacjami przestępczymi, rozstrzygającego szereg sporów, które dotyczyły wydobycia węgla. W Cesarstwie Chin znakomita część politycznej opozycji przeciw rządom Mandżurów i kolonialnej dominacji wywodziła się właśnie z triad. Azjatycka przestępczość zorganizowana jest więc potężna dlatego, że jej korzenie sięgają tak głęboko.

Problem ustawianych meczy pojawiał się w Europie czy Ameryce już wcześniej, nigdy jednak w takim wymiarze. Prawdziwie agresywny wirus korupcji na dużą skalę przyszedł tu z Azji. Można sobie zadać pytanie: dlaczego właśnie stamtąd? Liczy się przede wszystkim ogromna liczba osób zainteresowanych futbolem i pewne nawyki mieszkańców tego kontynentu. W Azji miliony ludzi uprawiają hazard. Bez większych skrupułów omijają oni prawo, jeśli jest taka potrzeba. Dobrym przykładem jest korzystanie z pływających kasyn gier, kiedy prawo zabrania hazardu na terenie danego kraju. Tysiące ludzi nie zważając na uciążliwości wybiera się na owe statki. Kasyna są poukrywane w birmańskiej dżungli i w nieużytkach Korei Północnej. Azjatycki rynek hazardowy przypomina amerykański przemysł porno. To rozbudowana, ale sprawnie funkcjonująca struktura o niejasnym statusie prawnym, powiązana zarówno ze światem zorganizowanej przestępczości, jak i legalnie działającymi firmami, które generują niewiarygodne zyski. Podobnie jak przemysł pornograficzny pod względem finansowym często bije na głowę inne obszary przemysłu rozrywkowego, tak i azjatycki rynek hazardowy jest potężniejszych niż inne, klasyczne i dobrze zakorzenione gałęzie tamtejszej gospodarki. Ale ponieważ hazard jest zasadniczo nielegalny, podobnie jak pornografia, trudno oszacować prawdziwą skalę problemu. Wartość azjatyckiego rynku hazardowego szacuje się na 450 miliardów dolarów rocznie. Dla porównania przemysł farmakologiczny w Azji generuje obroty roczne rzędu 160 miliardów. Poważna część tego hazardowego biznesu to zakłady sportowe, często nielegalne. Mieszkańcy Azji uwielbiają bowiem hazard tak, jak ludzie Zachodu alkohol. A może nawet bardziej.

Jak to działa?

W Azji za zakładami legalnymi, a zwłaszcza nielegalnymi stoi zorganizowana przestępczość. Kuszą ją stosunkowo łatwe do osiągnięcia znaczące zyski i niewielkie ryzyko. Do ochrony interesów potrzebują oficjalnie działającego “ważniaka” - aktywnego polityka lub znaczącego biznesmena. Triada ze swojej strony zapewnia ochronę i zajmuje się "brudną" częścią interesu, czyli dba o ściąganie długów. Co ciekawe, bezwzględność triady względem dłużników jest traktowana przez graczy jako swoista gwarancja stabilności. Przestępcy płacą wygrane nie ociągając się zbytnio, ale zarazem nie pozwalają, by dłużnik pozostawał bezkarny. Straszą, naciskają, używają przemocy, a ci, którzy o tym wiedzą, mają swoiste zaufanie do organizacji mafijnej, która ich zdaniem dba o swoje i ich interesy. Na szczycie syndykatu są bukmacherzy o ogólnokrajowym znaczeniu. Ludzi z owej wierchuszki policja na ogół nie niepokoi. Na niższym, lokalnym poziomie działają lokalni bukmacherzy w centrach obliczeniowych i pośrednicy. Ich cel to gracze. Każdy pośrednik ma od kilkunastu do stu klientów. Zbiera pieniądze na zakłady, dostarcza rozwiązania technologiczne, wypłaca wygrane. Dlaczego tak ważne są owe nielegalne zakłady hazardowe na dużą skalę? Bo to właśnie one stoją za ustawianiem meczy. Duże pieniądze kuszą i mobilizują do działania.

