Pax Americana - Jak zmieniał się świat po zakończeniu drugiej Wojny Światowej

Data: 2005-11-21 20:37:19 Autor: Sagittarius
udostępnij Tweet

Początek i pierwsza połowa lat 90-tych charakteryzowała się całkowicie nową międzynarodową sytuacją polityczną- kolos radziecki był już po Puczu Janajewa i władzę objął Jelcyn - w Rosji pierwszy raz w jej dziejach zaczynała się budzić demokracja; Układ Warszawski i blok wschodni przestały istnieć a RFN i NRD zjednoczyły się (a ściślej RFN wchłonęła NRD). Diametralna zmiana sytuacji międzynarodowej i faktyczny kres pewnej ery zaowocował w politologicznym świecie naukowym kilkoma ciekawymi teoriami, które miały za zadanie odpowiedzieć wszystkim zainteresowanym- i co teraz będzie? Najbardziej znane i rozpowszechnione stały się dwie teorie - obie skonstruowane przez amerykańskich politologów - Francisa Fukuyamę i Samuela Huntingtona.

Początki Pax Americana - "Koniec Historii"

Fukuyama wydał książkę pod wiele znaczącym tytułem "Koniec historii" w której to rzeczowo i konsekwentnie przekonywał, że teraz kiedy komunizm w Europie upadł, Chiny po masakrze studentów na placu Niebiańskiego Spokoju ulegają liberalizmowi gospodarczemu a reszta państw komunistycznych wydawała się być już odizolowana - to nastąpił "kres historii". Zdaniem Fukuyamy, okazało się dobitnie i realnie, że najlepszym ustrojem jest demokracja i dlatego w końcu musiała zatriumfować. Autor dowodzi, że dobiegły właśnie końca wszelkie spory na temat "ustroju idealnego" a czas eksperymentów społeczno-politycznych zakończył się - po prostu można głęboko odetchnąć. Niestety wydaje się, że po 11 września 2002 roku tezy Fukuyamy okazały się ostatecznie płonną nadzieją młodego człowieka, świat nie okazał się tak idealny, jak sobie tego autor życzył i w zasadzie książkę Fukuyamy można już przełożyć do działu 'science fiction' albo 'bajki dla dorosłych'. Drugą zwartą koncepcję przyszłości świata przedstawił Samuel Huntington - w roku 1993 opublikował artykuł, gdzie wykładał swoje koncepcje nie będąc jeszcze pewnym swoich przemyśleń, jednakże w 1996 roku wydał on książkę "Zderzenie cywilizacji", gdzie w sposób bardzo dokładny przekonywał czytelników do swoich racji. Tezy Huntingtona nie były całkiem nowe, jednakże wywołały burzę - świat naukowy podzielił się na zwolenników autora i jego gorących przeciwników. Ogólnie rzecz ujmując - tezy Huntigtona opierały się takich oto założeniach: do 1989 świat był bipolarny a resztę stanowił tzw. Trzeci Świat, który w wielu przypadkach był adorowany lub rzadziej- najeżdżany przez jeden z bloków. Po 1989 został tylko jeden hegemon - USA, który nie miał dla siebie żadnej godnej przeciwwagi- wydawałoby się więc, odtąd USA rządzą światem jako jedyne "mocarstwo o zasięgu światowym", jak wiadomo jednak istnieje teza, że każdy mocarstwo czeka kiedyś zmierzch. Huntington stwierdził, że świat po 1989 dąży do istnienia ośmiu wyrazistych centrów cywilizacyjnych świata - Zachód (Ameryka Północna, Europa i Australia) - który dominuje na świecie; szeroko rozumiana Rosja (czyli konkretnie prawosławie z pomniejszymi krajami prawosławnymi); i dalej - Chiny; Japonia; Indie; Kraje Islamu; Kraje Afrykańskie i Kraje Latynoskie. Zdaniem autora, cała reszta państw i kultur lawiruje gdzieś pomiędzy tymi głównymi ośrodkami a wchłonięcie do 'czołowej ósemki' jest tylko kwestią czasu. Huntington jako pierwszy podkreślił ogromny wzrost roli religii w cywilizacjach jako istotnego czynnika dla przyszłych konfliktów światowych (czyli sytuacja jaka obecnie klaruje się na świecie), państwa wyznaniowe, fundamentalizm i terroryzm - to wszystko zaczyna być poważnym determinantem w stosunkach międzynarodowych.

