Nie zazdrośćmy gangsterom! Wywiad z Piotrem Pytlakowskim i Moniką Banasiak
Data: 2016-05-17 22:59:22Zastanawiał się Pan kiedyś nad tym, dlaczego spośród licznych dziennikarzy żona Słowika wybrała właśnie Pana jako autora - czy współautora - książki o sobie?
Piotr Pytlakowski: Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się stało. Może podpowiedział jej moje nazwisko mecenas, który ją reprezentował, a którego znałem już wcześniej? A może czytając moje poprzednie publikacje, uznała, że nie będę napastliwy i zechcę wysłuchać jej wersji zdarzeń? Kiedy rozmawiam z bohaterami moich książek, nigdy ich nie osądzam. To pozostawiam czytelnikom. Interesują mnie motywacje tych ludzi, przyczyny, dla których dokonali swoich wyborów. Ta książka jest subiektywną opowieścią Moniki. Ja tylko czasami dopytuję, aby lepiej zrozumieć tło.
Więc? Skąd wybór właśnie Piotra Pytlakowskiego?
Monika Banasiak: Wybrałam Piotra Pytlakowskiego jako współautora mojej książki ponieważ uważam, że jako jeden z niewielu uprawia on rzetelne i profesjonalne dziennikarstwo, które w moim pojęciu powinno polegać na przedstawianiu czytelnikowi obiektywnej prawdy w sposób pozwalający każdemu na sformułowanie własnych poglądów na dany temat. Czyni on to mądrze i taktownie, nie obrażając nikogo i nie komentując niczego złośliwie i tendencyjnie. Dzięki temu Piotr Pytlakowski jest dziennikarzem piszącym artykuły dla "Polityki", a nie plotkarzem uprawiającym chałturę dla "Pudelka"
Nie miała Pani oporów przed publicznym opowiadaniem o swoich osobistych, czasem intymnych doświadczeniach?
M.B.: Książkę postanowiłam napisać z poczucia obowiązku mówienia prawdy ludziom, których do tej pory okłamywano, konfabulując na mój temat.Poza tym postanowiłam tą książką zamknąć pewien niechlubny rozdział w swoim życiu, a w moim pojęciu nie można zacząć czegoś nowego bez rozliczenia się z przeszłością. Odkrywa się nowe lądy tylko wtedy, jeżeli odbija się od starego brzegu.
Oporów nie miałam, ponieważ to tabloidy i media wywołały mnie do tablicy, bez skrupułów wchodząc z butami w moje intymne życie; licząc mi kochanków w łóżku i pokazując zdjęcia mojej sypialni. W książce tylko prostuję albo weryfikuję te kłamliwe historie.
Pani Monika zburzyła Pańskie wyobrażenie o kobietach z pruszkowskiego świata?
P.P. Myślę, że po napisaniu tej książki znacznie lepiej rozumiem wybory, jakich Monika dokonała, choć wywodziła się z dobrej rodziny, choć jest oczytaną i bardzo inteligentną kobietą. Łatwo popaść w ton dydaktyczny – powiedzieć, że zbłądziła, źle wybrała, przystała do świata niedobrych ludzi i powinna prosić o przebaczenie. Ale świat jest bardziej skomplikowany, nie ma tylko dwóch barw. Temperament Moniki, ta życiowa energia, z którą weszła w dorosłość, dokonały wyboru za nią. Kiedy spotkała „Słowika”, przestał się liczyć rozum, a wyboru dokonało serce. Niektóre kobiety lgną do „złych chłopców”. Monika była właśnie taka. I teraz za stare błędy płaci cenę.
Ślub cywilny z Andrzejem wzięła Pani w Las Vegas, a ślub kościelny w Nazarecie, „w domu Jezusa”, jak Pani pisze w książce. To dwa krańcowo odmienne światy. Las Vegas reprezentuje blichtr i bogactwo, które katolicyzm stanowczo potępia i odrzuca. Pani jednak w obu tych światach potrafi się odnaleźć. Czy nie ma w tym sprzeczności?
M.B.: Człowiek z natury jest grzeszny i próżny, więc wybór miejsc, w których wzięłam ślub, jest właśnie przejawem tych słabości oraz mojego złożonego charakteru i fantazji, z której bezlitośnie jestem rozliczana.
Co do sprzeczności, to przede wszystkim nie ma we mnie hipokryzji, której nienawidzę. Dopiero zachowanie równowagi między sprzecznościami pozwala czynić życie prawdziwym.
Otwarcie przyznaje się Pani do popełnionych w życiu błędów. Czego Pani najbardziej żałuje? Co by Pani zmieniła w swojej przeszłości, gdyby było to możliwe?