Azjatyckie odcienie hazardu

Na co się stawia w zakładach hazardowych w Azji? Mnogość rzeczy tu występująca to dowód na nieposkromioną ludzką wyobraźnię: nielegalna loteria liczbowa, gonitwy konne, walki kogutów, pojedynki bokserskie, mecze koszykówki, wyścigi Formuły 1, rozgrywki hokejowe, turnieje krykieta i zawody przedolimpijskie. Jeśli chodzi o samą piłkę nożną, można stawiać pieniądze na to, kto i jak wysoko wygra, który zawodnik strzeli pierwszą, a który ostatnią bramkę, kto jako pierwszy będzie ukarany żółtą kartką i kto zostanie wyrzucony z boiska, kiedy padnie pierwszy, a kiedy ostatni gol, ile bramek będzie w całym meczu, ile będzie główek, spalonych, rogów i rzutów wolnych. Liga? Dowolna. Może być chińska Super League, angielska Premier League, rozgrywki młodzieżowe w Szkocji, a nawet islandzka Football League. Pieniądze, które pojawiają się w zakładach sprawiają, że chęć zrobienia wielkiego interesu rośnie. Proporcjonalnie rośnie też chęć zapewnienia sobie przez wielkich graczy zysku bez ponoszenia zbędnego ryzyka. Drogą do tego są ustawione mecze.

Gwiazdy w służbie hazardu

Jak trafić do zawodników, od których zależy wynik meczu? Otóż zgłaszają się do nich, na ogół do tzw. kierownika projektu, „posłańcy”, na przykład emerytowani piłkarze. Przedstawiają propozycje, przede wszystkim finansowe. Proponują np. przegranie meczu. Dobrze, kiedy kierownik projektu jest wybitnym sportowcem, z pewnością musi być osobą mającą posłuch w drużynie. To z takimi lubią współpracować oszuści - z gwiazdami. Aby ustawić mecz, potrzeba od trzech do pięciu graczy. Absolutne minimum to bramkarz, obrońca i napastnik. Muszą oni postarać się o właściwy wynik meczu. Popełniać odpowiednie błędy, które jednakże nie powinny wprost wyglądać na celowe. Skorumpowani gracze nie chcą, by w przekręcie brała udział cała drużyna. Wzrasta w ten sposób liczba osób do podziału pieniędzy i większe jest prawdopodobieństwo wykrycia szwindlu. Obserwatorzy meczu, kibice oceniają zazwyczaj mecz, patrząc na grę całej drużyny. Chodzi o to, by jakaś jej część starała się grać na sto procent.

Kiedy już powstanie korupcyjna sieć w drużynie, zawodnicy muszą odpowiednio się zachowywać - tak, by odnieść „sukces”. O metodach przez nich stosowanych autor Przekrętu dowiedział się przede wszystkim od Malezyjczyków i Singapurczyków. Nie tylko zresztą z prywatnych rozmów, ale i z policyjnych dokumentów. Zebrał również doświadczenia innych zawodników, którzy zdobyli się przed nim na chwile szczerości w zamian za anonimowość.

Profesjonalny piłkarz nie powinien popełniać tak absurdalnych błędów

Każdy biorący udział w przekręcie ma swoje zadanie do spełnienia. Każdy musi się starać o błąd odpowiedni do pozycji, jaką ma w drużynie. Postawa bramkarza jest oczywiście fundamentem udanego przekrętu. Golkiper powinien jak najczęściej wychodzić na przedpole, odsłaniając w ten sposób światło bramki. Dobrze, żeby wtedy, kiedy straci bramkę wymachiwał rękami, przeklinał i całym sobą sugerował, że popełnił najzwyklejszy błąd. Powinien ustawiać się w miejscu oddalonym od właściwego np. o metr. Pozwoli mu to, gdy napastnik odda strzał na efektowną, choć niekoniecznie skuteczną paradę, piłka przeleci bowiem obok jego w rozpaczliwym geście wyciągniętych rąk. Inna strategia to wypuszczanie piłki z rąk lub wybijanie jej przed siebie, najlepiej wprost przed nogi przeciwnika. Zawsze można twierdzić, że popełniło się poważny błąd.

Błędy obrońcy mogą w łatwy sposób doprowadzić do utraty bramki. Może on na przykład podawać piłkę do bramkarza - zbyt daleko, by ten był ją w stanie złapać lub wybić, ale wystarczająco blisko napastnika drużyny przeciwnej, by mógł ją przejąć i spróbować strzału na bramkę. Inne zalecane zachowania przekupionego obrońcy to: nie powinien pomagać naciskanemu stoperowi, ma nie grać na sto procent i umożliwiać atakującym przedarcie się przez linię obrony, spóźnianie się ze wślizgiem, wybijanie piłki prosto pod nogi napastnika, zastawianie głupiej pułapki ofsajdowej.

Na nic zda się praca skorumpowanych obrońców i bramkarza, kiedy brylujący z przodu gwiazdor raz po raz trafia bramki. Zbyt wiele goli może zresztą sugerować przekręt widoczny gołym okiem. Rady dla przekupionych napastników to: jak najdłużej przetrzymywać piłkę, by rywal mógł ją łatwo odebrać; dryblowanie w kierunku przeciwnika i pozwalanie mu na wywalczenie piłki; marnowanie okazji poprzez strzelanie prosto w bramkarza lub chybianie celu.

Pomocnicy mogą nadzorować przekręt - zwłaszcza, że zleceniodawcy często oczekują od uczestników zmowy nie tylko przegrania meczu lecz bardziej konkretnych, umiejscowionych w czasie zachowań. Pomocnik powinien zatem długo utrzymywać się przy piłce, by wzrosła szansa na odebranie mu jej; winien zakłócać rytm gry swojej drużyny, podając jak najczęściej do tyłu, do obrońców; dobrze kiedy stosuje często ryzykowne podania, dzięki którym można łatwo stracić piłkę; powinien przetrzymywać piłkę w strefie, w której operuje.

Piłkarze przekupieni potrafią nierzadko odgrywać dramatyczne sceny wobec swoich kolegów: zachęcać do walki, lamentować nad popełnianymi błędami, wyglądać jak ludzie potrafiący umrzeć za swój zespół. Ich celowe złe zagrania powinny być odbierane jako zwyczajne błędy, potknięcia. Nie powinni tylko źle grać, ma to wyglądać tak, jakby dawali z siebie wszystko. Ocena meczu jest zawsze rzeczą dość subiektywną. Podobnie ocena zachowania piłkarzy. Przecież mogą mieć słabszy dzień, gra może się nie kleić, mogą zdarzać się błędy.

Cechy meczy ustawionych

Czy istnieją cechy charakterystyczne meczów ustawionych? Declan Hill próbował analizować mecze, porównywać je ze sobą, zestawiać podejrzane z wyglądającymi na uczciwe, rozmawiać o nich z naukowcami zajmującymi się podobnymi zagadnieniami w różnych dziedzinach sportu. Z zeznań skorumpowanych piłkarzy wynikało, że często tłumaczyli oni swoje działania nie jako przestępstwa, tylko pewnego rodzaju zaniechania. Człowiek obserwujący mecz wydaje się nigdy nie mieć całkowitej pewności, czy coś było celowe, a nie przypadkowe. Są jednak pewne meczowe zdarzenia, które można próbować przeanalizować mimo wszystko w miarę obiektywnie. Chodzi o rzuty karne, gole samobójcze i czerwone kartki.

W meczach, w których biorą udział przekupieni piłkarze, liczba rzutów karnych nie wzrasta znacząco. Jedenastki zwracają uwagę wszystkich, więc po co wystawiać się na taką ocenę. Bezpieczniejsze i mniej jednoznaczne są spóźnione i nieudane wślizgi czy daremne próby przejęcia piłki. Znacznie chętniej po ten środek sięgają skorumpowani sędziowie, dyktując jedenastki nawet dwa razy częściej niż zwykle.

Samobóje też mogłyby wydawać się dobrą i skuteczną bronią wpłynięcia na wynik danego spotkania. Z badań Hilla wynika, że stosuje się je w podejrzanych meczach częściej niż w zwykłych (prawie w co piątym ustawionym spotkaniu), ale nie jest to oczywiste narzędzie nieuczciwych zawodników, bowiem zwraca niepotrzebną uwagę. Wyrazistym tego przykładem stał się przypadek Vlado Kasalo, reprezentanta Chorwacji, który w 1991 roku występował w Bundeslidze. Został on aresztowany po strzeleniu dwóch goli samobójczych, które miały mu dać szansę spłaty długów hazardowych.

Czerwone kartki to kolejne pozornie wygodne narzędzie oszustów. Chodzi o to, by np. sprowokować sędziego lub sytuację, dzięki której drużyna zostanie osłabiona. Nie jest to powszechnie stosowane. Dla nieuczciwego gracza korzystniej jest bowiem przebywać na boisku i mieć wpływ na przebieg gry niż je opuścić. Wydaje się nawet, że zawodnicy przekupieni otrzymują mniej czerwonych kartek niż inni. Może to wynikać ze świadomego braku zaangażowania w grę, z ostrożnej gry.

Tak więc rzuty karne, gole samobójcze i czerwone kartki nie wskazują jednoznacznie na ustawienie meczu. Bardziej przydatne do tego są gole. Istnieje statystycznie zauważalna różnica w liczbie goli strzelanych w meczach uczciwych i tych, w których dochodzi do szwindli. W tych drugich pada średnio dwadzieścia procent więcej bramek. Pierwszy gol powinien paść jak najszybciej, nim ludzie jeszcze dobrze zajmą miejsca, nie rzuca się bowiem specjalnie w oczy. Następne dwa winny paść jeszcze w pierwszej połowie, a potem można już odpoczywać na boisku. Chyba coś w tym rodzaju zastosowano w meczu między RFN i Austrią na Mistrzostwach Świata w 1982 roku. Obie drużyny awansowałyby do drugiej rundy turnieju, jeśli niemiecki zespół wygrałby to spotkanie 1:0. Reprezentacja RFN strzeliła bramkę w dziesiątej minucie i reszta meczu wyglądała jak trening (...) Hill, analizując swoją bazę danych, odkrył, że w meczach ustawionych liczba goli jest większa właśnie w pierwszych dziesięciu minutach i spada w ostatnich dziesięciu minutach spotkania. Grad bramek w ostatnich minutach może charakteryzować nieudany przekręt.

Dziwni ludzie w branży piłkarskiej

Wśród osób działających w branży piłkarskiej można spotkać wielu dziwnych, by nie rzec - podejrzanych ludzi. Niejednoznacznych, z „interesującą” biografią. Przykładem może być Pietro Allatta, belgijski agent, prowadzący interesy niektórych piłkarzy, m.in. bramkarza Silvia Proto. Ciekawa jest już sama przeszłość Allatty. Był współpracownikiem, a potem konkurentem w branży budowlanej Camela Bongiorna, byłego szefa włosko-belgijskiej mafii, faceta, który wrogów lubił rozpuszczać w kwasie (przykładem sprawa zamordowanego w ten sposób dziennikarza Stephane’a Steinera). W kwietniu 1988 roku pod ziemię zapadł się pewien bramkarz, przyjaciel Pietra Allatty. Nigdy go nie odnaleziono i nie wyjaśniono zagadki owego nagłego zniknięcia. Allattę wymiar sprawiedliwości dopadł na sprawach oszustw podatkowych. Nie spędził on jednak w więzieniu ani jednego dnia. Wyrok na koncie i znajomości z włoskimi mafiosami nie przeszkadzały mu być menedżerem piłkarskim, posiadającym oficjalną licencję agenta FIFA, uzyskaną w... Togo. Równie nieobciążająca była dla niego współpraca z tajemniczym chińskim biznesmenem Ye Zheyunem, którego celem stało się skorumpowanie futbolu europejskiego. Allatta pomógł mu nawiązać kontakty z drużynami z ligi belgijskiej, sam zaś Zheyunem zainwestował w pewną drużynę fińską. Chiński biznesmen wpadł poprzez nadmierną słabość do młodej dziewczyny, ale zdołał skutecznie zniknąć z oczu europejskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

Bernard Tapie był prezesem Olimpique Marsylia. Zrobił wiele, zwłaszcza rzeczy niezgodnych z prawem, by jego klub odnosił sukcesy. Był powiązany z naprawdę niebezpiecznymi ludźmi. Jednym z nich był korsykański biznesmen, Andre-Noela Filippeddu, którego partnerem był z kolei osławiony szantażysta i szmugler heroiny, Francis Vanderberghe. Inną osobą związaną z Korsykaninem był Dominique Rutily, prezes Calvi, trzecioligowego klubu z Korsyki, który zginął w 1996 roku w strzelaninie wyglądającej na wyrok mafijny tuż po zakończonym meczu Calvi. Skoro w interesy prezesów klubu i samego klubu zamieszane są tacy ludzie, trudno się dziwić, że zamknięcie ust i milczenie wydaje się najlepszym sposobem na przetrwanie.

Wiele postaci ze świata piłkarskiego, działaczy, sponsorów, inwestorów prowadzi podejrzane interesy. Niektórzy z nich są postaciami ze świata zorganizowanej przestępczości. Wydaje się, że władz organizacji piłkarskich specjalnie to nie interesuje. Kiedy trzeba, bagatelizują, kiedy trzeba - milczą lub tylko symulują działanie. Gangsterzy wybielają swój wizerunek, wchodząc w świat zawodowego futbolu. Najpierw przejmują zasłużony klub albo wiążą się ze sławnym zawodnikiem. Z „kontrowersyjnego biznesmena” przeradzają się w „barwnego człowieka biznesu”, a gdy drużyna albo zawodnik zdobywają mistrzostwo, stają się „członkami zarządu”.

17 lipca 1994 roku na stadionie Rose Bowl w Pasadenie miał miejsce finał piłkarskich Mistrzostw Świata. W loży dla VIP-ów zasiadała międzynarodowa śmietanka towarzyska - m.in. Pele, Al Gore, Henry Kissinger. Wśród nich był Anzor Kikaliszwili. Zarówno komórka dochodzeniowa Kongresu Stanów Zjednoczonych, jak i Federalne Biuro Śledcze (FBI) uznawały go za jednego z najważniejszych rosyjskich gangsterów. Był on członkiem rządu komunistycznego, a po upadku Związku Radzieckiego został przewodniczącym organizacji Stowarzyszenie „Wiek XXI”. Stowarzyszenie to miało pecha do przewodniczącego. Ostatniego z nich zabiła kula snajpera. Jego poprzednika zamordowano w mafijnej strzelaninie. W czasie finału MŚ Kikaliszwili czuł się swobodnie w towarzystwie Joao Havelange’a, prezydenta FIFA, oskarżonego w Brazylii o koneksje z najbardziej osławionym capo w kraju, Castorem de Andrade, szefem nielegalnej sieci hazardowej, której wartość szacowano na dwa miliardy sześćset milionów dolarów. Nieopodal siedział Wiaczesław Kołoskow, ówczesny prezydent Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej, organizacji borykającej się z problemem mafijnych zabójstw na zlecenie. Juana Jose Belliniego, prezydenta Kolumbijskiej Federacji Piłki Nożnej, zabrakło - nie mógł przybyć tego popołudnia, gdyż jeden z piłkarzy kolumbijskiej drużyny narodowej został zastrzelony po powrocie zespołu z Mistrzostw Świata. (...) FIFA to organizacja, która kieruje światowym futbolem. Wszyscy wspomniani mężczyźni byli albo członkami FIFA, albo gośćmi specjalnymi największego piłkarskiego spektaklu na świecie.

Nie tylko Azja

Ustawianie meczów zdarzało się zawsze. Można to wyczytać z licznych książek i dokumentów. Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu (IFFHS) dokonała niedawno, po siedemdziesięciu latach pewnego odkrycia: ustalono, że mecz eliminacyjny do Mistrzostw Świata w 1934 roku między Grecją a Włochami został ustawiony przez urzędników Mussoliniego, którzy za wszelką cenę dążyli do sukcesu swojej drużyny. Meczami handlowano w lidze, która cieszy się do dziś reputacją najuczciwszej na świecie, czyli w angielskiej Premier League. Harry Gregg, jeden z nielicznych ocalałych z katastrofy lotniczej zawodników Manchester United, podał pewne fakty w swojej autobiografii Harry’s Game. Lata pięćdziesiąte, zwane "Złotym Wiekiem futbolu" okazały się mieć swoje czarne owce, podobnie jak lata sześćdziesiąte. Niektórzy zawodnicy mówili o tym - bądź pisali - na ogół po latach. Jeden z nich, Trevor Ford, sam przyznał się do uczestniczenia w kilku futbolowych szwindlach. Co ciekawe, nie miał poczucia winy, uważał, że to chciwość władz nie zapewniających zawodnikom godziwych zarobków zmusiła ich do brania łapówek. Na pewien czas zakazano mu gry w lidze angielskiej. Grał w Holandii, ale w końcu wrócił do domu i do końca kariery grał w Anglii. Brian Clough - reprezentant Anglii i późniejszy trener - wspominał specyficzne zachowania obrońców ze swojej drużyny podczas ustawionych meczy i skutki ich zachowania. O korupcji zresztą wspominali nie tylko zawodnicy. Alan Hardaker był sekretarzem rozgrywek ligi angielskiej. Podczas pełnienia tej funkcji zawsze stanowczo zaprzeczał istnieniu problemu korupcji w lidze. We wspomnieniach przyznał jednak, że była ona w lidze powszechna. W latach sześćdziesiątych dziennikarz Michael Gabbert wraz ze sprawozdawcą sportowym Peterem Camplingiem odkryli masowe ustawianie meczy w lidze angielskiej. Efektem serii opublikowanych przez nich artykułów było skazanie dziesięciu graczy, z których czterech odsiedziało wyroki w więzieniu. Dziennikarze ujawnili istnienie siatki graczy powiązanych z ludźmi robiącymi przekręty. Pośrednikami byli ekspiłkarze. Alan Hardaker i inni działacze w ramach wdzięczności wobec dziennikarzy za ujawnienie owej afery usiłowali zakazać im wstępu na wszystkie stadiony. Główną przyczyną rozpowszechnionej w lidze angielskiej korupcji w tamtym czasie były być może nędzne dochody i warunki pracy zawodników. A może także, jak podkreślał zwłaszcza Harry Gregg, istnienie w sporcie zwykłych łajdaków, ludzi, którzy dla pieniędzy zrobiliby wszystko. Takich, niestety, spotyka się wszędzie.

Ustawiano mecze w okresie określanym jako złoty, ale dochodziło również do ich ustawiania w jednej z najgorszych lig europejskich, i to w czasach jej upadku. W 2004 roku Bałtika Kaliningrad grała w rosyjskiej Pierwszej Dywizji, czyli tamtejszej drugiej lidze. Zespół był zagrożony spadkiem. Ludzie z tajnych służb nagrywali rozmowy prezesa klubu Czepiela, które trafiły do pewnego lokalnego tygodnika, gdzie je opublikowano. Pokazały one smutne oblicze rosyjskiej korupcji - nie tylko kupowanie meczy, ale również płacenie różnym drużynom za to, by grały uczciwie przeciw niektórym zespołom. Największy ból głowy prezesowi Czepielowi sprawiało rozeznanie, które zespoły mogą kupować mecze i czy rywale jego drużyny o miejsce w lidze zamierzają grać uczciwie czy nie. Dziwne? Tak, dziwny jest ten świat. Dziwniejsze jest to, że Czepiel nie poniósł żadnych konsekwencji, za to dziennikarz, publikując zbyt wiele demaskatorskich artykułów, wylądował w końcu w ciężkim więzieniu. Tak zresztą kończy się wiele spraw na świecie. Dociekliwi dziennikarze są zastraszani, pozywani, próbuje się im ograniczać wstęp na stadiony. Detektywów odsuwa się od spraw, a tych, co się do czegoś przyznają, karze z zadziwiającą bezwzględnością.

Dziwnym przypadkiem było ustawienie meczu w 1993 między Olympique Marsylia z Valenciennes FC. Olympique był zdecydowanym faworytem, ale jego władze zdecydowały się i tak na namówienie kilku zawodników Valenciennes na odpuszczenie meczu. Chciano bowiem ułatwić sobie życie, a być może zaoszczędzić zawodnikom wysiłku i ryzyka kontuzji, istotnego wobec zbliżającego się w kolejnym tygodniu bardzo ważnego meczu. Być może dodatkowo chroniono nieomal pewny sukces przed jakąś przykrą niespodzianką. Można zatem korumpować nawet w przypadkach pozornie oczywistych.

Jak zapewnić sobie przychylność sportowca

Na to pytanie odpowiada Michael Franzese, syn otoczonego złą sławą płatnego mordercy Johna „Sonny” Franzesego. Michael został capo rodziny Colombo w Nowym Jorku jeszcze przed trzydziestką. Emanują od niego inteligencja, siła i niebezpieczeństwo. Również wiedza. Sportowcy lubią hazard, są pewni siebie i uwielbiają ryzyko. Prędzej czy później wpadają w tarapaty. I o to chodzi. Wtedy należy się z nimi zaprzyjaźnić, poznać ich upodobania i słabe strony. Narkotyki? Proszę bardzo. Słabość do blondynek? Nie ma sprawy, potem łatwiej poprosić o odpuszczenie meczu. Można podsunąć kobietę, która udaje, że zaszła w ciążę lub zorganizować balangę w noc przed spotkaniem. Kłopot jest tylko z dostępem do strzeżonych zawodników. Można próbować uzyskać oficjalne stanowisko w klubie, załatwiać sobie pokoje w hotelu na tym samym piętrze co drużyna, korzystać z pomocy prostytutek. Można wynająć kogoś, kto się z nimi skontaktuje, skorzystać z pomocy byłego zawodnika, właściciela klubu, w którym bywają czy ulubionego lokalu. Trzeba poznać zawodników. Można stosować wobec nich powoli działającą zasadę „fałszywej bliskości” albo szybszą - bezpośredniego podejścia. Propozycje finansowe składa się neutralnym językiem, sprawiając wrażenie, że to nic złego. Stosuje się bonusy za dobrą grę. Mają one wprowadzać pewien klimat i wiązać długoterminową umową. Sięgnięcie po jakiekolwiek pieniądze od oszustów powoduje nieodwracalny skutek. Tacy zawodnicy są już w ich rękach i - co ciekawe - nagle zmienia się stosunek do przekupionego sportowca. Cóż, tego, kogo można kupić, trudno szanować. Z drugiej strony - w tym momencie najbardziej liczy się już biznes i na nim trzeba się skoncentrować.

Sztuka zarabiania i sztuka płacenia

Bukmacherom chodzi nie o wynik meczu sam w sobie. Im chodzi o maksymalizację zysku. W istocie mają miejsca dwa rodzaje przekrętu: ustawia się wynik meczu i wpływa na to, jak wyglądają kursy. W tym drugim przypadku trzeba obserwować, jak reaguje rynek hazardowy, stawiać pieniądze tak, aby przynosiły maksymalny zysk, a potem upewnić się, że zawodnicy zapewnią odpowiedni rezultat.

Po ustawionym meczu trzeba wypłacić „honorarium” tak, by nie wzbudzać podejrzeń. Można opłacić je np. wygrywającymi losami loterii, co było stosowane w Malezji. Organizatorzy przekrętów odkupywali je od zwycięzców, a potem przekazywali skorumpowanym piłkarzom. Sami zawodnicy mogą obstawiać wyniki, co wpływa na nich mobilizująco i powiększa dodatkowo pulę wygranej. Najczęściej jednak w grę wchodzi przekazanie gotówki. Pieniądze na „drobne wydatki” przekazuje się przed meczem, główną pulę zawsze po meczu, na neutralnym gruncie - w knajpie lub w dyskotece. Dba się o dodatkowe „prezenty” dla nieuczciwych zawodników, np. kobiety - opłacone luksusowe prostytutki. Ma to zapewnić swoistą rekompensatę psychologiczną odczuwającemu jakiś dyskomfort zawodnikowi.

Przekupywanie arbitrów

Ljubomir Barin, Chorwat, latami pomagał w ustawieniu meczów Pucharu Mistrzów dwóm francuskim drużynom - Girondins Bordeaux i Olimpique Marsylia. Współpracował, również jako agent, z innymi wielkimi europejskimi klubami, np. z Bayern Monachium. Dbał o arbitrów, stwarzał sprzyjającą atmosferę przed meczem, zapewniał odpowiednie zakwaterowanie, wręczał prezenty. Pieniądze na nie pozyskiwano głównie dzięki kreatywnej księgowości. Na przykład dwukrotnie zawyżano kwotę za transfer piłkarza i już fundusz łapówkarski został odpowiednio zasilony. Stworzono dzięki niemu sieć tajnych rachunków bankowych w całej Europie. O szczegółach Barin opowiedział prokuratorowi po aresztowaniu i kilkumiesięcznym pobycie w celi. Przed ważnymi meczami pucharowymi sędziom zapewniano ekskluzywne usługi seksualne. Wśród sędziów cieszyły się one wielkim zainteresowaniem. Z zeznań Barina, jak również ze wspomnień innych arbitrów wynika, że w latach osiemdziesiątych dbanie o przychylność sędziów było rzeczą normalną. Drogie prezenty i kobiety umilające im samotne wieczory przedmeczowe należały nieomal do dobrego tonu. Według anonimowych działaczy UEFA sprowadzanie kobiet do pokojów hotelowych arbitrów stało się powszechnie przyjętą praktyką. Uznawano to za swoisty przejaw nadmiernej gościnności.

Declan Hill doświadczył na samym sobie jak działa metoda podsuwania kobiet sędziom. Spotkał się w Singapurze z biznesmenem Ong Kheng Hockiem skazanym niegdyś za ustawianie meczów. Odbyli rundę po knajpach, wypijając sporo alkoholu. Wokół kręciły się kobiety, proponując swoje towarzystwo. Znały Onga i traktowały Hilla jako jego przyjaciela. Solidnie pijanym Declanem zajęła się na polecenie Onga atrakcyjna Annie i jej przyjaciółka Karen. Nawet się nie spostrzegł, jak obmacywał i pieścił się z dwiema kobietami. Gdy doszedł do siebie, wyraźnie poczuł na własnym przykładzie, na czym polega wykorzystanie seksownych kobiet i alkoholu do korumpowania sędziów.

Czy ów proceder związany z seksem jako formą wpływania na ważne osoby trwa nadal? Działacze twierdzą, że nie. Jak jest naprawdę? W 2005 roku czterech sędziów oskarżyło innego, Niemca Roberta Hoyzera, o współudział w oszustwach. Ten początkowo zaprzeczał, ale po namowach swojej dziewczyny przyznał się do korumpowania i ustawiania spotkań. Hoyzer, który jako jedyny poniósł karę więzienia, zeznał, że zabieranie sędziów przed meczem na wycieczki po burdelach było zwyczajną praktyką ze strony działaczy klubowych.