Pax America, "Koniec Historii" i "Zderzenie cywilizacji", a rzeczywistość

Póki co, Zachód przewodzi na świecie, muzułmanie chcą mieć coraz więcej do powiedzenia, a Chiny podupadłe jeszcze w XIX wieku cierpliwie czekają na swoją kolejką, mocarzem może stać się także cywilizacja hinduistyczna, z kolei słabnie rola Rosji (to zawsze wielka zagadka) i Japonii, Afrykanie tak naprawdę się nie liczą a Latynosi mogą się przyłączyć do Zachodu. Zdaniem autora najwięcej konfliktów będzie mieć miejsce na 'styku' poszczególnych cywilizacji- nazywa to 'wojnami kresowymi' wynikłymi właśnie z różnic cywilizacyjnych, religijnych a także z powodu przeludnienia świata i walki o dostęp do surowców. Huntington podobnie jak wielu innych myślicieli przewiduje 'zmierzch Zachodu'-z powodu- wyczerpania się jego atrakcyjności dla innych kultur, wzrastających problemów społecznych a także kurczenia się terytorialnego, ekonomicznego i ludnościowego. Kluczowym elementem 'przetrwania' są, zdaniem autora, USA- bez których 'reszta' Zachodu jest skazana na stopniowe pożeranie przez inne cywilizacje. Huntington stwierdza na koniec swych rozważań, dość kolokwialnie, że 'albo będzie ład oparty na cywilizacjach, albo nie będzie go wcale'. Poglądy Fukuyamy i Huntingtona przedstawiłem jedynie ogólnie, zawierając kluczowe kwestie a opierałem się na artykule Marka Oramusa 'Współczesne wojny plemion - świat jak piłka futbolowa zszyta z ośmiu kawałków'. Dlaczego o tym wszystkim piszę? - także dlatego, że każdy kto interesuje się stosunkami międzynarodowymi może się zorientować, że wiele z tego co pisał Huntigton z wolna się sprawdza - cywilizacja Zachodu poprzez demokrację, liberalizm i lansowaną 'wielokulturowość' i 'tolerancję', chcąc nie chcąc, staje się przedmiotem coraz większych wpływów cywilizacji, które pretendują do miana decydujących o świecie. Przykład zakazu noszenia chust w szkole przez muzułmanki we Francji jest tu tylko drobnym przykładem, w Arabii Saudyjskiej (notabene kraj, który jest umiarkowanie Amerykanom życzliwy) jest zakaz noszenia krzyżyków na szyi i zakaz posiadania Biblii. Powstaje pytanie czy cywilizację Zachodu stać na 'wielokulturowość', 'liberalizm' i 'tolerancję'?, według pewnych prognoz za 20-30 lat w Europie muzułmanie będą jeszcze mniejszością, ale będzie to największa mniejszość, która będzie miała wiele do powiedzenia. Nawiązując jednak do Ameryki jako istotnego gwaranta 'porządku światowego' i roli 'policjanta globalnego' jaką pełni już od dawna - spotykam się często z dużą niechęcią do USA właśnie jako kraju głupków opychających się hamburgerami i wręcz wyczuwam, że teza, iż 'każde mocarstwo ma swój kres' jest dla nich niczym miód na spragnione usta. Moim zdaniem jest to patrzenie niezwykle krótkowzroczne porównywalne do akcji- zabić Króla! a jak Król już nie żyje, to kto teraz nas obroni i będzie nami rządził, skoro sami nie damy sobie z tym rady? - można powiedzieć 'mądry Polak po szkodzie' ale być może na nieszczęście- chłody stosunek do Ameryki żywią 'europejscy mocarze'. Wszystko jest jeszcze w porządku - 'agresywny islam' stać tylko (a raczej już 'aż') na terroryzm, który zmierza do skali globalnej, bo armii równorzędnej Niemieckiej czy Francuskiej nie wystawią (nie wspominając nawet o Amerykańskiej) - więc póki co można się na USA powyżywać za całokształt. Jak wiadomo, obecnie żadna armia nie wyjdzie na otwarte pole przeciwko Amerykanom- kiedyś taki błąd w bitwie z Rzymianami pod Mons Graupius w Kaledonii (dzisiaj Szkocja) popełnili celtyccy Piktowie - ich poległo 8 tys a Rzymian raptem paręset- wniosek jest taki, że na razie terroryzm jest jedynym środkiem walki z silniejszym wrogiem - właśnie na razie.