M.B.: Oczywiście, że się przyznaję do licznych błędów, które popełniłam w życiu; bez znalezienia w sobie własnych pomyłek i przyznania się do nich, nie można się niczego nauczyć i niczego nie można zmienić. Staram się jednak nie nazywać swoich upadków klęskami, lecz raczej doświadczeniami, z których czerpię naukę, pozwalającą mi na unikanie w przyszłości podobnych problemów. Nie mam już czasu na popełnianie ponownie tych samych błędów. Byłaby to głupota, na którą nie mogę sobie pozwolić.
Ktoś kiedyś powiedział: trzeba szybko i mądrze żyć, bo jest później niż nam się wydaje. Czy czegoś żałuję? Tak. Niewłaściwych wyborów i tego że powinnam bardziej kierować się rozumem, a mniej sercem. I jeszcze tego, że nie dane mi było spotkać w swoim życiu mężczyzny, który chciałby i który by potrafił naprawdę mnie kochać.
Co bym zmieniła? Chyba nic, bo przecież nie można zmienić zapisanego w gwiazdach przeznaczenia. Gdybym nie spotkała mojego byłego męża, Andrzeja, nie byłoby naszego wspaniałego syna, którego kocham niewyobrażalnie i który jest dla mnie najpiękniejszym darem i sensem mojego życia.
Książka, którą napisał Pan z Piotrem Wróblem, nosiła tytuł Mój agent Masa, chociaż Wróbel podczas wywiadu kilka razy zaznaczał, że według policyjnej procedury Masa był raczej informatorem, a nie agentem. Książka o Monice Banasiak nosi tytuł Królowa mafii, chociaż z wywiadu wynika, że nikim takim ona nie była, nie stała na czele mafii i nie wydawała poleceń. Skąd ta przekora w doborze tytułów książek?
P.P.: Tytuł to rzecz techniczna, nie powinien łopatologicznie streszczać treści książki, ale zachęcać do sięgnięcia po nią. Sądzę, że lepiej brzmi „Mój agent Masa” niż „Mój informator Masa”. W gruncie rzeczy to nieistotny szczegół. W języku potocznym współpracownik policji czy służb jest przecież agentem. Królowa mafii nie oznacza z kolei, że to będzie opowieść o kobiecie, która kieruje gangiem, ale że wśród mafiosów zajmowała szczególną pozycję. No i była żoną króla.
Pani Moniko, liczy Pani na to, że życie da Pani kolejną szansę i że jeszcze wróci Pani na szczyt. Jaki szczyt ma Pani na myśli? Co obecnie jest dla Pani najważniejsze?
M.B.: Życie już mi dało szansę, bo jestem po tej stronie i napisałam tę książkę. Jestem na wolności dzięki prawu, które zadziałało właściwie i sądowi, który podjął taką decyzję. Jaki szczyt mam na myśli? Nigdy w moim pojęciu nie byłam do tej pory na szczycie; ktoś mi ten szczyt zbudował czyniąc mnie dla wielu królową mafii, za którą oczywiście nigdy się nie uważałam i nigdy nią nie byłam.
Na jaki szczyt chcę wrócić? Chcę żyć dla siebie, na swój rachunek i dla swojego syna. Jeżeli kiedykolwiek mam się rozliczać ze swojego życia, to tylko przed sobą, bo nikt nie ma prawa mi tego czynić i tylko ze swoich błędów, a nie cudzych, popełnianych na mój rachunek.
Co jest dla mnie obecnie najważniejsze? Wolność, święty spokój i rodzina. Oraz to, aby źli i niewłaściwi ludzie zniknęli z mojego życia na zawsze. By nie interesowali się nim, a zajęli się swoim.
Pani Monika opowiada o tym, że w więzieniu zwanym Kamczatką z lubością czytano książkę „Nowy alfabet mafii”, którą napisał Pan wraz z Ewa Ornacką. Niektórzy czytelnicy mogą niewątpliwie podziwiać i pragnąć naśladować opisywane przez Pana postaci przestępców, niezależnie do Pana konsekwentnej dziennikarskiej bezstronności. Czy nagłaśnianie działalności osób stojących na bakier z prawem może pociągnąć za sobą negatywne skutki?
P.P.: Nie mam takich dylematów. Tym bardziej, że losy bohaterów moich książek nie zachęcają do naśladownictwa, bo przeważnie ci ludzie przegrali swoje życie, a niektórzy je nawet stracili. Im nie ma czego zazdrościć. Piszę o nich wyłącznie dlatego, że są obok nas i warto wiedzieć kim są, oraz dlaczego poszli w złą stronę.
Dodany: 2016-05-30 17:16:57
Dodany: 2016-05-26 10:08:07
Dodany: 2016-05-17 23:18:55