Większość poważnie zapowiadających się śledztw kończy się stosunkowo niewielkimi wyrokami, spełza na niczym z powodu niewiedzy i niekompetencji. Oszuści z Azji skutecznie wyprowadzają w pole związki piłkarskie, legalnie działające firmy bukmacherskie i policję. Legalny biznes hazardowy zmienia się mocno z powodu Internetu i możliwości zakładów zawieranych poprzez sieć. W grę wchodzą niesamowite pieniądze. Internet z jednej strony umożliwia śledzenie tego, co się dzieje na bieżąco, z drugiej podejmowanie działań w ostatniej chwili - i to na odpowiednio dużą skalę. Obecnie jednym kliknięciem myszki każdy może jednocześnie obstawić zakłady u kilku różnych bukmacherów z całego świata. A jeśli zachowa się minimum ostrożności, nikt się o tym nie dowie. Sieć służy zarówno stróżom praworządności, jak i przestępcom. Kwestią jest tylko wykorzystanie możliwości, jakie daje. Niestety, jeśli nawet legalny rynek hazardowy odkryje, że jakiś mecz został ustawiony, w praktyce niczego to nie zmienia.

Pouczająca historia Pala

Rajendan Kurusamy to geniusz: w ciągu kilku lat zdołał przejąć kontrolę nad ligą malezyjsko-singapurską z rąk tradycyjnych gangów zajmujących się wyścigami konnymi. (...) Nie jest agentem zawodników i ich umiejętności mało go obchodzą. Nie nosi szykownych garniturów. Utrzymuje, że jest półanalfabetą. (...) Ale Pal przypuszcza, że w kwestii natury ludzkiej mógłby nauczyć kilku rzeczy profesorów psychologii. Po pół godzinie rozmowy może powiedzieć, czy dany zawodnik weźmie łapówkę. Pal to człowiek, którego boją się policjanci. Niebezpieczny bukmacher. Człowiek chwalący się, że potrafi ustawić każdy mecz, a przynajmniej kiedyś to potrafił. O jego możliwościach pośrednio świadczyły zeznania, z których wynikało, że przyniosło mu to szesnaście milionów dolarów w ciągu pięciu miesięcy. Obietnice, odpowiednio sformułowane groźby, podsuwanie kobiet (W ten sposób kupujemy ich serca) - to wszystko stosował Pal. W 1998 roku trafił on do singapurskiego więzienia za ustawianie meczów. To nie jest miejsce dla mięczaków, okrucieństwo i brutalność są tam na porządku dziennym. Pal doskonale sobie poradził. Udało mu się przekupić strażników i przeszmuglować do środka telefon - od tej chwili był urządzony. Pracował z więzienia, nadal robił zakłady i ustawiał mecze w Europie, w Mistrzostwach Świata, spotkania międzynarodowe. Podobno ustawił mecz Kamerunu podczas finału MŚ w 1998 roku. Czy to prawda? Wszystko wskazuje na to, że tak.

Czy wszystkie mecze są ustawione? Czy przekręty zawsze się udają? Czy rzeczywiście oglądanie meczu piłki nożnej z zachwytem nad umiejętnościami zawodników jest kompletnie bez sensu? Oczywiście - nie. Potwierdza to Declan Hill, pisząc, że w sporcie

(...) zdarzają się rzeczy, które inspirują nas do tego, byśmy stawali się lepsi, niż w gruncie rzeczy jesteśmy: niech to będzie Liverpool i jego niesamowity comeback w finale Ligi Mistrzów; albo odwaga zawodników Manchesteru, którzy przeżyli katastrofę lotniczą i starali się wygrać Puchar Anglii dla swoich zmarłych kolegów; albo narciarski mistrz marznący tylko po to, aby pozdrowić najsłabszego z rywali.

Ustawianie meczy niweczy to wszystko. Przekręty rujnują ideały i marzenia, zamieniając sport w jeszcze jeden przewidywalny bzdet.

 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Declana Hilla Przekręt. Futbol i zorganizowana przestępczość, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Officyna.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - hajduczek
hajduczek
Dodany: 2017-01-12 13:20:36
0 +-
Jakże piękne i dobitne hasło w tytule artykułu:) Wiadomo, że mecze "czasem" sa ustawiane, niestety. Sport to już nie hobby i dobra zabawa, ale przede wszystkim zysk dla jednego lub drugiego...
Avatar uĹźytkownika - violabu
violabu
Dodany: 2014-11-07 10:15:33
0 +-
Straszne, straszne. Instytucja meczów dawno przestała być grą fair play.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Szepty jeziora
Grażyna Mączkowska
Szepty jeziora
Pokaż wszystkie recenzje