Co może się wydarzyć w przyszłości?

Co nas czeka, naszą cywilizację, gdy 'wujaszek Joe' za przeproszeniem 'wyciągnie kopyta'? - Francuzi w pierwszym odruchu się ucieszą, Rosja pewnie też, na pewno ucieszą się Chiny, które póki co wciąż nie mogą równać się w potędze wojskowej z USA. To wszystko oczywiście pewne uproszczenia, gdyż dochodzą jeszcze czynniki ekonomiczne, potencjał ludzki, potencjał naukowy, poziom wykształcenia, poziom dobrobytu, warunki naturalne, surowce i technologia- pamiętać jednak należy, że USA są w nauce traktowane jako 'hegemon dobrotliwy'- dobrotliwy z pewnością dla swoich 'współplemieńców', do którego Polska należy. Pamiętam z zajęć z dr Partyką, na których naprawdę wiele się dowiedziałem nie tylko o historii Polski XX wieku a także o logice i myśleniu w polityce, o umiejętności odcedzenia romantycznych mrzonek od chłodnego realizmu- pamiętam z tych zajęć jedno zdanie, które pasuje do bieżącego tematu- 'musimy starać się zrobić tak, żeby mieć silnego przyjaciela albo protektora, któremu w razie sytuacji krytycznej będzie się opłacać nam pomóc- będzie w tym miał swój egoistyczny interes'. Moim zdaniem Rosja tym przyjacielem być nie może, gdyż Rosja należy właśnie do 'innej cywilizacji', Niemcy? 'waleczna' Francja?, Wielka Brytania ma ogólnie zbyt małe siły lądowe, żeby mogła obronić kogokolwiek w przypadku poważnego konfliktu (mieli duże problemy w 1982 w wojnie z Argentyną o Falklandy- Malwiny). Cóż, chyba faktycznie, chcąc nie chcąc, pozostaje nam Ameryka - a przecież po Morzu Śródziemnym pływa VI Flota Stanów Zjednoczonych - jak tylko sprawić, aby w razie poważnych kłopotów oni mieli interes nam pomagać?- to pytanie na odrębne rozważania. Sam do Ameryki mam uczucia czasem mieszane, ale ogólnie zachowuję umiarkowaną życzliwość- Polska nie leży na księżycu jak się co poniektórym wydaje i nie jest krajem decydującym o losach świata- bez silnego sojusznika nie ma nas w świcie (dawniej z musu ZSRR, teraz z sentymentu USA)- ale fakt jest faktem, pod kogoś 'podwiesić' się musimy i należy odłożyć dumę na półkę a szable włożyć do pochew- jak będziemy się napinać na wszystkich to zostaniemy sami, takie są chłodne realia polityki międzynarodowej. Wracając jeszcze do USA- po 11 września zobaczyłem w tym narodzie jakiś błysk, taki błysk jaki mieli 'ojcowie założyciele' i pierwsi osadnicy- to wszystko co pozwoliło im zbudować najsilniejsze państwo na świecie- Amerykanie podobnie jak my potrafią się sprężać w ważnych momentach- tylko my jesteśmy między Rosją i Niemcami i nie jest nas za wiele a oni mają przyjazną Kanadę na północy i dość biedny i uzależniony Meksyk na południu. Nie będę tu już wnikał w sprawy potraktowania Indian czy niewolnictwa do którego sentyment wciąż unosi się w stanach południowych- bo to temat bardzo szeroki. Będąc realistą i patrząc dalekosiężnie życzyłbym sobie, aby Ameryka była hegemonem światowym jak najdłużej a 'Pax Americana' pomimo poważnych odchyleń od ideału (dążenie od ideału nawet w życiu jednostkowym często bardzo szkodzi, ze względu na nieosiągalność) trwał możliwie długo, gdyż po upadku Ameryki, naprawdę nie wiadomo czy teoria Huntingtona się spełni się w swoich najczarniejszych przewidywaniach. Oby nie. 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje